Dziś kolejny fragment mojej nigdy nie napisanej książki ( Co jakiś czas wrzucę Tu „kawalątki”)
***
”Kloch chciał uczynić to samo, lecz że był nieco niższy, jego sięganie po owoce wyglądało bardziej jak taniec godowy Pelikana, niż sięganie po „Czereśnię”.
– Bozia nie dała wzrostu co!? – Zakpił Bums, wypluwając pestkę.
– Ty nie dowcipkuj, tylko weź i nachyl te gałąź – Odrzekł Klocek.
– Za to, dała pomyślunek – Dodał, po chwili, przełykając miąższ owocu.
… Że też Bóg, nie wszystkim daje po równo – Zawyrokował Alojzy.
– No jak, no? – Zaoponował Kloch
– Bóg wszystkim daje tyle samo a, że Człowiek to słaba istota, to nie potrafi udźwignąć wszystkiego – Ją tłumaczyć Bumsowi.
– Wtedy ludzie biorą tylko to, co im akurat potrzebne i idą dalej, a to, co zostawili – przepada bezpowrotnie – Skwitował.
– No nie imputuj tu Mi, że ludzie rozum zostawiają a biorą głupotę, bo akurat im była potrzebna?.. – Dociekał Bums.
– O nie!- Znów zanegował Klocek.
– Mądrości Bóg nie daje, ani głupoty… Wiesz, „Mądrość” to starannie poukładane w koszyku to, co nam Bóg dał a poukładane, dlatego żebyśmy jak najwięcej mogli udźwignąć z Tego, co mamy i żeby nam się nic nie zapodziało. A „Głupota” to, To, co wiemy, że jest w koszyku a nie wyciągamy, gdy jest potrzebne”
Cdn.
… – Tu przerwał swój wywód i na powrót zaczął ów taniec godowy pod Czereśnią.
– Zre-sztą, co bę-dę tłu-ma-czył sta-re-mu, Chło-pu!? – Usiłował mówić, podskakując na obu nogach.
Jednak Alojzy nie słuchał, zerwał z gałęzi drzewa liść i miętosząc go w dłoni, podszedł do Bąbla i usiadł na małym pniaczku, wyciętym z drzewa starej Jabłoni.
Bąbel obwąchał dłoń i parsknął, jakby chciał powiedzieć „ – Eee… To nie nadaje się do zjedzenia, przez Psa”.Na twarzy Bumsa, pomimo, że usiadł w słonecznych promieniach, które przedzierały się przez konary owocowych drzew, wcale nie było widać blasku. Przeciwnie, zamiast rozpromienionego do tej pory oblicza, pojawiła się szarość … Jakby osiadł na niej kurz.
– A Tobie co – Zapytał z troską Barnaba, widząc przygnębienie swojego przyjaciela.
– Bóg daje i odbiera… I na cóż Mu była Moja Jadzia?. – Wyrzucił z siebie półszeptem Bums.
– Tego to i ja nie wiem Lojzek… Zresztą, nie ma nikogo, kto by wiedział, inaczej czy Bóg były Bogiem, gdybyś my znali jego zamysły?… A z drugiej strony!? To po coś Cię tu zostawił? – Słowa Barnaby Klocha, przez chwile wydały się Bumsowi „przesadnie patetyczne”, ale tylko przez chwilę…
– Wiesz Bums, kilka razy w roku od chwili śmierci Jadwigi, nagle, ni stąd ni zowąd , zadajesz takie pytania – Zaczął ponownie Kloch.
– Jadzia odeszła spokojnie śpiąc… Jej śmierć nie była okupiona cierpieniem, lub jakąś inną tragedią.
– Ani Ty, ani ja… Ani nikt Inny, temu by nie zapobiegł – Ot wyrok Boski – Nie lepiej przyjąć go, i żyć „szczęśliwym życiem” z nadzieją, że i tak się spotkacie?… Niż mi tu zazdrościć, że moja Marysia „jeszcze” żywa? – Zakończył Kloch, przykucając obok Alojzego.
– A co też Ty!? – Obruszył się Alojzy.
– Ja Ci wcale nie zazdroszczę… – No trochę może wtedy, jak Ci upichci to „Golonko w Żurawinie”! – Tu na Jego twarzy, znów pojawił się blask i grymas uśmiechu.
Kloch stękając stanął na obie nogi; – Wiesz, miałem znajomego. Podobnie miał jak Ty.. – Po jego głosie można rozpoznać było, że to o czym teraz będzie mówił, to albo zmyślona przez niego historyjka, albo jakiś niewybredny żart.
– Zmarła bidula kilka lat przed małżonkiem. On został sam i używał życia, które mu jeszcze zostało. Aż w końcu Śmierć przyszła i po niego… – Cały czas mówiąc, znów zaczął podrygiwać pod gałęziami Czereśni.
-…, Gdy już Mu otworzył bramę Raju Święty Piotr, chłopina oznajmił Świętobliwemu, że chciałby odnaleźć żonę, która zmarła parę lat wcześniej.
Święty się nieco strapił, bo w Raju, Dusz wiele, więc poprosił o jakieś informacje na temat żony, które pozwoliłyby na jej odnalezienie…
Chłopina, podrapał się po głowie, pomyślał i mówi – No Zofia powiedziała przed śmiercią, że ile razy Ją zdradzę, tyle razy obróci się w grobie…
Na co Święty – Aha wiem!… Znana jest w Raju, nazywają ją tutaj „Zofia wiatrak”!
– Hę, Hę, Hę – Ironicznie roześmiał się Bums, akcentując przy tym każde „Hę” – Znałem To!
– Dwa lata temu też mi to opowiadałeś!.- Wyjaśnił Bums. Dziwnie gapiąc się na Barnabę.
– Popatrz no Alojzy!?. To pewno starość, bo nie kojarzę, żebym Ci to opowiadał?– Odpowiedział Klocek, zawieszony między gałęzią drzewa a trawnikiem, pod drzewem. A widząc zdziwienie na twarzy Bumsa, dodał, przekrzywiając głowę na gałąź, do której był podwieszony; – Myślałem, że „cholera” się zegnie – I puszczając ją, opadł wgniatając trawnik.;
– Barnabi! – Dobiegł Ich głos małżonki Klocha.
– To gdzie będziemy jeść Tę kolację?.- Dopytywała.
– A tu – Odpowiedział Klocek; – Przeniesiemy z Bumsem stolik. -Potem zwrócił się do niego;
– Zajdź po te graty…, Co?. – Robiąc „kocia minę” Klocek powstrzymywał uśmiech.
– Dlaczego mówisz zawsze, że coś razem zrobimy, a potem się okazuje, że to ja tylko robię a Ty, tylko dogadujesz Klocku?.
– Bo jestem „cwańszy”? – Odpowiedział Barnaba, używając pytania.
– No nie wiem!?…, W przypadku stolika, pewno dlatego, że to stolik musiał by nieść ciebie, bo masz rączki za krótkie! – Parsknął Bums i podreptał po stolik. A Kloch za nim.
Natomiast Bąbel nie ruszył z miejsca za swoim panem…, Po co On ma iść na kolację, skoro to kolacja może przyjść do niego?… Szczekną tylko za Klochem „- Się pospiesz!”
Mebel nie był ciężki, gdy tylko Gospodyni z Gospodarzem sprzątnęli zeń, pobrzękującą szachownicę i dwa kubeczki po herbacie. Alojzy złapał w obie ręce stolik i zaniósł w wolne miejsce od zwisających gałęzi pomiędzy drzewami. Potem wrócił po dwa taboreciki z okrągłymi siedzeniami… W końcu tworzyły komplet ze stolikiem. Ostatnią rzeczą, która przytaszczył do ogrodu, był wiklinowy fotel Marysi… I gdy go w końcu usadowił, oparciem obróconym w stronę słońca, obcierając czoło, rękawem koszuli, Westchnął głośno do Bąbla – Uf!, Osz kurcze, zasapałem się!
– Bąbel popatrzył obojętnym wzrokiem ; –„Frajer!”… I układając głowę na przednich łapach zaczął snuć wizje tego, co też przyniosą na kolację.
Kloch z Marysią zniknęli w domu. Bums w oczekiwaniu na nich, usiadł przed stolikiem, wsparł łokcie o blat, a na wielkich dłoniach oparł głowę, przybierając pozycję podobną do Bąbla.
-… A może też powinienem sobie sprawić Psa? – Pomyślał, patrząc na zwierzaka.
– Klocek sobie żarty stroi, bo póki, co, nie wysiaduje wieczorami sam w domu! – Myślał.
– Jego twarz „matowiała”. Im bardziej jego myśli podążały w „mroczne” wnioski i wizje, faktu utracenia kochanej żony i pozostanie samemu, tym większa szarość malowała się na jego obliczu. Wiedział, że śmierć to jest To, co przyjść musi… Nie mógł pogodzić się z faktem, że przyszła nagle, po cichu…;
– Wieczorem Tego dnia, powiedziałem Jadwisi tylko zwyczajne „ Dobranoc”… – Na dobre odpłynął z realnie trwającej chwili; – … Przecież rankiem, po przespanej nocy, znów mieliśmy powiedzieć sobie zwyczajne „- Dzień dobry Kochanie”. … Teraz, gdy rankiem staje sam przed lustrem, w pustym i cichym domu, mamroce sobie czasem pod nosem – wymuszając uśmiech –„ Dzień Dobry Bumsie!” – Lecz dopiero wieczorem, oceniam Ów dzień, czy „dobrym” był, czy tylko „pozorem”?…
– Bums!… Bums! – Dotarło do niego, że ktoś go woła.
Na drewnianych stopniach werandy stał Klocek;
– I czego się drzesz!?. Głuchy jeszcze nie jestem.- Odpowiedział przyjacielowi, gdy odzyskał świadomość chwili;
– Popatrz no!? – Zironizował Barnaba – A wyglądało jakbyś poza rzeczywistością tego miejsca, gdzieś w jaźni, telepatycznie gadał z Bąblem – Ciągnął Klocek.
– A co?. To mnie nie wolno z psem pogadać?. – Odgryzł się Bums.
– Zostaw ten cały majdan i chodź, kolację zjemy jednak w kuchni przy stole – Oznajmił Klocek.
Na te słowa pies poderwał się z miejsca „ Osz kurcze!?… Im człowiek starszy, tym bardziej niezdecydowany… Nie powinno być odwrotnie?… – Szczeknął raz a potem’ – „W końcu, to gdzie ta kolacja!?” – Odszczeknął znów i pognał do domu, nawet nie oglądając się na Bumsa. Ten wlekł się powoli za psem i gdy dochodził do schodków, Kloch odezwał z wyraźną powagą w głosie;
– Alojz usiądź… Proszę.
– Bums jak na komendę usiadł na pierwszym stopniu; -„ Szkoda, że Bąbel tego nie widzi” – Przeszło przez myśl Klockowi, ale skupił sie na stanie ducha Alojzego;
– Mógłbym Ci – Przyjacielu, przez kilka godzin wygłaszać cały „przewód” na temat życia, bycia… śmierci i samotności. Udowadniać, że Twój żal, po stracie Jadwigi, już dawno powinien wywietrzeć Ci z głowy. Że powinieneś korzystać z czasu, który Ci dano.– Zaczął powoli Kloch
-… Ale 75 lat Twojego życia, z którego niemal każdy dzień jest lekcją filozofii i mądrość – Przerwał mu Bums; -Czyni cię we własnym mniemaniu – Najmądrzejszym!?- Na te słowa w Klocha, coś wstąpiło i urażony do żywego, odparł;
– Nie wiem, co Ci się tam kołata w łepetynie?.. I raczej nie chce wiedzieć, ale niech Ci ta, „Twoja mądrość i filozofia życia”, będzie pożytkiem, nie szkodą… Ja chcę dla Ciebie dobrze!… Nie mogę znieść swojej bezsilności, patrząc jak się „gryziesz”… Bąbla to bym zaraz posypał proszkiem na pchły! – Tu zapadła chwila ciszy..
-, Choć na tę kolację, Bumsie! – Skończył Kloch, znikając w półmroku wnętrza domu.
***
Pomiędzy jednym, a drugim uderzeniem serca
między głębokim wdechem,
a westchnieniem.
Ciszą wypełniły się myśli i milczeniem,
by po chwili krzyk rozdarł przestrzeń
wokół Ciebie..
– Jestem!
Ciężkie, stalowe wrota zaskrzypiały,
ustąpiły pod naporem słów,
otwierając sie na oścież.
Do ciemnego wnętrza wpadły promienie słońca…
Ile słów potrzeba, by otworzyć duszę
i wypełnić ją światłem radości?
(K.Miłosz)