Głębia.

Nie mów, że jesteś twardy jak skała.

Wzruszeń obcy.

Nie czujesz.

Nie patrzysz.

Nie kosztujesz.

Odrzucając chęć poznawania.

Wolny od uczuć ,

wiedziesz byt oparty na przetrwaniu.

                     ***

Złap głęboki  oddech i  w głąb

siebie  się zanurz.

Poczuj.

Zobacz.

Zasmakuj.

Poznaj!

…I  podnieś z dna kamyk,

rzucony w toń, tylko po to,

by zrobił plum –  i zginął!.

                 ***

Gdy już wypłyniesz  na powierzchnię,

to  ciepło twojej dłoni

tchnie w niego życie…

Myślisz, że to nie możliwe?

 – Uwierz!

Poczujesz .

Zobaczysz .

…I rozsmakujesz  się

w radości,

poznając siebie.

Nikt.

Nikt nie staje się niewidoczny.

Nie znika w obrazie nieszczęścia,

malowanym tragedią.

Nikt nie może zostać sam,

w pustce bezsilności.

…Przecież jesteś obok.

Bierny żal – To mało!

Podaj swoją rękę,

łatwiej  będzie wstać.

Niech ich będzie widać

na pierwszym planie

 w niedoli tle.

… Nie zostawiaj ich samych sobie,

to i sam nie zostaniesz.

Ból rozstania.

Odszedłeś nagle.

 … Nie zauważyłam.

Teraz boli  i żal, żal, żal…

Bo nie patrzyłam w Twoją stronę.

 – I to był błąd!.

Zapatrzona byłam w  te miejsca,

w których nigdy się nie znajdę.

Podziwiałem je…

Żyłam nieistotnymi chwilami.

A przecież przy tobie ,

 mogłabym zostać na stałe.

Wejść w objęcia

 i nie wychodzić już nigdy więcej.

Ty nadawałaś mi znaczenie.

… Odszedłeś nagle.

Teraz mi żal

i boli, boli, boli…

Dwie wyspy.

W zakamarkach myśli miał być spokój.

…Więc dlaczego włazisz w butach na obcasie,

kłując boleśnie.

Przywykłem być bez  ciebie obok.

A ty co chwile pytasz czy cię kocham!?

…Gdyby tak nie było, siedziała byś sama

głaszcząc mruczącego kota!

Mówisz , że to dla mnie te szpilki i szminka.

…Że to wszystko dla mnie.

A ja niewdzięczny

właśnie odmawiam litanię,

do kogoś, kto być może nie istnieje

…A Ty przecież jesteś obok!

***

…I nie opuszczaj mnie.

Dalej niż na odległość splecionych rąk.

Dalej niż na oddech ,

 miłosne  westchnienie.

…Tak abym usłyszała twój każdy szept – Nie dalej!

Tak abym czuła to ciepło,

które jest w tobie.

Twój zapach.

…I żebym zawsze mogła cię zakosztować

pocałunkiem,

gasząc pragnienie ciebie.

Mimozy.

Słońce wysoko już nie sięga,

i coraz dłuższe cienie.

Blask dnia już nie jest rześki

i błyszczący.

Już łąki żółcieją w Letnie wieczory,

Mimoz kolorem.

.. Te, Porankami mokre od rosy,

nim wyschną na wietrze

kłaniają się rozczochranym trawą.

… Coraz częściej wiatr wieje.

Tylko patrzeć Babiego Lata

srebrzystych rys,

co tną niebieskość bezchmurnego nieba.

…I tylko czekać – mgieł,

Jak Panny w ślubnym welonie

na pejzażu – zwiastując lata koniec.

…Więc jeszcze tańcz!

Jeszcze mimozy zbieraj kitki

i rzucaj na wiatr,

niech w cztery strony świata,

rozsiewa nadal radość Lata.

Bez znaczenia…

Uchyliłeś drzwi swoje samotności.

Stoisz  teraz w progu,

tępym patrząc wzrokiem.

Bez słów, bez gestów.

… Bez znaczenia.

Bez odpowiedzialności, bólu cierpienia.

Bez  współczucia.

…Bez życia.

 – Choć twierdzisz, że żyjesz jego pełnią.

Lecz  bez grawitacji oddziaływania

na innych.

Uchylając drzwi,

wpuściłeś światło wątpliwości.

Teraz nie wszystko jest czarne;

Bez uczucia, uwielbienia, miłości

 i obojętność.

…Samotność poszarzała.

Orchidea.

Wyśniony sen – Orchidea.

W  girlandzie białych kwiatów,

na ciele, zabarwionym promieniami słońca.

Niewinna i  piękna – Czeka.

Nie mówi; – Oto jestem!

Nie uśmiechnie się Szczęście.

Pokornie stoi, choć patrzę na nią

wzrokiem co wznieca pożądanie.

Jej  usta  wciąż milczą, zaciśnięte

nabrzmiałymi wargami.

…Jak do pocałunku.

Kusi  swym wdziękiem.

Uwodzi urodą…

                 ***

Mógłbym tak śnić,

nie budząc się nigdy więcej.

Spacer.

Upalnego Lata – Wieczory ukojeniem.

Spacer  srebrzystą aleją.

Atramentowy czar,

przyciąga tłumy spragnionych chłodu.

Już idą w mrok.

…Inaczej niż ćmy,

co lgną do rozświetlonych latarni  głów;

 – Ludzi przyciąga magia nocy i ciemność.

Z srebrnym księżycem w srebrnej poświacie.

Spacer po zmierzchu .

Szpalerem wysmukłych szyi latarni

w księżyca blasku.

O wszystkim i niczym…

Mówisz Mi, że to, co cenne nie wystawia się na widok oczu, bo kusi. … Zatem jak  drogo się cenisz, skoro wszedłeś między ludzi  i nie unikasz ich wzroku?. …Mówisz, że nie jesteś rzeczą – Nie podlegasz wycenie – Czy na pewno?.

Powiedziałeś , że znasz swoją wartość  i nie chcesz by cię oceniano. Więc  dlaczego, dbając o swoje dobre imię, mówisz o swoich  zaletach nie wadach?

Cenisz sobie szczerość, lecz nie swoją. Bo  mówiąc o swoich oczekiwaniach,  odczuciach i pragnieniach, masz wrażenie, że stajesz się nagi… Zapominając , że nie szata zdobi człowieka. Twierdzisz, że kierujesz się prawdą. Lecz nie wspomnisz ani słowem, że to Twoja prawda.