W październikową noc, mokrą i zimną z białymi płatami śniegu w zakamarkach chodnika , szły dwie osoby – Starsza Pani a obok niej jej wnuk. Pani Halinka obejmowała swojego wnuka… Nie , to nie był objaw czułości , najzwyczajniej w świecie przepełniał ją strach, bała się wychodzić wieczorami z domu. Piotr – Wnuk starszej Pani nie był już małym dzieckiem a młodzieńcem o solidnej budowie ciała, więc jego babcia czuła się wtulona w niego ,bezpieczniej. Oboje szli na ostatni tego wieczoru Tramwaj linii 11 z centrum na peryferie miasta. To tam, gdzieś poza blaskiem miejskich świateł, stał jej dom. Ostatni kurs był o 23,50, oboje wyszli wcześniej z mieszkania jej córki , choć mieli kawałeczek do pętli tramwajowej. Pani Halina z racji swojego wieku, nie stawiała tak pewnych każdego stąpnięcia kroków ,jak jej wnuk- Więc szli powoli. W miejscu gdzie kończyła się ulica – Obok ronda był przystanek. O tej porze, zawsze gromadziło się na nim sporo osób. Wszyscy ci, którzy z różnych powodów nie wyrwali się jeszcze z śródmiejskiej dżungli. …To była ich ostatnia szansa. Gdy tam dochodzili, w gęstym od mgły półmroku, pojawiły się białe płatki śniegu na przemian z deszczem;
– Wiesz Piotruś, może stańmy pod wiatką?
– Dobra Babciu– Odparł chłopak, chwytając babcię pod ramie i zaczął przebijać się przez niewielki tłumie ludzi , do przeszklonej wiaty przystankowej.
Jego postura w zupełności wystarczała, by stojące na ich drodze osoby, ustępowały im miejsca, ale Piotr i tak , raz po raz mówił głośnie „Przepraszam„. Gdy już stali w osłoniętym od Jesiennej pluchy i wiatru miejscu, jakaś młoda dziewczyna z uśmiechem na ustach poderwała się z ławeczki;
– Proszę niech Pani sobie usiądzie, jeszcze chwila do odjazdu…
– O jak miło Moje dziecko! – odparła Halina a potem patrząc na Piotra półgłosem dodała – Widzisz , takiej dziewczyny sobie poszukaj!
Młoda osóbka, była ubrana w granatowy płaszczyk z kapturem. Na płaszczu lśniły białe, wielkie guziki aż pod samą szyję, która owinięta była białym szalem. Spod zarzuconego kaptura na głowę, patrzyła na nich okrągła, uśmiechnięta buzia z raz po raz, opadającymi kosmykami czarnych włosów na czoło.
– Pannica jak się patrzy! – dodała babcia.
Gdyby nie ciemności, na twarzy Piotra dałoby się w tym momencie zauważyć rumieńce wstydu. Nic nie odpowiedział , jego twarz spłynęła grymasem zażenowania . Piotr z natury był bardzo nieśmiałym młodzieńcem. …Jego wygląd nie pokrywał się z jego charakterem. Był studentem 5 roku na Wojskowej Akademii Technicznej o kierunku mechatroniki. Większość czasu po zajęciach , spędzał przed swoim komputerem poszerzając swoją wiedzę, lub na siłowni hartował swoje ciało i ducha przeszłego żołnierza… Skromny, spokojny, cichy. Nie miał wielu kolegów z którymi mógłby się włóczyć po mieście. …I nie za bardzo miał czas, na szukanie „dziewczyny” , co oczywiście często wytykała mu babcia. Ona właśnie poprawiała swoją wełnianą czapkę z pomponem , naciągając ją jeszcze bardziej na uszy;
– Strasznie zimno się robi – wymamrotała.
– Mogliśmy te parę minut posiedzieć jeszcze w domu Babciu.
– Oj Piotruś!. … Wiesz, że ja zawsze wole przyjść wcześniej niż za późno.
– Wiem, wiem – odparł uśmiechnięty
Znał wszystkie powiedzonka swojej Babci. To Ona, miała przecież duży wkład w jego wychowanie, gdy oboje rodziców pochłonięci byli pracą zawodową . Zapamiętał nie tylko jej powiedzonka, ale i inne życiowe mądrości, które mu wygłaszała. …I często się nimi kierował.
– Masz bardzo fajna babcię – rzuciła obserwująca ich dziewczyna która ustąpiła miejsca.
– Fajną!?… Nie!. Babcia jest kochana – odparł Piotr.
– O widzisz , widzisz… – wtrąciła babcia – Pora by poza rodzicami i Mną, pokochać kogoś innego…
– Babciu!? – Znów zarumienił się Piotr.
Dziewczyna roześmiała się prawie w głos. Nie ma co ukrywać – Spodobali się jej oboje!. Właściwie to Piotr więcej, ale razem stanowili coś, czego brakowało dziewczynie. Tym czymś, była ta więź między babcią a wnuczkiem, którą dało się zauważyć.
– Ja niestety nie pamiętam Babci – odparła smutno – Byłam za mała , by ją zapamiętać, nim umarła.
– Jak chcesz pożyczę Ci Moją… Na chwile tylko . Ale uważaj czasem bywa nieznośna …
Teraz już cała Trójka, parsknęła tłumionym śmiechem.
– No popatrz Moje Dziecko jaki wyrodny wnuk – odparła rozbawionym głosem Halina.
– Emila mam na imię – sprostowała młoda kobieta – …Nie pamiętam, kiedy ktoś mówił do mnie „Moje dziecko” z taką wrażliwością w głosie.
– Wrażliwością!?. – zdziwiła się Starsza Pani – Z nietłumioną sympatią to na pewno. …Emila – ładne imię prawda Piotrusiu?
Tu babcia popatrzyła , na swojego wnuka, jakby dając mu do zrozumienia „Bierz się za amory!”. Wnuk doskonale zrozumiał o co babci chodzi;
– Babciu nie zaczynaj znowu! – Odburknął a potem już łagodnym tonem zwrócił się do Emilii
– Babcia koniecznie chce mnie wyswatać…
Na twarzy dziewczyny pojawiły sie promienie słońca radości, ciepłe i soczyste;
– …No ja nic przeciwko temu nie mam! – odparła uwalniając te słoneczne rozbłyski .
Tym razem już nie tłumiła śmiechu, parsknęła nim, przyciągając tym samym uwagę ludzi stojących dookoła. Pomimo ciemności na twarzy Piotra było widać różową poświatę a w oczach jego babci, łzy radości. Lecz Owa chwila nie trwała długo, bo zza przeźroczystej ściany wiaty, o którą opierała swoje plecy Babcia Halina, dobiegł inny śmiech, gromki, nachalny i szyderczy. Starsza Pani spojrzała za siebie. Za jej plecami, kilkanaście metrów od miejsca w którym siedziała , na chodniku skweru stała latarnia a pod nią siedział mężczyzna. Ubrany w grubą pikowaną kurtkę, która była nieco sfatygowana. Na głowie miał czapkę, podobną do czapki Haliny a odziane dłonie w grube wełniane rękawiczki z dziurami na palcach, przyciskały do ciała jakieś zawiniątko. Światło latarni padało na jego postać. Na zarośniętej i brudnej twarzy, nie było widać jednak strachu. Obok stało czworo młodych mężczyzn, właściwie nastolatków.;
– No Boguś..Pokaż co tam kurwa masz!?… Ty mendo społeczna!
Wykrzykiwał jeden z nich, szarpiąc za Owo zawiniątko. Lecz człowiek ani na chwile nie myślał dobrowolnie oddać swojego tobołka.
– Popierdoliło Cię!?. Dawaj to gnoju jebany!
-Odparł drugi z młodzieńców, zadając przy tym kopniaka w brzuch ofiary. Potem następny w głowę i znów …I znów. Za każdym razem, nie szczędząc przy tym wulgaryzmów pod jego adresem. Większość osób na przystanku widziała i słyszała to zajście, lecz nikt nie zareagował. Halina była zszokowana zachowaniem oprawców, jak i ludzi stojących na przystanku;
– Piotruś zrób coś!?
Odezwała się nie odwracając wzroku od bitego mężczyzny. Piotr przez ułamki sekund się zawahał. Nie zauważył nawet, że na ratunek mężczyźnie poszła Emila, gdy to spostrzegł, ona już dochodziła do miejsca całego zajścia. … Ruszył za nią. Wtedy gdy jeszcze stali obok siebie, Emilia obok Piotra, wyglądała jak dużo młodsza siostra przy starszym bracie. O wiele od niego mniejsza, filigranowa , takie „chucherko” , lecz szybko podjęła decyzję co ma zrobić. Dal Piotra, za szybko. Nie wkalkulowała konsekwencji wynikających z takiego zachowania. …On, to co innego; 189 centymetrów wzrostu. 98 kilo wagi …I umięśnione ciało ćwiczeniami na siłowni. – To kwalifikowało go do podjęcia szybkiej reakcji, bez kalkulacji ryzyka, zwłaszcza że potencjalni przeciwnicy, nie wyglądali na siłaczy.
– Co Wy robicie idioci! – zaczęła wrzeszczeć Emila podchodząc – Zaraz zadzwonię na policję!
– Ty Mała, nie wpierdalaj się ! – usłyszała w odpowiedzi .
A w jej kierunku ruszył jeden z nich. Emila dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że źle podeszła do zajścia; „Trzeba było najpierw zadzwonić na Policję” – Pomyślała. I nerwowo sięgnęła do kieszeni płaszcza po telefon. Bała się, że nim go wyciągnie, coś złego może przytrafić się również jej. Lecz nagle wyrostek się zatrzymał a w jego oczach zobaczyła niepewność. W tym samym momencie za sobą, usłyszała głos Piotra.
– Co nie słyszałeś ? Pani prosi, żebyście przestali … Ręcznie Ci mam wytłumaczyć !?.
Chłopak zmierzył wzrokiem Piotra i ocenił, że nawet im czterem, ciężko będzie wyperswadować mu, jego zamiary. Spojrzał tylko w stronę kolesi i zawołał.
– Eno zostawcie tego pierdolonego Menela. …Bo jeszcze tramwaj nam odjedzie.
Tamci zrobiwszy ogląd całej sytuacji – Odpuścili. I dołączając do swojego kolegi , mijając szerokim łukiem Emile i Piotra, stanęli na skraju przystanku. Z Emilii spadło całe napięcie. Na spokojnie wyciągnęła telefon z kieszeni płaszcza, lecz gdy chciała wbić numer 112, odezwał się Piotr;
– Zostaw. …I co powiesz, że pastwili się nad bezdomnym!?. Myślisz, że ich to aż tak obchodzi?. Miną długie chwile nim się ktoś pojawi a potem jeszcze dłuższe chwile wyjaśnień i tłumaczeń. …Zostaw. Lepiej zobaczmy co z nim.
…I tak bym nie zadzwoniła, telefon rozładowany …
Gdy popatrzyli w jego stronę, zauważyli że już sie podniósł i szybkim krokiem zmierzał do nich. Lecz nie przystanął obok , tylko mijając rzucił ;
– Dzięki!. …A jak chcecie pojechać tym tramwajem co ja, to się pospieszcie …
I wskazał wyciągniętym palcem dłoni, wystającym z dziury rękawiczki na tramwaj , wjeżdżający właśnie na przystanek. Więc oboje ruszyli za nim. Obok wiaty stała babcia Halinka;
-Chodźcie. chodźcie, szybciutko!….Moi bohaterzy.
Z twarzy starszej Pani biła duma, z obojga młodych. Tramwaj nadjechał kilka minut wcześniej, ale i tak wszyscy czekający prawie natychmiast znikli wewnątrz po otwarciu drzwi, bo na zewnątrz rozszalała się śnieżyca.. Cała ich trójka wsiadła jako ostatnia, nie licząc bezdomnego, który chwile rozmawiał z maszynistką tramwaju;
– Pani Basiu a mogę bez biletu?… Niech się Pani zlituje noo. ..Proszę.
– Boguś jechać możesz, ale jak będzie kontrola, to ja ci nie pomogę…
– Dziękuję kochaniutka!
Odparł Boguś i wszedł siadając zaraz na pierwszym wolnym miejscu za kabiną pani Basi. Swoje zawiniątko umieścił pod nogami, by nie przyciągało niczyjej uwagi. Ściągając jedyne z dłoni podziurawione rękawiczki, które wcisnął w kieszenie kurtki… Wolnych miejsc w tramwaju było sporo, pomimo pozornego tłumu ludzi na przystanku. babcia Halina, Piotr i Emila usiedli kilka miejsc dalej za Bogusiem. Emila jednym ruchem reki zsunęła kaptur z głowy. Zaczesując palcami dłoni, swoje krótkie kruczo czarne włosy. I rozpięła białe guziczki płaszczka, uwalniając biały szal, z białymi frędzelkami na końcach. Piotr tylko rozpiął zamek w swojej Kurtce. Babcia natomiast, zdjęła z głowy wełnianą czapkę, wciskając podobnie jak Ów bezdomny w kieszeń płaszcza i usiadła po prawej stronie , gdzie był rząd pojedynczych siedzeń a Emila z Piotrem po prawej , gdzie były dwa wolne miejsca. Oczywiście Halina świadomie, wybrała swoje miejsce” Może jak będą obok siebie, coś po miedzy nimi zaiskrzy!?” – Pomyślała z uśmiechem i usadowiła się w fotelu. Piotr zauważył uśmiech na twarzy babci;
– Babci w to graj, że siedzimy obok siebie – powiedział do Emilii.
– No Mnie też to pasuje – zachichotała.
Piotr również się uśmiechną, ale pomyślał, że Emila jest zbyt bezpośrednia; „Zupełne przeciwieństwo Mnie”. Dziewczyna zauważyła, że uśmiech siedzącego obok chłopaka nagle zgasł. Nie miała szczęścia do chłopaków. Pierwszy z nich, był osobą narcystyczną. Uważał, że wszystko powinno kręcić się wokół niego….Szybko się rozstali. Drugi, był typowym „macho”. Z nieokrzesanymi manierami i wybujałą ambicją i lubił imprezować… To On zerwał z Emilią. Jemu potrzebna była głupia, ładna blondynka z długimi nogami i dużym rozmiarem biustonosza . Po rozstaniu z drugim chłopakiem Emila przestała „szukać” – Do dzisiaj. Właśnie wracała ze spotkania z koleżankami. …Wyszła wcześniej. Wszystkie koleżanki nie przyszły same na spotkanie, tylko Ona – Ten fakt sprawiał, że nie czuła się w ich towarzystwie komfortowo „Co ze Mną nie jest tak?”- pomyślała. „Mam 25 lat. Niby czasu mam jeszcze sporo…” – Pocieszająca ironia.
– Nad czym tak myślisz !? – odezwał sie Piotr. Wytrącając ją z kręgu myśli.
– A tak, jakoś!?. Ty Też nie jesteś nadmiernie gadatliwy .
– Nooo … – wyakcentował.
A na jego twarzy rozbłysnął uśmiech.
– Babcie eskortujesz?
– Tak jakby!?. …Weekend się zaczyna, posiedzę u niej do Niedzieli. …Wiesz , Ona mieszka sama.
– Ty tak z obowiązku czy z miłości?
– Zdecydowanie z miłości. A poza tym, lubię jej towarzystwo.
– No nie gadaj!?. Taki przystojniacha lubi tylko towarzystwo Babci?
Piotr znów oblał sie rumieńcami. A Ona to zauważyła;
– O kurka!?. Żadna wcześniej Ci tego nie mówiła?. …Ty to jesteś jak ten nieoszlifowany diament?
Rumieńce z twarzy Piotra nadal nie znikały, razem z uśmiechem
– Eno, weź… Bo się zamknę w sobie i ani słowem sie nie odezwę.
– No dobra, dobra!?. …Ale to nie powinno być odwrotnie, że to Ty nawijasz do Mnie i to Ja powinnam się czerwienić?
Obydwoje parsknęli śmiechem. Co oczywiście nie uszło uwadze babci Halince, która raz po raz zerkała w ich kierunku” Dobra nasza!” – przeszło jej przez myśl. Halina nie wsłuchiwała się o czym oboje rozmawiają, ale cieszył ją już sam ten fakt. Tramwaj wyjechał spod wiaduktu i zatrzymał się na przystanku przed mostem . Był to jeden z tych mostów , który łączył dwie połówki miasta przedzielonego szerokim korytem rzeki. Na tym przystanku również wsiadło sporo osób. Na jedynym wolnym miejscu przed babcią Halinka, usiadła kobieta w ciąży. A za obojga młodymi, dosiadł się , do już siedzącej pod oknem kobiety ,statecznie wyglądający Pan w długim czarnym płaszczu z skórzaną torbą w ręce, którą, gdy usiadł położył na swoich kolanach. W chwili gdy zamknęły się drzwi do przedziału i tramwaj ruszył, kobieta która co dopiero wsiadła , zagadnęła do Haliny;
– 11 jedzie do Borku?
– Tak – odparła Halina – Do samej pętli.- dodała.
– A nie, nie. Ja wysiadam koło „Magika” … Ależ się porobiło !?. Taka śnieżyca w Październiku…
Halina nie odpowiedziała od razu, zerkał najpierw w okno, lecz niewiele było przez nie widać, bo oblepione było śniegiem.
– Jak wsiadaliśmy przy rondzie zaczynało tak sypać. …Kto by pomyślał, że aż tak bardzo będzie padać!? – odparła po chwili kobiecie.
Ta jednak siedziała już tyłem do niej, szukając czegoś w swojej torbie, po której spływały łzy roztopionych płatków śniegu. Gdy wnętrze przedziału wypełniło się tępym metalicznym dźwiękiem, wiadomo było, że tramwaj właśnie wjechał na most. Jednak po chwili nagle zrobiło się na moment ciemno, potem kilka rozbłysków za oknami i znów ciemność w którą wbił się tramwaj i zatrzymał. Po chwili na powrót pojawiło się światło, tramwaj jednak nie ruszył. Co zaniepokoiło pasażerów a przez przedział, przebiegło echo zdziwienia. Prawie Wszyscy skierowali wzrok na przód tramwaju i kabiny pani Basi. Dochodziły z niej odgłosy rozmowy z krótkofalówki . Po chwili z sufitowych głośników rozległ się jej głos;
– Przepraszam, ale mamy awarię sieci. Niestety tramwaj nie pojedzie dalej a Państwo musza pozostać na swoich miejscach i czekać na dalsze komunikaty.
Gdy tylko ucichł głos, do przodu składu, ruszyły tłumy pasażerów, chcących dowiedzieć się więcej niż się dowiedzieli. Powstało zamieszanie. Pani Basia chwilę siłowała się z drzwiami kabiny, którą blokowali rozdrażnieni całą sytuacją pasażerowie, gdy w końcu udało sie je zamknąć w głośnikach znów rozległ sie jej głos.
– Proszę Państwa bardzo proszę o powrót na swoje miejsca!…Naprawdę służby robią wszystko co jest możliwe, byśmy stąd odjechali.
To jednak nic a nic nie uspokoiło pasażerów. Wciąż tłoczyli się na przedzie składu. Oddzielając szczelnym murem stojących postaci, Babcie Halinę od swojego wnuka. Piotr z trudem podniósł się ze swojego miejsca i zerkając ponad głowy ludzi głośno zapytał;
– Babciu jesteś tam?
– Jestem, jestem Piotrusiu! – odparła.
Piotr usiadł z powrotem. Bo boleśnie odczuł konsekwencje stania w miejscu, gdzie jest sporo nóg, pod które nikt nie patrzy;
– Zdeptali mnie po palcach – oznajmił Emilii.
– Dobrze, że nie tych u rąk … – odparła z przekorą.
Emilii nie opuszczał dobry humor mimo całego zajścia. W domu nikt na nią specjalnie nie czekał, przecież uprzedziła ich, że może wrócić nad ranem… ” Mama z Tatą pewno już śpią, błogim snem. A tu, obok siedzi przystojny chłopak z dobrymi manierami i fajną babcią”…Piotr też przyjął na spokojnie całe zdarzenie. … W dodatku obok niego siedziała urocza dziewczyna. Tłok niezadowolonych pasażerów powoli malał. Ludzie wracali rozczarowani i zniesmaczeni na swoje miejsca. Po kilkunastu minutach , przestrzeń po miedzy Piotrem a Babcią Haliną, znów była pusta. W czasie Tym czasie, Piotr z Emilią zdążyli poruszyć temat ich wieku – Wyszło, że obje maja tyle samo lat, lecz nieco mniej miesięcy. Uchylili też rąbka tajemnicy czym się zajmują. Informacja, że Piotr jest studentem Akademii Wojskowej, zaimponowała Emilii. …Ona po szkole średniej poszła do pracy. Babcia Halina w tym samym czasie, wdała się w rozmowę z ciężarną kobietą. Jak to Babcie mają w zwyczaju, wypytywała o przyszłe dziecko. Kobieta opowiadała o przyszłym dziecku i jego Tatusiu . Opowiadała o rodzeństwie które będzie miało …I o wszystkim innym, bez większego znaczenia, ale na rozmowie czas szybciej mijał… Nagle w pomruku cichych rozmów, z tylu przedziału usłyszeli wrzask;
– Kurwa, długo jeszcze będziemy Tu siedzieć !? . …Otwórz drzwi Stara Raszplo!.
Na ten okrzyk w kabinie motorniczego poruszył sie fotel. A w lustrze wychodzącym na przedział, pojawiła sie twarz Pani Basi. A potem dźwięk w głośnikach;
– Proszę się uspokoić. Tramwaj objęty jest monitoringiem, więc siadaj na dupie smarkaczu!
Przez wnętrze tramwaju , od przodu składu aż po jego tył, rozległ się śmiech. I jak przy każdej takiej sytuacji wszyscy skierowali wzrok na tyłu tramwaju , skąd dochodziły wulgarne okrzyki. Ich autorem nie był nikt inny, jak Ów młodzieniec, który wcześniej napadł na bezdomnego człowieka. Gdy śmiech ucichł , Pani Basia dodała;
– Nie mogę Państwa wypuścić, ponieważ most, nie jest przystosowany do ruchu pieszego. Poruszanie się po nim, groziłoby niebezpieczeństwem….Naprawdę, proszę o cierpliwość.
– A w dupie mam Pani cierpliwość! – odezwał się mężczyzna siedzący tuż za Piotrem – Niech Pani zacznie działać bardziej efektywnie!
Babcia Halina obracając się w stronę mężczyzny. popatrzyła na niego spode łba;
– A wyglądał mi Pan na statecznego i kulturalnego człowieka. A wiedze, że Pan niewiele się różni od tego Tam , wyrostka z tyłu przedziału.
– Zamilcz Babo!. Po wyglądzie widać, że Tobie się już nigdzie nie spieszy. …A ludzie wracają do domu, żon i dzieci.
Piotr na te słowa obrócił sie do mężczyzny;
– Pan nie obraża mojej Babci!
– Zostaw Piotruś. …Człowiekowi śpieszno a rozum sie wlecze.
Oznajmiła Babcia wnuczkowi, jednym ze swoich powiedzeń. Mężczyznę ubodła sugestia o braku rozumu, wiec obruszony odpyskował;
– Sama Jesteś stara i głupia Baba – Kobieto!.
Po tej niewybrednej odzywce mało kulturalnego jegomościa, Piotr wstał , stając przed człowiekiem …Właściwie nie wiadomo jaki miał zamiar, bo natychmiast jak się tylko podniósł. Odezwała się Babcia.
– Piotruś usiądź. szkoda nerwów! – upomniała – Nie tak cię wychowywano!.
Piotr usiadł, jak na komendę. Emilia zauważyła, że drąż mu ręce.
– Coś taki nerwowy!?.
– …Nie znoszę chamstwa – odburknął.
– Ja Ci zaraz dam „chama” Młokosie !- odpowiedź Piotra nie uszła uwadze mężczyzny – Jednak „nie tak Cie wychowano” -dodał wyśmiewanie.
Tym razem to Emila , odwracając głowę w stronę mężczyzny , warknęła ;
– Zamilcz Pan wreszcie!.
– … Dokładnie, po co Pan dolewa oliwy do ognia? – wtrąciła, siedząca przy oknie, obok mężczyzny kobieta .
– W Ogóle jak Pan może w ten sposób odzywać się do starszej od siebie osoby!?– Dodała ciężarna siedząca przed Babcia Halinką.
– Nie będziecie mnie pouczać Baby! … odparł naburmuszony
– Miejsce kobiet jest w kuchni albo przy wózku! – dobiegł ich jakiś męski głos, nieco dalej za ich plecami.
Lecz zaraz po nim, jakiś kobiecy głos spytał;
– To co robi obok ciebie żona w łóżku?
Na to pytanie, przedział tramwaju znów eksplodował śmiechem. Który na chwilę rozładował napięcie. Bo po paru minutach, względnego spokoju z tyłu przedziału, znów rozległy się okrzyk.
– Te Szefowa!. A zajarać wolno!?- zawołał jeden z tych wyrostków, którzy naprzykrzali sie bezdomnemu.
– Ani się waż smarkaczu! – Odpowiedział jakiś męski głos.
Zaraz potem, dobiegła stamtąd następna wiązanka kolokwialnych słów ; ” Co Ty sobie wyobrażasz gówniarzu” ” Zasrani idioci” ” Pojeby”…Tumult narastał. Każda następna odzywka, była coraz bardziej wulgarna, co zaczęło przerażać Babcię Halinę;
– …Skąd to ludzie mają!?.W szkole nie takiego języka sie uczyli.
– Życie jest brutalne, to i język taki musi być – odparł mężczyzna od „Starych Bab”.
– To Pan ma bardzo smutne życie… -odparła mu zbliżona wiekiem do Babci Haliny kobieta , siedząca z przodu, razem z mężem – Skoro uważa Pan, że jest brutalne!?…
– O następna! …Co Pani może wiedzieć o moim życiu? – odparł.
– …A można sie dowiedzieć i to bardzo wiele po Pana zachowaniu – wtrąciła obok niego siedząca Pani.
– To tylko twoje domysły Kobieto.
– To nie domysły a wnioski wyciągnięte z tego co Pan mówi i jak się zachowuje – Dorzuciła swoje trzy grosze Emilia .
Wtedy mężczyzna, łapiąc w jedna rękę skurzaną torbę, która spoczywała na jego kolanach – Wstał;
– Idę z tego miejsca, bo zarażę się jeszcze głupotą…
– Popatrz Pan, a ja myślałem, że już od dawna cierpi pan na nią – odezwał się Piotr. – Niech Pan dołączy tam do tych, na samym końcu. Na pewno sie dogadacie…
– Milcz smarkaczu!. – parsknął Ów jegomość.
Obrócił się i poszedł na tył przedziału. Piotr nic nie odpowiedział na „smarkacza”. Przypomniał sobie aforyzm Mark Twaina ” Nie dyskutuj z idiotą! Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem”. … A poza tym , wziął sobie do serca słowo Babci „Zostaw”. Babcia śledziła wzrokiem odchodzącego mężczyznę. Ten faktycznie usiadł na końcu tramwaju, obok Tamtej czwórki;
– Jednak mają z sobą wiele wspólnego. …Ciekawe czy ma dzieci i czy te dzieci są tak wychowane jak On?.
Na to stwierdzenie roześmiała się Pani, przy której zwolniło się właśnie miejsce i ironicznie odparła;
– Ten Pan, nie wyglądał na wychowanego.
– No, no… Nie wychowali a uchowali – przytaknęła Halina. – Tak jak Tamci, co rzucili się na tego bezdomnego. …Gdyby nie Wy, nie wiadomo jakby się to skończyło
Dodała już zwracając sie do siedzącej obok pary młodych. Potem znów popatrzyła na kobietę spod okna;
– Co za czasy!?. Nie pamiętam gdzie to wyczytałam!? ; ” Coraz więcej ludzi a coraz mniej w nich człowieka” …Dobrze, że mój wnuk jest jednak od nich Inny.
– To z książki Edwarda Stachura proszę Pani – odparła Emilia.
A potem odwracając się w stronę kobiety z dumą w głosie zaczęła ;
– Bo Ten chłopak pomógł temu Panu… – zaczęła lecz nie skończyła bo Kobieta jej przerwała.
– Wiem, widziałam… Ty też masz sporo odwagi dziewczyno
Zwróciła się do Emilii. Lecz ta bez namysłu odparła;
– Nie jestem odważna a pochopna.
Na twarzach osób siedzących wokół pojawił się uśmiech..
– A co sie działo i gdzie?- spytała matka oczekująca dziecka.
– A Ten Pan i Pani stanęli w obronie tego bezdomnego, co siedzi tam na pierwszym siedzeniu za kabiną motorniczego – wtrącił sie w rozmowę staruszek w wieku zbliżonym do Babci Halinki, który razem z małżonką siedział na siedzeniach zaraz przed Emilią i Piotrem.
– Gdybym był młodszy, pewnie też bym zareagował, ale teraz!?. – dodał z lekkim rozrzewnieniem – Teraz strach ma większą siłę niż rozum…
– To Boguś. …Państwo nie znacie Bogusia!? – Tym razem odezwał się okrąglutki Pan, siedzący zaraz za Bogusiem.
Wywołany w ten sposób Boguś, obrócił się za siebie, patrząc na pasażerów ” Czego Oni do licha ode mnie chcą?”. Ale nie znalazł w ich oczach odpowiedzi, ani w ich ustach, bo milczały. Więc znów oparł plecy o siedzenie i korzystał z luksusu ogrzewanego pomieszczenia. Lecz w tym momencie, gdy był zwrócony twarzą w stronę współpasażerów, przykuł uwagę Pani spod okna;
– …Pan sie nazywa Niewiadomski? – głośno spytała.
Pytanie jednak zostało bez odpowiedzi. Boguś ani myślał jej udzielić. Więc kobieta podniosła się z miejsca i podeszła do niego;
– Tak, to jednak Pan – oznajmiła, gdy się mu dokładniej przyjrzała. – My się przecież znamy…
– Pani wybaczy. …Jestem tak popularny. Prawie każdy kojarzy Menela spod „Magika”, lecz ja nie wszystkich znam…
– Moje okno jest wprost na Pana „siedzibę” – Wtrąciła ciężarna kobieta. – Mieszkam na drugim piętrze w bloku za Magikiem. …Te reklamówki ze słoikami zupy to ode mnie – dodała.
Boguś powstał, ściągając z głowy czapkę i obracając w stronę ciężarnej , skłonił w geście podziękowania. Ona sie uśmiechnęła. I do Babci Halinki, prawie szeptem, powiedziała;
– Nieraz patrzę co On tam robi i powiem Pani, że On to w sumie porządny człowiek, tylko chyba coś nie tak, poszło mu w życiu… Dlatego czasem mąż zanosi mu jedzenie.
W tym czasie, kobieta spod okna nadal drążyła temat z Bogusiem.
– Pan był profesorem , gdy chodziłam na studia. …Chodziłam na wszystkie Pana wykłady z filozofii.
Powiedziała to głośno i wyraźnie, tak, że wszyscy wokół słyszeli i gdy tylko wymówiła to zdanie, wszystkie oczy patrzyły na Bogusia, który stał nadal zwrócony w ich kierunku. Boguś zobaczył w ich oczach zdziwienie. Nie bardzo wiedział, czy się przyznać, czy kłamiąc zaprzeczyć, kończąc w ten sposób zainteresowanie jego osobą. Wybrał to drugie rozwiązanie;
– Przepraszam Kochana ….Ale Pani mnie z Kimś pomyliła. …Ja jestem Boguś Menel nie żaden profesor Niewiadomski. – odparł kobiecie i usiadł, wciskając się w oparcie siedzenia.
Kobieta przestała dociekać, wróciła na swoje miejsce pod okno, gdy usiadła zaczęła się tłumaczyć, nie spuszczającej z niej wzroku Babci Haliny.
– To na pewno On. …Takich ludzi się nie zapomina..
– „Takich”?.
– Wie Pani, aż się chciało chodzić na Jego zajęcia. Mówił mądrze i sensownie o czymś, czego nie da się pojąć jedną myślą.
-Mówi Pani o filozofii? – Wtrąciła Emilia.
– Tak. – krótko potwierdziła kobieta.
– Skoro to On, co musiało wydarzyć się w jego życiu, że upadł aż tak nisko!? – dobiegł ich męski głos z pierwszego siedzenia obok wejścia, który badał wzrokiem siedzącego obok Bogusia.
– No mówiłam właśnie „To musiało być coś bardzo złego” – odparła ciężarna.
– …Ale Państwo mają temat. Wow!?. – zaczęła młoda dziewczyna, siedząca obok Głosu w pierwszym rzędzie foteli, która do tej pory, cały czas pochylała się nad swoim telefonem. – Powód jest zawsze ten sam – Wóda! Zaczął chlać i tyle…
– Co ty gadasz Dziewucho!? – obruszyła się ciężarna. – Na jednej ręce palców, mogę policzyć dni w roku, w których widziałam pijanego tego człowieka.
– Tylko nie „Dziewucho” proszę Pani – syknęła urażona Dziewucha – Szmalu nie ma, to za co ma pić!? – dodała z ironicznym uśmiechem, nie odrywając wzroku od telefonu.
Prawie w tej samej chwili rozległ sie dźwięk telefonu Piotra. Sięgnął do kurtki i wyciągając go, zwrócił się do Babci ;
– Na pewno Mama!. …
Nie mylił się. To był telefon od Mamy.;
– I co Synuś, dojechaliście już?.
– …Jakby Ci to powiedzieć Mamusiu!?. – Nie ujechaliśmy za daleko.
– Co Ty, Mi tu mówisz!?.
– Tramwaj sie zepsuł na moście i stoimy Tu już dłuższą chwilę.
– O rany!?. To pewnie przez ten śnieg?
– Nie wiem. …Bo niewiele widać za oknami. Oblepione śniegiem!
Roześmiał się Piotr do telefonu. W zamian, spadł na niego grad pytań ; ” Jak się czuje Babcia, czy nie jest im zimno, co to za awaria …i czy dużo ludzi utkwiło w tramwaju?. – Piotr ze spokojem odpowiadał na wszystkie pytania i po słowach Mamy; ” Za chwilę znów zadzwonię” schował telefon do kieszeni kurtki. Wcześniej zerkając na ekran zegara;
24,20! – Zakomunikował siedzącym wokół.
– 30 minut Tu stoimy!?.- zdziwiła się Babcia – A mi sie wydawało, że chwile.
– Troszkę mniej. – zweryfikowała ciężarna – Z Mostowej odjeżdżał 24,05.
– 5 w tę, 5 w tamtą!? … Babcia liczy czas inna miarą…Babciu. – odparł. – Co to 30 minut, gdy ma sie 82 lata!. – znów się uśmiechnął.
– No powiem Pani, nie wygląda pani na tyle – oceniła przyszła matka, mierząc wzrokiem Babcię z góry na dół.
– Nie mierzy się niczego miarą tego, co było – zaczęła Babcia Halinka – Bo z każdym mijającym dniem , ta miara jest coraz mniej dokładna. …Ot jakoś mi szybko zleciał ten czas Piotruś.
– Mnie ten czas, też za szybko mija – odezwała się Emila do Piotra. – A wciąż niewiele wiem o Tobie.
– Nie będę Tu deklamował swojego „CV”, bo Wszyscy słuchają – odparł rozbawiony.
– No przecież zawsze możecie się umówić na samotne „tetatet „! – Zasugerowała Babcia.
– Babciu!?
– No co wnusiu?. … Mówiłam Dziewczyna jak się patrzy!
Tym razem to Emila oblała się rumieńcami. Takie stwierdzenia są miłe dla duszy…I zwiększają poczucie własnej wartości;
– Pani wnukowi też niczego nie brakuje. …Tylko jakiś Taki nieśmiały – odparła Emilia
– Wiem, wiem Kochana. Zastanawiam sie tylko po Kim on to ma!?.
– Na pewno nie po Tobie Babciu – burknął nieco zmieszany Piotr.
Ta wymiana zdań, znów rozbawiła całe najbliższe towarzystwo;
– Z Pani to taka swatka? – zauważyła kobieta spod okna.
– Zaraz tam, że chcę go wyswatać. …Ja mu tylko chce wskazać drogę. A jak daleko nią zajdzie, to przecież jego wola – odparła Babcia Halina.
– Byle nie na manowce Babciu – odgryzł się kąśliwie wnuk.
Na chwilę ucichli, zbierając myśli. Wtedy dotarły do nich strzępki rozmowy prowadzonej na ostatnich siedzeniach tramwaju. Wulgarne i obcesowe . To nie była rozmowa a bardziej polemika. Ktoś siedzący przed małolatami i niewychowanym jegomościem, odwoływał się do braku argumentów w dyskusji z ich strony. Ci wygaszali podobne stwierdzenia.
– Nie ma, jak emocjonalne argumenty – przerwała ciszę Babcia Halina – Te logiczne i rzeczowe są za tępe , zupełnie jak ich głowy…
– Babciu!?.
– Oj tam!. Pozory są kamuflażem dla domysłów. …A jak Emilka powiedziała, domysły nie biorą się z próżni, Wnusiu. Ty też zarzuciłeś temu Panu głupotę – Nieprawdaż!
– Prawda !. Sama słyszałam – Roześmiała sie Emila.
– No To, to akurat było u tego Pana widać. – odpowiedział jej Piotr. – I nie wiem, czy jego wygląd miał właśnie stwarzać inne pozory? – odezwał się do Emilii.
– Bo ” Lepiej jest nie odzywać się wcale i wydać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.” ?
– O też lubisz Twaina?
– Czy lubię!?. Przeczytałam jego parę książek, ale połowę z przymusu.
– Wiem. Obowiązkowe lektury?.
– Uchm. A Ty dużo czytasz?
– Kiedyś tak. Teraz bardziej czytam wszystko co wiąże się z kierunkiem moich studiów.
– A właśnie!. Na jakim kierunku studiujesz w tej Akademii?
Piotr się uśmiechnął. Kiedyś usiłował odpowiedzieć babci na to samo pytanie i nie jest pewny czy zrozumiała wtedy.
– Mechatronikę.
– Że co!?
Piotr sie roześmiał. Lecz od razu wytłumaczył powód śmiechu;
– Babcia kiedyś tak samo zareagowała. „Że co?”
– Ej no!…Jakoś nie kojarzę co znaczy to określenie.
– A wiesz co to „synergia”
– To akurat wiem!. …Czyli uczysz się łączyć ze sobą różne systemy?
– Dokładnie .
– Ale Pan ma na myśli różne urządzenia współdziałające ze sobą a nie ludzi? – Wtrąciła się Kobieta spod okna.
– Tak proszę Pani.
– „Zjawisko w którym dwa lub więcej odrębnych wpływów lub czynników działających razem tworzy efekt większy niż suma efektów, jakie każdy z nich jest w stanie stworzyć niezależnie” – wydeklamowała Kobieta – Jestem psychologiem i nie znam się na „mechatronice” . Ale synergia przydaje się w leczeniu ludzi.
– No właśnie ja też nie kojarzyłam tego, że to może odnosić się do mechaniki. – Odparła Emilia
– To połączenie wielu dziedzin. Od mechaniki po systemy programujące – Wyjaśnił Piotr.
– Będziesz budował roboty?.
– Nie. Będę je projektował.
( …) Kobieta już nie słuchała o czym oboje rozmawiają. Patrzyła ponad ich głowami w miejsce gdzie siedział Boguś. Halina to zauważyła;
– Nie daje Pani spokoju ? – Spytała .
– A wie Pani i owszem. cały czas się zastanawiam dlaczego wyparł się siebie?
– Może lepiej mu w roli menela, niż profesora?
-…Już dawno spostrzegłam, że Pani jest bardzo inteligentna i mądra. – Uśmiechnęła się do babci Haliny.
– Miło mi , że Pani tak uważa. …Bo już sie obawiałam, że dopada Mie starcze otępienie.
– Nie wygląda Pani na Kogoś z Alzheimerem. …Przeciwnie, Pani rozkwita!.
– Oj, Oj! Tylko niech Pani nie mówi , że za chwilę zacznę pylić. …A wracając do tematu – Niech Pani może się do Niego przysiądzie?. Nie wygląda na kogoś kto mógłby ugryźć .
– A no nie wygląda…
Odparła kobieta i energicznie sie podniosła. By po chwili przysiąść obok Bogusia. Babcia Halina odprowadziła ją wzrokiem a potem przerwała wywód swojego wnuka na temat mechatroniki.
– A czym Ty zanudzasz Dziewczynę, Piotrusiu ?.
Na te słowa Emilia zachichotała, odpowiadając;
– Pani to jednak ma wyczucie… Ja nie chciałam mu przerywać bo ma bardzo sexy głos!.
– No weźcie!? …Bo za chwilę przesiądę się na tył przedziału! – odparł Piotr z trudem powstrzymując śmiech.
– O proszę szantaż emocjonalny? …Wiesz , że ze mną nic nie ugrasz Wnusiu?
Tu już Wnuk nie wytrzymał. Eksplodował śmiechem, który skroplił się w jego kącikach oczu. Wycierając z jednego oka kałużę radości wskazującym palcem prawej ręki, lewą sięgnął do kieszeni kurtki w poszukiwaniu chusteczek. Niestety nie znalazł;
– Masz może chusteczki ?- spytał Emilii.
To pytanie odbiło się w jej głowie przeciągłym echem. Bo oto, co dopiero poznany chłopak, bez zbędnych konwenansów, prosi Ją „ot tak” o chusteczkę, jakby znali się od dawien dawna…
– Mam – odparła wkładając obie ręce do kieszeni płaszczyka, bo nie wiedziała w której konkretnie będą. Po chwili wyciągnęła opakowanie chusteczek prawą ręką z prawej kieszeni.
– Proszę Piotrze. – Odparła, pierwszy raz zwracając się do niego bezpośrednio imieniem.
– Dziękuje Emilu – Odwdzięczył się tym samym.
– O to już jesteście na „Ty”!? – Ucieszyła się babcia Halina.
Nic nie odpowiedzieli. Ich twarze nadal promieniały pogodnym nastrojem. Piotr wycierał łzy w oczach, a Emila patrzyła na niego jak w zwierciadło. Babcia postanowiła nie mącić im tej chwili i obróciła się w stronę ciężarnej Kobiety. Ta zapatrzona była w swój telefon.
– A Pani za czym patrzy?.
– Do męża dzwoniłam, ale nie odbiera- odparła strapiona.
– Oni tak mają, że zostawiają wszystko byle gdzie. …Może nie usłyszał?
Zmarły mąż pani Haliny, dziadek Piotra, był właśnie takim mało rozgarniętym człowiekiem. Zawsze o czymś zapomniał, zawsze coś gubił. …Jedyne o czym pamiętał, to częste przypominanie swojej wybrance, że ją kocha… Teraz jednak Babcia Halina jeszcze nie skończyła mówić, gdy rozdzwonił się telefon Kobiety. Ta nerwowo przyłożyła aparat do ucha. Halina wiedziała, że nie elegancko ,nawet mimowolnie, przysłuchiwać sie tej rozmowie telefonicznej. I aby zagłuszyć zmysł słuchu, zaczęła przecierać skronie dłońmi.
– Babciu Co Ci?. …Zmęczona jesteś. Senna? – spostrzegł to jej wnuk.
– A troszkę. …Przecież od 6 rano jestem na nogach.
Nie zdradziła Wnukowi, że to masaż, przywołujący wspomnienia jego Dziadka.
– Usiądź sobie za nami. Po tej stronie jest wygodniej. …Może się zdrzemniesz?
– No dobrze– odparła usiłując się podnieść z siedzenia, lecz zdrętwiałe nogi boleśnie zaprotestowały- Uu! – jęknęła. – Zasiedziałam się.
– Oj Babciu!. – poderwał się wnuk na obie nogi.
Chwytając babcię pod ramiona, pomógł jej się podnieść i przejść na wolne miejsca za nimi, które opuściła Kobieta.
(…) Kobieta , gdy się dosiadła obok Bogusia, bez większej kurtuazji …Czyli nie pytając o zgodę, czy może dosiąść, zaczęła;
– Przed chwilą jedna Starsza Pani, stwierdziła, że może Panu lepiej w roli menela niż profesora!?
– …Jaki scenariusz takie role – odparł, nawet na nią nie patrząc. – A, że to życie pisze scenariusze!?…
– A co, nie miał Pan żadnego wpływu na swoją rolę w tym przedstawieniu?
– Dobrze Pani wie, że Ów wpływ, jest garstką piasku na rozległym wybrzeżu morza przypadków. …A poza Tym, sama Pani użyła słowa „przedstawienie”.
– Nie bardzo rozumiem!?
– Aktor, nie gra siebie. …Jego prawdziwe „Ja”, dla widza jest obojętne.
– Dla Mnie Pan nie jest Kimś obojętnym.
Boguś w tym momencie spojrzał na nią. Badając wzrokiem, wertował strony swojej pamięci.
–Naprawdę nie przypominam sobie Pani – Przepraszam…
– 15 lat temu zaliczałam u Pana wykład z filozofii. Często po zajęciach wpadał Pan do kafejki w kampusie i prowadził długie pogawędki z Nami…
– 15 lat temu!? . Pani wybaczy, moja pamięć nie sięga aż tak daleko wstecz.
– Nieświadomie czy z wyboru?
Po tym pytaniu, na zmęczonej twarz człowieka, pokrytej zarostem, bruzdy zmarszczek rozciągnął pogodny uśmiech.
– … Łatwo z Panią się nie rozmawia.
Na twarzy kobiety też pojawił się grymas uśmiechu.
– Dociekanie mam wpisane w zawód.
– Psycholog?.
– A tak. Aż tak się rzuca w oczy?
– W oczy nie. …W rozmowę i zachowanie tak. Musi być Pani dobra w tym co robi?
– Nie będę oceniała samej siebie, ale nie powiem też, że za taką się nie uważam, a to dzięki Panu.
– Że też psycholog musi zaliczać filozofię!?.
– Musi, musi. …Ogarnąć umysł nie wnikając w istotę człowieka , przecież się nie da. ..Pan mnie tego nauczył.
– Ja nie uczyłem. … Dążyłem tylko z Talesem i Innymi, do „Dogłębnego poznawania rzeczywistości, istoty bytu, granic poznawania, moralności i wielu innych aspektów, które kształtują nasze – Ludzkie istnienie”….
– „Poszukiwanie prawdy, niezależnie od jej potocznego zrozumienia” …Znam te teksty.
– Nie wątpię, skoro byłaś pilną uczennicą. …Ale to już nie moja zasługa a Twoja chęć.
Tu zapadła chwilka ciszy. Kobieta nie bardzo wiedziała, jak zapytać Pana Bogdana, co takiego zaszło w jego życiu, że znalazł się na odmiennym jego biegunie!? . Z punktu widzenia psychologa, powinna odkrywać jedną po drugiej karcie, by poznać wszystkie które stanowią całość. Ale nie miała na to czasu, więc po namyśle zapytała wprost;
– Co się Panu przytrafiło, że wylądował Pan Tu, na przednim siedzeniu tramwaju w roli Menela?.
Stary człowiek się zawahał i nerwowo międląc swoją czapkę w dłoniach , odparł niezdecydowanym głosem;
– Jakby Ci to powiedzieć!?.
– Pan, nie potorfi odpowiedzieć!?
– Powiedziałem „Jak” a nie, że nie mam odpowiedzi…
On uśmiechnął się znów. Kobieta zorientowała się, że to była głupia uwaga. Lecz też na jej twarzy pojawił się uśmiech, ale bardziej wymuszony ironiom własnej głupoty.
– Przepraszam. Wyrwałam się jak głupia.
– Cenię szczerość. Mądry potrafi pogodzić się z faktem, że popełnia czasem głupstwa. Ale to nie było głupstwo. Tylko pośpiech?
– No jak Pan tak twierdzi!? …
Znów na ich twarzach pojawił się błysk radości. A potem On zaczął mówić.
– Pół życia upłynęło Mi na zgłębianiu aspektów filozofii. I nie bardzo umiałem robić nic innego. …Zwykłych trywialnych, prostych czynności jakie potrafi większość mężczyzn, np. naprawienie drzwiczek od szafki w kuchni. …Moja żona potrafiła nie tylko to.
– „Potrafiła” , czyli już jej nie ma?
– Nie. Zmarła nagle 15 lat temu…
– Teraz zrozumiałam o ” niepamięci”…
– Dziś była rocznica dlatego tu siedzę z Panią. Wracam z cmentarza.
Tu ,On schylił się po swoje zawiniątko i wkładając weń dłoń, chwilę czegoś szukał. Wyciągając zniszczoną czasem fotografię , podał jej – Pani pytała o powody.
– To coś ma wspólnego ze śmiercią Pana żony?
Odpowiedziała Kobieta, wpatrując się w portret żony swojego byłego profesora.
– Wiele. Ale podchodząc do tego filozoficznie, ten fakt był tylko zapałką podpalającą stóg słomy. …Kochałem ją bardzo. Lecz dopiero po jej śmierci, boleśnie przekonałem się jak bardzo mi jej brakuje. I wcale nie z powodów uczuciowych. Była drugą połówką Mnie. Tą która radziła sobie ze wszystkimi problemami, ja byłem tylko nieudacznikiem. Po jej śmierci nie podołałem wszystkim problemom z „doczesnym życiem”. Straciłem pracę i źródło utrzymania. Nie umiałem nic po za wykładaniem cholernej filozofii. Popadłem w długi. Moje mieszkanie zlicytowano.
– Szkoda, że Pan nie poszedł do psychologa wtedy…
Kobieta świadomie , wrzuciła te sugestię, bo głos profesora, zaczynał się łamać. a później dodała;
– A najbliższa rodzina, dzieci?. …Nie miał Pan wsparcia?
Nie mieliśmy bliskich, nie mięliśmy własnych dzieci – Nawet Tego nie potrafiłem . …Ale tam! Potem jak zauważyła Ta Pani…
Tu Boguś wychylił się przed siedzącą z boku Kobietę i ruchem głowy wskazał na Dziewuchę z telefonem, siedzącą w pierwszym rzędzie i ciągnął dalej;
– Zacząłem chlać wódę – Złoty środek na problemy, byle nie przedawkować. Gdy się opamiętałem, niestety byłem już Menelem… Ale nauczyłem się żyć prawdziwie z natychmiastowymi konsekwencjami własnych błędów. Stałem się życiowo zaradny . …Ot i wszystko!
– Skoro potrafi Pan juz sobie radzić z życiowymi problemami, nie chce Pan Wrócić?
Stary człowiek zabrał z jej rąk zdjęcie swojej żony i chowając je z powrotem w zawiniątko odparł;
– Nawet gdybym chciał. …Nie mam do czego.
(…) Cztery siedzenia dalej, toczyła się zupełnie inna rozmowa. Przeplatana żartami i śmiechem. Bo gdy tylko Piotr usadowił wygodnie babcię za swoimi plecami a Kobieta w ciąży skończyła rozmowę słowami ” Dobranoc Kochanie i całuski dla dzieci” a potem wsadziła telefon do swojej torebki, odwróciła sie do młodych pytając.
– A Wy macie rodzeństwo?.
– Ja nie. – odparł Piotr – Ale nie jestem rozpieszczonym jedynakiem!.
– Ja mam starszego Brata, ale to mnie rozpieszczali rodzice .
Parsknęli wszyscy śmiechem.
– To mieszkasz razem z bratem?. – zapytała ciężarna Emilię.
– A nie…On ma już własną rodzinę. Mieszkają daleko stąd.
– Jak to jest mieć starszego brata? – spytał Piotr.
– Teraz fajnie!– zachichotała – Jak wpada kilka razy w roku, zawsze z jakimś prezentem dla Mnie.
– Ale jak byliście młodsi, nie było pomiędzy Wami problemów!? – dociekała ciężarna Kobieta.
– Wie Pani. …Problemy zawsze jakieś są, on chłopak, ja dziewczyna a mieliśmy tylko jedna łazienkę .
Pani sie roześmiała, lecz zaraz odparła;
– Ja na poważnie…
– Na poważnie, to była dość spora różnica wieku pomiędzy nami. Więc traktował Mnie z góry. Ale nie powiem, że nie lubiliśmy swojego towarzystwa.
– Pytam, bo moje starsze dzieci, ciągle mają jakieś zadry…
– Też siostra i brat?
– Nie dwie urocze dziewczyny.
– …I Pani sie dziwi!? – znów zachichotała Emila.
– Kiedyś wpadła mi w oko, taka sentencja” Co jest gorszego od dwu kobiet w jednym pokoju?. …Trzecia która co dopiero weszła!”. – wtrącił Piotr.
– Szowinista! – odparła ze śmiechem Emilka.
– No co!?. – odparł. – Aż tak się na kobietach nie znam.
– A znasz Kogoś, kto by się na nich wyznał? – Zauważyła ( Słusznie) ciężarna Kobieta.
I znów śmiech wypełnił przestrzeń wokół nich.
– A to , które ma przyjść na świat?. …Chłopiec czy dziewczynka?
– Oczywiście, że dziewczynka – znów brzuch z dzieciątkiem w środku, zafalował wywołanym uśmiechem.
– A tatuś co na to? – zaczął dociekać Piotr.
– Piotrek, to Ty nie wiesz, że Tatusiowie wolą córeczki!? – Emilia wciąż chichotała.
– A powiem Pani, że coś w tym jest. Jak dowiedzieliśmy się, że to kolejna córka, mąż sie uśmiechnął – „Wprawę mam do córek, to łatwo mi będzie ją ogarnąć a z chłopcem to bym musiał się namęczyć”
– No, no. Z mężczyznami trzeba się namęczyć a efekty i tak marne – Na moment ocknęła sie z drzemki Babcia Halina.
– Myślałem, że już usnęłaś na dobre? – zauważył Wnuk.
– …No bo usnęłam. I taki mam dalszy zamiar – odparła zamykając oczy.
W przedziale zaczęło robić się chłodno. Piotr wyciągając ręką ponad uda Emilii, wcisnął dłoń obok jej nóg a ścianką przedziału, do nawiewu powietrza – było ledwo ciepłe. Ale pomimo chłodu, Emilii policzki zarumieniły. Gdy On chcąc nie chcąc, musiał się przytulić do niej, by tam dosięgnąć.
– Oj przepraszam, przecież mogłem poprosić Ciebie o to…. – zreflektował się.
Ale Emilka z typową dla siebie bezpośredniością , bez namysłu odparła.
– Możesz tak częściej. ..Spoko!
I znów śmiech!. …Pani, której miejsce zajmuje teraz babcia Halina, powiedziałaby , że śmiech to ekspresja emocji i nastrojów. Że uwalnia endorfiny, które relaksują całe ciało oraz angażują układ oddechowy co wpływa na jego lepsze działanie… Emocji tu nie brakowało, ani powodów do uwalniania endorfiny, stąd tyle śmiechu. …lecz jak to zawsze bywa, wszystko do pewnego czasu … Bo Kobieta w ciąży poprawiła apaszkę wokół szyi i stawiając kołnierz od płaszcza przysłoniła jej kwiatowy wzór.
– Zimno się jakoś zrobiło? – stwierdziła.
To odczucie miała większość pasażerów. Bo po chwili, jakiś męski głos z głębi przedziału zawołał;
-Szefowo ciepła więcej!
„Szefowa” poruszyła sie w swojej samotni i przemówiła do pasażerów głosem z głośników;
– Proszę Państwa. Akumulatory są na wyczerpaniu, więc proszę się cieplej okryć. To potrwa jeszcze chwileczkę. ” Spalinówka” już w drodze.
Piotr wyciągnął telefon z kurtki. Zegar wskazywał 24,55. zdziwił się, że Mama do tej pory nie zadzwoniła, lecz nie miał nic przeciwko temu, by nie dzwoniła.
– Będziesz dzwonił gdzieś? – spytała Emilia.
– A nie, patrzyłem która godzina. …Ty ani raz nie wyciągałaś swojego telefonu?.
– Nie. Rozładował mi się, jeszcze wcześniej nim przyszłam na przystanek – odparła wyciągając z lewej kieszeni płaszczyka swój telefon -…Popatrz „martwy” .
I włożyła z powrotem do kieszeni rękę z telefonem, tę bez telefonu też, uprzednio starannie zarzucając nią szalik na szyję i twarz. Siedziała z rekami w kieszeniach z szalikiem na buzi, zakrywającym ją po czubek nosa. W jej głowie zaczęły tańczyć różne myśli; ” Szkoda, że to się zaraz skończy. A ja nie będę miała nawet numeru jego telefonu. …Jak się do Mine przytulił miałam chęć objąć go i nie puścić. …Głupia jestem?” Piotr gdy schował swój telefon, wstał i wspierając się na jednym kolanie o fotel obok Babci, delikatnie wyciągnął czapkę z kieszeni jej płaszcza, a potem z jeszcze większą delikatnością nasadził na jej głowę. Lecz ona i tak się przebudziła, naciągając czapkę na uszy ;
– Idź do niej. Ja sobie poradzę – wymamrotała i na powrót usnęła.
W przedziale zapanowała kompletna cisza oczekiwania. Nawet „tępi” panowie z ostatnich siedzeń zamilkli i chyba dla tego, że mieli mały zasób słów do powiedzenia, wyczerpując w ten sposób swoje możliwości. Piotr usiadł obok Emilii przytulając sie bokiem do jej ciała.
– Podobno tak jest cieplej? – cicho powiedział
– Na sercu na pewno – Ona cicho zachichotała .
Niespokojne myśli w tej samej chwili znikły z jej głowy. Nabrała przeświadczenia, że jednak Piotr czuje do niej coś więcej niż tylko sympatię. Ale postanowiła być cierpliwa i poczekać aż sam jej o tym powie.
(…) Ciszę przerwała Dziewucha z telefonem , a właściwie już bez, bo schowała go do swojej torebki a obie ręce, podobnie jak Emila, wcisnęła w kieszenie przykłusuj kurteczki. Spod której na uda spływała sukienka.
– Kurka!?. Mam gołe nogi i mi się zimno robi pod kiecką! – To stwierdzenie nie wywołało u innych gromkiego śmiechu, ale na pewno rozbawiło większość z nich. Głos siedzący obok niej właśnie z tak z rozbawiona miną zaproponował;
– Bo siedzi Pani zaraz obok drzwi to i podwiewa. …Zamieńmy się miejscami.
Zwrot „Pani” był grzecznościowy, bo On był od Niej sporo starszy a ona była chyba nieco młodsza od Piotra czy Emilii. A Pan nie chciał od razu przejść na „Ty”.
– Fajno!. – odparła – Bo już mam gęsia skórkę na udach.
– Było się cieplej ubrać – Odparł Pan, podnosząc się ze swojego miejsca.
– Myślałam o pończochach, ale nie po to wczoraj depilowałam nogi – Odparła przesuwając sie po fotelach by wstać obok Pana.
Pan nieco się przyrumienił. Gdyby widziała to babcia Halina, powiedziała by, że; „Gdy mowa o kobiecych wdziękach, tylko mężczyzna z wielką wyobraźnią oblewa się rumieńcem, bo ona pali jego zmysły”. Dziewucha była zgrabną , wysoką blondynką. …A Pan musiał mieć wielką wyobraźnię. Gdy zamienili się już miejscami i to Pan siedział tuż przy wejściowych drzwiach. Dziewucha skuliła się zakładając skrzyżowane ręce na piersiach , chowając swoje dłonie pod pachami, by je ogrzać.
– Pani ma strasznie długie ręce. – Wyobraźnia Pana zaczynała sie rozkręcać.
Dziewucha spojrzała na Pana i uśmiechając się odparła;
– 96 centymetrów obwód. Miseczki „F”.
Pan znów zapłonął rumieńcami wyobraźni.
– Ja o rekach – odparł próbując się wytłumaczyć.
– A ja o tym, po czym Pan wykombinował, że muszą być długie. …Ale spoko! Wiem , że przyciągam wzrok facetów. Gdybym nie chciała, żeby się na mnie gapili, ubrałabym płaszcz długi aż po kostki i o dwa numery za szeroki w talii.
Dziewucha popatrzyła na Pana, ten był juz prawie purpurowy po twarzy;
– Oj przepraszam!. …Ja tylko żartuję.
I roześmiała się szczerym uśmiechem. Siedząca obok niej, po przeciwnej stronie Kobieta, która nie tak dawno dosiadła się do Bogusia , z podobnym uśmiechem na ustach rzuciła;
– Po to Bóg dał nam oczy, by podziwiać piękno w każdej postaci .
Dziewucha przestała się uśmiechać, lecz jej twarz nadal była pogodna.
– Dobrze, że użyła Pani słów „w każdej postaci”. … Bo mam świadomość, że faceci podziwiają tylko Mój wygląd. Opakowanie mam ładne, zawartość już nie koniecznie…
– Czym się przejmujesz Dziewczyno!? – odezwał się Boguś– Skoro masz świadomość własnych wad, słusznie postępujesz, pokazując tylko swoje zalety!
. …I znów w ich organizmach zwiększyła się ilość endorfiny , a układ oddechowy poprawił swoje działania. Gdy juz ucichł ich śmiech odezwał się Pan siedzący na jej miejscu;
– Nie wydaje Mi się, że aż tak źle, jest z tym, co w środku. Skoro potrafisz zachować dystans do samej siebie? … Jak tu usiadłem, to faktycznie pomyślałem patrząc na Ciebie, że będę miał miłe towarzystwo i nawet jeżeli wzbudzasz kontrowersję, swoim gadaniem, nadal Mi jest miło.
– Wow. …Komplemencik!?
– A jakże – odparł Pan, który w ostatnim zdaniu z Nią, przeszedł na „Ty”.
Ich rozmowa utkwiła jednak w martwym punkcie. Bo oto śnieg na oblepionych szybach tramwaju zaczął emanować jasnoróżowym światłem. A z zewnątrz było słychać warkot spalinowego silnika. Pustelnia Pani Basi, rozbrzmiała trzaskami krótkofalówki. A potem słychać było strzępki rozmów. A jeszcze później, rozległ głos w głośnikach;
– Proszę o Uwagę. Za chwile skład zostanie podpięty do pojazdu holowniczego. Proszę uważać i nie wstawać z miejsc.
ledwo skończyła mówić, tramwajem szarpnęło w tył, a potem w przód. Szarpniecie było na tyle mocne, że zsunął się śnieg z szyb okien tramwaju i niektórzy pasażerowie z siedzeń. lecz nikt się nie oburzył z tego powodu. Wiele by znieśli, by nareszcie stąd wyjść. … Śnieg już nie sypał a przez ośnieżone przęsła mostu, widać było srebrne światła miasta odbijające się w rzece. Po kolejnym szarpnięciu, tramwaj powoli ruszył. I znów rozległ się głos Pani Basi.
– Od Przystanku ul. Nadbrzeżna, Tramwaj będzie kontynuował dalsza jazdę po trasie przystanków aż do Pętli Borek.. Zatrzymując sie tylko na żądanie. Proszę sygnalizować chęć wysiadania chwilę przed żądanym przestankiem. Dziękuję.
Piotr odrywając sie od przyjemnego ciepła Emilii, sięgnął po telefon, zerkając na czas.
– 1.15 – oznajmił, patrząc na swoją Babcię.
Babcia Halina już nie spała. Patrzyła w wolną od śniegu szybę, lecz nie patrzyła co jest za nią, lecz w swoje odbicie, poprawiając czapkę z pomponem.
-To ile staliśmy na tym moście wnusiu?. – spytała Piotra.
– No prawie godzinę i 15 minut Babciu.
– Długo!. Ale jakoś szybko minęło!? … – Przeglądając się w oknie, Babcia zauważyła, że tramwaj właśnie wjechał na ulice Nadbrzeżną – O, to jeszcze z 15 minut i wysiadamy!?
-Mi zostało jeszcze trzy minuty – odparła załamującym się głosem Emila – … A potem miałam wsiąść w podmiejski autobus. Teraz nie wiem!?.
Emilii zebrało się na płacz. Nie z powodu, przerażającej wizji oczekiwania na pierwszy kurs o 4,25 do Lusiny… Nie chciała stracić Piotra. …Właściwie to nie chciała tracić nadziei, że to spotkanie, przerodzi się w miłość. Ale to spotkanie, właśnie dobiegało końca.
– To Gdzie ty mieszkasz Emilka – spytał Piotr.
– W Lusinie.
– Wątpię Moja Droga, by o tej godzinie, był jeszcze jakiś autobus do Lusiny – zaniepokoiła się Babcia.
– Jest , chyba po 4… Ale nie wiem, czy jeździ w Soboty?
– No co też Ty!?. …Idziesz do Nas. I nie odmawiaj, bo i tak nie ustąpię – stanowczo skomentowała Babcia. – Nie będziesz marzła sama po nocy! .
– …I tu się zgadzam Babciu. …Dom Babci może pomieścić o wiele więcej osób niż nas troje. – Prawda Babciu?
– Dokładnie Wnusiu!
Emocje które wzbierały w Emilii, przepełniły wnętrze dziewczyny. Wylewając się spod oczy łzami, które zaczęła rozmazywać dłonią, podciągając przy tym nosem zatykanym płaczem. Piotr stał bezradnie, nie wiedział co ma w tej chwili zrobić!?. Nie wiedział co wywołało u Emilii płacz. Nie wiedział, czy ma ją pocieszyć, czy zostawić samej sobie. …Nic nie wiedział o kobietach!. Dlatego usiadł obok i obejmując Emilię ręką – przytulił;
– Nie rycz. …Nie chcę, by mówili , że Moja Dziewczyna jest beksą.
Te słowa, wcale nie opanowały płaczu – Przeciwnie. Łzy z niebieskich oczu Emilii, zaczęły cieknąć ciurkiem. Babcia Halina uśmiechała się. Nic nie mówiła, stała i oglądała szczęście w czystej postaci… Nie tylko Ona, bo siedzące przed dwojga młodymi osobami , Starsze Małżeństwo właśnie zbierało się do wyjścia;
– A to dziecko dlaczego tak płacze? – Spytała Ona.
– Z radości – Odparła Halina.
Oboje się uśmiechnęli, a jej maż przystaną na chwilę. …Coś chyba chciał powiedzieć, lecz żona delikatnie go pchnęła w kierunku drzwi;
– Idź, Karolu idź. Im Twoje spostrzeżenia nie są potrzebne – odparła, patrząc wyrozumiale na Babcie Halinę. – Dobranoc Pani – Rzuciła jeszcze znikając w otwartych drzwiach.
Gdy zamknęły się za nimi skrzydła drzwi a Tramwaj po chwili ruszył już sam, bez holującej go wcześniej, warkocącej maszyny, Emilia przestała już płakać. Tkwiła wtulona w objęcia Piotra, raz po raz zaciągając nadal nosem. Na następnym przystanku, z pierwszego siedzenia znikli Pan i Dziewucha, którzy wychodząc prawie równocześnie, wypowiedzieli gromkie „Dobranoc Wszystkim!”. A jeszcze chwile potem, obok Magika wysiedli pozostali pasażerowie z przodu przedziału; Boguś i jego była Uczennica. Ciężarna kobieta i okrąglutki Pan, który przespał prawie całą podróż. Gdy dojeżdżali do pętli , czyli ostatniego przystanku Tramwaju numer 11, poza dobrze znaną nam trójką i Panią Basią, zostało w nim tylko kilka osób…
Ten fakt, jako narratora tego opowiadania, niezmiernie Mnie cieszy. Bo gdybym nawet!? …Z bliżej nieokreślonej przyczyny, ciągnął to opowiadanie nadal. Mniej miałbym do opisywania pejzaży ludzkich losów, przechadzających się po piaszczystych plażach morza przypadków…Zajmijmy się więc Tą „Mniejszością ” . Bo zostawili po sobie ślady stóp na piasku.
***
Alan i Martyna, poznali się przypadkiem. Właśnie dzisiaj z Piątku na Sobotę w tramwaju Lini 11. …Ona usiadła nieświadomie na pierwszym wolnym miejscu obok wejścia. On usiadł obok niej z rozmysłem. …Była ładną, ponętną Kobietą . Tylko o wiele od Niego młodszą. On był 32 latkiem – Wciąż singlem. Choć uwikłany w kilka nieudanych związków z kobietami, bo żaden z nich nie zakończył się węzłem małżeńskim. Powody rozpadu tych związków były różne. Nie można powiedzieć, że wynikały li tylko z jego winy….Choć jego skłonność do pięknych Pań, miała w tym wszystkim znaczący udział. On sam, nie błyszczał aparycją. Bo choć ubierał się schludnie i z gustem, to nadmiar fast foodów, kawy i nerwowa praca nie przekładały się na jego kondycję oraz ogólny wygląd. Jako makrel , większość swojego czasu spędzał śledząc notowania na giełdzie w jednej z firm Brokerskich . Był wykształcony i bystry. Nie grzeszył brakiem inteligencji. …Lecz kompletnie nie dbał o siebie.
Ona, była 23 latkom. Natura nie poskąpiła jej atrybutów kobiecości w wyglądzie. Czym przyciągała uwagę mężczyzn. Z czasem, zaczęła wykorzystywać ten fakt, że jest ładną , wysoką blondynką z dużymi piersiami . Nie była na tyle pojętna i bystra, co poznany przez Nią Alan. …Pomimo to, różnym zbiegiem okoliczności, znalazła pracę jako modelka. Nie wiązała z tym zajęciem przyszłości, ale póki co, rola modelki wystarczało do spokojnego życia. Tej nocy wracała właśnie z sesji zdjęciowej, dla sieci sklepów mody z bielizną. Każda minuta takiej sesji, łączyła się z kosztami. Pośpiech jest czymś naturalnym, nie ma zbyt wiele czasu na przebieranie się… Dlatego Martyna nie była ubrana odpowiednio do pory roku. Ale to zrozumiała dopiero wtedy, gdy tramwaj którym wracała do domu, utknął w śniegu kapryśnego Października. Gdyby nie rozmowa z Alanem, zamarzłaby na kość. …Wysiadając z tramwaju, byli już na „Ty”. Alan postanowił wykorzystać ten fakt.
– Może dasz się zaprosić na kawę. … Na rozgrzanie, byś mogła dojść do swojego domu?. …Tu w zaułku jest kawiarnia, czynna non-stop.
– „Cafe Alibi”? – Znam. …Ale Ty stawiasz tę kawę?.
– Oczywiście!.
Martyna lubiła męskie towarzystwo, zwłaszcza starszych panów, pod warunkiem, że byli to mężczyźni z odpowiednio wielkim portfelem. Ten fakt, przyczyniał się do sporych oszczędności w jej budżecie finansowym. A poza tym, Martyna nie cierpiała samotności. …”Nadarzyła się okazja, więc dlaczego z niej nie skorzystać!?” – Pomyślała .
Alanowi natomiast nigdzie i do niczego nie było spieszno. Mieszkał razem ze swoimi rodzicami, którzy wciąż mieli uwagi do syna by ustatkował się. Uważali, że w tym wieku już dawno powinien mieć własne mieszkanie, żonę i dzieci. …I jakby było gdzie, powinien zasadzić Drzewo!. Nie chciał słuchać ciągłych wywodów i narzekań. Bo to On, właściwie płacił wszystkie rachunki za mieszkanie rodziców. To On wiecznie zostawał po godzinach w pracy, by mógł odłożyć pieniądze na utrzymanie przyszłej rodziny; ” …I posadzić to cholerne drzewo!”. Więc do domu, wracał przeważnie tylko po to, by przespać się w własnym łóżku. Wiec ucieszył go fakt, że przyjęła propozycję.
Cafe Alibi mieściło się w suterenie jednej z kamienic, obok przystanku na którym wysiedli. Więc po paru krokach weszli do wewnątrz jej pomieszczenia. Mała , kameralna kafejka pogrążona w półmroku , który rozświetlały lampy z abażurami postawione na każdym stoliku. Usiedli przy jednym z nich.
Wewnątrz nie było wielu gości, poza nimi. Usiedli tak jak weszli, dopiero po chwili On siedząc, rozpiął swój płaszcz i ściągnął, zawieszając za sobą na oparciu krzesła. Ona tylko rozpinając kurtkę, poluźniła szal wokół szyi. I obracając się w bok, zahaczyła za pasek torebkę na krześle. Gdy podeszła kelnerka, uśmiechając się przywitała obojga;
– O dobry wieczór!?. …Stali bywalcy dziś razem?.
– Tak się złożyło Danusiu – Odparł Alan.
Martyna poza odwzajemnieniem uśmiechu, nic nie odpowiedziała. Była częstą bywalczynią Tej kawiarni. Lecz nie znała imion kelnerów. Nigdy się z nimi nie rozgadywała. Najczęściej wpadała porankami, pijąc kawę z czekoladą, zamiast śniadania. I wieczorami, szukając męskiego towarzystwa, byleby nie wysiadywać samotnie w mieszkaniu.
– To jaką kawę pijesz? – Zwrócił się do Martyny.
– Pani z pewnością chciałaby Mokkę? – Wtrąciła kelnerka.
– …Dokładnie, jak zwykle. – Odparła kelnerce
– A Pan też to co zwykle?
– Tak macchiato. …A potem się zobaczy – Odparł z uśmiechem.
Gdy kelnerka znikła za barem , stając przy ekspresie do kawy Martyna wstała i zrobiła to samo, co wcześniej Alan ze swoim płaszczem – Zawiesiła na oparcie krzesła, szal został przewieszony przez oba ramiona, tak, że jego zwisające końce, opadały na białą jedwabną koszulę z odsłoniętym dekoltem.
– Teraz się nie dziwię, że było Ci zimno – zauważył – A masz coś jeszcze pod tą koszulką?
– Poza biustonoszem? – odparła przekornie – Podkoszulek na ramiączkach. Żeby koszula nie kleiła się do ciała.
– Wole sobie nie wyobrażać w takim razie, w co chodzisz ubrana Latem w czasie upałów – Zaśmiał się.
Na jego śmiech nie zwróciła uwagi ” Facet z jedno ukierunkowaną wyobraźnią „ – pomyślała – „Jeszcze chwila i zacznie sie ślinić!?”;
– Nie mogłam się cieplej ubrać. …Ale tam!. Wyobraź sobie, że nago nie chodzę!.
– …Właśnie to sobie wyobraziłem!
Tym razem jego śmiech, był na tyle głośny, że zwrócił uwagę siedzącą pod ścina parę. Popatrzyli oboje na niego z wyrzutem, jakby mieli mu za złe jego głośne zachowanie. Alan zauważył ich oburzenie i stłumił śmiech, lecz nie wyobraźnię, którą zaraz przywołała w rozmowie Martyna.
– Masz bardzo wybujałą wyobraźnię .
– Bo ” Wyobrazić sobie coś to lepiej niż pamiętać” – zacytował Irvinga .
Martyna nie przeczytała wielu książek, poza tymi które musiała. Nie wiedziała, że Alan cytuje kogokolwiek . „Elokwentny podryw!?” – zastanawiała się , lecz tylko odparła;
– Żyjesz wyobraźnią?.
– Nie. Raczej przewidywaniami i zimną kalkulacją, ale do tego też jest przydatna wyobraźnia.
„O jednak ma szerszą wyobraźnię. …Ciekawe jaką wymyśli historię?”- jej myśli były odrobinę sceptyczne ,względem Alana.
– A co robisz, poza zabawianiem pięknych kobiet?
– Jak ich wokół Mnie nie ma, pracuję w biurze Brokerskim. ..A tak Piękna kobieta jak Ty?
– Piękność, pojęcie względne. …Pracuję w firmie reklamowej .
– Piękność nie jest względna, jej postrzeganie już tak – odparł.
Jego erudycja, zaczęła się jej podobać.
– Wow!. …Wyglądasz na porządnie wykształconego faceta. Pozory czy fakt?
– Fakt. – odparł krótko.
– Popatrz a ja z Tych „głupich”.
– Już w tramwaju, powiedziałem, że masz zaburzoną samoocenę. Twoje subiektywne odczucia , nie pokrywają się z moimi.
Faktycznie miała niskie mniemanie o sobie. Za dużo w jej życiu było negatywnych doświadczeń. Surowe wychowanie. Spychanie na margines i oczekiwania względem niej, których nie umiała spełnić
– Eno!?. „Subiektywne” czyli jakie?.
– Osobiste. …To co o sobie myślisz nie pokrywa sie z tym, co ja myślę o Tobie – wyjaśnił dosadniej.
Ich rozmowę przerwała kelnerka przynosząc kawy ;
– Coś jeszcze będzie, czy…!?
Alan popatrzył na Martynę. Nie wyglądała na znudzoną nim:
– …Jeszcze coś zamówimy, ale nie teraz . Dobrze?
– Jasne . – Odparła kelnerka wracając za bar.
Martynę ucieszyła reakcja Alana. Spodobał się jej, może nie wyglądał jak przysłowiowe „ciacho”, ale rozmowa z nim zaczynała być interesująca. A poza tym „Dieta, dietą. …Ale jakiś kawałek dobrego ciasta to bym zjadła!” – przemokło jej przez myśl i wypełzło na jej twarzy uśmiechem. Alan nie przegapił tego uśmiechu;
– ładnie Ci z uśmiechem na buzi .
– Ładnemu ze wszystkim ładnie – odparła.
– Yy!?. A to nie szło tak, że „Ładnemu „we” wszystkim ładnie”?
– Ee tam! …Nie czepiaj sie detali – odparła .
– To czym się właściwie zajmujesz w tej agencji reklamowej? – spytał .
– Jestem modelką …
– …No jak inaczej!? – roześmiał się . – Że też się nie domyśliłem!? … Po jakiejś szkole?
– Nie, nie. …Tylko po kursie „modelingu” . Bo według Moich subiektywnych odczuć – Tu zrobiła krótka pauzę, po wyraźnym zaakcentowaniu słów „subiektywnych odczuć”, na łyk kawy a potem dokończyła – …To za tępa jestem na naukę.
– Ej no! Nikt nie jest „tępy” na wiedzę. Weź i przestań mnie dołować takimi odzywkami.
– No dobra noo… – Odparła znów przechylając filiżankę z kawą.
Alanowi coraz bardziej podobała się Marlena. Już nie jej uroda, choć nie mógł się oprzeć pokusie, by ukradkiem nie zerkać w dekolt. Zastanawiało go, jej podejście do własnej osoby ; „Gra pozorów, czy faktycznie ma niskie mniemanie o sobie?”– Dlatego po kilku łykach swojej kawy , spytał wprost;
– Skąd takie niskie mniemanie o sobie?
– A wyglądam na kogoś „wyjątkowego”?
– Pewnie!.
– No tak, Tobie w głowie nadal tylko ciało?
– Nie . …Już Ci mówiłem. …Jesteś piękną kobietą, nie tylko po zewnątrz.
Marlenie podobało się, to co mówił. Lecz przecież poznali się kilka chwil wcześniej; „Co On może wiedzieć o Mnie!?”
– Wow! A możesz to częściej powtarzać?– roześmiała się.
– Owszem, sama przyjemność. – doparł.
– No dobra. A teraz może coś o Tobie?
– O Mnie?. – Tu Alan puszczając za uszko trzymanej filiżanki zrobił gest dłońmi , wskazując na siebie- …A czego się chcesz dowiedzieć?
– Najlepiej wszystkiego!.
– Oj. Od chwili, gdy tylko zyskałem świadomość własnej osoby, czy!?…
Marlena zrobiła kolejny łyk kawy, już ostatni, bo zobaczyła dno w filiżance; „Ciekawe czy jest szczery!?” – pomyślała . Odstawiając filiżankę nieco na bok , odparła.
– Na początek powiedz czym się zajmujesz w tej firmie?
– Jestem maklerem . …Zlecenia giełdowe. Doradzam co tanio kupić a drogo sprzedać.
– Wow!. Robisz na giełdzie?. …”Papiery wartościowe” i te sprawy!?
„Właściwie to wygląda na Kogoś, kto większość swojego życia przesiedział za biurkiem” – Przyjęła, że jest tym za kogo sie podaje. On mówił dalej;
– Od papierów jest „stockbroker” . Ja tylko prognozuje, obliczam, doradzam.. Nuda!
– W telewizji nie wygląda to, na nudną pracę – zaśmiała się znów.- Czasem oglądam jakieś filmy, zabijając właśnie tę nudę.
– Oj no dobrze. Trochę przesadziłem, ale tylko troszkę. Uwierz, zajecie meczące i monotonne.
– To pewnie jesteś po dobrych studiach?
z jego wypowiedzi było słychać, że był inteligentny i wykształcony. …Ale chciała się upewnić, dlatego spytała. A On odpowiedział całkiem przekonująco.
– Studia ekonomiczne mam za sobą. Ale i tak, wcale nie są bramą do tego zajęcia. …Wiesz , lepiej pytaj o coś innego.
” Zaczynasz mi się coraz bardziej podobać – Facet. …Pora na konkrety!” – Gdy to pomyślała, mimowolnie jej usta wykrzywiły się w uśmiechu.
– No dobra. …Żona, dzieci?
– Brak! – uśmiech nie znikał też z ust Alana.
-Ha! A wiek?.
– Przepraszam, czy My siedzimy w biurze matrymonialnym? .
Tym stwierdzeniem wprawił ją w jeszcze większy śmiech, który ponownie zwrócił uwagę pary siedzącej obok. Alan ze spokojem w głosie odparł
– 32 lata mam, jak Cię to interesuje.
Ło!? Wyglądałeś Mi na więcej…
Wtedy w tramwaju, gdy usiadł obok. Rzucił się w jej oczy, jego odstający brzuch w przyciasnym płaszczu. „I te jego fałdy na podbródku!?”.
– Za młody?
– W sam raz!
„Wow!. Komplemencik?” – Odparł tymi samymi słowami co Ona chwile wcześniej
Marlena nadal śmiała się w głos, podobnie jak i On. Obydwoje przestali już zwracać uwagę na parę siedząca pod ścianą. Dobrze się bawili rozmową i najmniej przejęci byli reakcją Innych, na ich śmiech.
– A Ty?
– Może pobawimy sie w „zgaduj zgadula”? – odparła.
– Hmm?. …Umiem prognozować. Masz gdzieś pomiędzy 22-25 lat?
– A niby na czym opierasz te swoje „prognozy” ?
– Typowy sposób wysławiania się młodych . To twoje „Wow” i inne takie… A poza tym, wygląd.
– Zmieściłeś się w widełkach. … Mam 23 lata.
– Piękny wiek … Piękna kobieta – westchnął.- Dobrze, to może coś słodkiego? – zaproponował – Jeszcze po kawci?.
– Coś słodkiego z przyjemnością. …Szczerze, głodna się zrobiłam.
– Głodna!?. Poza ciastem, to Tu nic treściwego do zjedzenia nie podają o ile pamiętam!?
Alan rzucając krótkie „Przepraszam” wstał i podszedł do baru.
– Czy Wy tu macie jakieś dania? – spytał kelnerkę.
– Nie. …To kawiarnia nie bar – odparła. – Lecz w tym samym momencie dobiegł ich męski głos z zaplecza.
– Jak nie mamy Danusiu!? . A zapiekane tartalerki?
– Aa!. Oj Pan wybaczy zapomniałam. …Ale to nie danie a przekąska!- Odpowiedziała do głosu, który wydobył się z zaplecza.
– Dobrze. Spytam tylko koleżanki czy reflektuje. – podziękował i wrócił do Maryli
– Tylko coś słodkiego Cię interesuje, czy bardziej coś treściwego?
– Jak stawiasz to może być to i to.
– Mnie stać na wiele więcej , jakby co! – odpowiedział z uśmiechem.
– Dobra, wezmę pod uwagę, jakby co …
Gdy pojawiła się kelnerka i Alan zamówił dla nich po porcji orzechowego tortu i Owych tartarelek, kelnerka przyjmując zamówienie, odparła;
– Ale wiecie, że od 2,30 jest półgodzinna przerwa?
– To ile nam czasu zostało?
Na to pytanie, Martyna sięgnęła ręką w tył do torebki i wyciągając telefon, odparła
– 2,00 … – Trochę mało czasu. Może zamów tylko po kawałku torcika?
– Dobrze. – popatrzył na kelnerkę.
– Ok!. Dwa razy tort orzechowy i nic poza tym? – odparła
– Nic. – potwierdził Alan.
– Dzisiaj mi czas jakoś szybko leci – odezwała się Marlena. – W ogóle nie czuję, że to już środek nocy.- Mi czas też się nie dłuży przy Tobie. I senny też nie jestem…
Ucichli w oczekiwaniu na porcję tortu. Marlena czuła niedosyt. ” fajnie jest. …A w pustym mieszkaniu nie usnę od razu …Ciekawe czy dałby się namówić na eskapadę do innej knajpki?” – pomyślała.
Alan miał podobne myśli, co do przedłużenia spotkania w innej kawiarni. Ale bał się, że nie przyjmie takiej propozycji . Gdy kelnerka przyniosła tort , Alan poprosił od razu o rachunek, jak zwykle uiszczając go, dał spory napiwek. Co nie uszło uwadze Marleny.
– Masz gest!?.
– A tam . …Taki zwyczaj.
I znów zamilkli na parę kęsów tortu. Obydwoje zastanawiając się, jak złożyć propozycje o przedłużenie tego spotkania. Marlena pierwsza zebrała się na odwagę.
– Dalej jestem głodna. Co powiesz na wizytę w knajpce w której mają jakieś żarcie?
W oczach Alana pojawiły się ogniki radości.
– To samo chciałem Ci zaproponować.
– Eno!? Nie mów , żeś taki nieśmiały?
– Ale tylko na pierwszej randce! – odparł, przysłaniając dłonią usta, bo właśnie pochłonął ostatni kawałek ciasta. Co nie służyło śmiechowi.
Marlena także dojadła swoją porcję .
– Tylko gdzie tu jest najbliższe takie lokum, czynne o tej porze?- zapytał.
Czoło Marleny jakby się lekko zmarszczyło a oczy zrobiły się węższe. Po chwili zmarszczki znikły , lecz w szeroko otwartych powiekach oczu, pojawiło się zakłopotanie i smutnym głosem odparła;
– Cała nadzieja w Tobie. …Nie znam w okolicy takiego miejsca .
Też nie znam. -odparł takim samym zawiedzionym głosem.
Była Październikowa , zimna noc. Spacer w tych warunkach odpadał. Zwłaszcza w wykonaniu Martyny „…Z gołymi nogami, pod nie za długą sukienką i szykownymi czółenkami na stopach. …I ta jedwabna bluzeczka . Co z tego, że pod nią skrywa się podkoszulek bez ramiączek?” – pomyślał Alan. – „Zamarznie mi kobieta. …Bo ogrzać w objęciach na pewno się nie da!”
– I co teraz!? – spytała Marlena.
– No do Mnie nie pójdziemy. …Nie mam płyt do oglądania – uśmiechnął się.
– A ja mam tylko do słuchania w samotności – Odparła.
W Tym momencie w Alana wstąpiła nadzieja. Był przecież bardzo bystrym mężczyzną, więc od razu jego uwagę przykuła owa „samotność” ;
– Mieszkasz sama!?. …To ten, no. …Wybacz , ale czy nie możesz zaprosić starszego Pana do siebie?.
Ta propozycja zaskoczyła Marlenę. Nigdy dotąd nie zapraszała żadnego mężczyzny do swojego mieszkania. Tym bardziej nikt się sam nie wpraszał. Nie wiedziała jak zareagować. ” O Jeny!? . Ale mi zabił klina!?”. – Biła się z myślami Ubierając swoje odzienie w milczeniu powoli, celebrując cały rytuał; ” W końcu kiedyś musi być ten pierwszy raz!?. …Kurde i co ja mam Mu odpowiedzieć!?” – Na jej twarzy pojawiły się rumieńce bezradności. Alan zauważył, że się zmieszała;
– Wybacz. Głupia propozycja.
– Zaskoczyłeś Mnie i tyle – odparła poprawiając szalik wokół szyi. – Ale się zgadzam. Tylko masz być „grzeczny” i wyjść, kiedy będzie na to pora. Ok?.
– Oczywiście. …Czy ja wyglądam jak napalony na kobietę facet?. Owszem miło Mi , gdy na Ciebie zerkam. …To jednak „nic”, czego byś nie chciała.
– No i gites! – Odparła rozbawiona.
Marlena wynajmowała mieszkanie w Apartamentowcu . Lubiła wygodę i luksus, których w dzieciństwie nie zaznała. Z jej zarobków nie byłoby ją stać na to mieszkanie, ale czynsz, opłacała agencja reklamowa, zamiast tego, do dyspozycji mogła mieć też samochód, lecz niestety oblała kurs na prawo jazdy . .Sam wygląd nie wystarczył by go zdać.
Do Jej mieszkania nie było daleko. Wystarczyło tylko przejść na drugą stronę ulicy, wracając się przez przystanek na którym oboje wysiedli.
– Ty Tu mieszkasz!? – zdziwił się Alan gdy dochodzili do budynku – Parę kroków ode Mnie . Że myśmy sie dotąd nie poznali!?
– A Ty w którym? – spytała.
– W tym „tańszym” – zażartował. – Za tym budynkiem przecież.
– Aa!. Wcale nie taki tańszy. Może trochę niższy od mojego?…Ja wynajmuje „kawalerkę” .
– A Ja nadal mieszkam z rodzicami…
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Serio. Jakoś tak. …Pępowiny odciąć nie mogę . – wytłumaczył.
Kiedy stali juz przy drzwiach wejściowych. Ona podając Alanowi swoją torebkę , sama chwile męczyła się z kodowanym zamkiem;
– Cholerstwo nie działa jak powinno .
– A kod pewnie „1,2,3 ?”
– Eno!? – parsknęła śmiechem. Długi hol emanował czystością i pustką. Było tylko w nim słychać ich kroki i dźwięk śledzących obojga, kamer ochrony. …A w windzie oczywiście uspakajająca melodyjka. Lecz krótka, bo Marlena mieszkała na 4 piętrze. Kawalerka, aczkolwiek z dużym salonem , połączonym z aneksem kuchennym. Była też sypialnia, garderoba , balkon i łazienka – Standard.
– Nie wiem czym Cię ugościć!? – powiedziała Marlena gdy już usiedli w niewygodnych fotelach, przed niepraktyczną ławą. – Alkoholu niestety brak .
– Wystarczy dobra, ciepła herbata.
– O tej mam aż w nadmiarze. Zastępuje mi posiłki . …Jaką?.
– Dobrą i ciepłą. …Zdaje się na twoje gusta.
Marlena podeszła do kuchennego aneksu . Alan wzrokiem wodził po mieszkaniu. W salonie nie było wielu mebli, może dlatego wydawał się taki przestronny. Poza owymi fotelami i ławą, w rogu salonu obok wyjścia na balkon znajdowała się tylko sofa z trzema szufladami a na niej wazon, z bukietem ładnych ale sztucznych kwiatów i wiszącym nad nim telewizorem.
– Coś skromnie tu masz?. …I wcale nie słuchasz płyt. …Nie widzę nigdzie płyt. – stwierdził uśmiechając się.
Marlena nadal krzątała się po aneksie i nie odwracając do niego , odparła;
– Miałam ma myśli płyty „CD” . …Ale te razem z odtwarzaczem trzymam w sypialni.
Obróciła się dopiero w chwili, gdy w obie ręce złapała za błyszczącą tackę z dwoma kubkami herbaty i cukierniczką. Gdy podeszła do Alana , uśmiechając się dodała;
– Ale tam, to Cię nie wpuszczę…
– No wiem. Grzeczny mam być – Odparł kąśliwie.
– Innej opcji nie ma! – Nadal się uśmiechała.
Gdy się pochyliła, kładąc na ławie tackę. Alan nie mógł sie oprzeć pokusie. …Oczywiście, że patrzył w jej dekolt. Marlena zauważyła;
– Wiesz, ja Cię przepraszam na chwilkę, pójdę się przebrać w jakieś inne, wygodniejsze ciuchy.
– Ta koszulka nie jest wygodna?
– Nie. Ma za małe guziczki, które się czasem same rozpinają – odparła odwracając się i zniknęła w swojej garderobie.
-Alan wziął kubek z herbatą. Pachniała wanilią. Przechylając zrobił jej łyk.. Była gorąca i gorzka. Chciał posłodzić, bo przecież obok stała cukierniczka, ale nie było żadnej łyżeczki. Więc głośno skomentował Ów fakt;
– Herbata jest, cukier jest a łyżeczki gdzie?
– Zapomniałam, ja nie słodzę – dobiegł go jej głos z garderoby – Pierwsza szuflada w środkowej szafce! – Dodała już głośniej.
-Dziękuję! – odkrzyknął tym razem i poszedł w skazane miejsce. Gdy wrócił z łyżeczką i włożył do cukierniczki, wrócił sie ponownie po drugą ” Nie Tylko Ona, jest zakręcona” – wytłumaczył sobie swoje gapiostwo.
Po chwili gdy juz delektował się, uprzednio posłodzona herbatą, do salonu wróciła Marlena. Zdziwił się, gdy ją zobaczył, bo założyła na siebie czarną tunikę, wprawdzie upiętą szczelnie wokół szyi, lecz spod niej przebijał biały , obcisły podkoszulek bez ramiączek. I wdziała na nogi, czarne, tak samo obcisłe legginsy.
– Łał!? Jeśli mam być szczery, teraz wyglądasz jeszcze bardzie ponętnie niż w tej bluzeczce.- zauważył.
– A tam. …Lubię jak się na mnie gapisz – odparła z przekora w głosie, wystawiając język – To mnie dowartościowuje – roześmiała się.
Usiadła , wcześniej przesuwając fotel na te stronę ławy przy której siedział Alan;
– Zawsze siadam po tej stronie, nie chciałam Cię przeganiać z mojego miejsca. – wytłumaczyła.
– Taa. Chcesz widzieć kiedy na Ciebie patrzę. Taka prawda…
– A tłumacz sobie jak chcesz! – odparła jak zwykle z uśmiechem.
Wzięła drugi kubek z tacki w obie ręce, jakby chciała nim ogrzać dłonie. Siedziała tak przez chwilę z uśmiechnięta miną wpatrzona w nicość „Nie żałuję, że się dałam namówić. …W sumie nawet spoko gość!?”
– Co Ci? – zauważył.
– Nic, zastanawiam sie o czym porozmawiamy?.
– O Tobie!?. …Dlaczego jesteś sama?
– Odkąd skończyłam 6 lat, zawsze byłam sama.
– Sama nie samotna? .
-Właściwie „osamotniona”
– Opowiedz…
– Historia mało ciekawa.
– Nie dla Mnie bo jej nie znam. …Opowiadaj, gdy zacznie być nudna, nie omieszkam Ci przerwać .
Marlena usadowiła się wygodnie, krzyżując obie nogi , przysiadając stopy i zaczęła.
– …Urodę mam po swojej Mamie. Ona naprawdę była piękna kobietą… Byłyśmy tylko dwie – Ja i Ona. Nigdy nie poznałam swojego taty. Nawet po tym, gdy umarła moja Mama.
– Zmarła?
– Tak, którejś nocy położyła się spać i już nigdy sie nie obudziła. …Po latach dowiedziałam się, że przyczyna był OBPS.
– Coś kojarzę!? …To bezdech w czasie snu?
– Tak. …Ja wtedy miałam 6 lat. Nie rozumiałam dlaczego sie tak stało. Po jej śmierci, trafiłam na kilka lat do rodziny wujka, brata mojej mamy . …Nigdy mnie nie pokochali. Traktowali mnie jak zło konieczne. Karcili za bądź co. Zbyt wiele mieli wymagań a za mało serca. Może dla tego, że wcześniej mama mnie rozpieszczała. Dawała wszystko, czego tylko zapragnęłam. Twierdzili , że jestem rozpuszczona.
Marcelina na chwile zamilkła . W pamięci pojawiły sie obrazy, które nie chciała by sie w niej znalazły. Lecz one mimowolnie wracały, najczęściej wtedy, gdy samotnie spędzała wieczory w mieszkaniu.
– Na pewno chcesz o tym słuchać?
– Na pewno. Opowiadaj.
…Jeszcze nie skończyłam 8 lat, gdy wujek któregoś wieczoru wszedł do pokoju w którym spałam razem z kuzynką na osobnych łóżkach. Gdy się obudziłam, poczułam chłód na odsłoniętych nogach i brzuchu … I jego łapy pomiędzy nogami. Gdy spostrzegł, że nie śpię, jedna ręką zakrył mi usta. Była spocona i śmierdziała papierosami. Druga ręka została nadal w tym samym miejscu. …Gdyby nie kuzynka, która obudziła się i zaczęła krzyczeć!?. … – W tym momencie Martyna ucichła, lecz po chwil odkładając kubek na ławę, wybuchła
– Nie! To był głupi pomysł! …Wybacz, na pewno nie takiej historii się spodziewałeś!?
Alan nie odpowiedział od razu. Cały czas gdy mówiła patrzył na jej twarz. Widział jak z każdą chwilą mętnieją jej oczy, aż do momentu w którym pokazały się w nich łzy.
– Nie takiej, to fakt. …Może nie wyglądam na Takiego, ale potrafię słuchać . Mów dalej.
Ciężko było jej o tym mówić. Właściwie nigdy nikomu z tego się nie zwierzała, choć kilka osób, dobrze znało jej historię. Ale dzisiaj, poczuła, że to jest ten moment w którym może pozbyć się tego ciężaru, który ją przygniatał.
– Gdy wszystko wyszło na jaw. – Dziwne skłonności mojego wujka. Ich małżeństwo sie rozleciało. Według nich, oczywiście to była moja wina. Nie chcieli mnie znać. Od nich trafiłam najpierw do Pieczy zastępczej. A po roku wylądowałam w domu dziecka. Rodzice zastępczy, wiedzieli z jakiego powodu do nich trafiłam. Oni byli radykalnie inni. Uważali, że modlitwa i wiara to antidotum dla Mnie. …Modlitwa i surowe wychowanie. A, że byłam krnąbrnym dzieckiem, zrezygnowali tak samo jak ciocia. Oddali Mie, jak wadliwą rzecz. …Miałam 9 lat, gdy trafiłam do Domu Dziecka. Przez następne 9 cholernie długich lat, nie znalazł się nikt, kto zechciałby być dla mnie rodziną. Tam się nauczyłam, że wygląd pomaga w osiąganiu pewnych rzeczy. …Bo w głowie wciąż miała, tę rękę pomiędzy nogami…
Martyna zamilkła mówić. Podnosząc się lekko , wyprostowała swoje nogi i odstawiła na ławę kubek po herbacie.
– Nadal chcesz słuchać?. …Spanie Cię nie bierze?
– Nie. …Ciekawi mnie co dalej – Odparł.
Dalej!?. …W wieku dziewiętnastu lat, delikatnie mówiąc pozbyto się mnie również z Domu Dziecka. Nie byłam zdolna. Nie byłam zbyt mądra, ale byłam ładna. …Więc gdy już skończyła sie pozorna pomoc instytucji zajmującej się wychowankami Ochronki, jedynym najprostszym sposobem na zapewnienie sobie środków na przetrwanie, była Agencja Towarzyska…
Tu znów przerwała i popatrzyła na Alana. Ich wzrok się skrzyżował. Przez te kilka ułamków sekund, zauważyła , ze jego oczy zrobiły się matowe.
– Tak, byłam dziwką , jak Cię to interesuje.
– Interesuje mnie Wszystko nie tylko ten fakt.
– Dorabiałam w ten sposób, przez niecały rok. …Do dnia w którym jakiś pijany klient w łóżku, zakrył dłonią moje usta i nos. … Była tak samo mokra od potu i poczułam ten sam smród papierosów.
Przestała mówić i popatrzyła na Alana. On z zafrasowaną miną obracał wskazującym palcem kubek, za odstające od niego ucho – Spostrzegł, że na niego patrzy.
– Musiałem sobie znaleźć inny obiekt zainteresowania. …Dalej uważam, że jesteś pociągająca Kobietą a to trochę koliduje z tym z czego się zwierzasz.- odparł – Mów, mów. naprawdę słucham.
– Kiedy to już właściwie koniec. Nigdy nie miałam „chłopaka” . …Choć nie powiem, nie stronie od facetów. Może to wina psychiki!?. Gdy tam pracowałam, poznałam jedną dziewczynę. To Ona wciągnęła Mnie w ten cały „modeling” i pomogła znaleźć robotę. Dzisiaj właśnie wracałam tym Tramwajem z sesji zdjęciowej, bo nie mam samochodu. A Tu się przeprowadziłam z obskurnego hotelu, dokładnie pól roku temu. Nigdy nie miałam nic na własność. Czegoś co byłoby tylko i wyłącznie dla Mnie. Połowę tego mieszkania opłaca firma, nie wiem czy mnie będzie stać, jak już Mi podziękują!?. …Więc korzystam, póki mogę. Ot i cała historia proszę Pana.
– Ej!?. Przecież chyba wciąż jesteśmy na „Ty”? – uśmiechnął się.
Gdy Martyna zauważyła uśmiech na jego twarzy, pomyślała że to dobrze ;”To znaczy że nie zraził się do Mnie”. Lecz nie odpowiedziała takim samym uśmiechem.
A to tylko dla tego, że przysłaniając ściśnięta dłoń do ust- ziewnęła. Ten odruch był bezwarunkowy. Gdyby mogła go opanować, z pewnością by to zrobiła, bo nie chciała zostać sama.
– Z tego wszystkiego zapomniałam, że byłam godna – Dopiero teraz odpowiedziała uśmiechem.
– Ja się nasyciłem herbatką.
– To co, ja pójdę zrobić jeszcze a Ty zaczniesz Mi opowiadać swoją historię?
– Nie! – odparł, lecz zaraz dodał – Gdy uciekałem wzrokiem, zauważyłem zegar wiszący obok wieszaka. …Jest 3, 45 . Z miłą chęcią opowiem Ci swoją historię, choć nie jest tak wciągająca jak Twoja…
Tu Alan przerwał zdanie. I ruchem głowy wskazał na zegar zaraz obok wejścia. Gdy i Ona popatrzyła na tarcze zegara, On dokończył zdanie
– …Więc mam propozycję – Co będziesz robić dziś w południe?
Ona z uśmiechem bez namysłu odparła;
– Będę czekać aż przyjdziesz. …Przecież mieszkasz parę kroków stąd.
Gdy zamknęła drzwi za Alanem i chwile później położyła się spać . Jak nigdy wcześniej, usnęła prawie natychmiast i jak nigdy , usnęła z uśmiechem na ustach.
Jeżeli czytając tę historię, zaczęliście się zastanawiać, dlaczego akurat opisałem dalsze losy tej Dwójki!?. …Odpowiedź jest prosta – Ta historia jest o związkach, których na pozór obcych sobie ludzi, połączyła podróż Tramwajem. To może przytrafić sie także Wam… Następne rozwiniecie, nie może sie przydarzyć Wszystkim, za to Wszyscy mogą o nim przeczytać – O ile chcą?
***
(…) Gdy Boguś z swoją byłą uczennicą wysiedli z tramwaju linii 11, było kilkanaście minut po 1 w nocy. On niechętnie, lecz nie miał innego wyboru, zakładając swoja czapkę i dziurawe rękawice, ściskając swoje manele pod pachą, miał powiedzieć „Dobranoc” i udać się do swojego lokum, na tyłach Supermarketu Magik. Był to wielki budynek, zajmujący sporą powierzchnię. Mieściły się w nim stoiska sklepów różnych firm, z których większość posiadała swoje zaplecze na tyłach budynku do których zwożono towar. Za zapleczem stały więc blaszane garaże, szopy, wiaty…Boguś zamieszkał właśnie w takim opuszczonym i zapomnianym przez właścicieli garażu na tyłach Supermarketu. Bez prądu, bez wody – Nie licząc deszczówki, która w deszczowe dni, kapała z zadaszenia. W Zimie było zimno. W gorące dni Lata – gorąco. Ale nie narzekał, miał miejsce do którego mógł wracać i gdzie spać. Gdy się ma prawie 70 lat, dobrze jest mieć takie miejsce.
Jego była uczennica miała na imię Anna- Pani Magister Psychologii. Była 40 letnią kobietą, mężatka, z dwójką dzieci…. Tego wieczoru wracała z ośrodka odwykowego, w którym pracowała od niedawna. Przeprowadzili się tu z Wrocławia, zaledwie miesiąc temu. On przykuł jej uwagę już na przystanku, gdy czekała na tramwaj, lecz nie miała pewności, czy to na pewno On, dopiero w tramwaju się upewniła, gdy przypadkiem spojrzał na Nią. Wtedy gdy studiowała, była zafascynowana jego podejściem do wykładów. Był wspaniałym młodym profesorem, z nietypowym podejściem do studentów. …Nie mogła uwierzyć, że jego życie tak się odmieniło.
– No pora się zbierać! …Dobranoc Pani – Odparł i obracając w stronę supermarketu, ruszył do swojego lokum.
– Panie Bogdanie – odparła zaskoczona– Już Pan ucieka?
– Zimno jest – odparł i sie odwrócił. – Nie uciekam, …Nie pamiętam kiedy ostatni raz, przed Kimś i przed czymś uciekałem – ( I Tu padnie zwrot, który zbyt często jest akcentowany a brzmi; ) – uśmiechnął się.
– Oj no, wie Pan o co mi chodzi. …Porozmawiać chwile, przecież Pan może?
– Hmm?. A to mało sobie powiedzieliśmy?
Boguś i tak już za wiele powiedział; ” Tak mnie jakoś wzięło na gadanie po wizycie u swojej żony nieboszczki”. – Pomyślał. Dawno nie zwierzał się nikomu. Dawno z nikim tak długo nie rozmawiał;” Ale wszystko ma swój koniec . …I początek!. Licho wie, jakie Ona ma zamiary?”
– A O czym Pani chciała porozmawiać?. …Ja mam być tematem rozmowy? – zapytał.
– Owszem. Ale jak Pan chce, to o Mnie też, byśmy porozmawiali…
– Już mówiłem – Za zimno na „życiorysy”.
– A jakbyśmy poszli w ciepłe? …Z gorącą herbata i z czymś do zjedzenia?
– Pani wybaczy, jest środek nocy. Jedyne, dostępne ciepłe miejsce o tej porze, to stacja transformatorowa za magazynami. Lub ewentualnie nieogrzewany -Mój garaż?.
Anna się uśmiechnęła. Nie wyobrażała Siebie siedzącej obok iskrzących przewodów. Lub siedzącą na fotelach z zużytych opon samochodowych.
– Mieszkam tu od niedawna. Jeszcze nie poznałam miasta i tej dzielnicy. …Wiec skoro Pan tak mówi, cóż!?.
Na chwilkę zamilkła, widać było , że sie waha. Boguś widział to jej wahanie, więc stał, cierpliwie czekając.
– A mogę się spotkać z Panem , na przykład dzisiaj w południe, czy wieczorem?
– Kiedy tylko Pani zechce. Zapyta Pani przed wejściem o „Bogusia”. …Na pewno Mnie Pani znajdzie.
– Tak Pan mówi!?. …Czyli jesteśmy umówieni. Tak?
Anna chciała być pewna, że nie będzie unikał spotkania z nią. Dlatego chciała potwierdzenia.
– Niech się Pani nie obawia. Przed chwilą mówiłem, że nie uciekam przed Nikim. – odparł wyjaśniając, tym samym potwierdził, że godzi się na to spotkanie.
– Dziękuję. – Odparła z uśmiechem.
Bała się, że odmówi, zacznie się wykręcać, zbywać. …Zapominała widząc przed sobą Menela, że jest bardzo rzeczowym, inteligentnym byłym Profesorem. …I poza wyglądem, coś w nim zostało z tamtych lat.
– Dobra, nie marznijmy – Odparł na Jej „Dziękuje” i rzucając przez ramie na odchodne ;”Dobranoc” ,poszedł nie odwracając się za siebie.
Jego lokum nie było zamykane na klucz, czy kłódkę. W zasadzie, Każdy mógł tam wejść. …Lecz po co?. Wszyscy przyjęli do wiadomości, że to „Mieszkanie Bogusia”. Gdy się wprowadził Tu 10 lat temu, były pewne próby, pozbycia się Go. Lecz Boguś nie stwarzał problemów. …Ba! Z czasem, jego obecność przynosiła korzyści, dla pracowników supermarketów. …Boguś za drobną opłatę od klientów, odstawiał kosze na zakupy na swoje miejsca. Pomagał też pchać wózki wyładowane towarem i pakować je do bagażników. Pomagał przy parkowaniu samochodów, mniej wprawnym kierowcą. …Wszyscy przywykli, że Jest.
(…) Więc Boguś podszedł tylko do bramy garażowej, pchnął kolanem drzwi , które były w nią wmontowane a te skrzypiąc, otwarły się do środka. Grzebiąc w zawiniątku, wyciągnął po chwili latarkę. I oświetlając nią obskurne wnętrze, snop światła znalazł naftową lampę, zawieszoną pośrodku płaskiego daszku.
Gdy po paru następnych chwilach Owa lampa, kopcąc rozświetliła całe wnętrze, ktoś patrzący przez niedomknięte drzwi, zauważyłby że garaż od środka ogacony był starymi dywanami i kartonem z pudełek. Tylko na suficie, było widać okopconą wokół lampy, falista blachę. …Kilka lat wcześniej Boguś też ocieplał sufit, ale którejś nocy zapalił sie od lampy. Uznał, że to zbyt niebezpieczne.
W samym tyle, w ścianie było małe okienko a pod nim stał rozłożony tapczan. Nie wyglądał na porządny mebel, lecz Boguś zawsze się na nim wysypiał. Podszedł do niego, uchylając jedną z połówek, wrzucił do środka zawiniątko. „Zawiniątko” to nic innego, jak czarny, znoszony męski golf , zawiązany od dołu sznurkiem a z drugiej zawinięty w okrętkę, by nic ze środka nie wypadało. Bardzo praktyczna rzecz. …I aż tak bardzo nie rzucała sie w oczy. Trzymał ją zazwyczaj właśnie w tapczanie, bo miało bezcenną wartość . W zawiniątku znajdowało sie wszystko to, co Bezdomnego, czy jak mówili ludzie – Menela, czyniło „obywatelem” . Trzymał tam swój dowód osobisty. Dyplom doktorski. … Wszystkie ważniejsze świadectwa jego istnienia, jak akt swojego urodzenia i akt śmierci żony. Miał tam kilka fotografii z przeszłości. Miał tam wszystko to, co czyniło go panem – Bogdanem Niewiadomskim.
Zawsze, gdy wychodził na dłużej z swojej „willi „, zabierał zawiniątko z sobą. Lecz przeważnie leżało wewnątrz tapczanu, pomiędzy ubraniami . Tapczan właściwie służył też za szufladę na inne rzeczy, których właściciel śpiąc na nich, był pewny, że nikt ich w nocy nie ukradnie. Pomimo tego, zawsze gdy szedł spać, zakręcał drutem uchwyt drzwi do ich ramy od wewnątrz.
” Strzeżonego Pan Bóg strzeże” – Pomyślał skręcając właśnie oba końce drutu. Podszedł do następnego „mebla” , czyli sofy …Prawie nowej. Panowie z działu meblowego, mieli wyrzucić do kontenera, lecz pomyśleli że przyda się Bogusiowi. – Dobrze pomyśleli. Jej szuflady i blat, zastępowały segment kuchenny. W dwu górnych trzymał wszystko co nadawało się do spożycia. W dolnej znajdowały sie niezbędne naczynia i sztućce do przyrządzania jedzenia. A na roboczym blacie stała kuchenka turystyczna, zasilana energią wlewanego do jej palników denaturatu. Obok metalowe pudełko, po ekskluzywnych pomadkach a na nim małe, prostokątne lusterko bez oprawy. …I poza znalezionym w kontenerze ze śmieciami, starym przyrdzewiałym wieszakiem, grubo obwieszonym odzieżą, a obok niego plastikową miską i wiaderkiem – Nic więcej. …”Prawie nic”, bo pod poduszką w rogu tapczanu, trzymał malutkie radio tranzystorowe z minionej epoki, lecz nadal działające o ile stać go było na baterie. Dzisiaj położy się spać, jedynie z własnymi myślami. …Miał inne ważniejsze wydatki . Zakupił dwie świece i puszkę piwa, którą wypił w towarzystwie żony nieboszczki, dywagując nad swoim życiem. …I jeszcze zjadł pożywny bigos, w barze za cmentarzem. Więc kolacji już nie zamierzał przyrządzać… I tak nie było z czego.
Ściągnął swoja kurtkę i rzucił na wieszak. Siadając na tapczan zdjął buty i przemoknięte skarpety. ” Nie chciałem mówić Tej kobiecie, że Mi nogi zamarzają. …Zagadywała i zagadywała”– pomyślał. Wstał gasząc lampę a potem położył, przykrywają nieobleczoną kołdrą i dwoma kocami.
Długo nie mógł usnąć. Jego myśli, przeplatając się z wspomnieniami, natrętnie spędzały sen z powiek; Obrazy żony w rożnych momentach ich życia,. Jej słowa. …Rozmowy .” I Ta Kobieta!?… „
Obudził go jazgot śmieciarki. Otwierając oczy, zauważył, że falista blacha sufitu, pokryta jest szronem . Gdy odsłonił pościel i poczuł zimno – Okrył się z powrotem; ” Coś za szybko ta Zima przyszła w tym roku !?”. Postanowił, że jeszcze chwilę się wyleży; „Sobota jest. …Klienci supermarketu nie wstają wcześnie w Soboty”
Gdy już dostatecznie ogrzał się faktem, że w jego lokum jest zimno. Odsłonił pościel jednym ruchem ręki ; „Jeżeli człowiek wie, czego się spodziewać , lub gorąco czegoś pragnie, wtedy nawet chłód jest ciepły” – Pomyślał podnosząc się na obu, bosych stopach.
Poranna toaleta była obowiązkowa. Najpierw zwykłe ludzkie potrzeby, czyli „siusiu” za garażem ; „Cholera!. Bose stopy w mokrych, byle jak nadzianych butach, nie pomagają!. Człowiek trzęsie się z zimna i nie może rozpiąć rozporka. Potem w drodze powrotnej, trzeba nagarnąć śniegu do wiaderka, żeby było się w czym umyć …A śnieg zmrożony a od niego zgrabiałe palce. Ciężko sie potem ogolić będzie” .
Po powrocie, gdy śnieg z wiaderka, zamienił sie w wrzątek, dzięki magicznemu działaniu kuchenki . …Co drugą Sobotę, chodził wprawdzie to Schroniska dla bezdomnych. Tam się mógł porządnie ukąpać, najeść; „…I ciuchy zawsze jakieś dają” – Ale to nie była „Ta” Sobota.
Bogus odkładając lusterko wyciągnął z metalowej szkatuły maszynkę do golenia i mydło; ” Trzeba się ogolić musowo!.. …Raz, że wygląd czasem ma znaczenie. Dwa, że jutro Niedziela” – Był też trzeci powód; „Ciekawe czy Ta Kobieta sie pojawi?” .
Gdy już był „wyszykowany”, ręka tylko omiótł wełniany sweter, który założył wczorajszego poranka a później wygładził spodnie, które też miał na sobie od wczoraj ” Prawie świeże” – uśmiechnął się . Odziany w suche i czyste skarpety wyciągnięte z tapczanu. Założył buty kurtkę i czapkę z rękawiczkami i wyszedł na poszukiwanie śniadania.
” To Bedzie dobry Dzień” – Pomyślał chwilę później, gdy na przeciwko zobaczył mężczyznę z reklamówką w ręce. Znał go doskonale – Dostawca dobrego jedzenia!
– Boguś!. …Moja Kobita, prosiła by Ci to dać. …Trzymaj bo się spieszę na tramwaj!.
Mężczyzna wyciągnął rękę, podając reklamówkę . Boguś nie chwycił jej za uszy, tylko objął …Nawet przez rękawiczki poczuł, że jest ciepła.
– Dziękuje ! – Odparł nie kryjąc zadowolenia.
– Nie Mi. …Mojej Babie kiedyś podziękuj.
– To ta kobitka w ciąży?. …Taka ufarbowana na kasztanowy kolor?.
– No Ta, ta. …Lecę!. – Odparł i szybkim krokiem oddalił się w kierunku parkingu, przed którym był przystanek tramwajowy.
Boguś wrócił z powrotem do swojej „hacjendy” . W reklamówce był słoik ciepłej zupy pomidorowej z makaronem i wkładką mięcha. …I jak nigdy wcześniej kanapki z szynką, zawinięte w sreberko; ” …I liścik jeszcze!?” – Zdziwił sie widząc kartkę z zeszytu zgiętą wpół . Było na niej tylko jedno zdanie.
„Zawsze wiedziałam, że Pan jest porządnym Człowiekiem”
Jedząc zupę, zagryzał kanapkami i zastanawiał się ; „Porządny Człowiek” Czyli jaki?. Oceniany pozytywnie, postępujący zgodnie z przyjętymi normami, sprawiedliwy, dobry?. … Skąd jej przyszło do głowy, że taki jestem!?. Przez tę godzinę w tramwaju, tylko się do niej ukłoniłem. …Zbyt łatwo ludzie ulegają pozorom”.
Dojadł pomidorową, bo zostawianie jej na potem, nie miało większego sensu. ” Zimna będzie a o denaturat ciężko . Zima może być mroźna!” . Zostawił tylko kanapkę, zawijając ją z powrotem w sreberko i schował do górnej szuflady.
Przepowiednia Bogusia sie spełniała. To był dobry dzień, pomimo chłodu i szarugi. Raz po raz do jego kieszeni wpadały drobniaki za świadczone usługi klienteli supermarketu. Dzień choć odrobinę mroźny, mijał bardzo szczęśliwie. Zapomniał nawet o tym, że Anna umówiła się z nim na spotkanie. Swoja uwagę i myśli, skupiał tylko na jednym – Zarobić parę groszy.
Gdy dochodziła 1 w południe. On odstawiał właśnie koszyk, przemiłej emerytki z synem. …Syn był mniej miły, ale dał „piątaka”. W chwili, gdy koszyki sie zderzyły, łącząc w szereg, poczuł na ramieniu klepnięcie;
– Tu Pan jest!.
Anna od dłuższej chwili obserwowała Profesora, zostawiając w galerii męża i synów, patrzyła przez szklana szybę na parking. …Dopiero teraz zdecydowała sie do niego podejść.
On odwrócił się – Za plecami stała Kobieta z Tramwaju.
– No przecież mówiłem, że Tu będę – Uśmiechnął się, choć jej widok wcale nie sprawił mu radości.
„Na pewno będzie chciała porozmawiać. …A tu takie żniwo!? „ – Nie mógł przeboleć straty.
– Martwiłam sie o Pana. Mroźno dzisiaj. … – 2 stopnie!.
Te -2 stopnie było widać na jej przy czerwienionym nosie i różowych policzkach.
– Jak będzie -20, to się zacznę umartwiać – Odparł. – Do Mnie nie zaproszę, bo tam niewiele cieplej.
– Szkoda. Chciałam zobaczyć jak Pan mieszka.
– „Patrzeć to jedno, a zobaczyć to co innego” …Jakoś tak to szło!. Ale jak bardzo chcesz!?. – Starszy Pan, już z założenia przyjął, że może mówić jej na „TY”.
Boguś ruszył w stronę garażu, nie oglądając się czy pójdzie za Nim – Poszła. Gdy stanęli przy garażu, Boguś pchnął drzwi wydając z siebie głośnie „Ta dam!„. Czym wywołał uśmiech na jej twarzy, który niestety znikł w chwili, gdy zobaczyła wnętrze.
– Oj coś Pani uśmiech przygasł!?. – Zauważył i zacytował ; „Czasem, aby zobaczyć światło, trzeba nieco tylko zmienić perspektywę” – Z mojej perspektywy to świetna miejscówka!
– …Zawsze miałam gdzie mieszkać, ale nigdzie Tak! – Odparła.
– Lepiej Tak, jak Nigdzie !
– …I tu ma Pan rację – Odpowiedziała wychodząc z Bogusia lokum. – Zapraszam na kawę. W Galerii jest kawiarnia.
– Pani wybaczy, ale mam niepisaną umowę z ochroną; „Dalej niż do toalet przy wejściu, nie wchodzić”. Wole nie łamać zasad, bo co , gdy i Oni je zaprzestaną respektować?
– Rozumiem. To jest tu gdzieś jakiś Bar, do którego Pan może wejść? – Odparła z przekąsem.
-Po drugiej stronie ulicy, za przystankiem Tramwajowym. …Tam czasem stać mnie na kawę i Nikt nie wygania.
Poszli. Nad wejściem do lokalu widniał napis „Snack Bar„. Gdy weszli do środka, na twarzach personelu za barem, widać było zdziwienie; „Boguś w towarzystwie kobiety!?”.
– Cześć Boguś – Przywitała go niska i okrągła dziewczyna za ladą.
– Szanowanie Pani – Dygnął.
Oboje z Anną usiedli przy oknie z widokiem na przystanek tramwajowy. Boguś ściągnął rękawiczki i czapkę. Kurtkę tylko rozpiął. Anna natomiast , nie poluźniła nawet szalika wokół szyi. Siedziała rozglądając się po wnętrzu, jakby na coś czekała.
– Tu Nikt nie podchodzi do stolika. Samemu trzeba zajść, zamówić i przynieść – Domyślił się na co czeka.
– Aa!. No dobrze, to jaką Pan pije kawę!?
– Najtańszą – Odparł rozbawiony.
Ona tez się roześmiała. Zdjęła z głowy, czarny beret i odwinęła z szyi takiego samego koloru szal. Spod beretu na jej ramiona wypadł koński ogon, jasnobrązowych włosów, odsunęła ręką za tył głowy. Bogdan nocą nie zwrócił szczególnej uwagi na jej wygląd. Teraz wyglądała uroczo z uśmiechniętymi, różowymi policzkami i zaczerwienionym nosem.
– Dzisiaj ja stawiam! …Więc?
– Cokolwiek zamówisz, wypiję ze smakiem .
Anna przywykła, że tak się do niej zwraca, traktując jak uczennicę. Postanowiła wykorzystać ten fakt, by nawiązać bliższą relację.
– No i bardzo dobrze – Odpowiedziała podnosząc się z miejsca.
Miała na sobie długi ciemnogranatowy płaszcz. Rozpięła wszystkie jego guziki odsłaniając jaskrawo czerwony sweter i w podobnym odcieniu spódnicę, spod której wystawały czarne kozaki na obcasie. Wyglądała i zachowywała sie dystyngowanie. Obsługa baru śledziła jej każdy ruch. Podeszła do Nich.
– Jakie podajecie kawy?.
W odpowiedzi, Niska, okrągła dziewczyna z uśmiechem na ustach wyrecytowała menu kaw.
– A podajecie parzoną kawę?.
– Oczywiście. Jaką Pani chce, bo mamy; … – I tu znów zaczęła wymieniać jej gatunki.
– Może być Arabica – przerwała jej.
– OK. …Coś jeszcze?.
– Nie dziękuję…. A przepraszam długo będzie trzeba czekać?
– Zawołamy jak będzie gotowa . – Odparła i obracając sie do okienka obok chłodziarki z napojami krzyknęła – Iwona. Dwie Arabiki !
Boguś obserwował Annę. Patrzył na nią nawet jak wracając, szła w jego kierunku.
– Co Pan tak na mnie patrzy?.
– Usiłuje sobie przypomnieć. …Ale nadal luka w pamięci.
– To było 15 lat temu. …Parę kilo więcej i kilka zmarszczek zmieniają wygląd.
– Nie na tyle. … Może nie wryła mi się Pani w pamięć, bo w tym czasie, były inne głębsze rany!?.
– Z tego co od Pana usłyszałam w nocy, to faktycznie. …Pan Pozwoli w takim razie , że się przedstawię; – Anna Kowalczyk …
– Boguś. …Miło Mi Aniu Kowalczyk – Jego glos cichł i zwalniał, przeciągając wypowiadane litery . Wpatrzony w blat stolika przy którym siedzieli. – Znałem jednego chłopaka. …Nie pamiętam imienia!? – ucichł usiłując znaleźć to imię, jakby było wypisane na blacie stolika.
Z pomocą przyszła mu Anna, bo nagle zaczęła mówić
– „Kowalczyk drogi chłopcze. Twoja nonszalancja wobec filozofii jest tak perfidna, że śmiem twierdzić iż przychodzisz tu dla Innej” …On przychodził dla Mnie – Odparła.
Boguś popatrzył na Nią. Jej buzia promieniała a oczy sie śmiały.
– Wtedy nosiłam jeszcze Panieńskie nazwiskom – Witek. – Dodała.
– …Jaki ja byłem zaskoczony, gdy potem Wojtek zdał semestr z jedną , największą ilością punktów!?. …Powiadasz , że jest Twoim mężem?.
– Tak, jesteśmy 13 lat po ślubie. Mamy dwójkę wspaniałych synów.
– A czym On się teraz zajmuje?
– Teraz!?. … Z synami goni po Galerii, mówiłam. Wpadli na zakup niezbędnych narzędzi. Wojtek z kolegą usiłują założyć Warsztat mechaniczny – Roześmiała się.
W tym momencie dobiegł ich gromki głos, Niskiej, okrągłej dziewczyny „Dwie kawy Parzone! „. Anna podniosła się z krzesła, kładąc na stoliku swój beret , który dotąd trzymała w dłoniach;
– A maja tu szatnię?- spytała patrząc na Bogusia
Bogus przekręcił tylko głowę lekko w bok, nadymając usta i ostentacyjnie wypuścił powietrze jak z pękniętej dętki. Ten grymas rozśmieszył Annę . Tak uśmiechnięta , poszła po tackę z dwoma kawami ,zaparzonymi w paskudnych płaskich i białych filiżankach. Gdy przyszła i postawiła tackę na stole, wymamrotała;
– Cukru nie dali!?.
– Nie dają, trzeba samemu sobie zabrać saszetki z cukrem z koszyczka na ladzie
Odpowiedział rozbawiony , robiąc minę jak chwile wcześniej , gdy pytała o szatnię. A gdy Anna znów wstała z wiadomym zamiarem. …On podnosząc wskazujący palec do góry dodał;
– A! …I nie zapomnij o łyżeczkach – Tym razem to Ona nadęła swoje policzki , już niczym nie zabarwione i zrobiła ten same grymas „dziurawej dętki”.
Kiedy wróciła i już siedzieli trzymając za uszka paskudne filiżanki z kawą, Ona zaczęła;
– Nie mogę pogodzić się z tym, że Pana los aż tak się odmienił…
– Przecież Los, to wymówka dla tych, którzy nie chcą wziąć odpowiedzialności za własne życie . A decyzje podjęte w przeszłości kształtują właśnie nasze życie. …To nie moje spostrzeżenia, ale pasują do Mnie jak ulał – odparł. – Jestem Kim, jestem! -dodał.
– …Może zmienił się Pana wygląd i profesja, ale nadal jest Pan tym samym „Profesorem” – wtrąciła, gdy skończył.
– O nie, nie! …To tylko moja gra. – przerwał na chwilkę i widząc w jej oczach zdziwienie , dodał – Nie chce zawieść Twoich oczekiwań i wspomnień względem Mnie. A poza tym, chce wyglądać nieco lepiej w Twoich oczach niż wyglądam – uśmiechnął się.
– Oj! Tym stwierdzeniem, tylko Pan potwierdził, że wciąż jest tym samym człowiekiem .
– Myśl co chcesz. …Logika mówi coś zupełnie innego.
– A!? Czyli stosuje Pan Semiotykę logiczną?
– Uchm – odparł przeciągle – Zwłaszcza te matematyczną. – Kalkuluję, jak przeżyć! – uśmiechnął się.
– Skoro w Pana głowie została wiedza i mądrość z niej. Jest Pan nadal sobą, jakkolwiek by Pan zaprzeczał, Profesorze... – odpowiedziała na jego uśmiech.
– Jeszcze kilka lat temu, traciłem dziennie sporą ilość szarych komórek, topiąc je w alkoholu. Więc część tej „mądrości” przepadła. Poza tym wiek robi swoje. …Ale tam!?. A co u Ciebie? – zmienił temat.
– Chwilę!? Jeszcze nie tak dawno, twierdził Pan, że przed nikim i niczym nie ucieka. – roześmiała się, gdy usiłował zmienić temat. Ale podjęła go;
– Po studiach, wyjechaliśmy do Wrocławia. Wróciłam z Wojtkiem w swoje rodzinne strony. Tam wzięłam z Wojtkiem ślub. Tam urodziłam swoich synów.
– Pochodzisz z Wrocławia a tu studiowałaś?
– W Wrocławiu nie dostałam się na studia! – oblała sie bezradnym uśmiechem – Tu były wtedy mniejsze wymagania. – dodała dopijając kawę.
– A dlaczego wróciliście tu, po tylu latach?
– Bo dostałam intratną propozycje. Nie przelewało nam się. Wojtek jest lekkoduchem, nigdy nie potrafił znaleźć odpowiedniej pracy. …Za to wspaniale wywiązuje się z bycia ojcem . A ja zarabiam na nasze utrzymanie.
– Pracująca Kobieta?
– No ktoś musi! – znów się roześmiała.
– Wiedzą, że zostawiłaś Ich dla Mnie!?
– Nie zostawiłam! – zaprzeczyła a jej roześmiana twarz znów porumieniła.- Właśnie są gdzieś po drugiej stronie – tu skinęła w okno z widokiem na przystanek tramwajowy i widoczny w oddali supermarket. – Poszli wszyscy kupować narzędzia. …Chłopaków to rajcuje, ja wolałabym dział z odzieżą – promienny uśmiech nie opuszczał jej twarzy. – Powiedziałam, że idę się z Panem spotkać.
Boguś popatrzył na zegar wiszący nad barem. Pokazywał 13,35 ” Przed Magikiem zaczyna sie ruch. …Ciekawe jak długo jeszcze będzie mnie zagadywać?”. Nie wiedział, że Anna idąc z nim na spotkanie miała pewien plan – Wzięła sobie za cel, odmienienia jego losów. Pierwszą rzeczą tego planu było, poznanie „dokładniej” Profesora. Techniki psychologiczne stosowała nie tylko w swojej pracy zawodowej. Zamierzała więc jeszcze długo, długo „poznawać”.
– Kawa wypita, to może coś zjemy? – to pytanie nie było spowodowane tylko troską o bezdomnego. „Gdy nie odmówi, zyskam sporo czasu na obserwację”.
– Dzisiaj zjadłem syte śniadanie, od tej Pani, której ukłoniłem sie w tramwaju – „prawie” odmówił. – Ale o ile Pani postawi mi zapiekankę, to jak najbardziej. – odparł i pomyślał ” Nie będę przynajmniej stratny”.
– Mają tu zapiekanki!? – Anna ze zdziwieniem obróciła się w stronę baru. Nad przeszklona ladą wisiała świetlna tablica z menu.
– To nie kawiarnia, to „Snack Bar”. …Możesz Im oddać po drodze te filiżanki – zasugerował tym samym, że jak już, to właśnie teraz jest pora na posiłek.
– No tak. …Wszystko ja! Jak zwykle – uśmiechnęła się.
– Nie będę rzucał sie w oczy wzbudzając mieszane uczucia. Ty w oczach Wszystkich „płynąc” do baru, wzbudzasz podziw – odparł, czym wywołał nagły przypływ czerwieni na jej policzkach.
– A Tam!? Stara baba ze mnie! – odparła skromnie
– …To co ja mam powiedzieć?
Na te uwagę Anna parsknęła śmiechem jak koń na woźnice trzymającego bat. Wstała i zabierając tackę z dwiema filiżankami fusów i resztkami opakowań po cukrze, poszła zamówić zapiekanki, płynąc dostojnie przez wnętrze Snack Baru.
Gdy zegar rozświetlonej tablicy z menu wskazywał 14,30. A po zapiekankach nie pozostał żaden ślad. I wyczerpali już większość egzystencjalnych tematów. Boguś patrząc przez ramię za okno, zauważył , że ruch pod Magikiem wprawdzie narastał, ale cynowa brudna powłoka śniegu, zaczęła na przemienię to pokrywać się białym nalotem świeżego, to po chwili ten nalot zmywały krople deszczu. ” No i to by było na tyle” – pomyślał. Bo gdyby nawet w tej chwili Anna powiedziała „Dziękuję i Do widzenia” Boguś nie zamierzał marznąc w padającym śniegu z deszczem. Patrzył tak przez chwilę aż nagle rozległ się dźwięk telefonu w kieszeni Anny płaszcza.
– Przepraszam , odbiorę – powiedziała sięgając po telefon.
Profesor nadal wiec spoglądał w okna. Dobiegały go tylko jej pojedyncze głosy. Poza słowem ” Kochanie” padało przeważnie, krótkie „Yhm” „Acha” „Oo!?” . …Obrócił się z powrotem do niej w chwili gdy uśmiechając się mówiła; „Oo!?. To się bardzo cieszę!”. Po tych słowach odłożyła telefon znów do płaszcza i patrząc na Profesora, zaczęła mówić;
– Przyznam sie Panu; – Chciałabym pomóc Panu w powrocie do innego życia, niż To. …Tylko niech Pan nic nie mówi, nie przerywa i nie protestuje!
– …Ale!?
Przerwała Mu , podnosząc palec i przytykając do swoich ust.
– Nic!. …Widziałam jak Pan patrzy za okno. Podejrzewam, że zmiana dotychczasowego sposobu na życie, nie będzie łatwa, ale jest Pan już Starym Człowiekiem. …Czego nie da się ukryć!. Nie chciałby Pan na starość czegoś „pewnego”?
On bez namysłu odparł – ” Zawsze jestem pewien tego, co robię. Czasami nie jestem tylko pewien, czy to wszystko, co robię, będzie miało szczęśliwe zakończenie.”
– O!?. Zna Pan Meggie Stiefvater!?
– …Kiedyś w parku ktoś zostawił na ławce jej Książkę. …Nie spodobała Mi się, ale zapamiętałem z niej wiele – wyjaśnił i zaraz dodał – Boję się zmieniać cokolwiek.
– Nie zmieniając nic, strach jest Panu obcy?
– …Naprawdę ciężko się z Tobą rozmawia. Cięgle zapominam, że to „Moja Szkoła” – roześmiał się.
– No. Sam Pan mnie tego nauczył. …A wracając do tematu. Wojtek z dziećmi w tej chwili, czekają na kolegę męża. Mają zamiar pojechać do wynajętego magazynu w którym planują otworzyć własny warsztat samochodowy. Z zadowoleniem, przyjął propozycję, że Pan pojedzie z nami razem…
– Ale wrócimy wieczorem?
– To już zależy od Pana Profesorze.
Boguś chwile myślał. Widać było, że ciężko ma podjąć decyzję. Więc Anna mu pomogła;
– Nasze życie tylko w 10% składa się z tego co się nam przytrafia a w 90% z tego co z tym zrobimy. …Z tej garstki przypadków o której Pan mówił w tramwaju, można stawiać budowle bez końca…
*
… Teraz na kilka stron, wróćmy do naszych bohaterów od których zaczęła się cała historia. Skoro ją rozpoczęli, niech ją zakończą. …Ale nie definitywnie. Bo przecież ona będzie nadal trwała w Ich Świecie, który znajdziecie w swojej wyobraźni. Bo kończy się wieloma pytaniami i domysłami a odpowiedź na nie, musicie znaleźć sami.
*
Śnieg już nie padał, gdy Babcia Halina, Piotr i Emila wysiadali na pętli z tramwaju. Emilia wysiadając poczuła chłód, na wciąż mokrych od łez policzkach. Przecieranie dłonią , niewiele dało, więc mocniej owinęła szalik wokół szyi, nakładając kaptur płaszczyka. …Wyglądała jak zamaskowany Wojownik Ninja.
– Jakby Cię ktoś zobaczył nagle przed sobą, to by się mógł wystraszyć !
Zauważył rozbawiony Piotr, patrząc na Swoją Dziewczynę. …Tak! Od momentu, gdy wtuliła się w jego objęcia, był pewien, że jest dla niego Kimś ważnym. Jest tym, co wypełnia pustkę w której do tej pory się znajdował. Odkrył, że uciekając od bliższych związków, jego życie choć wygodne i spokojne, pozbawione było kolorów. Dziś odkrył te feerie uczuć.
Na twarzy Emilii nie było widać radości, ponieważ osłaniał ją szal, lecz jej oczy emanowały szczęściem. Popatrzyła na Piotra i tłumionym głosem, przez Ów szal odparła;
– Dobrze, że nie pojawiłam się przed Tobą nagle!
Objął Ją i powoli poszli za Babcią Haliną. Ta, chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim domu. Była zmęczona, senna i było jej zimno. Lecz nie szła szybko. Ostrożnie stawiała kroki na ośnieżonym chodniku wiodącym pod górkę wzdłuż ulicy przy której mieszkała. Gdy oboje młodzi doszli do Niej, Piotr objął także babcię;
– Przytul sie do swojego wnuka. …Jak rypniemy o chodnik to we troje!
Tym stwierdzeniem wywołał śmiech. Obie kobiety obejmując Piotra z lewej i prawej strony spojrzały na niego rozbawione. Górował swoim wzrostem nad nimi dwiema i był solidna podstawa oparcia. …Nie tylko na śliskim chodniku.
Za zakrętem, na lekko pochylonym zboczu, kilka metrów od drogi, którą przyszli, stał dom babci Haliny. Stał tam od 100 lat. Wybudował go pradziadek Piotra. Wtedy jeszcze okolica była z dala od miasta, lecz teraz, stała się jego częścią. Gdy urodził się Piotr, jego rodzice mieszkali właśnie w tym domu. …Spędził tu całe dzieciństwo i nie bardzo chciał sie przeprowadzać 10 lata temu do innego miejsca. …Ale rodziców się słucha. Teraz jednak rodzice, po śmierci Dziadka Piotra, coraz częściej myślą o powrocie w to miejsce. Piotr tu często bywa. Nadal ma tu swój pokój z widokiem na cale miasto. Gdy babcia Halina przystanęła przed bramką, szukając w kieszeni klucza, Emilia zadzierając głowę do góry, spoglądała na dom , za kamiennym ogrodzeniem.
– Ale „chałupa”!?. …Wielki jest.
– No trochę. …Tu mieszkały 3 rodziny. – wytłumaczył Piotr, wielkość budynku.
– Ty też?
– Uhm. …Mieszkałem w nim i chce znów zamieszkać. – odparł.
Halina się uśmiechnęła. Ona wiedziała, że ten dom z ogrodem będzie kiedyś należał do Piotra. …Nie miała innych wnuków!.
– Trzy rodziny!?. To masz wujka, czy ciocię?. …I kuzynów?
– Mam tylko wujka z ciocią. Kuzynów brak… – odparł, siłując się z drzwiami wejściowymi domu.
Chwilę wcześniej babcia wręczyła mu pęk kluczy, bo jej z zimna zgrabiały palce. Gdy w końcu Wnuk otworzył drzwi i włączył światło, weszli do długiego korytarza zakończonego schodami na piętro i w dół. W Holu było chłodno. Bo gdy Emila ściągnęła szal z ust, przy każdym jej oddechu wydobywały się obłoczki pary.
– Babciu znów wyłączyłaś piec!?. …Przecież wiedziałaś, że wrócimy. – Odezwał się zawiedziony Piotr.
– Oj no!?. Oszczędzać trzeba. …Po co grzać puste pokoje? – odparła lecz zaraz dodała – Idź i załącz piec, tylko uważaj bo czasem bucha płomieniami przy zapalaniu.
Piotr nie ściągając kurtki i butów, poszedł schodami w dół na końcu holu, zostawiając za sobą mokre ślady na marmurowej posadzce. Po jednej i drugiej stronie posadzki znajdowały się drzwi. Gdy Emila ściągał z siebie płaszczyk, powiesiła go na wieszaku , którego częścią było ogromne lustro z szafką na obuwie pod nim. Z tej szafki, pochylona Pani Halina, właśnie wyciągała parę bamboszy;
– Załóż potem, bo podłoga zimna. – odezwała się, stawiając bambosze przed jej nogami. – Po prawej pierwsze drzwi to łazienka. …Obmyj buzię, bo rozmazałaś tusz na policzkach. – dodała uśmiechniętą.
– Tak podejrzewałam. Bo na szaliku też są czarne smugi – odparła zawieszając na swoje odzienie szalik.
Babcia znikła w pierwszych drzwiach po lewej stronie. A Emilka, nadziewając bambosze w łazience. Gdy z niej wychodziła , na korytarzy trafiła na Piotra który wracał z piwnicy.
– Wejdź do salonu. …Ja się tylko rozpłaszczę. – Rzucił uśmiechnięty.
– Yy!?. Które drzwi?
– 2 po lewej. …Tylko się nie przestrasz!
– Czego!?
– Zobaczysz -nadal się śmiał.
Gdy Emilia otworzyła drzwi, zorientowała się co miał na myśli. Pomiędzy wysokimi oknami , na wprost drzwi ,na ścianie wisiały myśliwskie trofea. Wypchane Ptactwo, Czaszki z porożem i inne zwierzaki.
– No faktycznie. …Można sie wystraszyć – odparła wchodząc do środka, na wszelki wypadek nie zamknęła za sobą drzwi. Po lewej stronie były następne uchylone drzwi a zza nich dobiegł głos Babci Haliny.
– Jaką herbatę pijesz Dziecko?
– Taką jak Pni zrobi! – Odparła głośno. I dalej wodziła wzrokiem po pomieszczeniu. Obok drzwi do kuchni stał kominek. Taki stary. …Z czapą w kształcie rąbu, wspierającą się na kamiennej obudowie.
– Ma Pani kominek!? – spytała
– Od lat, nikt w nim nie rozpalał ognia – usłyszała w odpowiedzi głos dochodzący zza otwartych drzwi.
Do salonu wszedł Piotr, też nie zamykając za sobą drzwi.
– Ostatni raz paliliśmy w nim w „To” Boże Narodzenie. …Pamiętasz?
– Pamiętam, pamiętam, co bym miała zapomnieć!? – odparła.
Emila nadal wodziła wzrokiem po pomieszczeniu. Na przeciwnej ścianie w rogu, pod jednym z okien stała wiekowa, skórzana kanapa z mnóstwem poduch. Przed nią ława a obok dwa równie stare i obite skórą fotele. Za nimi na białej ścianie wisiały fotografie w oprawach, obraz „Jelenie na rykowisku” a pomiędzy nimi , myśliwska strzelba. W rogu były drzwi do następnego pomieszczenia a obok nich sofa, z stojącym na niej telewizorem.
Piotr patrzył, jak Emilia rozgląda się, wodząc wzrokiem po pomieszczeniu „Pewnie poczuła się jak w Muzeum?” – pomyślał.
– To królestwo Babci – powiedział na wszelki wypadek – Tu od 100 lat nic się nie zmieniło.
– Widać te lata – odparła
W tym momencie dobiegł głos babci;
– Dziecko, pozwolisz tu na chwilkę?.
Emilia od razu wiedziała, że tym „Dzieckiem” jest Ona i weszła do kuchni. Ta była tak samo duża jak salon. Z wielkim stołem pośrodku, otoczonym oparciami krzeseł .
– Ty weź tackę, a ja wezmę ciasto. – zakomunikowała wskazując głowa na tackę z trzema kubkami , cukierniczką i kilkoma leżącymi na niej łyżeczkami. Sama pochwyciła paterę z ciastem.
Babcia wygodnie rozsiadła się na kanapie. Piotr z Emilią usiedli na fotelach.
– Jakoś opadło ze mnie to zmęczenie – odezwała się babcia. – Ale wypijemy tylko herbatkę i pójdziemy spać.
– Jest kwadrans przed drugą – Oznajmił Piotr, zerkając na zegar stojący na kominku.
– Ja jestem tak naładowana adrenaliną, że póki co, mogę zapomnieć o spaniu – Uśmiechnęła sie Emila
– Czym!? – Babcia nie bardzo zrozumiała.
– Emocjami – Wyjaśnił Babci jej Wnuk, też sie uśmiechając.
Halina tylko skinęła głowa, ze zrozumiała wydając z siebie „Umm!”. Potem mieszając posłodzona herbatę, spytała Piotra.
– Emilkę położymy spać w pokoju Cioci?
– No przecież nie pozwolisz, żeby spała u Mnie – Roześmiał się, rozchlapując herbatę z kubka który trzymał w ręce.
Ta uwaga rozśmieszyła wszystkich. I babcia chichocą odparła;
– W żadnym wypadku!. …O co to, to nie!.
Emilii przeszło przez myśl „Szkoda!”. Podobnie jak myśli Piotra. Natomiast babcia pomyślała „Za wcześnie na to”. Nie była staruszką o konserwatywnych poglądach, ale uważała, że przecież co dopiero się poznali ” Niech poznają najpierw swoje charaktery a dopiero potem Ciało!” – w duchu się śmiała, dmuchając kubek parującej herbaty.
– Nadal jakoś zimno Piotruś!? – odparła po pierwszym łuku gorącej herbaty.
– Trzeba było nie wyłączać pieca Babciu. …Przecież chwile trzeba poczekać.
– O To, to. …To jak z tym spaniem Emilki u Ciebie! – rozbawiła towarzystwo Babcia Helenka tą uwagą.
– Mi już ciepło. – odezwała się Emilka. – … Mogę ciasto? . Pani sama robiła?
– Po to przyniosłam Dziecko. …Bierz nie pytaj. …Tak sama zrobiłam, choć nie wiedziałam, że będę mieć gości.
– Babcia zawsze piecze ciasto na weekend- Odezwał sie Piotr , odkładając kubek i sięgnął po ciasto.- Wie, że lubię – uśmiechnął się nim ugryzł kawałek szarlotki.
– Zapomniałam o talerzykach. …Nie nakruszcie . – powiedziała babcia i chciała się podnieść, by przynieść z kuchni talerzyki.
– Siedź Babciu , ja przyniosę !
Piotr zauważył, że babcia wbrew temu co mówiła o zmęczeniu, ledwo trzyma się na nogach, więc włożył do ust pozostałą cześć kawałka ciasta, wstał zabierając sie do kuchni. Jego policzki i usta nadymały się wypełnionym ciastem. Emilia gdy spojrzała na niego z rozbrajającą szczerością i uśmiechem, z przekorą, stwierdziła;
– O jak ślicznie teraz wyglądasz!?…
To stwierdzenie rozśmieszyło Piotra na tyle, że parsknął śmiechem. W ostatniej chwili przysłaniając dłonią usta.
– Mówiłam, żebyś nie nakruszył! – Skarciła go babcia.
Piotr nic nie odpowiedział, Wycierając dłoń o nogawkę swoich spodni, szedł do kuchni po talerzyki. Nadal się uśmiechał. W ogóle, od czasu gdy tylko spotkał Emile, było mu jakoś tak wesoło i radośnie, poza nielicznymi wyjątkami…
Tak działa magia miłości. Niczym nie uzasadnione emocje, buzują w człowieku jakby się gotowały. Piotr miał to szczęście, że tymi emocjami była radość. I póki co, nic jej nie mogło przerwać. Dlatego przez następnych kilka chwil, po powrocie z kuchni, uśmiechał się często, nawet bez wyraźnych powodów.
– A tak w ogóle, to Ty Dziecko uczysz się czy pracujesz? – Spytała Babcia po chwili rozmowy na temat okruszków na podłodze i ciasta które upiekła. Nadeszła pora na bardziej treściwe rozmowy.
– Pracuję u siebie. …W Lusinie. Siedzę na kasie w Biedronce.
– Do Pracy dzisiaj pójdziesz? – Babcia drążyła temat.
– Nie. Mam trzy dni urlopu. …Wracałam ze spotkania z koleżankami.
– No to będziesz mogła odespać do późnego poranka – Odetchnęła z ulgą Babcia.
– Tylko w czym Ona położy się spać? – zauważył Piotr.
– Na golasa odpada? – zażartowała Emilia.
Wyobraźni Piotra nie potrzeba było wiele, by rozbłysły w niej wizje nagiej Emilii. Co oczywiście uwydatniło się na rumieńcach jego twarzy. Te z kolei nie umknęły uwadze ani Babci, ani Emilii.
– On wolałby na pewno Tak – roześmiała sie Babcia. – Coś znajdziemy. …Są tu jeszcze gdzieś rzeczy Piotra, jak był nieco mniejszy.
Emilia zorientowała się, że żart wstrząsnął wyobraźnia Piotrka. …Oblewając sie takim samym rumieńcem jak On, zmieszana odparła, patrząc na Piotra.
– Ale przykryła bym się kołdrą…
Na te słowa, parsknęła jeszcze większym śmiechem babcia – Nie pomagasz Mu Kochana!.
W kącikach niebieskich oczu Emilki, pojawiły sie skroplone perełki radości, podobnie jak przedtem w tramwaju u Piotra, gdy poprosił ją o chusteczkę. Jej emocje były równie silne jak Piotra. … ” Z czego ja się głupia tak cieszę”– Pomyślała. Bo w przeciwieństwie do Piotrka, poznała juz przecież siłę uczuć i potrafiła choć odrobinę nad nimi panować, o ile mogła.
Gdy śmiech już ucichł. Tym razem to Emilka, przeszła do konkretnych pytań.
– Mówiłeś, że masz ciocię i wujka. …A ja mam spać w pokoju Cioci?
– Oni wyprowadzili sie dawno temu – Odparł. – W tym domu straszy tylko Babcia.
– Osz Ty wredoto jedna! – Wnuk wciąż dostarczał powodów, by babcia mogła się uśmiechać. Bo Ona uśmiechnęła się po tych słowach. A dostarczanie babci uśmiechów, wbrew pozorną, miało na celu zmęczeniem jej. …By w końcu, choć na chwile pozostać sam na sam z Emilią. …Tyko na chwilę, nim padną oboje ze zmęczenia.
Stwierdzenie „wredoto” było żartobliwe. Halina nie była osobą, pozbawioną poczucia humoru i zdrowego rozsądku. Znała swojego wnuka dokładnie, jak i on swoją babcię i wiedzieli na jakie żarty mogą sobie pozwolić, by nie urazić się na wzajem. Emilia była zaskoczona, że babcia Piotrka, potrafi tak na „luźno” żartować.
– Twoja Babcia jest „fajną” i miła osobą. …Nie wiem, czy potrafiłaby straszyć – odparła Piotrowi.
– Ale wiesz, że My tylko z Babcią tak żartujemy? – upewnił się Piotr.
Wiem, wiem. Inaczej bym się nie uśmiechała. …Ale ja pytałam na poważnie.
– Na poważnie, to w tym domu w tej chwili jest nas troje – odparła babcia a potem tonąc w uśmiechu dodała – …Nas troje i ewentualnie Duch mojego ukochanego męża.
Babciu!? – Piotr nie mógł przestać sie śmiać. – Co sobie pomyśli Emilia o nas!?.
Niepotrzebnie trapił się tym pytaniem, bo Ona w tej samej chwili pomyślała” ..Że jesteście wyjątkowi i fajni?”.
– No dobrze, Drogie Dzieci!- odezwała się babcia – Piotrusiu pomóż mi się podnieść. Pora poszukać czegoś, co nada się na piżamę. …Jakbyście nie zauważyli, to jest juz 3,30!
Piotr pomógł podnieść się babci z kanapy.
– Gdzie masz te moje ciuchy?- spytał gdy już stała.
– U siebie w sypialni. …Niedawno je przeglądałam. – odparła i znikła za drzwiami obok.
Emila też podniosła się z fotela, podchodząc do zawieszonych fotografii.
– Ten Pan ze strzelba , to Twój dziadek?
– Tak, był myśliwym.
– No trudno sie nie domyśleć – zachichotała, nadal patrząc na postacie.
Babcia wróciła trzymając w dłoniach biały podkoszulek i różowe spodnie od dresu.
– Te rzeczy mogą być odrobinę za duże – uprzedziła.
– To nic, przecież będę spała czymś przykryta. – …I z ciekawością popatrzyła na reakcję Piotra.
Ten się uśmiechnął. Lecz nie oblał się rumieńcami jak wcześniej.
– Nosiłeś różowe spodnie!? – spytała biorąc od babci odzież do spania.
– No co!?. …Lubię róż!
Po raz ostatni roześmiali się wszyscy troje. Po czym babcia ich poinformowała;
– Pokaż Emilce pokój i bierzcie się do spania. …Ale osobno!. Ja tu ogarnę i też w końcu położę się spać. …I żebym nie słyszała waszych śmiechów. … Sio Mi na górę!
Piotr i Emilia pokornie poszli na górę, po drewnianych schodach, odwracając sie jeszcze powiedzieli „Dobranoc” odprowadzającej ich wzrokiem, Babci Haliny. Babcia dobrze wiedziała, że nie pójdą jeszcze spać. Zamykając drzwi , znikła za nimi w salonie. …Wiedziała, że są rozsądni i nie zrobią niczego, co byłoby wbrew rozsądkowi. ” A gdyby nawet!? …Wszystko zostanie w rodzinie!” – Pomyślała uśmiechając się szelmowsko. Była pewna , że stworzą ją razem.
*
To już koniec Opowiadania. Lubię takie historie ze szczęśliwym zakończeniem. Człowiek czytając je, łudzi się, że i jego historia wypełniając się, zakończy podobnie…
.