„Dziwoląg” ( Czyli historia Polaka, opwiedziana przez Polaka- Polakowi)

… Po deptaku wypoczynkowego kurortu nad morzem – Morzem Śródziemnym a „deptak” ciągnął się wzdłuż plaży w miasteczku Sutomore ( Czarnogóra) . Właśnie po nim, codziennie przechadzał się młody człowiek ( … Jak później wynikło z mojej rozmowy z nim, miał 28 lat). Brudny, zarośnięty… Na nogach miał coś na kształt „japonek”, ale widać było, że powstały z dwu różnych podeszew i kawałków sznurka. Był szczupły – Chudy „szkielet” . Wyglądem przypominał „Hindusa” a to przez jego opaloną słońcem skórę na ciele i czarny zarost brody oraz kruczo- czarne włosy na głowie – Długie i pozlepiane brudem… W wymiętolonym i brudnym podkoszulku na ramiączkach w krótkich, też wymiętoszonych spodenkach po kolana, z przewieszoną przez ramię szmacianą torbą, spacerował tak od kosza do kosza… Widywałem Go codziennie – Rano gdy wychodziłem do pracy. W południowej przerwie na lancz, czy czasie wieczornych spacerów po pracy… Zawsze milczący, jego wzrok zazwyczaj skierowany w dół , przed siebie…Nie widziałem, by patrzył na mijających go ludzi, rozglądał się…Zaintrygował mnie na tyle, że zacząłem wypytywać Polaków, którzy pracowali tam od lat ( … ja tylko na moment do nich dołączyłem).
– To podobno Polak, wiesz!? – Rzucił Pan archeolog
– Tak, tak – Zawtórowała mu ” Nasza” sekretarka , Pani Wiesia ( mieszkająca w Czarnogórze już 7 lat)- Wiem, bo w tamtym roku , za czasów prezesa Piechty, to Tu nawet policja się o niego wypytywała…
– Ale On podobno jest niemową? – Dorzucił swoje kierowca Józiu.
– Nieee – Zaprzeczyła Wiesia, przeciągle akcentując „e”. Poczym tonem „znawcy sprawy” dodała – On jest „lekko” upośledzony… Ale ma Tu obywatelstwo. – Tu Wiesława zadarła nos do góry, sygnalizując tym samym, że jest zorientowana w tej kwestii i gdy spostrzegła na naszych twarzach zdziwienie, znów dodała; – Jego Matką była Polka, umarła 5 lat temu, na raka, czy „coś innego”!?… Ojcem był „jakiś” Serb, podobno po jej śmierci wyjechał stąd na stałe a syna zostawił samego…Mieszka gdzieś ” pod Vrelo” ( …Góra a raczej cześć góry z urwiskiem, spod której wypływa potok….Właśnie zwący się Vrelo)
– Jego chcieli ubezwłasnowolnić i wysłać do Polski… Ale skoro Tu jest!? ..To pewnie „Im” się nie udało? – Zakończyła pani Wiesia .
– ..Ja raz do Niego zagadywałem „po naszemu”, ale ani słowem się do mnie nie odezwał – Skomentował wszystko Pan archeolog.
– Ee tam Rysiu – Parsknął kierowca – Ja „rasowy” Polak, ale ni cholery też Cię czasem zrozumieć nie mogę.
… I tyle się dowiedziałem na jego temat!… Dwa dni po tej rozmowie, gdy przed snem, poszedłem na spacer, schodząc z deptaka wąskimi schodkami na plażę, „On” siedział na ostatnim stopniu schodków, wytrzepując piasek, ze swoich „dziwacznych klapek”. W pierwszym momencie, przyszło mi na myśl, żeby do Niego zagadać … Ale równie szybko zdałem sobie sprawę, że może nie umieć po polsku…Bo to, ze jego matka była Polką, nie musiało znaczyć, że zna język… Więc tylko burknąłem; – Przepraszam chciałem przejść…
– On pochylony nad sandałami, odwrócił tylko głowę do mnie i przesuwając ciało, zsunął się ze schodka na piasek… A w mojej głowie zaiskrzyła myśl, że jednak zrozumiał co do Niego powiedziałem…Więc postanowiłem, mimo wszystko „kłuć żelazo póki gorące” i nie patrząc na Niego, rzuciłem, jakby od niechcenia; – Bardzo dziękuję!.On ku mojemu zdziwieniu, odparł;- Nie ma za co – I nadal zajmował się otrzepywaniem mokrych stóp z piasku, nie podnosząc głowy… Udając zdziwienie spytałem – A to ” Ty” Polak jesteś? – Nie odpowiedział od razu, więc odwracając się w stronę plaży zacząłem iść w kierunku morza… – Nie, nie jestem Polakiem – Usłyszałem za plecami po paru krokach; – Jestem z Stąd…Z Montenegro – Dodał, gdy już stałem twarzą zwrócona do Niego. „Montenegro” to, „ueuropiona” nazwa Czarnogóry ( Tutejsi nie przywykli do tej nazwy).

– Ale świetnie mówisz po polsku !?
– Mama pochodziła z Polski … Mieszkała niedaleko Krakowa…
– Oo! – Mojego zaskoczenia nie dało się ukryć; – Też Stamtąd pochodzę.
– … Dawno temu nawet tam byłem… Ale niewiele pamiętam… Wiem, że byliśmy w takiej Cerkwi na górze nad miastem….A na szczycie był krzyż i grób Zbawiciela…
– To może z Kalwarii pochodziła Twoja mama?- Dociekałem.
– Nie… To się nazywało „Zebzywicze” ? -” Zebrzydowice” ! – Poprawiłem; – Ale to mało ważne – Dopowiedziałem półgłosem.
– Dal mnie wszystko jest „małoważne” – Odparł.
– Dlaczego tak? – Spytałem.
– Co, „dlaczego”? – Odpowiedział, nadal nie odrywając oczu od stopy i zastygłej na niej w bezruchu dłoni.
– Dlaczego wszystko dla Ciebie jest „małoważne”. – Powtórzyłem już pełnym zdaniem, uświadamiając sobie, że Ów wcale nie wygląda na osobą upośledzoną.
– … Bo to, co miało jakiekolwiek znaczenie dla mnie, przestało istnieć?… Bo ja sam, nie mam znaczenia dla Nikogo Tu?. – Zaczął odpowiadać pytaniami.
– Chwila! – Głośno przerwałem. – Co to znaczy, że to , co miało dla Ciebie znaczenie przestało istnieć?
– Mama, tata…Rodzina. Dom?. – Znów odparł pytająco… Coś Mi w jego słowach nie „grało”… Mówił poprawnym polskim językiem, zwięźle, logicznie…
– A ile lat Ty już tu mieszkasz? – Znów zacząłem dociekać, przerywając jego „pytające odpowiedzi”
– Od urodzenia! – Zaspokoił moją ciekawość dwoma słowami…
– A od kiedy jesteś sam? – Nie zrezygnowałem.
– Miałem 23 lata, jak umarła mama… Pół roku później, mój ojciec wyjechał, zniknął dla Mnie…
– A Ile teraz masz lat? – Wiem, że zauważył… ,Że moje pytania stawały się „natarczywie-dociekliwe'
– 28… Proszę Pana ! – Odparł i zaraz dodał, jakby wyprzedzając tok moich dociekań; – To, że mówię płynnie po polsku, to zasługa książek… Mamusia lubiła bardzo czytać… Te książki mi tylko po niej zostały..Żadnej fotografii… Książki i wspomnienia… Ojca zapomniałem i nie chcę o nim nic pamiętać – Powiedział i nakładając „sandał” na nogę, zaczął z kolei wypytywać Mnie; – Skąd, po co…i dlaczego Tu się znalazłem… Siedzieliśmy długo na tej plaży ( …O 22,00 wróciłem do własnego lokum a opuściłem je tuż po dziewiętnastej…). Rozmawialiśmy o „wszystkim i niczym” … Przez ten cały czas, ani raz nie popatrzył na mnie… Ani razu nie padło pytanie na temat, dlaczego akurat do mnie się odezwał. A odchodząc już, powiedział; – Przepraszam, ale Ja będę Pana omijał na swojej drodze i proszę…Niech Pan robi tak samo! – Nie posłuchałem Go…Następnego dnia , mijając , rzuciłem radosne „Dzień dobry” … Nie odpowiedział!. Wpatrzony w zawartość śmietnika, wyciągnął z niego papierowy kubek po kawie i wkładając w szmacianą torbę – Obrócił w drugą stronę i poszedł…Jak zwykle nie odrywając wzroku od ziemi. Napotykałem Go jeszcze parę razy… Z daleka widziałem Jego sylwetkę, ale mijając, też odwracałem wzrok ku ziemi…

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *