Spacerowałem Parkowymi Alejkami w piękny , ciepły czerwcowy dzień… W środku tygodnia nigdy nie ma tłoku … Realia życia, skutecznie eliminują chęć leniwych, bez celu spacerów po parku… A, że żyję przeważnie w odcięciu od realiów, no to nic nie stało na przeszkodzie…Więc powoli „sunąłem” alejką, wzdłuż której co jakiś czas pojawiała się ławeczka. Na tych ławeczkach czasem napotykałem ludzi – No bo do tego celu je poustawiano, aby sobie „klapnąć” pośród zieleni i spokoju… Owszem trafiały się i „samotne” , tkwiły w półcieniu czekając na przygodnego „siadacza”… Kilka razy, ulegałem pokusie, by sobie usiąść, ale jakoś tak!?… Co to za przyjemność siedzieć samemu w parku jak wokół tylu „ciekawych” ludzi. W połowie alejki z daleka zauważyłem na jednej z ławeczek – Panią a wokół niej porozrzucane w nieładzie kartki. Siedziała oparta o szczeble, z podkulonymi nogami a na których o uda opierała rysunkowy blok… W miarę jak podchodziłem bliżej, coraz wyraźniej było widać jej postać. Na moment słonce oparło się na jej lekko pochylonej nad rysunkiem, twarzy. I właśnie wtedy zobaczyłem że płacze… – Oczywiście, że usiadłem obok! Owszem nim się przysiadłem, uprzejmie spytałem ( mniej uprzejmie pokazując palcem gdzie chcę usiąść);
Usiadłem po jej prawej stronie, na kraiku ławeczki, bo bliżej niej po obu stronach miejsce zajmowały owe kartki… Rzuciłem okiem na te bliżej mnie. Na jednej z nich leżącej wzdłuż szczebelków zauważyłem coś na kształt ludzkiej postaci… Rysowała chaotyczną „kreską”. Z wpadających na siebie linii i przenikające się wzajemnie. powstawała postać, lecz z jakiegoś powodu nie została dokończona. A na drugiej kartce, tej w poprzek, postać była prawie ukończona; – Miała kobiece kształty, jej dłonie jakby obejmował, tuliły wpół jej własne ciało… Autorka rysunku popatrzyła na mnie;
– Nie udane… „ja ne możu” tego, co chce – Powiedziała
… Jakby się tłumacząc. Wkładając ołówek w usta, ręką sięgnęła po paczkę chusteczek… Gdy już wytarła policzki i nos, a zmięta chusteczka wylądowała obok w koszu, dodała;
– ” pahano” ze mnie „kreśliar”… Kiepski – Poprawiła się… ( I tu, dla lepszego zrozumienia czytających tę historię, zrezygnuję z tłumaczenia „Ukraińskiego na Nasze”. Będę pisał Polskie słowa, w miejscu gdzie moja rozmówczyni mówiła po Ukraińsku z jednym wyjątkiem, który za chwilę…)
– Nie, nie jest źle – Odpowiedziałem bardzo szczerze… Nie mogła wiedzieć przecież, że ” jako- takie” pojecie o rysowaniu mam;
– Bardzo „ładnie” Pani rysuje – Dodałem. Bo po tych paru zagmatwanych kreskach, które zdążyłem zauważyć, od razu widać było, że kobieta ma dar, talent i wprawną rękę.
– Oj Pan – Westchnęła.
– To nie ma być „pryjemno” – Dodała i znów, chciała sprostować słowo „pryemno”. Ale jej przerwałem;
– Nie miało być ładne?
– Tak… Znaczy ładne, ale nie, że „Piękny”… Ja chciałam narysować jak mnie boli „To wszystko”…
– Nie bardzo chyba zrozumiałem – Odparłem, lecz domyślałem się, że chciała oddać rysunkiem to wszystko, co ją „bolało”, ale nie potrafiła tego bólu pokazać…
– Ja z Ukrainy, proszę Pana- Zaczęła mówić, jakby sam fakt tego skąd jest, już sam w sobie tłumaczył wszystko inne.
– O. moja rodzina pochodzi „stamtąd” – Rzuciłem, bardziej na podtrzymanie rozmowy, niż udzielając informacji…
– To Pan Ukrainiec? – Zaczęła dociekać.
– Nie. nie – Uśmiechnąłem się.
– Babcia i Dziadek z stamtąd pochodzą, po wojnie ich przesiedlili…Polakami byli – Sprostowałem.
– O !?… Znaczy skąd Oni?
– Mariampol – Odpowiedziałem.
Mariupol!? – Spytała z niedowierzaniem.
– Nie, nie! . Mar- iam -pol – Przesylabizowałem niezręcznie.
– To gdzieś koło Iwanofrankowska… Rejon halicki – Uściśliłem.
– A to ja nie wiem… Nie kojarzę. – Odpowiedziała poruszając ramionami.
– Bo ja to właśnie z Mariupola… No ale nie z „miasta”, mąż prowadził gospodarstwo a ja mu pomagałam – Nieco przytłumionym głosem odparła i zaraz w oczach na powrót pokazały się łzy.
– Ja Tu u znajomych… Przyjechałam dwa tygodnie temu… Oni tu po „Majdanie” zostali pracować – Zaczęła opowiadać;
– „Tam” miesiąc temu pochowałam męża i syna… Na podwórku u sąsiadów… Jak spadły bomby, akurat byłam na ogrodzie… A one w sam środek domu spadły… Mąż poszedł tylko spakować synowi ciepły sweter, żeby nie zmarzł w okopach… Syn pobiegł za nim… Weszli i już nie wyszli – łzy na jej policzkach rozmazała ubrudzoną ręką grafitem i patrząc na mnie, uśmiechnęła się przez te łzy;
– Pewno teraz się ubrudziłam? – I odruchowo sięgnęła znów po chusteczki.
– Ja ukończyłam Odeską Szkołę Artystyczną… Jeszcze za czasów ZSRR. Tatuś był Rosjaninem….Mama była z Odessy… Oboje umarli dawno temu… Ja zaraz po ślubie, przeprowadziłam się do Mariupola – Za mężem poszłam. W 2001 roku urodził nam się syn…Tyle lat minęło!?… – Zamilkła obcierając grafit zmieszany z łzami.
– Zawsze uwielbiałam rysować…Kiedy tylko miałam wolną chwilę i czas… Marko – mąż, śmiał się ze mnie, że lepiej maluje niż gotuje obiady… Ile ja namalowałam jego portretów!?… Zostały Tam z nim.. – I znów łzy w jej oczach…
– Stiepa – syn mój, też pięknie malował… Zaczął studiować Architekturę w Odessie – Rozpłakała się, zasłaniając twarz rękami. Poczułem się nieswojo. Nie wiedziałem jak się zachować, zareagować, zdobyłem sie tylko na ciche ;
– Oj współczuję Pani bardzo.
– Dziękuję – Odparła przełykając łzy i obcierając kolejną chusteczką twarz…
– Jak tu, do Polski przyjechałam, dali mi wszystko… Mam co jeść i gdzie spać… I mam za dużo wolnych chwil na myślenie, wspominanie i płacz. – Zamilkła na chwilkę.
– Pomyślałam , że muszę wywalić z siebie cały ten ból… I tę niesprawiedliwość.. A tylko tak potrafię – Ołówkiem…I chciałam to narysować… Zwłaszcza ten ból bezradności… Te złość!… Wiec siedzę sobie tu i próbuję, pokazać to co we mnie tkwi…
Siedziałem tam jeszcze chwilę razem z nią… Chwile jeszcze rozmawialiśmy o Niej… Ma 57 la. Nie ma domu, rodziny….Nie ma „nic”… Już łzy na jej policzkach się nie pokazywały. A jej uwaga, coraz częściej zaczynała sie skupiać na tym co chciała narysować, mniej na temacie rozmowy ze mną. Doszedłem do wniosku, że nie powinienem jej rozpraszać. Podziękowałem za rozmowę i udając, że dokądś mi spieszno – Odszedłem. Jak tylko wróciłem do domu, wygrzebałem z szuflady zapomniany rysunek… Jakoś Mi nie przypadł do gustu…Uznałem, że jest zbyt „mroczny” i brzydki… Ciekawe co Ona powiedziałaby widząc go?..