S.Ka.

Dziś chciałem Wam, przedstawić twórczość mojej koleżanki  „Rut”… Póki co, woli na razie nie wystawiać pod swoim imieniem i nazwiskiem, sygnując swoje wiersze na witrynie z wierszami dla „przypadkowych” poetów  pseudonimem „Kropla 47″… Piękna to poezja o kochaniu, miłości… I o wrażliwości.

Będzie tu z pewnością wielu „przypadkowych poetów”, obnażających swoją wrażliwość ( …choć nie znoszę tego porównania, to taki; „ekshibicjonizm twórczy” ). Ta strona mimo wszystko jest jeszcze w powijakach, dopiero się kształtuje jej charakter i wygląd graficzny, z czasem, większość prezentowanych Tu autorów, doczeka się swojego własnego kąta, lecz póki co – To teraz wiersze Rut…

***

miniaturki jesienne

1 .
Jesteś poezją, 

muzyką i snem

O poranku jesteś 

budzącym się dniem

Nadzieją  i uśmiechem 

w słoneczny dzień

…a  jeszcze wczoraj myślałam, 

że z mojej pamięci
odszedłeś na zawsze.

2 .

Idę samotna przez jesień

wiatr mi we włosy

złote kwiaty wplata.

Zamknęłam oczy…

Przytul mnie i ukołysz,

na trzy pa

 – W rytmie Jesiennego walca.

 W ramionach twoich,

zatańczę,

zawiruję

– Szelestem spadających liści.


3 .

Jesienią , 

któregoś dnia 

zgubiłam Ciebie. 

Zwyczajnie, 
jak się gubi szminkę 
czy klucze do domu.

Odeszłam tylko na chwilę, 

być może za szybko…

Spojrzałam, 
i już Cię nie było.

Pewnie zostałeś 

zapatrzony w słońce…

tam… gdzie

dla Ciebie zrywałam
ostatnie kwiaty lata.


4 .

Tęskniłam za tobą 

wczoraj po południu.

Wieczorem byłam

bardzo zajęta.

Zapomniałam ?

Nie widzieliśmy się  

od lat… miesięcy,
 czy tygodni… chyba?

Każdy miał…


sekundy

minuty

godziny

dnie

Wszystkie były puste , 
bo były bez ciebie.



moja tęsknota 

Dzień był szary jak zwykle.
Nagle w myślach zjawiłeś się Ty.

Gdzie byłeś ?  Tak tęskniłam !
 A ty , tylko uśmiechasz się ? 
Nie mówisz nic ?

Proszę , zabierz mnie Tam
gdzie rodzi się wiatr.
Gdzie wietrzyk chłodzi rozpaloną skroń .
Gdzie świt budzi poranne mgły.
Zabierz mnie Tam !

Gdzie otwarta przestrzeń zaprasza , 
daje wolność myślom i unosi w dal …
Zostawię wszystko ,
a Ty , zabierz mnie Tam !

Skrzydła mi urosną .
Popłynę na fali marzeń do gwiazd 
i odnajdę Ciebie !
Tylko zabierz mnie Tam…proszę…

Zabierz mnie Tam…

 /marzec 2016r./

Głuchość

…. O nie, nie, nie.. Jednak nie pomilczymy, przemilczymy… Zapomnimy. O ile człowiek może być głuchy na mowę, tekstu zawsze poskłada słowo, no chyba, że slepy!?

Gdzieś w „sieci” pisałem o milczeniu … Nie o takim, które przytrafia się w chwilach przemyśleń, bezradności, bezsilności…Czy obojętności na realia.. Bo takie milczenie, wcale nie znaczy, że nie mamy nic do powiedzenia – Już samo z siebie jest w y m o w n e!… Nie  znoszę ciszy, tam, gdzie nie jest jej miejsce, pora i czas!. Myśli które rodzą się w milczeniu, nie muszą być starannie poukładane, myśli zrodzone w ciszy, powinny … Milczenie w ciszy, rozpędza Nierealny Świat naszych wyobrażeń , który zaczyna mknąć szybciej niż realia – Nie zakłócone żadnymi bodźcami z  „Tu i teraz”, pozwalają na staranne posegregowanie wszystkiego w własnym umyśle. – Tak widzę to Ja

Wracając do „milczenia”… Nie lubię go wtedy ( Jak większość…) , Gdy coś powiem, lub napiszę z przekonaniem, że powinno „rozplątać język”    w uszach dudni głucha cisza… Niczego nie potwierdza, niczego nie neguje, niczego nie określa… – A Ja wciąż czekam na odpowiedź!.. Nawet jeśli nie zadałem pytania.

Wiem-  Pokręcone to wszystko!.. – Co ten Miłosz  za filozofię Tu wygłasza!? – Sokrates Psia Mać!… Od siedmiu boleści.- Zastanowi się Nie jeden z Was…  Ale wiecie!? – W ciszy i milczeniu się zastanawiajcie…I z milczeniem nie przesadzać.  Nie lubię głuchej ciszy, takiej która nic nie zmienia wewnątrz Mnie. Nie lubię milczenia wtedy, gdy wypada coś powiedzieć…

***

Jestem

Wiem…
Ja nie z Tych, co to w pierwszym szeregu bohaterów tłumu kroczą.
Ja na końcu burzę rytm marszu kroków;
– Lewa, lewa, lewa!
Zbyt lekko też stąpam, by odcisnąć ślad,
aby kiedyś, Ktoś mógł powiedzieć;
– Popatrz, On tędy szedł!
… Ja nie z Tych; złotoustych – jubilerów słów.
Wzorcem, autorytetem, idolem – Też nie!

… Ja po prostu JESTE
M

Więc wyciągnij rękę do mnie.
Podaj dłoń na powitanie.
Obejmij, uściśnij w objęciach.
Przytul, pogłaszcz.

… Daj mi poczuć moje istnienie.

***

Jestem milczeniem

Tym, co słowa za wczas wypowiedziane

chowa na potem.

Tym które dobre słowo zatrzymuje,

obracając je w dłoni – Cieszy widokiem.

…I tym, które złe słowa chowa,

aż do zapomnienia..

Jestem milczeniem,

które wkradając się w umysł,

napędza myśli, jak Pasterski pies – Stado.

, By nie rozbiegły się, nie przepadły.

Jestem Milczeniem i czuję się samotny

– Powiedz coś …Proszę!

( Miłosz)

Jesień „wolnych myśli”

Myśl I…
Nie pracuję zawodowo w sensie, że codziennie muszę wychodzić z domu o określonej porze, na umówioną godzinę, pracować przez odgórnie ustalony czas… ( Wszystko w tym zakresie, jest własnym wyborem i niezależnością). Więc korzystam z możliwości posiadania „wolnego” czasu. Korzysta na tym także moja najbliższa rodzina, bo ów „wolny czas”, poświęcam na jej rzecz…
Wiem, wiem… Pojęcie „wolnego czasu” jest równie abstrakcyjne jak „pełnia szczęścia”…
Ale po mimo abstrakcyjności tych znaczeń, tak je odczuwam – Jestem szczęśliwym człowiekiem, któremu do nikąd się nie śpieszy…, Bo w życiu na wszystko jest odpowiednia pora i czas. Czasem się coś spóźnia, lub za szybko przychodzi, co nie znaczy, że zaraz musi być jakąś anomalią… Taką, która burzy wszystkie nasze plany. Przewraca do góry nogami odwiecznie ustalone prawa…
Czy zawsze musimy wyprzedzać czas?… Z całą swą mądrością, racjonalnością i zaradnością (sprytem), możemy przecież poczekać na to, co będzie, czymkolwiek by nie było…
…” Wista wio!” – Łatwo powiedzieć…, Bo boimy się czekać biernie na przeznaczenie, wolimy wychodzić mu naprzeciw. Chcemy być zaradni, przewidywalni… Chcemy wiedzieć „za wczas”.
.. I teraz będzie troszkę poezji… Wielkiej poetki Wisławy Szymborskiej i „byle, jakiego” autora, – Czyli Mnie!

Wisława Szymborska

Życie na poczekaniu

Życie na poczekaniu.
Przedstawienie bez próby.
Ciało bez przymiarki.
Głowa bez namysłu.

Nie znam roli, którą gram.
Wiem tylko, że jest moja, niewymienna.

O czym jest sztuka,
zgadywać muszę wprost na scenie.

Kiepsko przygotowana do zaszczytu życia,
narzucone mi tempo akcji znoszę z trudem.
Improwizuję, choć brzydzę się improwizacją.
Potykam się co krok o nieznajomość rzeczy.
Mój sposób bycia zatrąca zaściankiem.
Moje instynkty to amatorszczyzna.
Trema, tłumacząc mnie, tym bardziej upokarza.
Okoliczności łagodzące odczuwam jako okrutne.

Nie do cofnięcia słowa i odruchy,
nie doliczone gwiazdy,
charakter jak płaszcz w biegu dopinany –
oto żałosne skutki tej nagłości.

Gdyby choć jedną środę przećwiczyć zawczasu,
albo choć jeden czwartek raz jeszcze powtórzyć!
A tu już piątek nadchodzi z nie znanym mi scenariuszem.
Czy to w porządku – pytam
(z chrypką w głosie,
bo nawet mi nie dano odchrząknąć za kulisami).
Złudna jest myśl, że to tylko pobieżny egzamin
składany w prowizorycznym pomieszczeniu. Nie.
Stoję wśród dekoracji i widzę, jak są solidne.
Uderza mnie precyzja wszelkich rekwizytów.
Aparatura obrotowa działa od długiej już chwili.
Pozapalane zostały najdalsze nawet mgławice.
Och, nie mam wątpliwości, że to premiera.
I cokolwiek uczynię,
zamieni się na zawsze w to, co uczyniłam.

****

( „byle, jaki” autor)

Pośpiech

Rzuca się kilka słów, ot tak w przelocie i znika się.
– A niech się nimi nażrą!.
Tłumacząc to, że życie zmusza do tego pędu.
– Milionerami nie jesteśmy – Mówią
–, Ale też, sam chleb to za mało!
… Nie można rozdawać wszystkim w około po równo,
bo nam samym nie starczy.
Bochenek Tym a kromkę Tamtym…
-, Kto nieudacznik, okruszki niech zgarnia do garści!
Raz przeczytane – raz zapomniane.
… Mówili – Przecież wszyscy słyszeli
… Usłyszeli? – Niech Ida, zatem w swoja stronę!
Bo nam się także śpieszy…, Do czego?
– Konkretnie nie wiadomo?…
Lecz teraz takie czasy.
Szybko i ostro.
Bez sentymentów.
Na oślep…

Myśl II…

… Obserwujemy, oceniamy, wydajemy osądy… Dobrze gdy te „osądy” są poparte wiedzą na dany temat ( chodzi mi o te, dotyczące innych ludzi)… Znaczy się, wiemy na tyle dużo, by nasza opinia była wiarygodna… Cóż można dowiedzieć się o „człowieku” z paru linijek tekstu?- niewiele…. Z jednej zapisanej kartki? – można wyciągnąć pochopne wnioski… Dopiero gdy przeczytamy całe opasłe tomisko, pisane przez kilkunastu autorów ( a dotyczące jednego człowieka)… Wtedy dopiero można przyjąć , że się te „osobę zna”.( nie widząc jej na oczy )
… Obserwujemy, nabywamy doświadczeń, poglądów… Dobrze jest mieć „swój własny pogląd”… Ale kurczowe trzymanie się „jego słuszności” jest niczym innym jak – zarozumialstwem… Poglądy nie są „rzeczą stałą”. Poddawanie wątpliwości swoich poglądów, powinno być czymś normalnym…
… Obserwujemy, uczymy się, nabywamy wartości, staramy się zrozumieć Innych… Dobrze, gdy nasze „wartości” pokrywają się (lub są pokrewne) z wartościami Innych, ogólnie przyjętymi za „żelazne wartości” .
… Obserwujemy… I mówimy o tym, co widzimy… Możemy jedynie przekazać to co widzimy naszymi oczami.. jakie są nasze myśli, uczucia… Ale to wcale nie znaczy , że nas ktoś zrozumie….

Sprzeczności

Sprzeczności własnych myśli,
sumienia dywagacje,
w każdym ruchu,
w każdym geście,
w słowie… wahanie:
– Czy ja, to ja?
Niepewnie stawiając kroki
idę do Ciebie.
Przyjmiesz mnie takim, jakim jestem?
Czy wskazując palcem drzwi, powiesz:
– Wróć. Nie chcę cię tu!
– Twoją Duszę skazuję na wygnanie,
niech błąka się między niebem,
a piekłem…

Nie jesteś ani dobry, ani zły.
Po prostu „Jesteś”, więc żyj.

Ostatnia wolna myśl…

…No i to by było na tyle „wolnych myśli” w smutny deszczowy dzień, puszczanych w czterech kątach pokoju… Jesień potrafi czasem być uciążliwa!…Ale tylko czasem, bo przecież ma też piękniejsze oblicze, nie tylko to, zapłakane deszczem, chłodne…Smutne. Jesień ma przecież wiele barw, kolorów od których nadmiaru, czasem oko załzawi – „Jakie to piękne!”. Jesień ma ciepło w sobie, pomimo Skandynawskiego Niżu – Grzeje Duszę od środka, choć nam czasem ręce zmarzną…

Jak cukrowa wata

Zawiesiłem czarny parasol samotności
na drewnianym wieszaku, obok kapelusza,
bo deszczu nie będzie długo.

Smutków policzyłem już wszystkie kropelki,
ani jednej nie zostało, wyparowały w słońcu.
Moja „radość” długo owijała się na patyczku
jak cukrowa wata.

Teraz szarpię jej obłoczki.
Lepkie od niej wargi i dłonie –
– klei się do nich szczęście.

-Masz gryza i Ty, uśmiechnij się!
To niebo w gębie!

Jak motyl

Ta historia wydarzyła się lata temu… Ów bohater, zmarł niedługo potem… Najprawdopodobniej jego Dusza, została na ziemi w ciele motyla…

Szary dzień , krople deszczu raz po raz, rozbryzgują się na oknie, tym  od wschodu… Ich szczątki zbierając w cienkie strużki, spływają po szybie w dziwnie powykrzywianych  wiatrem warkoczykach. Czasem jakiś liść, przez chwile przylgnie do szyby –  popatrzy co wewnątrz i odleci, zazdroszcząc  Mu ciepłego i suchego miejsca… Jak bardzo by się mylił!.

Po zachodniej stronie, okno nie było zapłakane… Lekko tylko przymglone źrenice szkła, na których osiadła mgiełka chłodu. I tak oba okna wpuszczały do wewnątrz tylko szarość… Szary Świat, bo jego całym światem było owe dwa okna… Wiedział kiedy zaczyna się dzień i kiedy kończy. Czasem w słoneczne dni, marzył, by przemierzać tę drogę ze Słońcem.. Napotkanym ludziom podając dłoń, mówiłby – Dzień dobry , a potem rozmawiał z nimi o” wszystkim i niczym”… Już dość ma samotności, już dość  natrętnych myśli, które razem z jego wzrokiem, wędrują od wschodu do zachodu, po białym suficie pokoju…

Gdy się pojawiłem w odgłosie skrzypiących drzwi,  nie powiedział „Dzień dobry”, popatrzył tylko z trudem podnosząc głowę znad leżącego ciała i spytał ; – Jakie to uczucie, chodzić boso po trawie?… Jakie to wrażenie, gdy zmęczony wspinaczka pod górę, nagle stajesz nad przepaścią?… Albo jak to jest, biegać po łące za motylem ? – Nie zdążyłem zrobić nawet trzech kroków, za każdym z nich, szukając odpowiedzi a On podekscytowany mówił dalej; – Kiedyś przez otwarte okno wleciał do pokoju Wędrowny motyl… – Wprost w moje dłonie!… Miał żółte z czarnymi pręgami skrzydła, takie delikatne były… – Chciałbym mieć choć takie skrzydła – Wyszeptał a w kąciku jednego oka pojawiła się łza żalu; – …W bezszelestnym locie oglądałbym świat… Cóż mi po obu nogach, kiedy nie mogę na nich stać?!

Miłosz.

Wspomnień łezka…

Babcia nigdy się nie przyznawała ile ma lat . Jaką Ja pamiętam ? Zawsze w chustce , choć farbowała siwe włosy ……..Nie była typową „babuszką” .Dziś myślę , że w jakiś sposób , wyprzedzała swoje czasy …Wnuczka zwaliła się  Jej na  głowę , nagle , bez ostrzeżenia , miała trzy lata , myślę , że nie przepadała za małymi dziećmi .Zawsze mnie  traktowała jak dorosłą , wymagała , nie przytulała , ale dużo rozmawiała .Nie nauczyła żadnych obowiązków , dawała tyle wolności ile mogłam unieść .Mieszkaliśmy w dużym mieście . w drodze do szkoły, mijałam kościół , kaplicę , sporo skrzyżowań , ale to były inne czasy .Nikt się nie przejmował dziećmi .Zdarzał mi się wsiąść w tramwaj objechać całe miasto, wrócić późno , zero bury …Nie darła się…czasami Lunia obiad (tak do mnie mówiła ),zgłodnieje to przyjdzie Czasami , w ferworze prania , ręcznego , lub gotowaniu rosołu , na kuchni węglowej , opowiadała , opowiadała …. O młodości , o miłości , o trudach macierzyństwa .Chłonęłam  …uwielbiałam .

Urodziła sie w malej wsi ,w 1912 roku miała dwie siostry i brata .Rozalia , Janka , Stefka i Józek. Cała rodzina żyła spokojnie i w miarę szczęśliwie …Aż tu nagle , jedna z córek jest brzemienna , panna , wieś w szoku . Urodziła syna , narzeczony wyemigrował do Argentyny , pisał , kochał , zapraszał , ale nie miał pieniędzy , żeby sprowadzić ich do siebie .Tu rodzina stanęła przed dylematem , za sprzedaż krów mogli Ją wysłać za morze , albo kupić synowi (uzdolnionemu ) skrzypce .Została , ze swoim wstydem na wsi ..Znaleźli jej męża , bogatego (miał swój sklep), starszego … poddała się ..urodziła w 1939 bliźniaki , syna i córkę. Tam gdzieś już była wojna , tu jeszcze nie dotarła , chociaż … mąż poszedł na wojnę , została sama z dziećmi, sąsiedzi nagle zaczęli patrzeć na nich jak na wrogów .Uciekała w nocy , spakowała na wóz co się dało , dzieci , maszynę do szycia , kilka zdjęć .Zdołała uciec . Dalszej drogi Babci nie znam , wiem , że znalazła się w  Wielkopolsce , potem przyjechała do Wrocławia , bo tam osiedliły jej siostry . Dziadek wrócił z wojny , jakiś czas mieszkali razem , drąc koty . i tam wylądowałam mając trzy lata , nic nie rozumiejąc ,z Babcią ,Dziadkiem i Ciocią .To były najpiękniejsze chwile mojego dzieciństwa , Dziadek za zasługi wojenne dostał działkę  , 43 ary , tam się wychowałam .

Opowiem dalszy ciąg rodzinnej sagi …..Janka wyszła za mąż, miała czworo dzieci , Stefka , którą uwielbiałam , zwariowała , nie dla mnie ,a Józek …Józek nie wrócił z wojny , Babcia jego zdjęcie traktowała jak relikwię , po latach mój Tato , jeden z bliźniaków, odnalazł go w Kanadzie z rodziną , taki los, wyładował w obozie dla oficerów w Niemczech ,  potem emigrował i bał się szukać kontaktu , zmarł niedługo po odnalezieniu. Ciocia Stefka , najcudowniejsza osoba w rodzinie , chora psychicznie , ale uwielbiałam ją .Tylko mnie wpuszczała do swojej samotni , gdzie budowała ze sreberek i złotek cudne pałace ….

Nikt z tu opisanych osób nie dożyli tej chwili , zostałam sama. Brakuje mi Babci , mam Jej maszynę, którą uratowała , kilka zdjęć i ….cudowne wspomnienia .

Bukowa.

***

Między palcami.

Nie pozwól rozpędzić się dniom, by umknęły obojętnie.

Przeleciały dni.
Zawiały wiatrem prosto w twarz
pyłem z ulicy „Życie”.
Drobinkami teraźniejszości kłując oczy.
…Ogniki bólu tańczą jak szalone.

Zaszumiały w uszach głosami ludzi,
których już zapomniałem.
Odeszli, zostały tylko po nich w oczach łzy
… Wciąż spoglądam na puste miejsca.

Chciałem minione dni złapać
w żagle wspomnień,
by poniosły mnie po Morzu Wyobraźni,
do Wyspy Ewokacji.
Lecz uczuć sztorm połamał maszt
… I w kółko kręci się wskazówka na kompasie.

Przeleciał dni galopem tabunu koni
i Step znów zarósł trawą czasu.
… – Nie odnajdę już ich.

Celebruj każdą chwilę, nawet tę niechcianą. Niech się wryją w życie, niech krwawią.

Miłosz

Spotkania…

Czasem na naszej drodze, staje Ktoś „dziwny”… Nie zatrzymuje nas świadomie, sami przystajemy na jego widok, bo nas zaciekawia, intryguje, bo emanuje od niego to „coś”. „Coś” co stanowi o wyjątkowości, mądrości… I zwykłej ludzkiej wrażliwości.

Miałem wtedy 6 lat, to było pod koniec Sierpnia 1968 roku… Był juz wieczór gdy do pokoju wpadł brat i łapiąc powietrze krzyknął – Na „Rzyckiej Drodze” stoją czołgi! – W jego oczach było widać iskierki szczęścia… Gdy bawiliśmy się za domem w „Czterech Pancernych” ,zawsze chciał być „Grigorim” ( brat miał na imię Grzegorz) a teraz… Proszę! – Kilkadziesiąt „Rudych” stało na wyciągniecie ręki… Starsze rodzeństwo rzuciło się do drzwi!… Zabrałem się i ja za nimi, lecz w połowie drogi pomiędzy gankiem a Jabłonką przed domem, usłyszałem za plecami krzyk mamy – A ty Tomciu gdzie!?…Wracaj mi tu zaraz! – … Chyba nie musze opisywać co w tym momencie poczułem?… Nie pomógł rozpaczliwy płacz, wrzask i tupanie nogami, mama pozostała w swym postanowieniu nieubłagana… Potem w domu, pogrążony w żalu i rozpaczy, zmęczony niegodziwością jaka mnie spotkała – usnąłem… Na moje szczęście, owa kolumna czołgów stała jeszcze cały następny dzień… Dopiero wiele lat później dowiedziałem się, że to była Dywizja Pancerna jedna z tych, które brały udział w operacji „Dunaj”… I najzwyczajniej w świecie pomylili drogę!.. Następnego dnia po tym, jak zniknęły czołgi, moja babcia Zosia zdecydowała, że wybierze sie do Kalwarii… Wszędzie wokół mówiono o wojnie, która niebawem miała wybuchnąć. Przejęta tym wszystkim babcia postanowiła więc udać się na Górę Kalwarii i pomodlić… Jak to mówiła ” Wybłagać łaskę dla ludzi idąc ścieżkami Chrystusa”… Było nas siedmioro rodzeństwa, więc moja Mama uprosiła Babcię, by mnie z sobą zabrała… Zawsze to jeden mniej do doglądania. … Pominę szczegóły całej wyprawy do Kalwarii. Dla mnie było to, tak wielkie przeżycie, że mógłbym nadmiernie się rozpisać, brnąc w nieistotnych detalach… Ważne, że w końcu, ciągnięty za rękę przemierzałem z Babcią od kapliczki do kapliczki – Klękając przed każdą i odmawiając pacierz… Bolały mnie nogi, chciało mi sie pić i w duchu pomstowałem ” Dlaczego to zawsze mnie wypychają z domu!?”… W jednej z kaplic babcia Zosia stwierdziła, że jestem zbyt mały by przemierzyć na klęczkach kamienne schody. Usadziła mnie tuż przy głównej nawie kaplicy ” u Piłata” w miejscu, niedaleko od wyjścia, wciskając do ręki kilka landrynek… „Ech! Jakaś nagroda za te zdarte kolana mi sie w końcu dostała!” – Pomyślałem, delektując się słodko malinowym-smakiem Landrynek …. Gdy już po ostatniej landrynce nic nie zostało, zacząłem sie niepokoić… Na wylocie korytarza, którym wiodły kamienne schody, zbyt długo nie pojawiała się Babcia … Podszedłem, spojrzałem w głąb – Widać było początek tunelu z półkolistym wejściem… ” Skoro ja jestem Tu – Na końcu i widzę początek a w środku nie ma nikogo…To gdzie jest moja Babcia .Zapomniała o mnie?” – Przejęty, wróciłem na miejsce w którym mnie usadziła i wlepiłem wzrok w koniec tunelu… Jakiś starszy pan w kapeluszu… Dwie kobiety, potem jakaś pani z dzieckiem na rekach… A po Babci ani śladu!?… Znów podszedłem do wylotu – Na kamiennych schodkach nie było nikogo… Postanowiłem obiec budowlę i popatrzeć na korytarz od strony wejścia. „Może tych korytarzy jest więcej a ja stoję przy wylocie tego niewłaściwego? ” – Pomyślałem i pędem ruszyłem w dół. Zamysł był według mnie dobry.. Niestety, wykonanie już nie!. Gdy rozpędzony wypadłem zza rogu budowli, moja głowa uderzyła w coś twardego… Ktoś zawołał ” Ojoj!” a ja siedziałem na ziemi.. – No co za smyk!? – usłyszałem  głos. Podniosłem głowę, przykładając rękę na czoło w miejsce które miało bezpośrednio styczność z brzuchem właściciela głosu… Nade-mną stał Ksiądz. Dziwnie był ubrany. Na czarnej długiej sutannie z rzędem mosiężnych małych gzików, ubraną miał marynarkę a na głowie, dziwna czerwona czapeczka,( wtedy jeszcze nie wiedziałem , ze to Biret) prawie jak berecik starszej siostry… – A Ty co wyprawiasz huncwocie mały?- Pytał duchowny, pochylając się i podnosząc z ziemi brewiarz który wypadł mu z rak przy zderzeniu. Bez namysłu odpowiedziałem ; – Babci szukam… – Na moje słowa rozległ sie gromki śmiech osób towarzyszących duchownemu – No przecież jej pod sutanną nie schowałem – Odpowiedział duchowny, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha… ” Kto Cię tam wie!?” – Pomyślałem mierząc wzrokiem księdza… – Naprawdę nie schowałem jej tam – Odpowiedział duchowny, jakby czytając w moich myślach – Siostro- Odezwał się do zakonnicy stojącej tuż za nim – Nie mamy chusteczki? – Mamy…Mamy – Odrzekła z uśmiechem i wyciągając z kieszonki szarej kamizelki chusteczkę, przykucnęła przy mnie chcąc powycierać buzię… Cofnąłem się ” Czego Ona chce?”… Widząc to duchowny w czerwonym bereciku pochwycił mnie za ramie mówiąc – Nie bój się… Wyglądasz jak straszydełko, tak umorusaną masz buzię.. Nie elegancko wyglądasz. – Przekonał mnie, nie wiem dlaczego?… Ale dałem się katować przez siostrę zakonną, która z starannością wycierała mi twarz, a potem oblepione brudem ręce… Słodkość landrynek miała niezwykłe właściwości przyciągania wszelakiego brudu….Usadzili mnie na tym samym miejscu w którym zostawiła mnie babcia – kamienna ławeczka. On siadając obok mnie, położył poskładany w prostokąt koc.. ” Cwaniak!… Ma długą suknię a ja krótkie po kolana spodnie… I komu tu będzie zimniej w tyłek?” – Przemknęło mi przez myśl… I znów, któryś kolejny raz, jakby czytając mi w myślach, powiedział – Wstań, rozłożę koc tak, by zmieściły się na nim i Twoje pośladki.. Mały Huncwocie. – Nie byłem zadowolony z miana „huncwota”… Przecież byłem bardzo grzecznym dzieckiem!. Ale potem, bez żadnej trwogi w głosie odpowiadałem na jego pytania… Pytał ile mam lat, jak mam na imię, gdzie mieszkam…. Odpowiadałem w miarę składnie i rzeczowo aż do momentu w którym padło pytanie ' A jak wygląda babcia?”… – Zwyczajnie… jak Babcia Zosia – Odpowiedziałem, a na twarzach zgromadzonych obok mnie osób i mojego opiekuna, znów rozbłysnęły uśmiechy.. ” Co ich tak bawi? – Pomyślałem .. Duchowny objął mnie i przytulił do boku.. – Nikt nie jest „zwyczajny”, każdy nawet Ty jest wyjątkowy – zaczął – Już wiemy, że Twoja Babcia ma na imię Zosia, nie wszystkie babcie maja tak na imię, i nie wszystkim babcią zgubią się czasem wnukowie… Widzisz wiec, tak całkiem „zwyczajna” nie jest… Znajdziemy ją, nie martw się i pomódl do Świętego Antoniego… Oczywiście się nie pomodliłem, bo poza pacierzem, tym codziennym nie znałem innych modlitw… A On patrząc na mnie odrzekł – Nie martw się… Pomyśl o babci, że za chwilkę sie tu pojawi… Powiedz „Proszę Boże”.. Prośby do Boga, to też modlitwa… Zadziałało!… Ledwo w myślach wypowiedziałem prośbę a przed nami uklęknęła Babcia, całując duchownego po rekach – Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus… Wasza wielebność…Siedzieliśmy tam jeszcze przez chwilę. Babcia i „Wielebny” Rozmawiali ze sobą… Przez cały ten czas tkwiłem przy jego boku… Materiał z której uszyto marynarkę, gryzł mnie w policzek.. Była przesiąknięta zapachem naftaliny…

Potem, kilkanaście lat później, z daleka widziałem Go na Krakowskich Błoniach… Ale wtedy już jako Papieża -Jana Pawła II… Rozdzielały nas tłumy ludzi… Nie wiem, czy mi się to tylko wydawało, czy naprawdę – Na białej sukmanie, zarzucona na ramiona czarna marynarka…Sfatygowana, kusa… Zupełnie jak ta, wtedy w Kalwarii.

***

Kraków.
… I w starych murach ciasny pokoik.
Podparty łokciami w małym okienku,
wzrokiem wodzę po Zaułku Niewiernego Tomasza.
Deszcz wystukuje na szybie „koronkę”,
modląc się za Mnie,
Bo widzi, że w sercu dobrze mi ze smutkiem.
… Dotykam Samotność.
Nie spłoszyła się, nie uciekła.
Zaczęła tulić się jak kot
spragniony głaskania.
– Odepchnąłem! – Idź sobie stąd!
– Lecz jakby głucha, ślepa?
Znów wraca na kolana.
szepcąc czule:
-… I Kto cię, tak dobrze zrozumie?

Odrobina Strachu.

 Dziś trochę o strachu ..temat aktualny , bo żyjemy w czasie pandemii , jedni  odczuwają , inni zaprzeczają .Ale nie o tym będzie . Czy odróżniamy strach od zwykłego lęku ? Strach podobno odczuwamy przy prawdziwym zagrożeniu, lek jest irracjonalny ..stąd wiele osób odczuwających różnorakie fobie . Taka „trypanofobia”  , lęk przed  zastrzykami (dotyczy większości mężczyzn ).Ale męskimi strachami zajmować się nie będziemy , bo przecież Oni odważni , niczego się nie boją …

Zacznę od Władcy pierścienia , pamiętacie, gdy Frodo wraz z towarzyszami chowa się przed czarnymi jeźdźcami ?Słyszałam tętent kopyt , widziałam te czarne peleryny …. wyobraźnia …Potem był S.King i wiele innych książek .
.
Początek lat 90 …Radziecki telewizor kolorowy …Oglądam film , nagle w drzwiach się pojawiają dwaj chłopcy ..
 _Mamo , możemyyyy ???po chwili wahania …no dobra. Zaznaczę , że tytuł filmu to Amitiville .Oglądali może niewiele rozumiejąc , ale mama pozwoliła po 22 ślipiać w tv , cudownie .w pewnej chwili mówię , no dobra , idę spać , posiedzicie sami ? taaaaa …Za dosłownie 10 minut pod kołdrę wsuwa mi się młodszy …. , po pół godzinie starszy (chojrak)…. eeee , spać   mi się chce .Nigdy się nie się nie przyznali do strachu …. (Ta anegdota od lat krąży w naszej rodzinie , ku niezadowoleniu dziś już dorosłych mężczyzn.)

(Bukowa)

***

Tkwię.

Za głęboko wlazłem w życie 
Utknąłem w tym, co już było – Wspomnień Czarownych bagno.
Wciąż Tkwiąc w „wczoraj”.
…Ja wiem, będzie znów kolejne 'jutro” 
i będą dni następnych tłumy.
I nocy nieprzespanych korowody.
I chwile z bliżej nieokreślonym szczęściem.
… A przeszłość jak „dzisiaj”.
, Jak chwilę temu!
Jeszcze Jej dotyku nie znikło znamię.
Pod zamkniętymi powiekami mieni się, jeszcze
w jaskrawych barwach.
…Może dlatego przyszłości nie widać
mocno i wyraźnie?
Niepewnie postawić w Niej następny krok.
… A przecież w połowie drogi nie zatrzymam się, nie stanę.
Nie wrzasnę – Dokąd cholera!?..Miałem dojść?
Kierunek zmienia się wciąż nieustannie.
(K.Miłosz)

Dziki Pęd.

Coraz częściej w oczach ludzi widać agresję… Coraz mniej pokory . Na widok krwi  zlatuje się zawsze wataha gapiów- nienasyconych  tragedii, przemocy, bólu… Nie ,że  pomóc!. Swoimi telefonami robią zięcia -… Znów na „fb” przybędzie „lajków” !. Mało kto, przejdzie obok, spuszczając wzrok pod nogi z pokorą, nad marnym ludzkim losem… Mało kto zareaguje; – W czym mogę pomóc?.

Coraz częściej w słowach ludzi słychać agresję… Coraz mniej pokory… Warczymy,  nie rozmawiamy a warczymy na siebie!.

Jesteśmy pyszni, butni… Najważniejsi .O tym Wszyscy wiedzą… Nie jedną stronę już zapisano, jak bardzo ułomnie się stajemy, uwsteczniając w ewolucji… Przyczyn jest wiele, o tym też już pisano; pośpiech, chęć  posiadania… beztroski styl życia. Choroby ( np. SARS-CoV-2), wojny…. Zachłanność, chciwość. Cały łańcuszek zła!… I zamiast to zatrzymać, wciąż dokładamy kolejne ogniwa…I owszem, czasem Ktoś  chce „stawiać tamy”, przerwać ów łańcuch… Głośno zawołać – Nie! …Dla Mnie, takim krzykiem buntu, stał się wiersz W. Szymborskiej;

„Nieczytanie”

Do dzieła Prousta
nie dodają w księgarni pilota,
nie można się przełączyć
na mecz piłki nożnej
albo na kwiz, gdzie do wygrania volvo.

Żyjemy dłużej,
ale mniej dokładnie
i krótszymi zdaniami.

Podróżujemy szybciej, częściej, dalej,
choć zamiast wspomnień przywozimy slajdy.
Tu ja z jakimś facetem.
Tam chyba mój eks.
Tu wszyscy na golasa,
więc gdzieś pewnie na plaży.

Siedem tomów – litości.
Nie dałoby się tego streścić, skrócić,
albo najlepiej pokazać w obrazkach.
Szedł kiedyś serial pl. Lalka,
ale bratowa mówi, że kogoś innego na P.

Zresztą, nawiasem mówiąc, kto to taki.
Podobno pisał w łóżku całymi latami.
Kartka za kartką,
z ograniczoną prędkością.
A my na piątym biegu
i – odpukać – zdrowi.]

Ona  została usłyszana!.Lecz; –  „Jednym uchem wleciało, drugim wleciało” – Podważa się jej osiągnięcia, jej mądrość i talent!… Nie tylko Jej!.( np.) Olga Tokarczuk…Że „trudno” pisze, że narracja anty Polska…I w ogóle o Żydach( !?)… Ofiar jest wiele „Tej” wszechobecnej agresji… Znikają „autorytety” w ich miejsce przybywa „specjalistów”…Znikają „ikony” w ich miejsce pojawiają się „wyjątkowi”- Lecz wszyscy Oni,  nie są dla Wszystkich, tylko dla Wybranych… A Każdy chce być „wybrańcem”, nie „wszystkimi” – To takie pospolite, trywialne!.. Ja jestem inny niż Inni – Najważniejszy jestem i najznaczniejszy…Pokorny – Nigdy!!! ( przekora).

***

I na co Nam przyszło?.

Życie już samo w sobie, nie łatwe jest
, przeważnie pod górkę
a jak w dół, to na złamanie karku.
… Dlaczego nie może być monotonią szczęśliwości?
Powtarzalnością dobra , tak w nieskończoność?
Zarażać nim jak wirusem – Pandemia Spokoju,
gdzie śmierć przychodzi spodziewana
a i tak, odwlekana w czasie „ze starości”.
… Gdzie nikt nie pragnie samotności.
Rękę wyciąga na powitanie bez obaw,
że ją ktoś ugryzie…
Na co nam przyszło?…
Że strach staje się dominującym uczuciem.
Izolacja – Oazą bezpieczeństwa
a człowiek człowiekowi – Ryzykiem.

K.Miłosz.

Dlaczego?…

( Próbka prozy ( talentu) Pani”cebulkowej”)

  To był Jego azyl, schronienie przed światem rzeczywistym .Schodziła po cichu na dół, drzwi lekko zaskrzypiały…Kubek parującej kawy i kanapki położyła na stole … nie zareagował .Rozejrzała się z ciekawością , ile lat tu nie była ?Pięć ? Sześć ?Niewiele się zmieniło , ten sam zapach farb , terpentyny, sztaluga w kącie przykryta płachtą , pod ścianą blejtramy .Sporo bibelotów , które juz dawno powinny wylądować na śmietniku .Spojrzała na niego , skupionego nad kawałkiem drewna …ciemne , miękkie włosy na skroniach przyprószone siwizną , ostry zarys podbródka .Czas obszedł się z nim łaskawie …z czułością obserwowała jego dłonie o smukłych palcach . które teraz przybrudzone , delikatnie pracowały w drewnie . Pewnie kolejna piękna płaskorzeźba .Usiadła w kącie  na taborecie .Poczuła zmęczenie i coś..jeszcze . Tak , niezwykłe ciepło i rozgoryczenie .

Kolejny raz zadaje sobie pytanie …Kiedy ?Dlaczego ?Czy to moja wina ?Dzieci , obowiązki .Zestarzała się , to fakt ,uśmiech , blask jej oczu przyćmiły zmarszczki i zgorzknienie .Rozejrzała się ponownie po pokoju …to na tej , starej teraz i wytartej kanapie poczęli pierwszą córkę .Namalował jej wtedy skrzydła anioła na plecach i motyle . Tak bardzo się kiedyś kochali i pragnęli ..Istnieli tylko dwoje , dwoje … zanurzeni w swoim pożądaniu .Zaszczekał pies, wyszła cicho z pracowni ..

Usłyszał jak wchodzi , poczuł jej zapach. Nie było jej tu kilka lat .Kątem oka obserwował , jest nadal taka piękna i  i krucha

i znów pomyślał Kiedy ?? Dlaczego ???

( Bukowa)

***

Burza uczuć

Już szepty sumienia,
jak pierwszy podmuch wiatru,
poruszyły zmysłami.
Już chmur oblicze twarzy pełne.
Nadciąga burza uczuć.
Każdy szuka schronienia,
zamyka okna i drzwi.
Żywioł emocji już zbiera ofiary.
Ciężkie to będą dni!
W deszczu milczenia
nasiąkasz myślami,
ciężka od łez.
Miłości, jak słońca wyczekujesz.
Pogodzie samotności niech przyjdzie już kres.
Jak małe dzieci tulisz do ciała
swych smutków zatroskane buzie,
w uścisku mocnym, lecz troskliwym
z miłością,
z czułością,
z życiem.

(Miłosz)

***

Bo gdyby…

Bo gdyby nie przemijanie, to trwalibyśmy w miejscu jak mur z kamieni – Głuchy na radość, na smutek obojętny. …, Bo gdyby nie przemijanie, zapomniałbyś co tracisz, wciąż chłonąc nowe.
,Bo gdyby nie smutek, to bylibyśmy jak posąg z brązu, wciąż z jednym grymasem uśmiechu na twarzy – Tak nienaturalni… Bo gdyby nie smutek nie doceniłbyś radości, każdej jej krótkiej chwili.
,Bo gdyby nie radość, to nasze serca zastygłyby, nie znając potrzeby by bić w rytm życia… Bo gdyby nie radość, nie szukałbyś sensu życia.
,Bo gdyby nie życie… Nie doświadczyłbyś wartości, które czynią cię wyjątkowym.

***