Wewnętrzny płomień.

… Niedługo „walentynki” .Jakoś nie mogę przekonać się do tego „święta”… Bo przecież  w tradycji mamy „swoje”… Z drugiej strony jednak, to dobrze, bo im więcej dni w których jest powód, do wyznawania sobie miłości, tym lepiej dla nas!… Nie, nie. Nie będzie „kolejnego” wiersza  z tej okazji…Choć!? – Zresztą wystarczy przeczytać co naskrobałem.

To było późnym  Latem.  Na Krakowskich Plantach  Ogrodu przy Grodku… Lubiłem tamtędy spacerować  późnym popołudniem… Samotnia dla Tych, co pragną od zgiełku odskoku. Ona siedziała  na kamiennej ławeczce pod obrośniętym Bluszczem – kamiennym murem… Miała kruczo czarne , długie włosy . Ubrana w długą czarną suknię …  I bladą karnację skóry –  Kontrastem  dla sukni były… W tych białych dłoniach, ściskała bukiet zwiędniętych Róż… Musiały być dla niej ciężarem, bo ręce opadłe z sił ,spoczęły na udach, schowanych  pod czarnym aksamitem… Wiązanka kwiatów płonęła czerwonym ogniem ich blasku – Ale czy ogrzał jej myśli?… Spalała się z każdą chwilą. Siedziała wpatrzona w „nicość”, jakby w niej czegoś szukała – Obrazu minionej chwili, która wyglądać inaczej miała?… Czy może wpatrywała się w rzeczywistość zdarzeń – Czy to aby na pewno realia?. Usiadłem nieco z boku i tak z pewnością wtedy nie widziała Mnie, ludzi…Świata wokół. Bezwładne ręce ledwo obejmowały  pęk róż, co płatkiem po płatku opadały „plamiąc” strój – Na rozwartych udach nóg. Raz po raz, pod okiem błysnęła łza, lecz szybko znikała… Znam te łzy! To żal… Te łzy nie  podleją zwiędłego bukietu Róż – To od niego?… Czy zabić miały jakąś tęsknotę, lecz tęsknota okazała się silniejsza?… Czy to  obraz po zawiedzionej miłości… Zawiedzionej nadziei?.

 Nie podszedłem, nie spytałem – Nie miałem śmiałości!. Ona wyglądała jakby się czas dla niej zatrzymał… Cofną w wspomnienia  a ona kartkę po kartce czytała każdą z tych minionych chwil, czy aby na pewno, dobrze zrozumiała to co się wydarzyło?. Nie miałem odwagi budzić jej z letargu… W Rozpamiętywanym Świecie jest się sam na sam  – Tak jest lepiej…. Więc odszedłem, nie odwracając się za siebie.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *