
Bo przemijanie jest jak Twój własny cień.
Gdy idziesz do słońca, on jest za twoimi plecami
Gdy pogrążasz się w ciemności,
on znika.
…Lecz wystarczy odrobina światła, by pojawił się znów.
Nie zwracasz na niego uwagi – To tylko cień.…
A przecież nie rzucałbyś go, gdybyś nie istniał.
***
Uczepił się myśli o przemijaniu
i chciał się na niej unieść
ponad głowami.
Lecz tylko oderwał się od ziemi,
by zaraz na nią spaść jak kamień.
Bo przecież trwał w swoim wymiarze,
gdzie czas wciąż upływa lawiną zdarzeń.
Nikt nie przystanie.
Nie wróci się w tył.
…Nie ma Człowieka a przecież był?
Nikt nie zaduma się na losem swym.
Do przodu każdy gna nieopamiętanie.
Nikomu w głowie upływ czasu -Przemijanie.
Co będzie, to będzie.
Co było, to było.
…I tak nic po nas Tu nie zostanie.
Olśniło mnie, że może cień wcale nie jest naszym ostatnim przyjacielem? Przyjaciel nie powinen zostawiac nas samych kiedy go najbardziej potrzebujemy, kiedy ogarnia nas ciemnosc.
To jeden z Twoich piękniejszych wierszy.
Uściski
To ja mam Jaksie „piękniejsze wiersze!?”. …Cień znika w mroku tylko dla tego, że przecież z niego jest stworzony. Mało kiedy jest tak, że własny cień odbiera się pozytywnie – Pisze się o nim pozytywnie, w przeciwieństwie do blasku słońca . Nie napisałem, że jest naszym ostatnim przyjacielem. …Po prostu jest niematerialnym dowodem naszego istnienia, jak przemijanie…. Serdeczności Liluś : )
Tak, przemijanie nadaje wartość istnieniu – z wzajemnością. Tak jak mrok i światło. A wracając do cienia, nie napisałeś, że jest naszym ostatnim przyjacielem, ale ja do tej pory myślałam o nim jako o bycie, który nigdy mnie nie opuści. Jak prawdziwy przyjaciel. A teraz zaczynam podejrzewać, że on tylko pilnuje mnie, bym to ja jego nie opuściła, póki nie będzie wracał do źródeł, do mroku. Chyba zbyt podejrzliwa się robię 🙂 Ale co tam!