To był Październikowy wieczór – Prawie noc. Anatol dotarł na dworzec kolejowy 20 minut przed odjazdem pociągu. Bał się, że pomyli perony. Bał się, że pogubi się dworcowym zgiełku , tych wszystkich korytarzach, które prowadziły na perony. Bał się tłumu ludzi. ” Rozdepczą moją wysepkę samotności” … Dawno nie jechał pociągiem. Gdy miał 22 lata i wracał z wojska na swoją wieś, wtedy jechał po raz ostatni. Ale wtedy to wszystko było mniej skomplikowane, bardziej przejrzyste – Proste. Anatol całe swoje dotychczasowe życie kierował się takimi prostymi zasadami wobec ludzi ; „Nie rób Drugiemu, czego byś nie chciał Sam” . I wiódł spokojne i szczęśliwe życie w swojej Wsi z dala od zgiełku. Jego Światem było miejsce w którym mieszkał. Za młodu, jeździł konnym wozem na targ, do oddalonego o kilkanaście kilometrów miasteczka. I to były jedyne wyprawy, na które wypuszczał się poza swoją wieś i swoje pola… Był najstarszym synem swojego Ojca, wiec przejął po nim gospodarkę razem z całym dobytkiem, tak jak Ów ojciec, też jako najstarszy syn przejął wszystko po swoim ojcu – Dziadku Anatola . A On sam, gdy skończył 78 lat, zapisał wszystko swojemu najstarszemu synowi. Teraz Antoni był w wieku, w którym stan zdrowia, boleśnie daje do zrozumienia, że pora odpocząć od pracy na roli. Wolny od schedy, która objął jego syn, Anatol za namowa lekarza z miasteczka, postanowił skorzystać z dobrodziejstwa kąpieli borowinowych, które miały zbawienne działanie na jego zdrowotne niedomagania. Właśnie z tego powodu stał teraz, pośrodku hali dworcowej, czując się właśnie, jak samotna wysepka na wzburzonym morzu tłumu ludzi. Z kieszonki przewieszonej przez ramie torby, wyciągnął karteczkę. Na niej, koślawymi , lecz dużymi literami wypisane przez syna, instrukcje postępowania. ; ” Peron 3. Tor 2. Intercity. Odjazd 21,30. Pociąg do Kołobrzegu. Wagon 12 . Miejsce 76 „. Po przeczytaniu spojrzał w górę na tablice informacyjne, wypatrując takiej z napisem „Peron 3” – Stał tuż pod nią… Niebieski litery na białym tle z strzałką wskazującą kierunek w którym ma iść. Więc jedna ręką złapał za pasek torby. Druga chwycił rączkę walizki , kierując w stronę , którą wskazywała strzałka. Lecz gdy zrobił zaledwie parę kroków, jego oczom ukazały się długie , ruchome schody wiodące w dół. Stanął przed nimi , pełen obaw i wahania, czy aby na pewno, gdy stanie na pierwszym stopniu, nie straci równowagi. Przez te krótka chwilę, wzbudził zniecierpliwienie młodej osoby stojącej za nim;
Śmiało, niech Pan stanie na stopniu, opierając rękę na barierce..
Usłyszał zniecierpliwiony, męski głos. Lecz to wcale nie dodało mu pewności . Odsunął się w bok.
– Proszę. – wymamrotał. – Skoro Panu się tak spieszy, było zejść po zwykłych stopniach, stawiając kroki co trzeci schód.
– Niech się Pan nie unosi – odparł młody człowiek, stojący za nim. – Chciałem pomóc…
Młodzieniec stając na pierwszym stopniu, powoli zaczął zjeżdżać w dół. Wtedy do Anatola dotarło, że nie jest samotna wysepką. Że jest częścią archipelagu , różnych wysp, mniej lub bardziej podobnych do niego. Zapierając się ręką o przesuwającą poręcz, stanął na ruchowych schodach , mówiąc przy tym głośno do jadącego przed nim człowiekiem;
– Przepraszam. …Pierwszy raz jadę czymś takim.
Młodzieniec obrócił się za siebie i uśmiechając odparł;
– Rozumiem…
Anatol zjechał schodami w dół, stojąc na drżących nogach. Gdy już zrobił krok, na twardym podłożu peronu, pomyślał; ” Nawet dobrze mi poszło”. Na peronie nie było zbyt wielu podróżnych. Po stronie, na której widniała tabliczka z napisem „Tor 2”, na torach stał skład wagonów, lecz nikt do nich nie wsiadał ani nie wysiadał. Anatol zauważył nad sobą, elektroniczna tablicę, po której przesuwał się rząd białych literek, które pokazywały to , co napisane było w instrukcji syna. Podszedł do drzwi, stojącego obok wagonu i szarpnął za klamkę, lecz te ani drgnęły. W tym samym momencie z dworcowych megafonów zabrzmiał donośny głos; ” Pociąg Intercity z Łodzi Fabrycznej do Kołobrzegu, stoi podstawiony na peronie 3, tor 2. Planowy odjazd pociągu 21.30″ Wszystkie informacje upewniały Anatola, że postępuje właściwie, zgadza się wszystko!. „Tylko dlaczego nie mogę wsiąść do wagonu!?” – W chwili gdy to pomyślał, do jego uszu dotarł falujący sygnał otwierających drzwi. Odwrócił się i zauważył młodego człowieka, którego poznał chwile temu na ruchomych schodach. Stał obok drzwi wagonu i wskazując palcem w miejsce obok wejścia , powiedział;
– Musi Pan nacisnąć ten zielony guziczek… Inaczej drzwi się nie otworzą – po czym, młody człowiek zniknął wewnątrz wagonu.
Drzwi nadal były otwarte, wiec Anatol bez zastanowienia chciał wykorzystać ten fakt, bez naciskania jakichkolwiek guziczków. Lecz gdy już trzymał za poręcz przy wejściowych drzwiach, z megafonów znów rozległ się głos, który powiedział mniej-więcej to samo co chwile temu, lecz podał również pozycje składu wagonów. Anatolowi rozbłysło w pamięci polecenie z instrukcji syna „Wagon 12”. Puszczając poręcz, zrobił krok w tył, przyglądając się numerom wagonu, ten miał numer ” 9″, nie bardzo wiedział, czy aby trafić do wagonu „12”; ” Mam iść w lewo czy w prawo!?… ” – Wybrał kierunek w lewo i ku jego zadowoleniu, okazał się właściwym kierunkiem, bo po chwili stał przed otwartym wejściem do wagonu numer 12… I drzwi były też szeroko otwarte. Wsiadł, mocując z walizką. Gdy już pewnie trzymał ją w prawej ręce, wszedł do długiego korytarza. Po jego lewej stronie znajdowały się przedziały, a obok rozsuwanych wejściowych drzwi , widniały tabliczki z numerami miejsc. Starszy Pan zrobił kilkanaście kroków wąskim korytarzem, zadzierając głowę do góry, aż zauważył numer 76. Przedział był pusty. Te pustkę wypełniało jaskrawo-białe światło. Jego miejsce znajdowało się przy wejściu. Przed podróżą , jego syn pytał, czy chce miejsce przy oknie czy bliżej wejścia. . Anatol uznał, że woli się nie przeciskać depcząc śpiącym współpasażerom po palcach, gdyby musiał wyjść do toalety. … A poza tym, nocą i tak w oknie widać jedynie własne odbicie. Ściągnął podróżną torbę z ramienia, kładąc ją na siedzenie obok. Potem zdjął kapelusz i położył na wąskiej półce , tuż nad siedzeniem. Potem zdjął swój płaszcz, zadziewając na wieszak przy zagłówku. A potem łapiąc walizkę i podnosząc w górę, do momentu aż spierał stopy na czubkach jego butów z impetem umieścił walizkę na górnej półce; ” Ciężka, a parzcież niewiele w niej jest” – Pomyślał gdy już upewniony, że walizka pewnie spoczywa na swoim miejscu, po czym sam usiadł w swój fotel, łapiąc za pasek torby położył ją na kolana. Przed wyjazdem, oprócz instrukcji wypisanej na kartce, syn Anatola dodał jeszcze kilkanaście uwag słownych.Jedną z takich uwag było, że” Gdy już Tatuś wsiądzie do właściwego pociągu na właściwe miejsce, ma zadzwonić” – Do syna, więc starszy Pan wyciągnął z torby telefon, który syn podarował mu na kilka dni przed wyjazdem a, że jeszcze nie opanował wszystkich tajników telefonu komórkowego, odłożył telefon na bok a z kieszeni płaszcza wyciągnął futerał z okularami, aby dokładnie przyjrzeć się problemowi … Gdy umieścił je przed oczami , dociskając do nosa wskazującym palcem, złapał za komórkę.; ” Jak to było!?” – Chwilę szukał w pamięci instrukcji obsługi telefonu. Anatol pamięć miał jeszcze bardzo dobrą, ale zapełnioną po same brzegi, wiec chwilę potrwało nim odnalazł w niej wszystkie nauki syna z zakresu obsługi telefonu a, że nauka nie poszła w las, po chwili w słuchawce odezwał się głos syna;
– I co Tato. Wsiadłeś?
– No tak, tak… Wszystko poszło gładko .
– Siedzisz w pociągu do Kołobrzegu?
– No przecież mówię, że już siedzę w przedziale! – powiedział nieco podniesionym głosem.
Wiedział, że syn jest troskliwy, ale bez przesady!…
– Dużo ludzi?
– A nie… Póki co, sam jestem – tu Anatol spojrzał na swój zegarek-… Ale do odjazdu zostało jeszcze parę minut. – dodał.
– No to dobrze Tato… Pamiętaj! . Instrukcje na kartce a gdyby były jakieś problemy to dzwoń.
– Dobrze Synuś. Patrz Tam wszystkiego i Dobranoc! – odparł Anatol.
Przez chwilę trzymał jeszcze telefon w dłoniach, by mieć pewność, że połączenie się zakończyło, by wybrać kolejny numer … Zadzwonił do córki. Córka pana Anatola nie wiązała swojej przyszłości z wsią. A, że była zdolna a rodzice nie szczędzili grosza na naukę, wyjechała do miasta, gdzie po skończeniu studiów zaczęła pracować. Tam założyła rodzinę. Anatol był Dziadkiem dla dwojga jej dzieci, które pomagała wychowywać babcia – Żona Anatola . Jego małżonka wyjechała do miasta , gdy urodził się im pierwszy wnuk córki. Miała pomóc córce w trudnym okresie… Została z córką na stałe. Anatol nie miał jej tego za złe. ” Po 46 latach małżeństwa, już się nasłuchałem mojego Kochania„. …Ona często odwiedzała wieś i swojego męża, za każdym razem nagabując go, by pojechał z nią do miasta i na starość, użyli luksusów miejskiego życia. . Anatol nie chciał. Tu we wsi znal każdy kąt, każdy dom. Tu znali go wszyscy a w mieście!?. – Musiałby na nowo odkrywać miejsca i ludzi, czuł się na to już za stary a poza tym, chaos miasta go przerażał. …Starszy Pan wystukał numer do córki w tym samym momencie, rozsunęły się drzwi. W drzwiach pojawiła się kobita, mówiąc „Dobry wieczór”. Anatol pochylił głowę odwzajemniając swoim „Dobry wieczór„. Kobieta nie weszła od razu do wewnątrz. Odchyliła się i zadzierając głowę w prawo i głośno powiedziała ;
– Marysiu, Dominiku… Tu są nasze miejsca!.
Nadal jednak nie wchodziła do przedziału. Najpierw wjechała do niego mała torba na kółeczkach, potem nieco większą a potem jeszcze jedną. A na siedzeniu naprzeciwko, wylądowała kobieca torebka olbrzymich rozmiarów. Dopiero wtedy Pani „wcisnęła” się do przedziału… W telefonie nadal było słuchać dźwięk nawiązywania połączenia, wiec Anatol pomyślał, że zadzwoni już po tym, jak Kobieta wejdzie do przedziału i wyłączył telefon. Gdy pasażerka przechodziła obok bagaży, Anatol jak tylko potrafił, przyciągał do siebie zgięte w kolanach nogi, robiąc jej miejsce. Pani gdy zdjęła z siebie wierzchnie ubranie, a swoją torebkę przestawiła na wolne miejsce przy oknie, kilkoma wprawnymi ruchami umieściła wszystkie trzy torby na półkach, nie dając tym samym szansy Anatolowi, by mógł odegrać „gentlemana” i pomóc kobiecie. W tym samym czasie, za szybą rozdzielająca korytarz od przedziału, pojawiły się dwie dziecięce postacie. Jedną z nich była dziewczynka… Starszy Pan zauważył, że dziewczynka cierpiała na Zespół Downa; ” Wygląda podobnie jak córka Macieja” – Stąd wiedział. Dziewczynka śmiała się, swoją okrągłą buzią z spłaszczonym czołem i takim samym płaskim noskiem. Patrząc na niego migdałowatymi oczami. Chłopiec wyglądał całkiem „zwyczajnie” , miał bladą karnację skóry, czarne lekko kręcone włosy na głowie i taki sam czarny kolor oczu. Anatol doszedł do wniosku, że Owa Pani, nie jest ich rodzicielką. Nie widział w ich trojgu, żadnego podobieństwa do siebie. Dziewczynka wchodząc, uśmiechnęła się jeszcze bardziej;
– Dobry wieczór Panu – powiedziała półgłosem i wyciągnęła rękę na powitanie.
Jej dłoń, znikła w dłoni Anatola. Miała nieproporcjonalnie do ciała krótsze ręce, z małymi, zimnymi dłońmi.
– Dobry wieczór Młoda damo – odparł , potrząsając jej dłonią.
– Marysia jestem a Pan?.
– Ja jestem Tolek – Roześmiał się starszy Pan.
Zauważył, że kobieta również się uśmiechała, natomiast chłopiec nadal stał na korytarzu z obojętnym wyrazem twarzy, choć musiał widzieć i słyszeć wszystko to, co działo się w przedziale. Pani zauważyła, że Anatol bada wzrokiem chłopca;
– U Dominika zdiagnozowano Zespół Aspergera… – Zaczęła kobieta i zamilkła, lecz po chwili milczenia, dodała;
– On żyje w swoim świecie proszę Pana i nie reaguje na rzeczywistość.
Starszy Pan wydobył z siebie tylko przewlekłe „Ooo!?”. A potem zastukał zgiętym palcem w szybę, za którą stał chłopiec. Ten ku zdziwieniu Kobiety popatrzył na dłoń Anatola i jakby się uśmiechnął, robiąc taki sam gest z drugiej strony szyby.
– A widzi Pani, jednak „zakontraktował”.
– No, aż się sama dziwię – Roześmiała się.
Wtedy dziewczynka chwyciła starszego chłopca za rękę i wciągnęła do przedziału. Cała trójka usiadła po przeciwnej stronie przedziału. Przy oknie usadowiła się Marysia, dzieląc swoje miejsce z torebką kobiety. Na przeciw – Dominik a po środku nich Owa Pani. Która siedząc, pomagał chłopcu ściągnąć kurtkę. …W chwili gdy dziewczynka poprawiała , zawieszony na wieszaku płaszczyk, pociąg ruszył a zamiast jaskrawego białego światła w przedziale zapanował przyjemny półmrok. W tej samej chwili wszyscy usłyszeli niezrozumiałym bełkotem z głośników.
– O czym mówią?… Nic z tego nie zrozumiałem. – odezwał się Antoni.
– Ja też nic , proszę Pana. …Chyba coś jest zepsute !?
Odparła Pani i podnosząc się z miejsca, wyciągnęła ręce w górę nad drzwi , gdzie znajdował sie panel sterowania. Anatol znów podkurczył obie nogi, by zrobić miejsce kobiecie. Ta stała chwilę Przekręcała różne pokrętła, aż głos ucichł.
– Oo!?. Chyba zepsułam do reszty?. – mruknęła zawiedzionym głosem .
– Ja jadę do końcowej stacji, więc nie przegapię przystanku – Odpowiedział rozbawiony Anatol.
Kobieta również zaczęła chichotać – My też!
– 2 miejsca zostały wolne… ?
Zaczął dociekać Anatol, gdy wstał i torbę, która do tej pory spoczywała na jego udach, upchnął ją na półce obok kapelusza a potem przesunął się w głąb przedziału, by kobieta mogła usiąść na swoim miejscu. Gdy już usiedli oboje kobieta odpowiedziała na dociekania starszego Pana;
– Może ktoś dosiądzie się na kolejnej stacji? – odparła a potem zsuwając obuwie z nóg, wsparła obie stopy na fotelu obok Anatola , dodając ;
– Póki co, to można rozprostować nogi.
Anatol musiałby się natrudzić aby ściągnąć swoje obuwie, a poza tym miał obawy czy jego nogi sięgałyby do siedzenia na przeciwko i czy są tak zgrabne, by je pokazywać a poza tym, naprzeciwko siedział chłopiec. Wiec odparł tylko;
– A jak najbardziej!. Proszę korzystać póki można.
Kobieta nic nie odpowiedziała, chwilę wpatrywała się w okienko przedziału, za którym w przeciwną stronę ruchu pociągu, uciekały światła latarni pobliskiej ulicy. Dziewczynka z niegasnącym uśmiechem na twarzy, również przyglądała się światłom miasta z którego właśnie wyjeżdżali Anatol ściągnął z nosa okulary i włożywszy w futerał. A potem przechylając się na bok, wciągnął spod siebie swój telefon na którym usiadł i razem z okularami umieścił w kieszeni płaszcza; „Zadzwonię do dziewczyn później” – Pomyślał opierając głowę o płaszcz, jak o poduszkę. W przedziale zapanowała cisza. Anatol lubił ciszę.” Cisza to spokój. Cisza to jak zielona łąka, tuż po świtaniu, to głęboki oddech, przed zaczynającym dniem a wieczorami, gdy słońce zniknie za horyzontem, cisza westchnieniem jest do dobrych dnia chwil. Cisza daje ukojenie, sprzyja myślą dając natchnienie”. – Anatol nie przeczytał zbyt wielu książek, nie był też wykształconym człowiekiem. Lecz braki w wykształceniu nadrabiał swoją spostrzegawczością i zdolnością logicznego myślenia oraz wielką, bardzo wielką wyobraźnią. Mówił prostymi słowami. Nie używał dziwnie brzmiących słów, określających istotę rzeczy jednym wyrazem. Nie znał takich określeń jak „apatia”, czy „Zespół Asperger a”, ale od razu zrozumiał, że kobieta miała na myśli odizolowanie chłopca od wszystkiego co działo się wokół niego. Starszy Pan patrzył na całą Tę trójkę. Każde z nich było odmienną wysepką charakteru i osobowości. Uśmiechająca, dziewczynka robiła śmieszne miny, przeglądając się w odbiciu szyby, którą ciemność po drugiej stronie, przemieniła w zwierciadło. Nie było widać koloru jej wielkich oczu, lecz na pewno szkliły radością… Wtedy gdy jeszcze jasne światło panowało w przedziale, zauważył, że ma rude włosy. Kobieta na przeciwko miała oczy o opadających kącikach , schowanych teraz pod długimi rzęsami zamkniętych powiek. Na owalnej twarzy z małym nosem i pełnymi , ale wąskimi ustami panował spokój. Miała długie, ciemnobrązowe włosy – Nic a nic, nie podobne do chłopca. Ten siedział ze schyloną głową, kreśląc palcem obrazy na szkolonej ścianie przedziału. Anatol pogrążony w obserwacji dziecka, spostrzegł, że i on jest obserwowany – Przez kobietę. Zerkała to na niego to na chłopca.
– Pani nie jest ich matką?.
Spytał . Kobieta przechyliła głowę lekko w lewo i prawo , zerkając to na Jedno, to na Drugie;
– Jestem!. …Wprawdzie ich nie urodziłam, ale to Moje dzieci na dobre i złe!.
Tu rozłożyła obie ręce, zagarniając nimi obojga do swoich boków i tuląc.. Marysia natychmiast objęła kobietę, dając jej soczystego buziaka w policzek. Na twarzy Dominika, przez chwile pojawiło się coś na kształt uśmiechu, lecz zaraz po tym, energicznie uwolnił się z objęcia .
– Mam też dwójkę ,które sama urodziłam. Tamte są nieco starsze i „nic” im nie ma, zostały w domu z Tatusiem. …Wszystkie kocham tak samo – wyjaśniła.
– Chwali się Pani. …Nie każdy ma tyle miłości – odparł Pan Anatol.
Kobieta sie tylko uśmiechnęła i wtuliła głowę w zagłówek. Dziewczynka, przełożyła torebkę , która rozdzielała ją od mamy, rzucając pod swoje krótkie nogi i przylgnęła do matki. Chłopczyk w tym czasie, nadal kreślił palcem lewej reki jakieś znaki na szybie. Nie wyglądał na sennego czy zmęczonego. On sam, też nie czuł zmęczenia, choć przecież od wyjazdu z domu w jego głowie panowało nieustanne napięcie, co niewątpliwie powinno męczyć. Tyle rzeczy wydarzyło się, przez te parę godzin. Anatol przez chwilę przywołując wszystkie te wydarzenia, robił krotką retrospekcję, sam – Sobie, dziwiąc, że podołał tym wszystkim wyzwaniom aż do tego momentu. Teraz poczuł ulgę i spokój. Siedział w pociągu, który jechał w wyznaczony cel, wszystko inne w tym momencie, zeszło na dalszy plan pamięci. Kobieta popatrzyła na chłopca , lewą ręką gładząc czuprynę kręconych włosów a on zaczął, odpychać dłoń, jakby była natrętną, brzęczącą osą, wydając przeciągłe; „Eee!”
– Nie lubi gdy się go dotyka?
– Nie. …Ale i tak go przytulamy! – tu kobieta parsknęła śmiechem, nadal głaszcząc chłopca.
– A ta choroba… Ten Zespół Aspergra to jakieś zaburzenia psychiczne?
– … To autyzm , proszę Pana. On unika kontaktu z otoczeniem, nie komentuje, nie zadaje pytań…
– Autyzm?.
– Aaa. …Mówiłam, Dominik żyje we własnym świecie taki mały introwertyk,
– Najmocniej przepraszam a „introwertyk” to Kto?.
Kobieta znów się uśmiechnęła.
– Ktoś, kto żyje własnym życiem . Lubi samotności, ale nie , że jest samotny. Unika ludzi, ciężko nawiązuje kontakt z innymi… – zaczęła tłumaczyć określenie introwertyka, lecz Anatol jej przerwał;
– A wiem!. …Ja chyba jestem introwertykiem. – odpowiedź też skwitował uśmiechem
– Nie wygląda Pan na introwertyka. Ciągle Pan o coś pyta i nie unika rozmowy. Mówiłam – Mój syn w ogóle nie rozmawia… Czasem jakieś pojedyncze słowa.
Potem kobieta zamilkła, poprawiając lewą rękom czuprynę rudych włosów swojej córki, która właśnie zasnęła. Oboje przez chwilę zamilkli. Kobieta ostrożnie odsunęła śpiącą dziewczynkę, opierając jej głowę o zwisający obok okna płaszczyk. Delikatnie musnęła jej policzki dłonią. Anatol patrzył – Widać było czułość w każdym ruchu kobiety. Zastanawiało go, dlaczego zdecydowała się przygarnąć Te dzieci, skoro ma już dwójkę swoich. Trochę obawiał się spytać wprost. Obawiał się także reakcji chłopca, który choć pochłonięty był, swoim zajęciem z całą pewnością słuchał o czym rozmawia z jego mamą. …Ciekawość przezwyciężyła obawy;
– Skąd taka decyzja aby przygarnąć Te dzieci?. – spytał cicho.
Kobieta nie odpowiedziała od razu. Podciągając się w swoim fotelu, zdjęła nogi wyłożone na siedzeniu obok Anatola. Potem chyliła i łapiąc za dwa swoje czółenka, przesunęła je pod nogi Marysi, zaraz obok swojej torby i obejmując obiema rękami kolana, zaczęła je masować;
– Jakby to Panu powiedzieć!?… Na pewno nie „przygarnąć” a pokochać – było widać, że zbiera myśli a myśli układa w słowa;
– Powodziło się nam. Jesteśmy zamożni. Mamy wielki – Piękny dom z ogrodem. Luksusowe samochody, wymarzoną pracę. Mieliśmy dwójkę wspaniałych dzieci. Nie brakowało nam niczego. …Los się do nas uśmiechał. Lecz z czasem, zaczęło do nas docierać, że w końcu trzeba będzie za to jakoś zapłacić. Nie można tylko brać… Rozumie Pan? – popatrzyła na starszego człowieka, jakby chciała się upewnić czy ją rozumie i mówiła dalej;
-… To poświecenie nie zapłata. Odwdzięczam sie losowi za przychylność. Nie kocham je dla tego, żeby mieć spokojne sumienie, że jednak się dzielę szczęściem. Nie kocham z litości. …Kocham je całą sobą! – ostatnie słowa zabrzmiały nieco głośniej.
W tym momencie Anatol zauważył, że jej syn, coraz szybciej i chaotyczniej zaczął kreślić znaki na szybie. Domyślił się, że to wpływ jego rozmowy z matką;
– Przepraszam, że tak pytam. …Tylko zdenerwowałem Pani syna… – kiwną głowa w kierunku dziecka.
Kobieta obróciła się w stronę chłopca, łapiąc go za ramiona i uciskać;
– Spokojnie Synuś, spokojnie. …To nie jest zła rozmowa, wszystko w porządku nie denerwuj się.
Kilka chwil milczenia i masarz ramion dziecka, spowodowało, że Ono znów zwolniło rytm ruchu reki. Chłopiec chyba tego potrzebował, bo nie unikał dłoni matki , tak jak wcześniej.
– On tak ma. – odparła po chwil matka;
– Jeżeli coś zaburzy jego spokój – Od razu to po nim widać. – dodała – szybko sie denerwuje gdy coś się nagle zmienia , lub coś stwarza mu problem.
– Przepraszam. Nie chciałem. – Anatolowi zrobiło się nieswojo.
Z pewnością dało się to zauważyć na jego twarzy, gdyby nie półmrok. Czuł ciepło na policzkach; ” Było siedzieć cicho stary , ciekawski człowieku” . Nerwowo poprawił się w swoim fotelu, wygładzają prawą ręką niewidoczne fałdy płaszcza o który opierał głowę. Kobieta popatrzyła na niego i z pogodnym uśmiechem, widząc zachowanie Anatola, powiedziała;
– Niech Pan nie przeprasza. To wynika z jego choroby, nie z tego o czym rozmawiamy.
Anatol jednak zaszył się w kat tak głęboko, że kobieta zrezygnowała z wyjaśnień….I Znów wyciągając obie nogi , wsparła o siedzenie obok Anatola i krzyżując ręce na piersiach, zamknęła oczy . Anatol,przechylając głowę, patrzył w okno przedziału . Na nim, odbicia siedzących wewnątrz, raz po raz, przecinały światła odległych domów, samochodów czy ulicznych latarni. Przedział wypełniał cichy szum… Nie, nie jak kiedyś bywało stukot a szum pędzącego pociągu. Anatol w odbiciu szyby zauważył tańczącą rękę chłopca . Ten nieustannie „tworzył”. Anatol patrzył tak przez chwilę, to na niego to na jego matkę, do momentu gdy ręce jego mamy zsunęły sie bezwładnie wzdłuż ciała a głowa, przechylała się samoistnie razem z ruchami wagonu . Od tego momentu skupił się tylko na chłopcu, który nadal kreśliła jakieś znaki na szybie. Gdy przyjrzał się uważniej na jego poczynania, dostrzegł, że chłopiec rysuje palcem coś na kształt nut!?…Stary człowiek nie znał się na nutach. Nigdy nie trzymał w rękach żadnego instrumentu, na którym można by było zagrać jakąś melodię. Lubił słuchać muzyki klasycznej, zwłaszcza fortepian, skrzypce. Znał kilka nazwisk kompozytorów, kilka utworów… A to za sprawą swojej żony. Na którąś z kolejnych rocznic Ich ślubu, kupił jej adapter i kilka płyt z muzyką „poważną”. Zazwyczaj Niedzielnymi popołudniami, siedzieli pijąc kawę przy dźwiękach Chopina…. Anatol zamknął oczy. Z całego repertuaru, na winylowej płycie, znał nazwę tylko jednego utworu ” Nokturn cis-mol op.27 „. I właśnie ten utwór , teraz przebijał się przez ciemność zaciśniętych powiek… A chłopiec z naprzeciwka, rysował każdą z nut.
– To są nuty? – spytał chłopca.
Ten nie odpowiedział. Nawet nie popatrzył na Anatola, pochłonięty swoim zajęciem, wiec starszy Pan, pochylił się lekko w jego stronę i jeszcze raz spytał;
Mama mówiła Mi, że nie komentujesz innych ludzi i nie zadajesz pytań… Ale czy ty nie kreślisz nut?. – dociekał
Na to pytanie chłopiec uśmiechnął się w taki sam sposób , jak wtedy gdy Anatol zastukał palcem w szybę. Co ośmieliło Starszego Pana, więc brnął dalej pytając
– A znasz je wszystkie?
– To łatwe do zapamiętania – zaczął chłopiec;
– …Najwyższą wartość ma cała nuta, a każda kolejna jest połową poprzedniej.
Anatola wprawiły te słowa w zdziwienie, bo według jego mamy, cierpiał na jakiś rodzaj umysłowego schorzenia a tu sie okazuje , że to dziecko mogłoby nauczyć Anatola wielu rzeczy… Które wprawdzie Mu nie byłyby aż tak bardzo potrzebne, ale jednak!;
– To nuty są jak cyfry?.
– Tak…
Starszy Pan wyprostował się w fotelu, zapierając plecami. Chłopic zamilkł, nadal pochłonięty rysowaniem wskazującym palcem niewidocznych nut na szkle. Anatol, też nie mógł wydobyć z siebie słowa. Stary Człowiek, nie bardzo wiedział, jak i o czym rozmawiać z dzieckiem… Bo Ono wydawało się , że wie o czym mówi a On, nie miał wiedzy na ten temat. Wprawdzie skończył szkołę zawodową… Ale nigdy nie był pilnym uczniem; „Wychodzi na to, że to Ja nie jestem w normie intelektualnej” – Pomyślał, uśmiechając sie pod nosem. Wtedy usłyszał cichy głos chłopca.
– Pan się uśmiecha?.
– Tak. Śmieję się z własnej niemocy.
– Niemocy!?.
– Nic nie wiem o komponowaniu – wyjaśnił i zaraz dodał;
– …Chciałem umiejętnie ukryć swój brak wiedzy, stąd ta „niemoc”. – tu na chwilkę zamilkł ,lecz potem znów zaczął;
– Podobno matematyka i muzyka to język Wszechświata. …Ciężko miałbym się dogadać w tych językach. Nie przyszły mi „Ot, tak” …Jak Twoje nuty. Coś – niecoś wiem, ale to zbyt mało, by to wszystko pojąć.
Tu zamilkł Pan Anatol, lecz po chwili znów zaczął;
– Zdenerwowało cię, to o czym rozmawiałem z twoją mamą?
Chłopiec nie odpowiedział. Więc spytał ponownie;
Chciałbym wiedzieć czy to, o czym rozmawiałem z twoją mamą, zdenerwowało cię?. Mamusia przecież powiedziała , że to nie było nic złego…
Lecz i tym razem chłopiec milczał. Jego ręka nadal wędrowała to w górę to w dół. Brak reakcji zniechęcił starszego Pana;
– No dobrze. Nie chcesz odpowiadać – Nie musisz… Pewnie zamiast słów w głowie rozbrzmiewają ci nuty. Za to w mojej głowie, w błogiej ciszy, poharcują myśli a może nawet zagości w niej sen?.
Odparł Anatol i jego twarz znikła w kącie, zasłonięta rękawem płaszcza. Starszy Pan planował poganiać z tymi milczącymi myślami w takt nut Chopina. Po pewnej chwili, gdy już pochwycił myśl, tę o złożoności natury umysłu i miał z niej zdzierać warstwę po warstwie – W tym momencie usłyszał głos chłopca.
– Ta rozmowa była zła… zepsuła całą notację.
Anatol zagarniając rękaw płaszcza, odsłonił twarz.
– „Notację” czyli co?
– Dokładnie to agogikę .
– No weź!?… Coraz mniej rozumiem z tego o czym ty mówisz;
Zirytował się Anatol, przecierając nerwowo suche wargi lewą dłonią, jakby chciał je nawilżyć . A potem, tą samą dłonią zaczął drapać się po czole;
– Musimy ustalić jakieś zasady naszej rozmowy. – stwierdził.
– „Agogika” to szybkość wykonywania utworu… Pana niewiedza jest okropnie uciążliwa.
– Że co!? . – zdziwił się Anatol – Moja jak ją nazwałeś „niewiedza” , rozprasza cię?. Czy wprawia w zakłopotanie?- Geniuszu.
Anatol z całą świadomością, użył takich słów, które mogły urazić… Skoro jego ubodła okropnie uciążliwa niewiedza, nie zamierzał być dłużny.
– Dla mnie to dziwne, że Ktoś nie zna tak zwykłych pojęć… I jest właśnie tak jak Pan powiedział, – Rozprasza Mnie Pan … A za uznanie dziękuję!.
Anatola rozbawiła ta odpowiedź.
– No „wgadane” to Ty masz… Ale dla Mnie, te pojęcia są obce, jak mówiłem. Ty się za to nie znasz na rolnictwie -zaczął.
Na twarzy starego człowieka pojawił się pogodny uśmiech, który nie znikał przez dłuższą chwilę. Chłopiec w swej prostocie szczerości , był rozbrajający.
-Więc gdybym ja ci opowiadał o orce, uprawie i hodowli, też byś dopytywał o znaczenie pojęć związanych z rolnictwem.
– …No tak.
Odparł chłopiec i ku zaskoczeniu Anatola, obrócił się w jego stronę. Przestając gestykulować ręka.
– Już skomponowałeś?
– Nie. Porozmawiam z Panem.
– Oo łaskawco! – odburknął przekornie Anatol.
– Pan będzie mówił, ja będę słuchał – wyjaśnił. – Zaciekawił Mnie Pan.
Odparł chłopiec, lecz jego wzrok nie był skierowany na Anatola a gdzieś w przestrzeń pomiędzy ich nogami. Anatol odruchowo spojrzał w dół, lecz w tym samym momencie uświadomił sobie, że chłopiec nie patrzy na nic konkretnego a tylko ucieka wzrokiem .
– Ja Ciebie zaciekawiłem!?. …Wzajemnie Chłopcze, wzajemnie. Też wzbudzasz moją ciekawość.
Na twarzy chłopca nie pojawiał się żaden grymas emocji. Czasem zaciskał wargi, albo nieświadomie jego powieki mrugały, ale poza tym , blada cera twarzy nic nie wyrażała.
– Czy Pan słyszy muzykę, nawet wtedy, gdy dookoła panuje pozorna cisza. – spytał.
– A wiesz, czasem tak, jak teraz!… Ale trudno to nazwać muzyką. To uniesienia, które układają się razem z myślami w słowa i obrazy jak w takt muzyki… Nie, to nawet nie są słowa – ciągnął nadal staruszek. – To coś wypełnia mnie różnymi doznaniami, uczuciami… Lubię takie stany.
– Lubi Pan takie stany!?… Jakie?. Czy gdy jest pan smutny a czuje Pan tę muzykę, to jest panu smutniej, czy ..?
– Mnie taka muzyka uspokaja… Zatrzymuje w ciągłym biegu. Gdy jest mi smutno a w głowie gra melodia, to jest to połączenie smutku z nadzieją… Że będzie lepiej, inaczej!?. Ta melodia studzi lub pobudza emocje. Nie wiem Jak Ci to wytłumaczyć?…
– Nie musi Pan… – odparł chłopiec. – rozumiem Pana.
Chłopiec przeniósł swój wzrok z przestrzeni pomiędzy nimi na okno które nadal działało jak zwierciadło- Spytał;
– A teraz… Czy ułożyłby Pan melodie do naszej rozmowy ?
– Mówiłem, nie umiem zapisywać melodii. Ale gdybym umiał, byłaby to melodia pełna zmian Owej agogiki… Ale łagodna, pełna pastelowych kolorów i zapachu świeżości łąki.
W oczach chłopca, zapaliły sie iskierki ciekawości a twarz wypogodniała , lecz gdy zauważał swoje odbicie w szybie , momentalnie wszystko zniknęło.
– Czy Ty się znów uśmiechnąłeś?
Antoniemu nie uszło uwadze to mgnienie radości na twarzy chłopca.
– Nie jestem wolny od emocji – odparł chłopiec, już nie szukając swojego odbicia w oknie – Ale czasem ich siła, jest większa ode Mnie…
– No tak, źle jest gdy emocje kierują człowiekiem a nie odwrotnie. Co nie znaczy, że nie warto poddawać się emocją … Powinieneś częściej rozmawiać!
– No przecież nie potrafię rozmawiać!… Wracajmy do muzyki. Nasza rozmowa ma pastelowe barwy?.
– A tak… Wiesz moja żona, lubiła malować farbami obrazy. Nie była zbyt utalentowana, ale sprawiało jej to radość. Od niej dowiedziałem się co to pastelowe barwy – zaczął Anatol, ale chłopiec Mu przerwał;
– Wiem co to pastelowe barwy… Spytałem „dlaczego”?
– No jak !? – Jasne, spokojne, nie intensywne… Czy Ty , uważasz , że nasza rozmowa nie jest taka?
Chłopiec nie odpowiedział od razu. Swój wzrok skierował znów w przestrzeń pomiędzy ich nogami, lekko pochylając głowę. Z dłońmi splecionymi palcami, jego ręce spoczywały bezwładnie na udach. Podnosząc tak splecione dłonie i odchylając przy tym oba kciuki, odparł ;
– Dobrze Mi się rozmawia z Panem… Ale zdaje sobie Pan sprawę, że to dziwne?
Anatolowi też się dobrze rozmawiało a chłopcem. Jego pytania i odpowiedzi nie były dziecięco – naiwne… Chwilami zapominał, że rozmawia z dzieckiem, choć nie spuszczał z niego wzroku;
Dziwne, że rozmawiamy?. Nie widzę w tym nic dziwnego.
– A ja tak… Jedyne rozmowy jakie dotąd prowadziłem, to rozmowa z samym sobą… Nie wiedziałem, że rozmowa z kimś zupełnie Mi obcym, może być interesująca.
– Jeszcze chwile porozmawiamy i może się okazać, że aż tak bardzo obcy sobie nie jesteśmy- odparł starszy pan i od razu spytał;
– To co zapisujesz to jaka muzyka?
– To będzie sonata o samotności.
– Sonata o samotności!?… To smutna pewnie?
– Ależ skąd!… Dlaczego Pan uważa, że samotność jest tylko smutna?
– Hm. – Westchnął starszy Pan – Właściwie to nie poczułem tak bardzo samotności… Owszem czasem bywałem sam i wtedy faktycznie, nie było mi z tego powodu smutno. Ale to inna spraw…
Zaczął starszy Pan, lecz znów przerwał mu chłopiec;
– Nikt niczego nie chce, niczego nie oczekuje… To takie błogie.
– No nie wiem, czy to takie dobro, gdy nikt niczego od nas nie chce i niczego nie oczekuje!? – Odpowiedział Anatol
– Owszem to jest dobre… Nie burzy myśli.
– Ale wsłuchując się tylko we własne myśli, nie uważasz, że tracisz coś ze Świata wokół Ciebie?
– Przecież odbieram świat wokół mnie… Widzę, czuję, słyszę. Tyle mi wystarczy. Po co, mam wchodzić z nim w interakcję?
– Interakcję?.
– Zapomniałem, że z Panem trzeba jak z Marysią. „Interakcja” to wzajemne oddziaływanie.
– Skąd Ty u licha bierzesz te wszystkie słowa!?… A poza tym, To Ty zacząłeś ze mną rozmawiać. Dlaczego- Skoro jestem jak twoja młodsza siostra?.
– Nie, nie jest Pan jak Marysia – Przepraszam. Pan tylko tak jak Marysia, operuje ograniczonym zasobem pojęć…
– No weź!… Przestań Mi tu mówić o „zasobach pojęć” – To za mądrze dla mnie brzmi…
Starszemu Panu znów zrobiło się nieswojo. Ale wiedział, że dziecko nieświadomie wprawia go w taki stan. Dla Niego było to „normą”, do której Anatol jeszcze nie dojrzał;
– …A skoro zacząłeś ze mną rozmawiać, to znaczy, że jednak jakoś na siebie wpływamy wzajemnie….Źle myślę? – Inaczej ja bym spał, a Ciebie już dawno rozbolałaby ręka.
Chłopiec nie odpowiedział od razu. Anatolowi wcale to nie przeszkadzało, już dawno spostrzegł, że jego reakcja na pytania czy odpowiedzi, były opóźnione…Ułamki sekund w których dawał sobie czas do namysłu i dobrania odpowiednich słów.
– A skąd pewność, że pan nie śpi?… A gdyby nawet, nie boję się rozmowy z Panem, bo czuję, że ona niczego we Mnie nie zmieni .- odparł w końcu.
– O masz!?. A we Mnie, ta rozmowa z Tobą, pozmieniała już wszystko – odburknął Anatol. – Gdyby nie było niczego ciekawego w moim gadaniu, nie ciągnąłbyś tej rozmowy…
Nagle, ni z tond, ni zowąd, Chopinowski Nokturn, zburzyło gromkie brzmienie bębnów… Zupełnie poza rytmem łagodności klawiszy pianina.
Na ten odgłos, chłopiec uwolnił swoje splecione dłonie i obracając się w bok, znów zaczął rysować palcem niewidoczne nuty na szkle. Starszy Pan poprawił się na swoim fotelu, nie spuszczając wzroku z chłopca. Pomimo półmroku, który nagle stał się jeszcze bardziej mroczny, zauważył, że twarz chłopca, nadal emanuje swoją bladością. Lecz na jej policzkach pokazały się zaczerwienienia. A gdy popatrzył dokładniej, zauważył krople potu na jego czole… I coraz szybciej i chaotyczniej zaczynał ruszać ręką.
– Coś sie dzieje!?. – spytał zaniepokojony.
Lecz On nie zareagował na jego głos. Nie słyszał i nie widział Starszego Pana.
– No co jest, jeszcze chwile temu chciałeś ze mną rozmawiać !?… Nie mam na sobie Pelerynki Niewidki.
Anatol przetarł zaspane oczy. W tym momencie chłopiec już cały drżał, wydając z siebie cichy, histeryczny jęk i nieokiełznanym ruchem rąk, jakby szargała nimi wichura. Anatol długo się nie zastanawiał, podnosząc się ze swojego fotela, chwycił za przedramię kobiety i nim potrząsł. Kobieta otworzyła oczy. Jej źrenice przez chwilę goniły w koło, nim wpatrzyły się w Anatola. A ten cicho wymamrotał;
– Ja przepraszam, ale z Pani dzieckiem chyba coś nie tak!?…
Gdy tylko dotarło do kobiety, że już nie śpi, energicznie usiadła;
– Ale że co!?…..Co Pan mówi…Syn!?.
I odpychając pochylonego nad nią Anatola, nim zdążył usiąść, złapała swojego syna za obie ręce;
– Już Dominik , już!… Jestem, jestem!
Kobieta usiłowała zapanować nad rękoma chłopca. Ten jednak nie pozwalał się okiełznać. Wyrywał się z uścisków dłoni swojej matki, wydając przy tym złowrogi odgłos. Szarpanina trwał dłuższą chwilę. Antoni tylko patrzył, nie mógł pomóc – Nawet nie próbował. Bał się, że wtrącając się w owo zdarzenie, może wywołać jeszcze gorsze skutki. Chłopiec w końcu zmęczony walką z dłońmi matki, skulony w kącie siedzenia, pod naporem ciężaru pochylonej nad nim mamy – Usnął. Mama jeszcze długo pochylała się nad nim, dociskając obie ręce syna do jego ciała, aż upewniła się że śpi – Wtedy zwolniła uchwyt i zmęczona usiadła . Anatol zauważył, że jej oczy, szkliły się od łez, gdy popatrzyła na niego pytając;
– Zdenerwował go Pan?…Czy może Mu się cos przyśniło?.– w jej głosie nie było słychać pretensji czy żalu.
– Yy.. Nie!. Rozmawialiśmy Tylko…
– Rozmawialiście!?– Było widać zdziwienie na twarzy kobiety – Mój Dominik z Panem rozmawiał!?
– No tak…
Anatol przyznał się, do rozmowy z chłopcem, nie wspominając nawet o czym rozmawiali, bo czuł, że rozmowa ich obojga, była w oczach jego matki czymś nieprawdopodobnym. „Przecież to nie mógł być sen!?” – Przeszło mu przez myśl.
– Naprawdę tylko rozmawialiśmy.
– Może tylko Panu się to przyśniło?… Zmęczenie robi swoje – nadal nie dowierzała.
To tylko upewniło Anatola w przekonaniu, że lepiej nie streszczać, tego o czym rozmawiał z chłopcem… „No bo przecież z nim rozmawiałem… Nawet jeżeli był to sen!” .
– Dziękuję, że mnie Pan obudził w porę… Jego napady złości, kończą się czasem urazami i niech Pan wierzy, trudno je okiełznać.
– Wierzę. Przecież widziałem… A te łzy w oczach, to z miłości?…
Kobieta przetarła oczy zaciśniętymi dłońmi a potem, wskazującym palcem, rozmazała resztki łez pod dolnymi powiekami ;
– Choć to dla jego dobra – Trudno i boli, gdy sie robi mu krzywdę…
– …Ja naprawdę nie zrobiłem nic złego. – Starszy Pan odruchowa zareagował na słowo „krzywda”.
– To nie było mówione z pretensją do Pana. Przepraszam jeśli Pan to tak odebrał. – odparła – Trudno mi tylko uwierzyć, że moje dziecko rozmawia, zadaje pytania… To jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
Nagle od strony korytarza dobiegła ich głośna rozmowa a za przeszkleniem pojawiły sie trzy postacie młodych mężczyzn;
– Ty patrz „Rysownik” padł – Odezwał się jeden z nich, łapiąc kolegę za ramię.
– …Mogłeś tak nie walić w szybę, to by nie padł!
Roześmiali się i poszli korytarzem dalej, znikając z oczu. Kobieta wstała, na jej twarzy było widać złość. Zamaszyście zasunęła obie zasłony. Anatol poczuł siłę jej złości. Gdy szarpnęła zasłonkę, ta wyrwała z pod głowy jego płaszcz, do której przylegał a który służył za oparcie głowy Anatola.
– Och przepraszam!… Nie chciałam – zmieszała się kobieta.
– Nic się nie stało… Nic nie szkodzi – odparł łagodnie Anatol.- Rozumiem Pani reakcję.
Oboje zrozumieli co mogło być powodem ataku chłopca. Anatol na dodatek, przekonał się, że ta rozmowa to był tylko jego sen. ale przyjął go, jak coś co było realne. Kobieta stała pomiędzy Staruszkiem a chłopcem, i wyciągając rękę zapaliła jaskrawe światło. Anatol aż na moment przymknął oczy, bo zakuła go ta jaskrawość. Popatrzył na swój zegarek – Dochodziła północ. Zdziwił się, że już tyle czasu podróży minęło. Kobieta siadając uświadomiła sobie, że nie uprzedziła o swoim zamiarze Anatola;
– Ja przepraszam za to światło. … Nie spytałam.
– Nie, nie… Mi to w zupełności nie przeszkadza – odparł.
– Chce wyciągnąć z torby to i owo – tłumaczyła.
Anatol tylko przytakująco pokiwał głową, wydając z siebie ciche „Tak, tak”. Naprawdę było Mu obojętne czy pali się światło, skoro i tak nie spał. Kobieta stała naprzeciw śpiącej córki, odwrócona do Anatola plecami i zadzierając głowę do góry, wyciągała z torby rzeczy, kładąc na stoliku pod oknem. Były to dwie butelki wody, plastikowy kubeczek, który zdobiła postać z jakiejś bajki i opakowanie ciastek. Po wszystkim, gdy rozległ się dźwięk zasuwanego suwaka zamka, obudził śpiącą dziewczynkę.
-Mamusiu pić mi sie chce – powiedziała rozespanym głosem.
– Już, już Maryś… Właśnie szukałam twojego kubeczka z Elzą.
Anatol nie widział dziewczynki, bo kobieta wciąż stała pomiędzy nimi. Gdy usiadła, zobaczył jej twarz – Zaspane oczy, i odbity na policzku guzik od jej płaszczyka. Kobieta nalała do kubeczka napój z butelki i ostrożnie jej podała;
– Proszę Kochanie, tylko nie rozlej.
– Oj, najwyżej Elza się zmoczy – zażartowała dziewczynka
– Ej!- uśmiechnęła się mama – I rączki będą mokre i bluza…
Dziewczynka również się uśmiechnęła i zaczęła łapczywie pić.
– Powoli Kochanie …Powoli.
Lecz dziecko nie zwracało uwagi na wskazówki mamy, nadal przechylając kubek. Gdy skończyła. Obtarła usta dłonią w której trzymała kubek.
– Ale mi się chciało pić!…Dziękuję mamusiu.
– Proszę bardzo. I co?… Będziesz dalej spała?
– Tak, tylko chciałabym sie położyć .
Na te słowa kobieta popatrzyła na dwa wolne miejsca po stronie Anatola;
– Nie będzie miał Pan nic przeciwko temu, że położę obok Marysię?
– No skoro są wolne miejsca, nie widzę przeszkody.
Kobieta odparła „Dziękuję” i znów wstała, odwracając się tyłem do Anatola i podnosząc ręce w górę, znów pociągła za suwak torby i wyciągnęła z niej mały kocyk. Potem z wieszaka zdjęła płaszczyk swojej córki i składają go na lewą stronę, ułożyła jak poduszkę w rogu siedzenia przy oknie.
– No to sie połóż… Tylko zegnij troszkę nóżki, żeby nie przeszkadzały Panu
– Oj, jakoś się pomieścimy – uśmiechnął sie Anatol.
Dziewczynka ułożyła się na swoim legowisku a mama przykryła ja niebieskim kocykiem.
– I co lepiej?
– Tak Mamusiu.
Dziecko wkładając jedną rękę pod płaszczyk, przytuliło do niego głowę, zamykając oczy. Kobieta nadal stojąc obróciła się w kierunku syna. Z jego kurtka zrobiła podobnie jak z płaszczykiem córki, podkładając pod głowę. Potem tylko obie jego nogi wyłożyła na środkowy fotel i zgasiła jaskrawe światło.;
– Może jednak nikt nie dosiądzie!?…Skoro do tej pory nikt nie usiadł?
Głośno dywagowała, usadawiając się na miejscu Marysi pod oknem.
– No już prawie północ… Komu w środku nocy chciałoby się jechać pociągiem? – zażartował Anatol.
Kobieta cicho zachichotała . Anatol poprawił swoje siedzisko i nieco rozprostował nogi, zapierając o fotel naprzeciwko. „Trochę więcej miejsca się zrobiło” – Pomyślał. I głośno oznajmił to samo.
– Tym sposobem zrobiło mamy nawet więcej miejsca.
– Aa tam, wcześniej też nie miałam źle… Tylko Pan tracił nieco – tu znów się uśmiechnęła.
Anatol odwzajemnił takim samym uśmiechem;
– Nie było tak źle, skoro usnąłem… Pora ułożyć się na nowo, bo noc jeszcze długa.
Starszy Pan spierając głowę o swój płaszcz, znów zaszył się w kąt. Kobieta jeszcze chwile przekładała picie, wciskając je pomiędzy oparcie fotela a ściankę przedziału, na szyjkę jednej z butelek nałożyła przewrócony do góry dnem kubek. A potem złożyła ręce jak uprzednio i zamknęła oczy. Anatol zaczął szukać w pamięci dźwięku fortepianu, wpatrując się w śpiącą twarz chłopca. Lecz nie usłyszał ani jednej nuty, w myślach rozbrzmiewała za to ich rozmowa… Była tak realna. Długo nie mógł zasnąć. Wertował pamięć w poszukiwaniu tych wszystkich słów, których nigdy wcześniej pojęcia nie znał ” Skąd się wzięły w śnie?”. Gdy kolejny raz poprawiał swój płaszcz, spostrzegł, że zsunął się kocyk, którym okryta była dziewczynka. Popatrzył na kobietę, lecz gdy zauważył, że jej ręce nie są już splecione, tylko bezwładnie zwisają wzdłuż tułowia, uznał, że nie będzie jej niepokoił. Wstał podnosząc kocyk i okrył małą. Ta ku jego zaskoczeniu, nie otwierając oczu powiedziała ” Dziękuję mamusiu”. Twarz Anatolo porumieniła uśmiechem.. Znów zaczął szukać melodii, patrząc na twarz chłopca. Ów nagle otworzył powieki;
– Zburzyli mi wszystko! – powiedział z wyrzutem w głosie.
– Już nie śpisz, czy to ja znów śnię? – odparł zaskoczony Anatol.
-W zasadzie to bez znaczenia… Przecież mówił Pan, że dobrze się nam rozmawia.
Starszy Pan przyjął te słowa z nieukrywanym zadowoleniem. Niechciał dociekać, czy to sen, czy jawa. Niechciał zrywać więzi, która tak misternie się splatała;
– To ten łomot w szybę zburzył Ci wszystko?.
– Tak… Jakby ktoś nagle zepchnął mnie za szczytu, nim zdążyłem poznać rozciągający się z niego krajobraz.
– Przecież zawsze możesz wejść na tę samą górę.
– Tak mogę…Bo to, że moje życie jest pasmem powtarzalnych zachowań, wcale nie znaczy, że wciąż tkwię w tym samym miejscu.
– Wybacz, ale nie bardzo teraz rozumiem o czym mówisz.
– Codziennie pisze nuty, lecz nie są to, te same nuty…To dalszy ciąg sonaty. Nie potrafię ich powtórzyć. To nie jest wyuczony schemat czynności.
– Czekaj, czekaj… Teraz zaczynam rozumieć – Znów napiszesz dalszy ciąg utworu, lecz nie będzie już taki jak ten, który zbudowałeś ?
– Tak!…
Odparł chłopiec i zamknął oczy. Wyglądał na zmęczonego rozmową, dlatego Anatol spytał;
– Męczy cie rozmowa ze Mną?.
– Troszkę… Przecież nigdy wcześniej z nikim tak długo nie rozmawiałem.
Anatol postanowił dać chłopcu chwile wytchnienia i posiedzieć w ciszy. Lecz w tym samym momencie rozsunęły się drzwi do przedziału. A w nich pojawiła się dłoń, wystająca spod upiętego rękawa białej koszuli. Rozsunęła zasłony i sięgając ponad drzwi, zapaliła jaskrawo białe światło w którego blasku, pojawiła sie twarz konduktorki;
– Przepraszam, chciałam sprawdzić bilety – oznajmiła to łagodnym, lecz stanowczym tonem.
Starszy Pan sie podniósł , pierwszy, wyciągnął swój bilet i podał Pni Konduktor, usiadł. Ta przystawiła papier do czytnika;
– … No dobrze, ale poproszę jeszcze o legitymację emeryta.
Anatol znów się zerwał, szukając w swojej torbie zawieszonej na pasku, portfela. Jego współpasażerka z torbą na kolanach nadal chowała w niej rękę, po chwili wyciągnęła ją z zaciśniętym w dłoni zwitkiem dokumentów. Gdy Anatol usiadł, wręczając konduktorce legitymację, kobieta podała swoje bilety. Konduktorka najpierw oddała Anatolowi jego legitymację a potem przejęła, to co podała jej kobieta. Chwilę przeglądała każdą z kartek, skanując.
– Przepraszam. Pani wie, czy te miejsca będą wolne aż do Kołobrzegu? – spytała pasażerka.
– Oj tego nie wiem, proszę Pani. Ale jest tak małe obłożenie, że gdyby nawet, to na pewno pasażerowie będą na tyle wyrozumiali, by znaleźć sobie inne miejsca.- odparła z uśmiechem konduktorka i oddała plik biletów kobiecie.
– Dziękuję i życzę miłej podróży – dodała.
Potem jej dłoń, zgasiła jaskrawe światło. Zasunęła zasłony i zniknęła za zamykającymi sie drzwiami. Anatol na nowo zaczął układać się w swoim kąciku, poprawiając płaszcz, którego guzik ugniatał w ucho, podobnie jak dziewczynkę w policzek. Kobieta odłożyła torebkę pod nogi i zgięta, poszukiwała swojego obuwia.;
– Zerknie Pan na nie?… Muszę do Toalety.
– Oczywiście… Kto jak nie ja?.- uśmiechnął się.
Gdy mama śpiącej dwójki znikła i opadły za nią zasłonki, Anatol poczuł pragnienie, znów się podniósł. ” Zasiedziałem się, taka gimnastyka dobrze mi zrobi„. – Pomyślał. Wyciągnął picie w butelce… Jego syn, poczynił zakupy przed wyjazdem i zapakował aż trzy butelki gazowanej wody; „Kto by tyle wypił przez noc!?” . Anatol nie miał kubeczka, wiec najzwyczajniej gdy usiadł, odkręcił korek i przyssał usta do butelki. Zrobił tylko kilka łyków, potem zakręcił plastikową butelkę, kładąc obok fotela i przysłonił zwisającym płaszczem. Wizyta Pani Konduktor w ogóle nie wywarła żadnego wpływu na sen obojga dzieci. ” Ciekawe o czym śnią„- Zastanawiało to starszego pana i już na samą myśl o tym, znów się uśmiechnął ; „ Ee!, przecież chłopiec nie śni, że zemną rozmawia !?”. Gdy gdy kobieta wróciła do przedziału, na twarzy Anatola wciąż tkwił grymas uśmiechu.
– Co Pana tak rozbawiło?.
– Myśli o snach – odparł zgodnie z prawda. – Przez chwile zastanawiałem się, czy różnym ludziom mogą śnić się te same sny?
Kobieta nic nie odpowiedziała, zbyła pytanie uśmiechem. Usiadła , zsuwając obuwie prawą nogą z lewej a potem lewą z prawej stopy . Rozprostowała obie nogi, wyciągając w kierunku Anatola a jej tułów schował się w kąt przy oknie.
– Jest Pan bardzo fajnym , uczynnym i miłym towarzyszem podróży.
– A dziękuję… Zawsze jestem sobą….I wzajemnie, też mi miło się z Panią podróżuje.. – odparł Anatol.
Po tej wymianie uprzejmości oboje zamilkli. On zauważył, że Ona znów przymknęła powieki. Miał zrobić to samo… Ba!. Przez chwilę wydawało mu się, że właśnie to robi bo na chwilę zapadła kompletna ciemność, lecz zaraz po niej wnętrze wypełniło jaskrawe światło a pociąg się zatrzymał. Kobieta zerknęła przez okno.;
– O dojechaliśmy do Poznania – oświadczyła.
– Nawet nie mam pojęcia, przez jakie miejscowości ten pociąg ma jechać … Bilet kupował mi syn.
– Chyba wszystkie z Łodzi jada przez Poznań !?. Też dokładnie nie pamiętam – odparła.
Z korytarza dobiegł ich odgłos ciągniętych walizek na kółeczkach , rozsuwanie drzwi i przytłumione rozmowy. Więc w lekkim napięciu czekali, czy drzwi do ich przedziału ktoś otworzy. Jednak nic takiego się nie ziściło. Gdy po chwili pociąg ruszył, ruch na korytarzu wagonu ucichł i było tylko słychać szum pociągu.
– Opatrzność czuwa nad nami – skomentował Anatol.
– I oby nadal tak było – dodała kobieta.
I znów zapadła cisza pomiędzy nimi. Anatol przytulił głowę do podszewki swojego płaszcza. i patrzył na chłopca.. Już nie szukał w głowie nut, czekał kiedy On, znów otworzy oczy. Kobieta, wychylając się ze swojego gniazda jeszcze tylko poprawiła kocyk, okrywający dziewczynkę. Potem znów w nim znikła, zasłaniając głowę, rękawem swojej kurtki. Szum pociągu z czasem znikł. Absolutna cisza opanowała Anatola…Cisza i ciemność, w której nagle wyłonił się On;
– Czeka Pan aż otworzę oczy?.
– Tak!… Nie wiem, czy jesteś w środku twojej postaci… Gdy widzę Twoje otwarte oczy, wiem że jesteś, wtedy mam pewność, że mnie słyszysz.
– I na co Panu ta pewność. Rozmawiając ze mną, rozmawia pan z samym sobą, przecież to Pana sen…
Anatol nie chciał przyjąć prawdy o śnie;
– Otwórz te oczy. Skoro to Mój sen, niech choć stwarza pozory realnej rozmowy – Tak chcę!
– Wszyscy tego chcą. Bym otworzył oczy… Pewnie zadowoliliby się nawet moimi pozorami normalności. Koniecznie chcą, bym był podobny do nich.
– Twoja Mama zadowoliłaby się choćby namiastka Twojej miłości. Żebyś mógł do niej powiedzieć tak jak twoja siostra „Kocham Cię Mamo”, albo dać sie tulić w objęciach…
Chłopiec otworzył szeroko oczy , nie popatrzył w próżnię. Nie uciekał wzrokiem. Tylko spojrzał prosto w oczy Anatola;
– Jestem przepełniony miłością do Mamy… Kto jeśli nie Ona, potrafi to zobaczyć!?.
Wzrok czarnych oczu chłopca, był przenikliwy. Przeszył Anatola aż do dna serca. Broniąc się, starszy pan odwrócił wzrok w okno.
– Teraz Pan wie, dlaczego unikam wzrokowego kontaktu? – spytał, widząc odruch Anatola i zaraz sam dał odpowiedź; – Mógłbym wyczytać z nich to, co dla mnie byłoby złe, lub sprawiało przykrość.
– Czy widać we Mnie zagrożenie?. Powiedziałeś przecie, że Mnie się nie boisz.
– Tak powiedziałem…Powiedziałem jeszcze, że nie jest Pan w stanie mnie zmienić. Zbyt krótko wpatrzyłem się w Pana oczy, za to czytam z Pana z słów naszej rozmowy… I choć to w zasadzie monolog, to jest pan dobrym człowiekiem przecież – Prawda?.
– Nie wiem czy „prawda”… Ale za takiego się uważam.
– U mnie niech Pan nie szuka na to odpowiedzi…
Chłopiec znów zamknął oczy. Co dla Anatola, teraz już nie miało większego znaczenia…W głowie miał mętlik. – Nie często rozmawiał z Kimś nieobecnym. Dla uspokojenia znów zaczął szukać dźwięków pianina, lecz i tym razem tylko ciemność i cisza.
– Wiesz, może lepiej porozmawiajmy o tych twoich nutach… Tę sonatę o samotności kiedyś skończysz?.
– Nie wiem!?. Za często coś burzy jej zapis, wiec wciąż odtwarzam na nowo.
– Chciałbym usłyszeć chociaż jej fragment.
-…To do tej pory Pan nie usłyszał?
Anatol dobrze wiedział, że ta sonata pisze się słowami chłopca. Lecz chciał usłyszeć muzykę, taką jaka wypełniała chłopca.
– Chcę zamiast słów usłyszeć Twoją melodię – Odparł.
– Dobrze.
Chłopiec usiadł. Dłonie wsparł na kolanach i cicho zaczął swoje murmurando. A Anatol każdy pomruk przypisywał dźwiękom fortepianu.
– To jest piękne. Szkoda tylko, że poza nami, nit inny nie usłyszy.
– Tu się Pan myli… Niech Pan spyta Marysi.
Odparł chłopiec kładąc się znów na lewym boku. W tej samej chwili Anatola dobiegł właśnie jej cichy głos.;
– Mamusiu, mamusiu!…
Anatol otworzył szeroko oczy i ciemność wokół, jakby wyblakła. Spojrzał na dziewczynkę . Miała załzawione oczy, bo odbijało sie od nich blade światło z sufitu . Popatrzył na jej „Mamusie” , lecz ta mocno spała;
– Co sie stało dziecko?.
Dziewczynka nie odpowiedziała . Lekko uniosła głowę i wypatrywała skąd dochodzi głos. Lecz w załzawionych oczach i półmroku przedziału nie dostrzegła sylwetki Anatola, wciśniętej w kąt.
-Mamusiu! – znów rozpaczliwe wezwała mamę.
Na to wezwanie matka już zareagowała.
– Tak, tak córuś!?… Co się dzieje słoneczko ?- powiedziała rozespanym głosem, pochylając się nad córką.
– Coś Ci się przyśniło strasznego?- spytała poprawiając okrywający ją kocyk.
– Tak… Nie wiem co to było, ale było tylko Ono i nikogo więcej. Patrzyło na mnie tak strasznie…
Mama podniosła się i usiadła a raczej wsparła sie na rąbku fotela, przy nogach swojej córki, obracając sie plecami do Anatola.
– Juz dobrze Marysiu… Jestem tu przy tobie i Dominik jest i Pan Tolek.
Tu kobieta, przekręciła tułowiem w stroną starszego Pana. A za jej boku, wychyliła się głowa dziewczynki, jakby chciała przekonać się czy mama mówi prawdę.
– No popatrz, tu za mną jest Pan Tolek a po drugiej stronie śpi Dominik.
Kobieta, gdy zauważyła, że starszy pan nie śpi, powitała go uśmiechem. Dziewczynka też się uśmiechnęła, gdy nabrała pewności, że to jest ten głos, który chwile wcześniej do niej mówił.
– Chcesz się może czegoś napić, czy będziesz dalej spać? – zapytała mam dziewczynkę.
– A zanucisz mi kołysankę Dominika?
– No dobrze – odparła kobieta.
Gdy Anatol usłyszał melodię tej kołysanki, nie mógł uwierzyć, że to tylko przypadek… Brzmiała zupełnie tak samo, jak ta nucona przez chłopca. Tylko ta miała słowa:
” … I nie uciekaj daleko w mrok,
bo możesz stracić mnie z widoku.
A w ciemność tę, wmiesza się sen,
zapomnisz blask moich oczu.
Zapomnisz chwil, zapomnisz dni,
zapomnisz na twarzy słońca.
Śnić będziesz może i piękne sny,
lecz nieprawdziwe do końca.”
Po chwili, kobieta zamilkła , bo dziewczynka usnęła.
– Znam te melodię , tylko nie wiem gdzie ją słyszałem – zaczął cicho od kłamstwa Anatol a skończył na prawdzie; – Bardzo piękny ma Pani głos .I kołysanka ładna.
– Córka mnie nauczyła. Mówi, że usłyszała ją od Dominika. Nie uwierzyłam. Ale moja Marysia nie umie kłamać…
– Oni się wzajemnie tolerują? –
Tu Anatol spostrzegł, że słowo „tolerują” było nie na miejscu, więc zaraz sprostował;
…Wie Pani , miałem na myśli czy się lubią?.
– Oj!. Marysia jest najlepszym lekarstwem na jego chorobę .On przy niej jest wyciszony, spokojny a czasem zdarza mu się reagować na nią – Nawet lekarze tego nie potrafią wytłumaczyć dlaczego tak jest… Oboje potrafią przesiedzieć razem godzinami, choć wydaje się, że jedno na drugie nie zwraca uwagi, ale spróbowałby ich Pan tylko rozdzielić. – Rozpętują Armagedon.
– To rodzeństwo?
– Nie… Ale oboje pochodzą z tego samego Ośrodka. Tam połączyła ich taka więź. A Ja, dopiero trzeci rok jestem ich Mamą… Kiedyś pracowałam w szkole – Uczyłam muzyki . Teraz One dają mi szkołę i lekcje pokory.
– A to dlatego syn ręką maluje nuty?.
– Oo!?. Jednak pan sie domyślił, że te gesty ręką to nuty?.
– No tak… Czy to czasem, nie jest melodia tej kołysanki?
– Też o tym myślałam…Tylko to nie wydaje się do pojęcia.
Kobieta zrobiła przerwę, sięgnęła po butelkę z wodą i nałożony na nią kubek.
– Coś Panu opowiem. … Odziedziczyłam po rodzicach fortepian, zabytek, ale doskonale się na nim gra. … Lubię grać na fortepianie. Moje starsze dzieci to uwielbiają, choć nie jest to muzyka jaką słucha młodzież. Gdy adoptowaliśmy Marysię i Dominika, po chwili entuzjazmu i euforii, przyszedł czas, że zaczęło mnie to przerastać. 24 godziny na dobę, trzeba było poświęcać im czas. Można było zapomnieć o chwilach przyjemności przy fortepianie…..
Kobieta przerwała opowiadać i otworzyła butelkę z woda, nalewając do kubeczka a potem znów zaczęła;
Któregoś dnia, miałam serdecznie dość. Dominik co chwile miał napady agresji z byle powodu… Wtedy jeszcze uczyłam się bycia matką dla nich… Tego dnia nie wytrzymałam, usiadłam przed fortepianem i zaczęłam grać, rozładowując w ten sposób stres.. Po kilku nutach, Dominik przestał szaleć. Usiadł i zupełnie się wyciszył. Wtedy pierwszy raz widziałam, jak objął siedzącą przed nim Marysię. Siedzieli tak i słuchali, jak zahipnotyzowani …Od tego czasu grałam im często.
Anatol siedział i słuchał z uwagą. Podobała mu sie ta historia. Kobieta na chwilkę zamilkła pijąc wodę z kubeczka. A On, dopiero teraz zwrócił uwagę na jej dłonie – Pianistki.
(…) Moja własna, najstarsza z wszystkich dzieci córka, też odziedziczyła muzyczny talent… Nie wiem czy po dziadkach czy po mnie, ale jednak!… – przerwała kobieta, wypijając zawartość kubka a gdy go już odłożyła , ciągła dalej. – Więc Ona poszła do szkoły muzycznej, aby zaliczyć semestr, musiała opanować grę na instrumencie. Ona wybrała skrzypce. Wiec przed egzaminem często ćwiczyłyśmy w domu. Żmudna i trudna nauka. Akompaniując na fortepianie, ręką z wyprostowanym palcem jak batutą, podpowiadałam jej kreśląc w powietrzu nuty z początku każdej pięciolinii… Oczywiście ta siedząca z nami dwójka w tym uczestniczyła. Za którymś kolejnym ruchem reki, moja córka przestała grać. Oderwałam wzrok od nut i spojrzałam na nią ze zdziwieniem a ona ruchem głowy wskazała na Dominika. …Siedział i naśladował każdy mój ruch ręki. Potem robił to coraz częściej, ale już nie naśladując Mnie. Kilka tygodni później, powiedziałam o tym lekarzowi a on mi odparł, że to nawet dobrze, bo w ten sposób dziecko rozładowuje nadmiar napięcia i emocji. …No i tak Mu już zostało, że w chwilach dla niego nietypowych, pokazuje nuty.
– Jest Pani pewna, że On je tylko pokazuje?
– Mówiłam, u Niego niczego nie jestem pewna.- roześmiała się.
Starszego pana korciło, by się zrewanżować jego opowiadaniem o rozmowie z jej synem, ale to było tak nieprawdopodobne, że odstąpił od tego zamiaru. A kobieta znów nalała wodę do kubeczka i powoli wypiła. Anatol widząc to, też poczuł pragnienie. Sięgnął po butelkę gazowanej wody, gdy odkręcił korek, woda prysnęła na twarz i jego ulubioną wełnianą kamizelkę;
– Osz!?… Tego nie przewidziałem. Biednemu zawsze wiatr w oczy!.
Kobieta zareagowała znów uśmiechem, ale nie odezwała się ani słowem. Anatol dłonią obtarł mokry policzek a potem tą samą dłonią gładził mokre miejsca na kamizelce, jakby chciał strzepnąć z niej wodę.
– Niech Pan zostawi, w ten sposób będzie dłużej wysychało … – powiedziała kobieta, gdy zauważyła jak Anatol wciera wodę w tkaninę .
– Oo!. I to jest myśl – przytaknął.
Gdy się napił i zakręcił z powrotem butelką, wstał i położył ją na wąskiej półeczce obok swojego kapelusza, upychając pomiędzy nim a swoją torbą ;
– Tam się nie zagrzeje – oznajmił siadając.
Potem poprawił się na swoim miejscu, kolejny raz wygładzając płaszcz. A późnej spytał;
– Mówi Pani, że jedyna osobą z którą utrzymuje jakiś kontakt to Marysia… Czy z Panią też?
– Też. W końcu jestem jego mamą. Ale to bardziej współzależność.
– Współzależność nie miłość?.
– Choć rzadko kiedy doświadczam od niego okazywania tej miłości, to są takie momenty w których ją wyraża. A współzależność to nic innego, jak zdanie się na kogoś, kogo się kocha. Czy nie tak?… On wielu rzeczy nie potrafi zrobić sam, więc oczekuje, że mu pomogę.
– No tak, Kto jak nie mama!?… – przytaknął Anatol.
Kobieta przysłaniając ręką usta ziewnęła;
– Ja się jeszcze chwilkę zdrzemnę, nim One się zbudzą… Tyle mojego! – powiedziała patrząc na Anatola.
– Tyle wytchnienia! – poprawił Ją Starszy Pan.
I oboje zaczęli się cicho śmiać. Kobieta po chwili jak zwykle z rękoma skrzyżowanymi na tułowiu, zamknęła oczy. Anatol też, jak wcześniej – Tuląc głowę do płaszcza, usiłował przywołać sen… Nie pragnął już rozmowy z chłopcem, wiedział przecież już o nim tyle… A nie chciał męczyć go pytaniami, zwłaszcza, że kierował je do własnej świadomości. Lecz sen ma to do siebie, że w najmniej oczekiwanym momencie, zaczynają się śnić rzeczy, na które wcale nie czekaliśmy.
– Teraz już wie Pan wszystko o Mnie?
– A skąd!?. Owszem, wiem dużo, ale nie wszystko.
– Czy to dużo?…Te kilka słów mamy?
– No jak?. A to czego się dowiedziałem z rozmowy z Tobą?.
– Pan się niczego nie dowiedział. Pan się tylko domyśla…Choć muszę przyznać, że te domysły wynikają z logiki.
– Oo, popatrz!. Teraz będziesz mi tu wyjeżdżał z logiką?…Ty!? – Ze strony Anatola, ta uwaga była bardzo złośliwa.
– A to Pan nie zna tej myśli, że jeżeli czegoś nie widać, to wcale nie znaczy, że tego nie ma?.- odparł w rewanżu chłopiec.
To zdanie rozbawiło Anatola.
– Znam, gdzieś mi się obiło o uszy?… A wiem!. U okulisty w miasteczku, powiedział podobnie, wręczając mi okulary.
Nie wiadomo czy chłopiec, miał równe Anatolowi poczucie humoru, bo jak zwykle, jego twarz trwała wciąż w niezmiennym, łagodnym wyrazie nie wyrażającym niczego… Anatol na próżno szukał jego czarnych źrenic oczu, wciąż uciekały przed jego spojrzeniem.
– Ty tak zawsze?… Marysi też unikasz wzroku?.
– Marysia, choć często się uśmiecha, wcale nie jest wiecznie szczęśliwą… To pozory. Zbyt często dorośli oceniają po pozorach.
– …No i znów przestaje rozumieć o czym mówisz… Jak sie to ma do tego, czy unikasz jej wzroku?
– Skoro widzę, że bywa smutna?
– Aa!. No proszę… Jednak patrzysz w jej oczy. …I powiesz mi jeszcze, że potraficie zrozumieć się bez słów?
– Nie muszę tego mówić, to chyba oczywiste?
Dal Anatola na początku ich rozmowy, nic nie było oczywiste. W miarę rozmowy, nabierał przekonania do słów chłopca, które rozwiewały wszelkie wątpliwości.
– To może mi powiesz, skąd ta więź, pomiędzy Wami?
– Nie wiem czy Pan to zrozumie?…
– Mów.
– Mamy te same smutki i te same radości. Mamy ten sam ból i takie samo ukojenie… – Ta sama Dusza w nas tkwi!
– Dwie wyspy połączone jednym oceanem . Niby odległe od siebie, a przecież łączą ich te same krople wody?.
– Tak!. Łączą . Tak samo czujemy . I może dlatego ja jestem jej częścią a ona częścią Mnie?
– Zaraz, zaraz, to Ty mnie o to pytasz?
– A czyj to sen?.
Na twarzy Anatola znów zagościł uśmiech i w tym samym momencie chłopiec znikł. Anatolowi nie było smutno z tego powodu , choć Ich rozmowa była ciekawa i przyjemna. ” I tak za chwile usłyszałbym od niego, że jest zmęczony, że za długo rozmawia z obcym i znów zacząłby się wymądrzać…” .
– Pan się śmieje przez sen!?.
Po tym pytaniu starszy pan, wrócił do rzeczywistości. Gdy otworzył oczy, zobaczył dziewczynkę opierającą sie o ściankę przedziału i okno. Siedziała z przykrytymi nóżkami kocykiem . W przedziale światło padające zza okna, niewiele różniło sie od tego, które świeciło wewnątrz.
– A to Ty!. … Tak, możliwe że się uśmiechałem, ale nie pamiętam snów i nie wiem z czego ten uśmiech!?
Dziewczynka popatrzyła w oczy Anatola.
– Kłamczuch!.
Jej wzrok nie był tak przeszywający jak chłopca, ale też docierał do serca… Był ciepły i łagodny a gdyby miał zapach, pachniałby poziomkami. Anatol też patrzył w jej oczy.
– Oj tam, zaraz „kłamczuch”!?. Gdybym Ci opowiedział, o czym miałem sen – Uwierzyłabyś?
– Sny to tylko sny. Może się przyśnić wszystko, nawet to w co trudno uwierzyć… A Dominik powiedział mi kiedyś, że są nieprawdziwe.
– Dominik Ci powiedział?.
– No tak…
Dziewczynka spojrzała na mamę i przekonana, że nadal śpi, szeptem powiedziała;
– Coś powiem Panu w tajemnicy. Nie zdradzi Pan nikomu?.
– Nikomusieńku – Słowo!
– My rozmawiamy nawet bez słów… Wystarczy, że tylko coś pomyślę a On myśli to samo.
Wyszeptała dziewczynka i wpatrywała reakcji Anatola. Anatol w pierwszej chwili uśmiechnął się, co odbiło się brzydkim grymasem na twarzy dziewczynki , lecz gdy poznała powód uśmiechu, jej twarz wypogodniała.
– Uśmiecham się, bo o tym doskonale wiem… Dla mnie to żadna tajemnica.
– Naprawdę!?- Odparła intensywniej wpatrując sie w oczy Anatola. – Tak, teraz mówi Pan prawdę…Skąd Pan wie?
– Uwierzysz, jak powiem, że od Dominika?
– Jak spałam On też z Panem rozmawiał?.
– Nie. …To był tylko sen. Wiec wychodzi na to, że nie wszystkie sny są nieprawdziwe do końca.
Odparł starszy pan i nadal sie uśmiechał. To stwierdzenie wyrysowało na twarzy dziewczynki niepewność.
– Niech Pan mnie nie straszy – burknęła – Gdyby tak było, toby znaczyło, że Mamusia nie wie, że „Ono” może być prawdziwe.
– Ono?
– Tak, ta mara która czasem mi się śni…
Nieświadomie Anatol stworzył problem z którego nie bardzo wiedział jak ma się wyplatać;
– Skoro Mama mówi, że nie jest prawdziwa!?. Mamusie przecież wszystko wiedza najlepiej?
– Pan zapomniał, że patrzymy sobie w oczy….Kłamczuch!.
Ta odpowiedź dziewczynki , powaliła Anatola na łopatki i co skutkowało rozbrajającym śmiechem. Ten śmiech obudził Matkę dziewczynki.
– O widzę – Córeczka w najlepsze nie śpi!?. …Tylko zabawia Pana Tolka?.
– A tak, tylko sobie gadaliśmy Mamusiu – odparła nieco zaskoczona.
Anatol przestał się uśmiechać. Nie chciał by matka Marysi zaczęła dociekać, tego o czym rozmawiali. Wyczuł, że i Marysia to samo pomyślała. Z niezręcznej sytuacji, wybawiło obojga , jaskrawe światło, które nagle wypełniło przedział. A pociąg zaczął zwalniać , by po chwili wjechali na peron .
– Ciekawe co to za stacja?. …Szkoda, że głośnik nie działa. Pójdę i sprawdzę .
Powiedziała Kobieta i zerwała się ze swojego miejsca. Lecz w tym samym momencie pociąg stanął, a na wprost ich okna pojawił się wielki niebieski napis „Białogard”.
– O To już mamy niedaleko – stwierdziła kobieta, gdy zauważyła napis.- Szybko zleciał ten czas-dodała.
– To już pora zbierać się Mamusiu? – dopytywała dziewczynka.
-Nie, nie Kochanie… Jeszcze pól godzinki….Chcesz ciasteczko?
– Tak – Odparła dziewczynka.
Mamusia podała jej opakowanie ciastek. Ona chwilę męczyła się z otwarciem opakowania, gdy się jej udało, na twarzy rozkwitła duma, z błyszczącymi oczami. Dziewczynka wyciągnęła rękę z Delicjami w kierunku starszego pana;
– Chce Pan?…
Mamusia robiąc wielkie oczy, popatrzyła na dziewczynkę. Dziewczynka od razu się zreflektowała;
– Poczęstuje się Pan ciasteczkiem?
– A Owszem młoda Damo.
Anatol przez te 8 godzin podróży zgłodniał. Więc gdy tylko pochwycił w rękę ciasteczko, zjedzone znikło tak szybko, że nawet nie poczuł smaku jego nadzienia. Dziewczynka jadła bardzo powoli, bo w przeciwieństwie do Anatola, delektowała się smakiem ciasteczka. Gdy zjadła ostatni kęs, odłożyła opakowanie na blat stolika i łapiąc w rękę kocyk usiadła twarzą do mamusi.
– Chyba trzeba obudzić już Dominika? .- spytała.
– A tak, tak…Nim wyjesz mu wszystkie ciastka?
Dziewczynka wstała i przesunęła się na siedzenie obok Anatola.
– Wie Pan, On może troszeczkę grymasić. …Nie lubi gdy się go budzi.
– Gdybym spał i śniło mi się coś pięknego, też bym grymasił .
Poważnym tonem oznajmił Anatol, lecz zaraz po tym razem z mamą dziewczynki, parsknęli śmiechem. Mama pochyliła się nad leżącym na boku chłopcu , spierając rekami o jego nogi;
– Synuś wstajemy!..No budzimy się już, już!
Chłopiec powoli podniósł się, siadając. Zaciśniętymi pięściami rąk, przetarł swoje czarne, zaspane oczy a potem badał nimi przestrzeń przedziału do momentu w którym jego wzrok padł na Anatola. Przez ten krótki czas, gdy na niego patrzył starszy pan zauważył, że w jego oczach nie ma strachu, obaw i niepewności. Popatrzył na niego jak na kogoś, kogo dobrze zna… A przynajmniej tak się Anatolowi wydawało.
***
… I to byłby koniec tego opowiadania. To co się działo do momentu nim wszyscy opuścili pociąg, może byłoby ciekawym tematem, lecz nie wniosłoby nic nowego w relacje pomiędzy Starszym Panem a Chłopcem z autyzmem. …To co mieli sobie do powiedzenia – Powiedzieli.