On
Mówię:
– Patrz na mnie…
A Ty wzrokiem pustym
patrzysz gdzieś w dal.
Mówię:
– Słuchaj…
A Ty ręce opierając na kolanach,
dłońmi zakrywasz uszy.
Mówię:
– Chodź, zabiorę Cię do siebie…
A Ty, skulony w kącie,
kręcisz głową na „nie”.
…Gdy odchodzę,
Ty wtedy wołasz:
– Zostań! Jesteś potrzebny mi!
I powracam, mówiąc:
– Patrz na mnie…
Rozstanie
Idę powoli,
dostawiając stopę do stopy.
Idę, odmierzając odległość
pomiędzy mną, a tobą.
Mierzę czas milczenia…
Kiedy wreszcie zawołasz!?
– Stop! Zatrzymaj się!
Lecz wciąż ciszą wypełniony
każdy krok.
Już nie mam odwagi
odwrócić głowy za siebie
i spojrzeć:
– Czy jesteś tam jeszcze?
Najpierw przestajemy się słuchać, patrzeć na siebie, jeszcze siłą przyzwyczajenia trwamy, potem i tak następuje nieuniknione.