
Rozdawaliśmy siebie jakby
zmierzch miał nie nadejść.
Z prawej do lewej,
wedle oczekiwań.
Fajerwerki zaklęć.
Euforia bezkresu.
Koniec zaskakiwał nas
nieprzygotowanych
na kolejne rozstanie i nowy początek.
Coraz bardziej chłodnych.
-Co mi dasz?
Gdy kamieniem leżę,
na twym ramieniu,
cierpkim od wspomnień.
-Tylko ten uśmiech…
Tylko tę szorstką prawdę…