***

I znów się odradzasz…

W obeschłej z uczuć duszy,

co nawet kropli łzy nie uroni.

Na zmurszałym szkielecie wrażliwości,

jeden mały pąk się zazielenił.

***

Dzień po dni, składasz ten swój domek z kart,

licząc, że jak twierdza będzie trwać,

na wysokiej skale pośród chmur.

… A wystarczy jeden  nierozważny ruch.

by pozostał po nim, tylko pył i gruz.

Nasze drogi życia niepojęte tak,

wąskie, kręte i donikąd czasem wiodą nas.

A My resztkami sił w górę pchamy się na szczyt,

aby potem w dół na złamanie karku gnać!

„E’est la vie!”

– Czy dobrze jest nam, czy jest  źle.

…Bo przecież jeszcze nie jesteś wrak,

jeszcze się podnieść możesz nie raz.

Miłosz K.

Utkane ze Słońca.

Z dachu gotyckiego klasztoru, było widać rozległy obszar  miasta… Stare kamieniczki I wielkie „blokowiska” odległych dzielnic… To był upalny dzień. Usiadłem zmęczony pracą i  skwarem, gasząc pragnienie, oglądałem roztaczający się pejzaż miasta wokół mnie… Na jednej ze starych , piętrowych kamieniczek, zauważyłem tego chłopca –  Na ostatnim piętrze. Najpierw otworzyły się przeszklone drzwi i z półmroku wnętrza pokoju, wytoczył się na balkon,  wózek inwalidzki… „Wytoczył” pchany przez Kobietę… Chyba mamę Tego dziecka… On siedział w wózku. Od pasa w dół, okryty  brązowym kocem. Kobieta ustawiła wózek tak, że słonce padło tylko właśnie na ów kocyk… I spoczywające na nim dłonie chłopca… Pogłaskała go po głowie, coś mówiąc do Niego…Poprawiła koc…Znów pogłaskała i znikła w  czeluściach kamienicy… Po zniknięciu mam, na jego twarzy tkwił przez chwilę uśmiech… Potem zgasł a chłopiec zamykając oczy najpewniej usnął, bo wszystko zastygło w bezruchu… Ja zakręcając butelkę z wodą, znów pogrążyłem się w pracy, lecz  od czasu do czasu, zaglądałem na balkon… Raz uchyliły się drzwi i jakaś postać wynurzyła sie w połowie z mroku , po chwili znikając… Drugim razem, zauważyłem tylko kosmyki długich włosów, które przy otwieraniu drzwi, wyfrunęły na balkon, zawijając się jak biczysko…. Chłopiec nadal tkwił w bezruchu.  Pochłonięty pracą, nie liczę czasu…. Ten w swym nieustannym przemijaniu, dał znać o sobie dopiero wtedy, gdy poczułem głód i pragnienie… Usiadłem na  trzystuletniej krokwi, zapierając się nogami o jętki… Z zwisającego obok plecaka, zawieszonego na gwoździu, wyciągnąłem pojemnik z kanapkami i nagrzaną od słońca butelkę wody … Już samo wdrapanie się na ten dach, było nie lada wyczynem!… A że do skończenia pracy zostało niewiele, to schodzenie z niego i ponowna wspinaczka, byłyby tylko daremnym wysiłkiem… Dlatego  drugie śniadanie, zabrałem z sobą… Córka zapakowała do pojemnika kilka trójkątnych tostów z serem. Wyciągając pierwszy z nich, i robiąc wielkiego kęsa, popatrzyłem znów na balkon… Sporo czasu musiało upłynąć, bo słońce, które przedtem opierało się tylko o „brązowość” kocyka, teraz zaczynało nieśmiało lizać policzki chłopca… Poczuł je!.   Otwierając szeroko oczy , natychmiast je zmrużył… Jakby wystraszyły się jaskrawego światła… Coś zawołał… Coś jak; – Mamo!… Ale jego okrzyk zginął, rozbijając się o budynki… Przechylając twarz w lewą stronę, te po której było wejście na balkon,  znów coś zawołał… I znów jego głos rozpłynął się, mieszając z odgłosem ulicy… Siedział tak przez chwilę – Te „chwile” mierzyłem zjedzonymi tostami… Po trzecim ostatnim kawałku, chłopiec , powoli z wielkim wysiłkiem… Który był widoczny na jego twarzy, podniósł prawą rękę przysłaniając natrętne promienie słońca, które teraz zaczęły pchać się do oczu. Tarcza cienia dłoni, nie na długo chroniła  od napastliwości światła – Dłoń wyczerpana wysiłkiem opadła… Chłopiec znów, powoli z trudem podźwignął rękę… Lecz już nie zasłaniał twarzy… Rozkładając szeroko palce i przymykając lewe oko, patrzył , na „cedzone” palcami Słońce … Poruszał  palcami, jakby moczył je w promieniach …Zaczął się uśmiechać – Na krótko! – Ręka znów opadła!. Lecz On w swej upartości, znów ją podniósł. Wystawiając wskazujący palec, ją nim nawijać promień słońca… A potem rozciągał na boki…I znów, i znów… Nie wiem, czy zdążył z niego coś „utkać”!?… Bo z szarości ( już nie z mroku) wyłoniła się postać Owej kobiety… Uśmiechając się do niego , coś powiedziała…Pogłaskała znów i łapiąc za uchwyty wózka, wciągnęła do środka mieszkania…

Mały chłopiec, wystawiając w niebo  rękę,

pochwycił w dłoń promień słońca.

Owinąwszy kilka razy wokół wskazującego palca,

– Co Ty robisz? – Spytałem.

– Sprawdzam promień, czy dobrze trzyma… – Odrzekł.

– Słońce na uwięzi?

– Tak , jak dmuchany balonik… Będzie zawsze nade mną.

Dylematy…

Wiedział czego chce!

Jak matador, drażnił swój los muletom zdarzeń,

to w lewo to w prawo.

W tańcu przeznaczenia.

Swoje życie chciał wziąć za rogi.

Pełen odwagi, sprytu.

Spragniony sławy…

Na arenie przemijania, chciał wyryć swoja wieczność.

… Lecz niestety poległNa kopytach dał się roznieść.

Wszyscy zapomnieli. – Zgubiła go pewność!

…, Niepewności losu,

tańca krokiem  na parkiecie zdarzeń.

Miał dać się prowadzić, -.Jak partner,

nie walczyć , jak Torreador.

Dwie Kobiety…

Piękno dla oczu,

brzydotą w sercu.

Patrzymy na zewnątrz,

widać mur betonowy,

szary wstrętny…

Wewnątrz Wersalu parkietów połysk,

i złote kandelabry.

…. Gdy innym razem, staniesz przed murem,

już mniej ponury.

Już wyobraźni oczy,

domysłów snują nić;

– Co tam się kryje?

, Czy chroni piękno w swych ścian brzydocie?

… ,Czy tylko mur jest brzydkim murem?

***

W upalny dzień, gdzieś na Bulwarach Wiślnych, opodal Mostu Grunwaldzkiego… Zmęczony długim spacerem w pełnym słońcu, wypatrzyłem „wolną” ławeczkę… Dość sporo ludzi wyległo na spacerniaki… Co się dziwić?. Pozamykani w domach przez wirusa zniewoleni obostrzeniami, gdy tylko ściągnięto z nich „covidowe kajdany”  ruszyli  w plener… Więc znalezienie wolnej ławeczki wzdłuż Wiślanych alejek, graniczyło z cudem, zwłaszcza gdy tych ławeczek co roku jakby mniej?… Ja wypatrzyłem te jedyną ( I to w zacienionym miejscu!)…Wydłużając kroki, zmierzałem w jej stronę, nim mnie ktoś ubiegnie. Z naprzeciwka jednak, do tej samej ławeczki, wystartowała „Pani”… Pomyślałem ; A co tam… Jak nie zdążę przed nią, to będę drugi… A to też niezłe miejsce na ławeczce na której spokojnie mogą usiąść cztery osoby”… – Tak też się stało. Owa Pani była pierwsza i usiadła po prawej stronie ławeczki. Ja usiadłem po lewej stronie. ( właściwie to rozkład miejsc na ławeczce ma w tej historii kolosalne znaczenie)… Pani usiadła kładąc po swojej lewej stronie torebkę… Grzebiąc w niej chwilkę ( …To nie była mała torebka!), wyciągnęła książkę, otwierając ją w połowie. Przełożyła nogę na nogę ( lewą na prawą….lub odwrotnie?. Pewności nie mam!)… I książka spoczęła na zgrabnym udzie długiej nogi, w połowie przysłoniętej białą sukienką… Pani mogła mieć 30 lat?. Miała zgrabną sylwetkę, uroczą twarz z lekkim makijażem i piękne blond włosy… Wiadomym jest, że takie towarzystwo mi odpowiadało… Nie, żebym się na Panią „gapił”, ale wiecie… ładna zgrabna kobieta obok, na dodatek milcząca… Do tego cień i ławeczka…Żyć nie umierać!. Wyciągnąłem przed siebie nogi i zacząłem chłonąć błogi spokój, spoglądając na widok, który roztaczał się z „mojego ” miejsca odpoczynku… Niestety po krótkiej chwili „chłonienia” (…) .; – Ale nam się trafiło!? – Rzuciła Pani. – No Tak… I miejsce w sam raz! – Odpowiedziałem… I tu  atut „milcząca” prysł… No ale, porozmawiać z ładna kobietą tez przyjemnie…Nie!?.Więc zaraz dodałem – A  co pani czyta?; – I w tym samym momencie zorientowałem się, że pytanie było głupie!… Bo co innego mogła czytać, jak nie właśnie otwartą książkę?. Na całe szczęście Pani nie dostrzegła absurdu w pytaniu ; -” Pięćdziesiąt twarzy Greya” E.L.James… Czytał Pan? – Zmieszałem się… Niby zacząłem czytać, ale po kilkunastu stronach zrezygnowałem… Czyli;   – Nie, nie czytałem, nie moje „klimaty” –  Odparłem z uśmiechem. ; – No wie Pan!?… Przecież to „klasyk”!… – I tu zapadła krótka chwila milczenia, bo głupio byłoby z mojej strony stwierdzić, że dla Mnie to nie „klasyka”.. – Przepraszam… A będąc teraz…dziś w Krakowie kupiła Pani  „zawijaniec” z solą? ( obwarzanka*)  – Nie!?… Do czego Pan zmierza? – To też „klasyk” ! – Tu się uśmiechnąłem, ale mój uśmiech, nie został odwzajemniony…Przeciwnie, Pani parsknęła tylko ; – Pan jakiś dziwny jest!? I oddała się czytaniu książki…” W sumie, lepiej pomilczeć  – Przeszło mi przez myśl… ” – Coś co ładnie wygląda z zewnątrz, w środku ładne już być nie musi jak nie zamierzamy wchodzić”… Wyciągnąłem nogi powtórnie i znów zacząłem oddawać sie oglądaniu tego, co wokół… Lecz o zgrozo!?… Nagle dobiegł mnie głos ” Innej” Pani; – Przepraszam, czy to miejsce jest wolne!? – Popatrzyłem na  „blondynę”, nie zareagowała; – Pochłonięta była czytaniem książki!? – Więc odpowiedziałem „Innej” Pani, ; – Tak, tak wolne… – Dopiero wtedy zauważyłem, że za nią stoi wózek, a w nim mała dziewczynka… Pani się uśmiechnęła z ulgą i odparła; – Uff…Dziękuję bardzo!. – Właściwie, to nie wiem, dlaczego „dziękowała”?…  ( Tu mała uwaga… Pani czytająca książkę od teraz będzie „Blondyna” ( nie , żebym miał coś przeciw blondynkom) a Pani z wózkiem „Mamusia” ( z przyczyn obiektywnych – Dziecko…Dzieci!). Więc Mamusia podziękowała i usiadła pośrodku ławeczki, przyciągając spacerowy wózek do swoich kolan… Mamusia miała nieco krótszą sukienkę, czy tam spódniczkę!? ( ..Nie wiem co jest co?…Nie noszę!). Kładąc pomiędzy mną a nią torebkę ( …Też nie małą!)… I też chwile grzebiąc obiema rękoma w niej, wyciągnęła najpierw pojemnik z kanapkami a potem termos i kubeczek…I serwetkę i drugi kubeczek z dwoma uszkami… I butelkę wody oraz małą buteleczkę soku „Kubuś”… I to wszystko wylądowało na dwu udach nóg, zaciśniętych kolanami !? – Facet by tak nie potrafił!.Gdy mamusia już ” rozłożyła kramik” , przechylając głowę w  moją stronę, zawołała; – Stasiu chodź napić się soczku!… No tak, obok mnie pojawił się chłopczyk ( mógł mieć 4-5 latek); – O dziękuję Mamusiu! – Miał bardzo piękny głos… Czysty, bez „zdziecinniałych” akcentów, w przyjemnej dla ucha tonacji… Chłopiec usiadł pomiędzy swoją mamą a Blondynkom …( I tu tak naprawdę zaczyna  dziać się wszystko to „najciekawsze w całej historii). Gdy chłopiec tylko usiadł, Blondynka nerwowo odchylając książkę w bok , „syknęła” ; – Uważaj Dziecko jak siadasz, ubrudzisz Mnie! -(… ) Znacie ten odruch, podnoszenia brwi ze zdziwienia?… Mi przy tym uszy lekko „kłapią”…; – Stasiu! – Zareagowała mamusia dziecka. – Uważaj synku jak siadasz… – Chłopczyk faktycznie, nie był „odpucowany” na połysk…Buzia umorusana, rączki, i wystające nóżki spod krótkich spodenek. W pierwszej chwili pomyślałem, że może wpakował się owej Blondynce na kolana…Ale nie. Przecież pomiędzy nią a dzieciakiem tkwiła torebka.. – Przepraszam czy On , Panią ubrudził ? – Spytała Matka. –  Mnie Nie!..I całe szczęście… Ale oparł się o torebkę! ( …) – A znacie odruch zdziwienia w połączeniu z irytacją?…Wtedy brwi idą do góry, a oczy robią się „wielkie”… To samo wymalowało się na twarzy Mamusi…  Ta nic nie odpowiedziała, obróciła się w moją  stronę i wyciągając torbę spytała; – Czy mogę przesunąć się bliżej Pana?- Nic nie odpowiedziałem, tylko kiwnąłem głową z aprobatą. Torebka wyładowała obok wózka z dziewczynką , Mamusia  nie podnosząc się, przesunęła swoje ciało do mnie tak, że „kramik” poszerzył się o moje udo – Oj przepraszam! – Powiedziała, gdy tylko zorientowała się, że to jednak za blisko… – Nic nie szkodzi – Wymamrotałem – Mi to nie przeszkadza… Pani się uśmiechnęła, a na jej lekko różowych policzkach ( …chyba od słońca?) na moment pojawił się czerwony kolor… Chłopczyk trzymał swój soczek w rączkach i łapczywie  pochłaniał każdy łyk… Ten widok, wzbudził także pragnienie i dziewczynki w wózku, bo zaczęła głośno protestować, domagając się także picia; – Piciu, piciu!…” Isia”  pić!… Ów protest był na tyle donośny, że Blondynka znów odchylając książkę na bok, burknęła; – Czy „to” Dziecko musi tak wrzeszczeć!?… Tej uwagi matka dzieci już nie przemilczała; – Pani chyba nie wie, jak dzieci potrafią wrzeszczeć?… Taka odpowiedź, zbiła z tropu ( a bardziej z pantałyku)Blondynka nie zareagowała… Poprawiwszy książkę na udach, znów oddała się czytaniu. A tymczasem, gdy dwójka dzieci, gasiła pragnienie soczkiem ( …Bo  Mamusia ulała troszkę soczku z butelki do kubeczka z dwoma uszkami i wręczyła go dziewczynce , mówiąc ;- Proszę, tu „Isia” ma „pić”..) Ona w tym czasie, otworzyła termos ( … I wokół zapachniało parzona kawą) i wlała do drugiego kubeczka.; – Ale zapachniało kawą – Wymknęło  mi  z ust to, co miało pozostać w myślach.. – Mogę Pana poczęstować – Odparła uśmiechając się… Nie wiem, czy Owa Mamusia była Krakowianką…  Ale jak „centusiowi” Ktoś proponuje gorąca, parzoną  kawę ( to nic, że z termosu)…Nigdy nie odmówi. – Z przyjemnością! – Odparłem. (Górna część termosu – zamykanie…choć powinno nazywać się „zakręcanie” służy przeważnie za kubeczek)… Przytrzymałem Ów kubeczek z termosu a Mamusia  nalewając kawę, żartobliwie dodała; – Na kanapkę Pan reflektuje?.. – A nie, nie… Do kawy to bardziej jakieś ciasto?. – A wie Pan!?..Mam gdzieś w torebce. – Parsknęliśmy gromkim śmiechem ( mało kawy nie rozchlapałem)… W tym samym momencie, Blondynka energicznie zamykając książkę i wrzucając ( dosłownie wrzuciła!) ją do torebki, wstała na obie nogi… ; – Co za Ludzie!?… Nawet odpocząć nie można w spokoju! – I przekładając torebkę przez ramie odeszła stawiając krótkie, ale szybkie kroki swoimi długimi nogami… Zamurowało i Mnie ..I te uprzejmą Mamusię. Nie wydobyliśmy ani słowa z siebie. ale gdy tylko zdziwienie na twarzach, zeszło z Nas, jak powietrze z nadmuchanego balonika.. I popatrzyliśmy na siebie…Już nie utrzymałem stabilnie kubeczka z kawą, zanosząc się od śmiechu… Kawa jednak nie była wrząca… Gorąca i owszem.

Nadal czekam…

W chwilach słabości i niemocy,

czekam na Moją  Apokalipsę.

… Ile razy można sie podnosić ?!

 Lecz Czterej Jeźdźcy  przemykają obok,

wzniecają tylko kurz.

… Jeszcze nie teraz ?

Sumienie uczynków   nie odsłania,

na szali dobra i zła,

nie waży Ich- Nie  ocenia.

Bez rozliczenia tkwię.

… Nie jestem gotów?

A przecież żyję każdym dniem.

O poranku się rodzę,

długim wieczorem gasnę.

Bez zażaleń  do losu.

Bez planów na przyszłość,

w zgodzie z przeznaczeniem.

... Zmęczony  jestem nieustsnnym czekaniem!

„ubi patria est cor tuum,”

Ogród.

Kawałek  własnego Raju,

pełnego zieleni – Życia.

Pełnego kwitów kolorów – Symboli.

... Gdzie każda ścieżka prowadzi do spokoju.

Kawałek  Świata na własność.

Spokoju myśli mieszkanie.

Oaza wytchnienia.

Przystań.

… Radość tworzenia.

Zimą, pogrążany we śnie – Czuwa ,

by Wiosny nie przespać.

 … A Wiosną  rozkwita.

Latem – Utkany gobelin kwitnienia, pod stopy ścieli.

Jesienią  – Zapłakany nostalgią, przesiąka deszczem.

Pełen pejzaży , własnych upodobań.

Pełen natchnienia.

Pełen pracy.

...Lecz zmęczone ciało , szczęściem sponiewiera.

Rozanielenie

 Namiastki Raju pragnąc

w zieloności ogrodu rozsiadły się Anioły.

… Pod różaną pergolą  usiadły,

obok kępy Orlików;

– Tu zaznamy spokoju…

Pełno tu nostalgicznych miejsc.

Obrosłych w pnącza tajemniczych zakątków.

Pełno krzewów i kwiatów i pnączy .

...Pełno drzew.

A pod nimi, w barwach nadziei,

utkany z źdźbeł, dywan się ścieli

… Na nim kolorowych rabat,- Ktoś narobił plam.

A tam dalej?… – O popatrz altana!

… I plac zabaw dla dzieci.

Beczka z wodą do podlewania

i konewka.

… Prostokąty grządek, truskawek poletko,

maliny a za nimi sad.

– I tak siedzą Anioły

Niespieszno  im,

do czuwania nad Człowiekiem.

 – Tyle Raju ile ogrodu.

Tyle ogrodu, ile życia w nim.

Coraz mniej…

Prowadź zgrabna kreską ręko.

Linie życia prowadź.

Wyobraźni przetnij biel grafitowym ostrzem,

na papierze zostawiając bliznę – Tatuaż doznań.

..Jeden, drugi, trzeci- Tworzę obraz tego,

czego nie da się ująć w słowach.

w chaotycznym odbiciu rzeczywistości
 – Każdą kreską przemawiają…

Wpatrz się w obraz mojego jestestwa
w czarne linie uczuć…

Choć czarno-białe rysunku barwy,
kolorem kładą się w wyobraźni,
Choć pozbawione detali
.

Może dojrzysz w nich obraz swój? – Człowieka.

Kolejna odsłona „Bumsa”

(cdn) http://www.afiks.pl/index.php/2020/10/31/bezsennie/

Kolejna kartka opowieści o Starszym Panu… Domagała się jej Viola ( cebulaczek)… Więc proszę!.

O poranku, za oknem nic się nie zmieniło, wciąż padał deszcz i wiał zimny wiatr od wschodu; „Niedługo pewne spadnie śnieg?…  Wiatr od domu Klochów, zawsze coś przyniesie…”- Pomyślał Bums, łapiąc parasol w obie ręce, gdy już zamkną furtkę. Przechodząc przez ulicę, zauważył na bramce do ogrodu  Barnaby , nadziana na klamkę, białą kartkę papieru. Zmoknięta, zwisała czerwonym marginesem w dół; ” Znam te kartkę… To z zeszytu Marysi” – Myśli Bumsa zaczęły rozpędzać się jednostajnie przyspieszonym tempem. Wiedział, że taka kartka na klamce furtki, nie wróży nic dobrego. Podchodząc, rękojeść parasola umieścił miedzy ramieniem a nieogoloną od trzech dni brodą i obiema rekami ściągnął i rozłożył kartkę” Alojzy, poszliśmy do Pani Eli z Bąblem, „coś z nim nie tak” – Przeczytał niedbałe drobne literki napisane przez Barnabę… Gdy składał przemokniętą kartkę, zauważał dopisek; ” A o śniadaniu zapomnij! Kloch” – „No tak! Mściwe to, To” – Pomyślał zaciskając złożoną wpół kartkę w usta  i łapiąc znów parasol w obie ręce zawrócił do swojego domu. Po przeciwnej stronie jezdni, szła akurat jego sąsiadka, lekko dygną, chcąc powiedzieć „Dzień Dobry”, lecz z jego ust, dało usłyszeć sie tylko jakieś przytłumione; ” Hyum, hym… hum” – Pani się tylko uśmiechnęła, pochylając głowę odparła; –   Dzień dobry Panu… Taki Pan głodny? – Dodała kąśliwie. Bums, wyciągnął lewą ręką kartkę z ust ; – A nie!… Mokra, nie chciałem wkładać do kieszeni – Odparł oddając jej uśmiech, lecz w głowie przemknęło; ” Ona to mnie nigdy nie lubiła!”. Ostatecznie kartkę zmiął do rozmiarów małej kuleczki i zaciśnięta w dłoni, znów dzierżył parasol oburącz. Gdy sąsiadka, pani Barbara, odeszła parę kroków dalej, nagle przystanęła i odwracając się,;…Byłabym zapomniała Panie Alojzy… Wczoraj listonosz pomylił skrzynki… List do Pana jest włożony pod donicą – Powiedziała i nie czkając na reakcję sąsiada , poszła dalej.;” Ja też Cię nie lubię!”- Ironicznie- natrętna myśl zatańczyła w głowie Bumsa…  Sąsiedzi którzy mieszkali za płotem, dawno temu wdali się z Państwem Bums w spór, który tyczył się właśnie Owego płotu… Te kilkanaście centymetrów za daleko w głąb ich posesji był postawiony.. Według Nich…  Ale jak to między sąsiadami bywa, sprawę załatwili polubownie ( Dzięki mediacji  żony Alojzego – Jadwigi)… Niestety , niesmak niechęci do siebie pozostał, choć stosunki pomiędzy nimi układały się „poprawnie”. Bums podszedł do bramy ogrodu i nacisnął na dzwonek.  Przy okazji spostrzegł, że papierowa kulka która miał w dłoni, gdzieś znikła…Obejrzał się jeszcze , lecz nie zauważył jej nigdzie wokół; – A Tam!?…Nikt nie widział – Stał i czekał chwilę i po tej ” chwili” drzwi od domu sie otworzyły a w nich pojawił się mąż Pani Basi – Franciszek; – A To Ty Lojzek!? – Zawołał lekko zdziwiony, ale wiedział po co Alojzy przyszedł, bo od razu sięgnął pod donicę , wyciągając spodniej list; – Wchodź otwarta bramka!… W kapciach jestem. – Dodał tłumacząc się; – Dobrze – Odrzekł Bums i wszedł do ogrodu…  Chodnik,  który prowadził do drzwi był zdobiony z kamiennych płyt –  Ładny, ale bardzo śliski w czasie deszczu, więc Bums szedł  powoli ,szeroko rozstawiając nogi, co wywołało uśmiech na twarzy sąsiada stojącego pod zadaszeniem przy wejściu do domu. Bums zauważył:” A Bodaj By Cię!… Ale masz chłopie radochę!?” – Pomyślał.  Wziął list z rąk Franciszka, rzucając uprzejme „Dziękuję” i z powrotem… Powoli wrócił na ulicę… Oczywiście list tak jak uprzednio kartkę, włożył w usta, że by nie musiał mówić sąsiadowi ” Dowidzenia „… Gdy już w domu, otrzepał parasol i rozkładając go, postawił pośrodku holu , bok drzwi wejściowych – Wyciągnął list z ust i wycierając mokra rękę w mokry płaszcz, delikatnie zaczął rozrywać palcem – kopertę . Lecz  spostrzegł, że powycierana w mokry płacz ręka, wcale przez to nie była sucha… Znów wcisnął kopertę w usta, ściągając mokry  płaszcz,  zawiesił niedbale na wieszaku. łapiąc list w da palce , położył na komodzie. Na przemian jedną nogą o drugą, zsunął buty… Odpychając je również nogą pod ścianę  i usiłował nałożyć na stopę ciepłe bambosze… Niestety musiał się zgiąć, bo „kapcie” odmawiał współpracy z nogami; – Uparte to- To!?- Mruknął . Gdy w końcu uporał się z parą pantofli, wziął do rąk list i siadając w kuchni przy oknie, dokończył rozrywanie koperty wskazującym palcem…  Na liście widniały ” Amerykańskie” znaczki i stemple w języku angielskim…  Pomyślał, że to list od jego najstarszego dziecka – Wiktora, który „uciekł” 10 lat temu do” Stanów”; ' Dziwne!?… Ostatnio przysyłali tylko kartki świąteczne z życzeniami.. Trzy razy w roku.. Dwa razy w roku zadzwonią … Tyle „więzi” rodzinnych…  A tu list?” – Bums był zaskoczony, lecz gdy otworzył , zauważył na papeterii charakterystyczne pismo swojej najmłodszej córki, która jeszcze parę dni temu, mieszkała  kilka ulic dalej…  Zdziwiony, zaczął ,  półgłosem czytać:

Drogi Tatusiu, przepraszam, że  Ciebie nie uprzedziłam! To wszystko wynikło tak nagle…  Nie spodziewałam się, że dostaniemy „wizę”. Wiktor wszystko załatwił i opłacił, nie mogłam zwlekać, żeby termin nie przepadł a tyle się przecież ostatnio działo ( sam wiesz)

– Tu Alojzy przestał czytać; ” „Działo” też mi coś!?… Rozwodu Ci się zachciało i tyle „kochana” córeczko!” – Pomyślał w duchu… Wstał i nalał wody do czajnika , następnie zapalił gaz na kuchence i stawiając czajnik na palniku, znów usiadł do czytania;

„(…) Tyle różnych rzeczy na głowie… Zabiegana byłam i tak jakoś!? – Zapomniałam Cię uprzedzić. Przylecieliśmy tu też dzięki staraniom Karola ( Wiesz, byłam z nim i z dziećmi u Ciebie?)…

– ” No tak, Ten „Nowy tatuś” – Bums zmarszczył brwi na myśl o nim… A list w  obu dłoniach zaczął drgać.

„(…) Bo On pracuje w Konsulacie, wiesz!?.  Do domu nie mam po co wracać, wiesz, że mieszkanie jest Ryszarda… Pobędę Tu „jakiś” czas i wrócę… Dzieci tęskną do „tatusia” i do Ciebie też.  Wiza jest 3 miesięczna, ale Karol mówił mi, że można ją przedłużyć… Ale po Nowym Roku i tak powinnam wrócić, bo Ryszard może robić problemy, że zabrałam z sobą dzieci, wiesz…

– „Wiem, wiem!- Burknął Bums pod nosem. Oburzyło  go, ciągłe postarzanie wyrazu „wiesz”.

(…) Wiktor ma bardzo ładny dom i nawet mają kawalątek trawnika. Mieszkają w ładnej dzielnicy, ale ty to wszystko przecież wiesz…

– Tu Bums nie wytrzymał, zniechęcony „wieszem” rzucił list na stół, bo prawie woda w czajniku zaczęła nieprzyjemnie piszczeć, raz po raz dławiąc się bulgoczącą wodą w „gwizdku”.; „… Wszystkie dzieci mają mnie „gdzieś”… Nie tak je wychowałem” – Kręcił głową słodząc herbatę w dużym białym kubku. Bez przerwy raz po raz zerkał na list… Dmuchając na gorący kubek z herbatą usiadł na krześle. Trzymał przez chwile kubek w obu dłoniach, jakby chciał rozgrzać je, choć wcale nie były zimne. Gdy poczuł, że kubek parzy w dłonie odstawił go na blat, sięgając po list.;

(…)Będziemy mieszkać we troje na piętrze, w pokoju który był Karoliny, bo teraz ona jest w Colage , wiesz i przyjeżdża tylko raz w miesiącu na weekend. Antoś z Martynką  są zadowoleni tylko nie wiem, jak tu ze szkołą, wiesz. Nie chcę by się opuściły w nauce, ale u Nas i tak przecież miały by niedługo ferie…

– Gdzie tam do Ferii!?… Kobieto, dopiero koniec Października! – Bums przerwał czytanie i łapiąc za ucho kubek w lewą rękę, wypił kilka łyków herbaty. Drugą ręką zaczął obmacywać tylną kieszeń swoich spodni w poszukiwaniu futerału na okulary; ” No gdzieś wsadziłem…Chyba?”- Nie poczuł niczego, co mogło by być futerałem. Wstał zostawiając i list i kubek z herbatą na stole, w poszukiwaniu swoich okularów, bo choć – Jak twierdził ” w zasadzie nie są mi potrzebne” , to jednak bywały dni w których były niezbędne. Znalazł je na komodzie w holu… Nie wsadził ich jednak w kieszeń, wychodząc do Klochów… – Starość ma swoje prawa – Przemknęło mu przez myśl… A zaraz po tym, następne „porzekadło” ;” Starość nie radość , młodość nie wieczność” ..- A właśnie! ..A co to takiego ta „radość”? – Ją dywagować w myślach; – Widziałem śmierć … Zauważyła, że patrzę na Nią, rzuciła do mnie krótkie: – I na co się gapisz?..Zawsze byłam i będę.   innym razem w parku, między zakochaną parą młodych ludzi, zauważyłem Miłość. Odburknęła mi to samo!… I Samotność, Smutek , ŻalKtóre przyszło Mi oglądać. Pewnego razu popatrzyłem na twarze małych dzieci, ganiających w berka, zobaczyłem Radość… Ta mrugnęła do mnie okiem i wyszeptała; – Trzeba było trzymać mnie mocno, obiema rękoma!. – No tak! Mogłem sie jej uchwycić…Wzniecać figlarne usmiechy na twarzy, błyszczeć blaskiem szczęścia -Mogłem!… Lecz czym jest radość, gdy obcy byłby Mi smutek, żal… Samotnosć?...Jak docenić radość z życia, unikając dotyku pozostałych uczuć?. Wiem…Trzymałem się jej mocno, lecz z każdą następną datą mijających lat, coraz częściej wypadała z objeć… Nie mozna tulić z lubością w nieskończoność!. Mam tylko dwoje rąk a w ich objecia trzeba brac tak wiele…. Za dużo chcę brać… Oczy za dużo widzą tego, co wokół mogło by się przydać, lecz doskonale wiem, że sam już wszystkiego nie spożytkuję… Samotność jest skromna. Niewiele jej potrzeba…

-Tu Bums dopił ostatni łyk herbaty, wypluwając ostentacyjnie herbacianą „fuse” z ust…