Schody.

W  górę czasu wciąż się wspinał,

Po stopniach losu…

Jego życie jak klatka schodowa.

Niepewnie stawiał kroki,

na stopniach, co przybliżały go  do” nieba”

coraz wyżej i wyżej – Wciąż.

Pogubił się w rachubie pięter.

Już nie liczył drzwi na klatce schodowej…

Czasem stanął ktoś w nich

i spode łba, zapytał „życzliwie”; „

– Czego tu się szwenda?!”

Innym razem,

Ktoś zaprosi na chwilę…

Parę zdań, herbatka

a potem niecierpliwe;- O jak późno już jest?!

– Zasiedzieliśmy się odrobinę.

Bujna młodość z marzeniami

gdzieś została na parterze.

Coraz mniej miejsc ciekawi – Cudzych mieszkań.

Tyle wnętrz już widziały oczy,

wycieraczek zadeptanych butami tyle…

Coraz częściej stawiając kroki,

już nie patrzy pod nogi…

W końcu staną u bram Nieba,

przed wrotami Raju;

– Teraz może chwilkę spocznę!?

… I się wrócę na dół?

2 komentarze do “Schody.”

  1. Zamysł wiersza ciekawy. Gdyby się dało tak wejsc na sam szczyt,a później zbiec w dół kaskadami pięter i znów rozpocząć te naszą wspinaczkę na nowo…

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *