…Nie wydaje się Wam czasem dziwne, że patrząc na jakąś rzecz, przedmiot czy miejsce – W myślach rodzą się wspomnienia, przemyślenia, medytacje… Jakby były bazą „danych” , która samoistnie uruchamia się, gdy zwrócimy na nią uwagę… I wcale nie muszą to być rzeczy i miejsca, które wcześniej były naszym udziałem – Te, których już doświadczaliśmy, poznali. .. dotknęli .
… Podobno wszystko ma Duszę – Bliżej nieokreślona substancja „istoty” … A ta substancja w niewiadomy dla nas sposób, pozostawia ślad na wszystkim, na co „emanowała” … Trwale wchłania się w strukturę każdego przedmiotu rzeczy – Rzeczywistego ( czyli posiadającego własna masę i kształt) i nie rzeczywistego ( nie posiadającego własnej masy i kształtu)… Stając się kolejnym zmysłem ( jak smak, węch, dotyk, wzrok)
Wciąż chłoniemy „nowe” – Piękne, trwałe… Ale „jałowe”, bezduszne…Ile czasu strawimy, żeby nadać wszystkiemu nowemu „Duszę”… O ile w ogóle chcemy czemukolwiek ją nadawać!?… Po co obdarzać rzeczy i myśli „istotą”? ( ironia)
***
… To był zwykły kawałek modrzewiowej deski, z podbitki dachu…Zmurszały, pokryty patyną czasu..Pyłem i brudem przemijania. Nie wyglądała „okazale”… Ów „upływ czasu” i korniki nadwyrężyły jej istnienie… Cała podbitka w 150 letniej chałupie wymagała naprawy, bo nie spełniała swojej funkcji…
– Co Pan zrobi z tymi deskami? – Spytała Lucyna, patrząc na stertę desek leżącą w obejściu i nie czekając na odpowiedź, dodała – … Niech Pan zetnie do pieca… Jakiś pożytek z nich będzie!
– Nie można! – Odparł „Pan”… – One wrócą na swoje miejsce…No może nie wszystkie, ale większość z nich na pewno…
– A nie lepiej obić nowymi deskami?… Zdrowe, dłużej przetrwają.
– Można – Odpowiedział Pan, wyrywając kolejną deskę z poddasza; – Ale to tak samo, jakby wyrwać z Pani brewiarza kartkę i wkleić na jej miejsce inną…Świeżą, prosto z drukarni – Dodał z lekką ironią w głosie.
– Co Pan opowiada !? – Oburzyła się Siostra Lucyna; – Ten brewiarz ma prawie tyle samo lat co ta chałupa… Po co niszczyć?… Przecież to wytwór ludzkich rąk..Każda karteczka odciskana ręcznie na matrycy…”Prawdziwym” atramentem!
– No! – Przekornie odburknął Pan; – Po co niszczyć?…
– Oj!? -Wydostało się z ust Lucyny…Owe „Oj” było „słyszalnym” przykładem , że jej rozum nadal wyśmienicie pracuje; – No tak… Te deski też „Ktoś” przybił… Zbudował ten dom.
– Ano właśnie, proszę Siostry… Może nie ma tu nigdzie wypisanego tekstu modlitwy… Historii tego domu… Jego mieszkańców… – Tu Pan zlazłszy z drabiny, wziął w rękę deskę i pokazując jedno z miejsc na desce, dodał; – Niech Lucyna popatrzy…Ta deska heblowana i gładzona była kawałkiem szkła – Ręcznie!… Ile godzin trzymały ją ludzkie dłonie… Ile myśli nad nią się przetoczyło, ile wchłonęła potu, trudu i wysiłku?… I ja miałbym to wszystko puścić z dymem?.
( Miłosz)