To był duszny parny dzień. Co chwile kłębowisko sino-popielatych chmur, przynosiło krople deszczu, lecz na rozgrzanej posadzce tarasu, plamy po ich rozbryzgach znikały bez śladu… Za mało ich było, żeby pokryły taras mokrym lustrem wody. Za każdym razem, odsuwałem ogrodowe, drewniane krzesło, gdy tylko pojawiały się krople… Nie wiem dlaczego, ale miałem nieodparte wrażenie , że z „takich chmur” musi spaść deszcz … Wrażenia i przeczucia, mają to do siebie, że często bywają mylne… W zasadzie nigdy nie przejmuję się błędną oceną sytuacji, czy człowieka, bo choć czasem taka zła ocena bywa bolesna dla mnie ( jej skutki) , to bywa także pozytywnym zaskoczeniem – Pozytywnym „rozczarowaniem”… Wstawałem, składałem drewniane krzesło a po chwili znów rozkładałem i siadałem na nim. Za którymś kolejnym razem, jak już rozłożyłem i usiadłem, krzesło jakby jęknęło złośliwie;
– No ileż razy można!?… Ja jestem z drewna a Tobie się wydaje, że mnie można tak w nieskończoną ilość razy składać i rozkładać?
– Poprawiłem się lekko, bo mnie odrobinę zirytowała jego kąśliwa uwaga. Gdy tylko ruszyłem swoim szacownym tyłkiem po szczebelkach, Ono dodało;
– No tak, tak… Jeszcze się troszkę powierćmy, żebym do reszty się rozklekotało!
– Zignorowałem docinki starego krzesła… Ono jest dla mojej wygody a nie od zrzędliwych uwag. Rozsiadłem się wyciągając nogi. Postanowiłem, że dopiero jak taras będzie mokry, to wstanę ze stołka(Podświadomie wziąłem sobie ” do serca ” te jego uwagi… A niech mi ono jeszcze jakiś czas posłuży)… Choć wcale nie jest taki stary ten Ogrodowy Komplet, 15 lat!?… No może troszkę więcej?. Zacząłem przyglądać się reszcie krzeseł i rozkładanemu stołowi… Wyblakłe, matowe szczebelki Palisandru, z łuszczącym się lakierem… Pełne plam i rys. Upływ czasu dla nich nie był łaskawy… Choć moja żona każdą późną Jesienią, zadając sobie trudu ( ..sobie i Mi) , wynosi wszystkie stołki na strych, a stół ląduje w wiacie za domem okryty narzutą, żeby w Zimie nie niszczały i nie marzły na mrozie… Pomimo tego, ich wygląd jednak sprawiał obskurne wrażenie… To, co nam służyło i sprawiało radość , te wspólne obiady na tarasie, te rodzinne „posiadówki”….Dzieci , wnuki i niezliczona ilość gości, bardziej lub mniej ugaszczanych… – Meblom już niekoniecznie sprawiało to, taką samą radość… Wiem, wiem, że może za mało przywiązywałem dbałości o to, aby je „przy szanować”, choć przecież tak jak dziś to ciągłe składanie i chowanie przed deszczem, miało służyć właśnie troską o stan mebla… A Ono mi jeszcze odpyskowało! … Nagle w drzwiach pokoju wychodzącego na taras stanęła żona;
– Co tak patrzysz?… Tego Lata trzeba będzie odnowić „wszystko” – Powiedziała, podając mi kieliszek czerwonego wina, dodała;
– Tylko nie pochlap oparcia, bo kolejna plama będzie…
– Wziąłem kieliszek z winem…I nim zrobiłem jego łyk, w głowie przemknęła mi myśl;
– „No to, wypijmy za Waszą trwałość ,byście służyły jak najdłużej!” – Na co od razu krzesło parsknęło;
– Też mi coś!?…Czerwone Swojskie wino…
– Siedziałem tak długo, delektując się , aż sino – popielate chmury, zmieniły kolor na granatowy a z nieba zaczęły spadać krople, jedna po drugiej, coraz więcej i więcej – Gdy na posadzce tarasu, zaczęły tworzyć się kałuże, wstałem składając krzesło i opierając o ścianę pod balkonem, mruknąłem pod nosem;
– …Co będziesz moknąć!? – Lecz Ono nic nie odpowiedziało, przedmioty tak mają – Z reguły są milczące, jakkolwiek je traktujemy…
***
Czas zatrzymany w przedmiotach,
niedostępny wzrokowi. – Imaginacja
, Czy może jednak fakt?
… Dokładnie – To nikt nie wierzy
w istnienie „Duszy” rzeczy
a czasem ciężko się z nimi rozstać.
– Bo „To” dostałam od Męża…
Już św. Pamięci.
… Wciąż przypomina mi jego postać.
– To wyszczerbiona ,porcelanowa filiżanka
z podstawką w motywy kwiatów…
Pamiętam wspólne wszystkie, te nasze poranki.
…I jeszcze czuję zapach i smak kawy.
I słyszę strzępki rozmów i śmiech…
Wystarczy , że wezmę ją tylko w dłonie
– Ona nie daje mi zapomnieć.
***
W przedmiotach zapisane historie,
niedostępne wzrokowi – Wytwór wyobraźni,
czy może jednak jest coś na „rzeczy”…
– Czy Ktoś zaprzeczy?.