Wciąż jeszcze…

Żyję.

Wszystkie chwile..
rzeczywiste i nierzeczywiste,
dobre i złe, 
pogodne i smutne.

Żyję każdym snem nocy, 
nierzeczywistych obrazów fabułą.
Żyję dotykiem każdego dnia- Realną chwilą
, co jak mrugnięcie powiek.

… Nie zmieści się w słowie.
Żyję pamięcią ludzi, 
każdą ich myślą o mnie.
Żyję szukając wartości życia
w każdej kresce swoich uczuć.

…Czy to zbyt zagmatwany rysunek?

Żyję dla przeciwności losu,

by zmagając się z nimi,

 docenić własna wartość i siłę.

Żyję….Wciąż jeszcze.

***

…Póki co, grafik czy tam „rysunków” nadal  nie będzie. Jakoś wszystko co stworze na kartce papieru, upodabnia się  do już wcześniej publikowanych prac a przez to, wydaje się być znajome, opatrzone… Nie przyciąga uwagi. Nie skłania do myślenia ( Nad tym co na rysunku, nie nad jego walorami artystycznymi)… Poza tym  „problem z widzeniem” skutecznie zniechęca do sięgnięcia po ołówki. Oraz brak czasu… Wokół tyle sie dzieje, że gdy już usiądę odpocząć od tego „dziania”, to Wena gdzieś sobie odchodzi… Nie lubi zmęczonych umysłów. Bez Natchnienia i owszem, powstają różne „bazgraniny”, ale one są tylko formą rozładowania emocji ( I tak większość z nich ląduje w koszu na papier)… A właśnie!. Polecam Wszystkim, wsiąść sobie ołówek do reki i nie zwracając nadmiernej uwagi na to co nim kreślimy – kreską  wyrażać każdą chwilę tego co tkwi w nas…To co było złe, tylko lekko musnąć, cienka ledwo widoczną „kreseczką”. To co było dobre, zaznaczyć „tłusto”….Wciskając ołówek w papier tak, że może się grafitowe serduszko złamać …  Po 20 minutach takiej terapii, człowiek nawet nie oglądając swojego dzieła, czuje się znacznie zdrowszy!.