On…

Pan Stanisław nie miał lekko w życiu… Powiecie, że życie już ma to do siebie, że łatwo przez nie, nikt nie przechodzi, więc oszczędzę wam wszystkich jego problemów, które los rzucał mu jak kłody pod nogi… Poza ostatnią kłodą, na której potknąwszy się, już nie wstał i nie poszedł dalej…
Któregoś dnia, jego żona zapakowała do walizki swoje rzeczy i wyszła bez słowa, zostawiając Jego i dwójkę małych dzieci… Już nigdy nie wróciła, zaczęła inne- własne życie, ale przeznaczenie, nie pozwoliło długo cieszyć się Owym życiem… Dosłownie pękło jej serce.
Stasiu był dobrym człowiekiem… Pracowity, oszczędny, cierpliwy, wyrozumiały. Nie nadużywał alkoholu, nie szastał pieniędzmi… Zbiór cnót!.
Jak potrafił najlepiej ziają się dziećmi. Miały wszystko, co potrzebne dzieciną do szczęścia a poza tym, dobrze je wychowywał … Niestety, gdy jego syn skończył pięć lat okazało się, że miał niezdiagnozowaną wcześniej wadę serca (ubytek przegrody między-przedsionkowej)… Wada wrodzona… W przedszkolu źle się poczuł, stamtąd odwieziono go do szpitala…Zmarł w drodze.
Pogrążony w żalu i smutku Stanisław, długo nie mógł się „podnieść”… Ale została o półtorej roku młodsza od jego syna córeczka… Po tragedii która spotkała jej braciszka, pierwszą rzeczą o którą zadbał Stanisław, były badania… Ich wynik był dla niego druzgocący – Jej serce też nie było zdrowe. Cierpiała na tę samą wadę, co jej starszy brat…
Ich życie zmieniło się nie do poznania… Od szpitala do szpitala. Po roku „tułaczki” jego córka wylądowała w klinice z „sztucznym” sercem… Była na liście oczekujących na przeszczep, niestety przez pół roku nie znalazł się odpowiedni dawca… Na dodatek pojawiły się inne komplikacje- Zmarła

Stanisław przez ten rok z okładem, zmienił się nie do poznania. Ratowanie córki pochłonęło wszystko, co posiadał ( Poza domem) ..Oszczędności, samochód…Ziemię… Stracił pracę, stracił chęć do życia.
Kilka razy usiłowałem nawiązać z nim kontakt, za każdym razem kończyło się tak samo – Odejdź chcę być sam!… – Któregoś dnia, spotkałem go na cmentarzu… Przy grobie swoich dzieci i żony. Nie odpowiedział na powitanie. Chwile stał w milczeniu… A Potem z żalem w głosie powiedział .
– Wiesz… Ja się modliłem o to, żeby zmarło jakieś dziecko…Żeby moje mogło żyć dalej.. I pewnie wymodliłem nie jedną śmierć ? I kurwa co z tego!?… Ich karą za to dla Mnie, było to, że swoje serca zabrali z sobą do grobu…
– Nie miałem prawa nic odpowiedzieć… Stałem tak jeszcze chwilę z nim a potem odszedłem bez słowa… Pewnie i tak nie zauważył?
Czasem widzę go na werandzie, jego domu… Wysiaduje całymi dniami, kołysząc się na bujanym fotelu – Patrzy „błędnym” wzrokiem przed siebie…

***

Oddaj.

Nie bój się oddać swojej Miłości,

Tej której już nie przytulisz nie obejmiesz.

Może ktoś potrzebuje bardziej,

jej tętniącego serca?


On siedział na skrzypiącym – Bujanym fotelu.
Pomyślał – I może lepiej?.
Teraz lekko Jej tak…
Choć tylko 21 gramów mniej.
Ciało już nie ma znaczenia…
2 m 10 cm w ziemię, lub spalone w proch.
– Dusza uwolniona!

Kołysząc się w przód i w tył.
Wpatrywał się w sufit – Szukał;
– Może akurat dostrzegę , jakiś obłok, mgiełkę…Mgnienie?
– Nie zdążyłem bajki do końca opowiedzieć,
chociaż morał usłysz , proszę!
– Tyle zabaw ominęło Mnie i Ciebie…
– Czekam na znak – Czy dobrze Ci tam w Niebie?

Stary fotel jęczał żałośnie,
bo On nie miał już łez by płakać;
– Nie było serca Innego dla Ciebie,
nie chcieli oddać nie swoich,
choć im samym niepotrzebne…
Nie chcieli dać zgody na życie!

***

Odwiedziłem naszego wspólnego „bohatera” jednej z moich historii. Przypadek zrządził, że powierzono mi , pewną sprawę do załatwienia, która wymagała delikatności… – Kto jak nie Ja!. Więc, pełen niepewności uchyliłem ogrodową furtkę do jego ogrodu, ta niepewność, nie opuściła mnie aż do frontowych drzwi jego domu… Pukałem… Bez odzewu, więc nacisnąłem na klamkę – Drzwi się uchyliły bez najmniejszego dźwięku… Bez oporu , jakby dawały do zrozumienia ; Wejdź! .
… W ciemnym korytarzu głośno spytałem – …Przepraszam, czy jest Tu Ktoś? – Nikt nie odpowiedział. Na wprost wejściowych drzwi, były drugie… Podszedłem otwierając je. Za nimi znajdował się „salon”. Ponuro wyglądające wnętrze. Mroczne, przez pozaciągane zasłony, wnętrze przytłaczały walające się części garderoby… Były porozrzucane, zapomniane , ciśnięte w jakiekolwiek miejsce, byle dalej od rąk… Za kolejnymi drzwiami usłyszałem plusk cieknącej wody z kranu, podszedłem. On stał z maszynką do golenia w jednej dłoni, drugą badał strukturę twarzy w lustrzanym odbiciu, bełkocąc; – Pomyłka? – Zamyślił się…. – Całe dotychczasowe życie było właśnie Nią – Jedną wielką pomyłką! . – Ciągnął dalej. – Może w ogóle nie miałem narodzić się?. Wtedy nie byłoby życia i błędów…Ale przecież wtedy nie byłoby też Mojej świadomości! … – Tu odwrócił się do mnie. – Dzień dobry!… Nie prosiłem „wejdź” bo i tak wiedziałem, że wejdziesz …Usiądź , jeśli jest gdzie? – Zaproponował wpatrując się w swoje odbicie. Nie usiadłem… Nie było na czym. On nadal prowadził Swoją konwersację z odbiciem w lustrze ; – Błędem jest Moje myślenie? – Bezmyślni nie żałują… Nie wyciągając wniosków z pomyłek.. Cierpię nadal, zatrzymując się w jednym miejscu i czasie?… Czy nie przywiązują uwagi do miejsc i dat?. – Tu znów wzrok skierował na mnie; – Wiem, wiem po co przyszedłeś… Już będę gotowy! – Przeciągną maszynką do golenia po jednym policzku a potem mocząc ją w umywalce, włożył do stojącego kubeczka… Przecierając twarz wymiętoszonym i brudnym ręcznikiem , rzucił – Już się spakowałem!… Tylko to, co niezbędne! – Nie zauważyłem w tym bałaganie torby podróżnej… Czy jakiegokolwiek „tobołka”… – Gdzie to wszystko zostawiłeś?.- Spytałem – ..Pomogę Ci zabrać… – A nie, nie… Właściwie wspomnienia są moje!… Nie podźwignął byś ich! – Uśmiechnął się ironicznie… To co niezbędne mam w pamięci… Piżamę mi tam chyba dadzą? – Dodał również ironicznie.
– Nie wygłupiaj się i spakuj co potrzeba… Kiedyś przecież wyjdziesz ze szpitala – Odpowiedziałem w pełni zdając sobie sprawę z tego, że tak będzie. On jednak od razu zauważył; – …, Że co, szpital?… Myślisz, że mnie wyleczą , przecież to nie fizyczny ból!… Taki leczą tylko w „psychiatryku”. – Oj! Nie zaczynaj, pokaż gdzie masz piżamę !..Przerwałem Mu… Nie pokazał, zaczął znów przeglądać się w lustrze ; – Szukaj! – Syknął – Wybierz coś „fajnego” do ubrania… No przecież będziesz mnie odwiedzał!?.

***


Pacjent nr.1

Właściwie, nie miał co pakować
w podróż Swojego Życia.
– Każdy jego aspekt miał w głowie,
posegregowany.
W skoroszytach wspomnień od „A” do „Z”.
On jednak, najczęściej
wyciągał teczkę z bólem i cierpieniem…
Choć znał tekst na stronach,
to czytając półgłosem, kolejny raz,
próbował wypatrzeć jakiś błąd w druku;
– … Przecież nie ma idealnych scenariuszy!

Właściwie, to” pomyłką” można
nazwać tę podróż…
– Gdzie Mi będzie tak dobrze?.
… Domatorem własnych myśli
się zrobił.
Wokół znane kąty.
Twarz w lustrze znajoma.
… Pajęczyna wspomnień.

Znane lęki i trwogi.
-Stary ból, jakoś boli mniej!
… I czy Ktoś pytał, czy ja chce zapomnieć?

(Obie historie zostały  opublikowane  09,07,2020  oraz 12.09.2020 na forum ” Barcislandi”.. Tu razem, bo stanowią „całość” …)

4 komentarze do “On…”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *