Wczoraj koleżanka spytała mnie, czy napisałem coś o „zaufaniu”?
… Uczucie, przeczucie , pokładanie w kimś nadziei, bezgraniczna wiara i pewność, że to co powierzam drugiej osobie, nie zostanie wykorzystane przeciwko Mnie, wbrew moim oczekiwaniom, odczuciom. Nie sprawi bólu, nie przysporzy cierpienia … Bedzie wizją współistnienia z drugim człowiekiem- Czym jest zaufanie?… Oddajemy się w Czyjeś ręce pewni, że będą nas tylko czule obejmować?. Czy w ogóle jest możliwe „zaufanie” bez odrobiny „wiary”?. Wydaje Mi się, że niema czegoś takiego jak bezgraniczne zaufanie, bo to zrównało by sie z właśnie pojęciem „wiary”.. I stąd wszystkie problemy! …Ufać- Tak!… Bo to podstawa wszelkich działań miedzy ludźmi, lecz obdarowując kogoś zaufaniem, zostawmy sobie margines błędu, do którego ono ma sięgać…
W przypadku tworzenia związku z druga osobą ( stałego związku) , zaufanie jest podstawą, lecz nie jest jedynym budulcem!… Złamanie zaufania , nie powinno naruszyć wspólnych fundamentów na którym opiera się związek… Ktoś , kto potrafi wybaczać… Ktoś świadomy tego, że człowiek nie jest doskonały i popełnia błędy, zostawia sobie właśnie Ów „margines” zaufania.
… Co innego zaufanie wynikające z aspektu życia…. Wtedy, gdy jesteśmy od kogoś zależni ( Podobno zawsze jesteśmy zależni od czegoś, kogoś).Powierzając Komuś nasz los – Kogo kompletnie nie znamy, i nie poznamy … Też obdarzamy zaufaniem … Nie mamy bowiem innego wyjścia. Nieufność , rodzi większe problemy, niż zawiedzione zaufanie… Brak zaufania do ludzi, skutkuje samotnością. Więc ufajmy i róbmy wszystko, żeby Ktoś inny mógł zaufać i mi…
Nie tak dawno opisywałem moje spotkanie z pewna osobą… Była niewidoma. Takie osoby jak nikt inny musza polegać na zaufaniu… Ten tekst nie tak dawno opublikowałem ( ..W innym miejscu „sieci”), ale u f a m, że nikogo nie zawiodę pokazując go Tu…
***
… Tego dnia wsiadłem właśnie w ów tramwaj… Nie było wielu pasażerów ,” koronawirus” zniechęca do podróżowania tym środkiem lokomocji. Usiadłem zaraz obok wejścia, na drugim siedzeniu… Pokonywanie odległości pomiędzy czterema przystankami, upłynęło bardzo szybko… Za oknami tyle się działo, że obserwacja i analiza wszystkich „przypadków” , pochłonęła poczucie przemijającego czasu, ledwo zauważyłem , że to już przystanek na którym mam wysiąść. Zerwałem się energicznie na równe – obie nogi. Nie oglądając się nawet za siebie… I w tym samym momencie ; … – Przepraszam Pana bardzo! – Usłyszałem za plecami kobiecy głos i poczułem, jej rękę na plecach. Wsparła się o mnie bardzo mocno, tak, że musiałem zrobić pół kroku w przód, by sie nie przewrócić.
– Och! To ja przepraszam. – Odparłem, nie odwracając głowy. Bo byłem święcie przekonany, że to przez moje nagłe „zerwanie” się z miejsca. Ale w tym samym momencie, jej druga dłoń wylądowała na moim lewym ramieniu!?…
– Nie, nie!. – Wyprzedziła mój tok myślenia .
– Ja też tu wysiadam, tylko nie wiem jak daleko jesteśmy od drzwi… Dlatego pozwoli Pan, że pójdę za panem?. – … Owszem w tramwaju panował lekki półmrok, bo prawa strona torowiska była zarośnięta drzewami a po lewej ściany kamienic, ale bez przesady!?… Miałem sie odwrócić, by „ogarnąć” wzrokiem Ową Panią, ale Ona znów wyprzedziła moje zamiary.
– Niech się Pan nie odwraca, bo się jeszcze wywrócimy! – Zakomunikowała głosem, który miał w sobie odrobinę pewności . – Jestem niewidoma proszę Pana – Dodała.
Mi oczywiście od razy włączył sie tryb „Dobry Samarytanin”… – Teraz tramwaj sie zatrzymał…Uwaga trzy stopnie!…Wchodzę na pierwszy…Uwaga ostatni! – Zacząłem nadawać komunikaty, co ku mojemu zdziwieniu rozbawiło Ową Panią , na tyle, że jej śmiech był głośniejszy niż łoskot odjeżdżającego tramwaju.
– A Cóż tak Panią rozbawiło? – Zapytałem zdziwiony nieco.
– Sposób w jaki Pan mnie holował – Zaczęła się śmiać jeszcze głośniej!. Odwróciłem się… Za plecami stała młoda kobieta o bladej cerze twarzy, blond włosach i piwnych oczach , co oczywiście zburzyło mój stereotyp ” niewidomego” ( Osoby w ciemnych okularach z białą laską bądź psem przewodnikiem)… A Ona miała zwyczajną, ładną buzię z ładnymi oczętami… Może tylko źrenice były nieco większe?…
– A co, robiłem „nie tak”?. – Zacząłem dociekać.
– Poza ” gadaniem”, wszystko było dobrze ! – Parskała ze śmiechu. Zreflektowała się jednak, że mogę nie zrozumieć …
– Mi wystarczyło tylko , że dotykam pana nad biodrem i trzymam rękę na Pańskim ramieniu… Wtedy wykonuję te same ruchy a gdy Pan do mnie mówi, dekoncentruje pan moją uwagę…. Zwłaszcza Tym – „Uwaga!” – Tu znowu mimowolnie zaczęła chichotać.
– W takim razie przepraszam, za swoje nieumyślne i niezamierzone „gadanie”…Byłem przekonany, że tak jeszcze bardziej pomogę… A tu proszę – Utrudniłem!
– Nie!…Naprawdę bardzo mi Pan pomógł.. Dziękuję !…
Nie ma za co! – Odpowiedziałem lekko zabarwionym skromnością głosem i odwróciłem się na pięcie, z zamiarem udania się w kierunku mostu Dębnickiego, gdy Ona znów złapała mnie za ramię…
– Przepraszam, Czy my jesteśmy obok „Jubilata” – Zapytała.
– No tak.. Na Zwierzynieckiej. Po prawej jest Jubilat, po lewej Wisła – Odpowiedziałem i w tym samym momencie mnie olśniło ” …No Tak!, przecież my jesteśmy na „wysepce”.
– To w którą stronę idziemy? – Zreflektowałem się.
– Na Bulwary – Odpowiedziała rozbawionym głosem i ruszyliśmy a Ja, musiałem się bardzo starać, by nie odezwać się ani słowem!… Tu się liczył dotyk!
Gdy juz znaleźliśmy się, na chodniku od strony bulwarów, grzecznie oznajmiłem – Już dotarliśmy na chodnik Proszę Pani… – Uśmiechając się i wyciągając do mnie rękę rzuciła – Magda jestem.- Uścisnąłem jej dłoń… Była całkiem blada, z długimi palcami.
Ja mam na imię Tomasz… ( Już nie chciałem mówić, że właściwie Miłosz-Tomasz…Po co komplikować?). Gdybyś ( Od razy przeszedłem na „TY”) nie powiedziała, że nie widzisz w życiu bym się nie domyślił .
– A no Jestem… Tomaszu? – Chciała utwierdzić się w przekonaniu , że dobrze usłyszała moje imię.
– Tak, tak „Tomasz” Pani Magdo …
– Jaka znów ze mnie „Pani”, samo” Magda” wystarczy!… Ty z pewnością jesteś o wiele starszy ode-mnie? – Upewniała się.
– No swoje lata mam… Ale o ile jestem starszy, czy akurat o to „wiele” to już zależy ile lat masz Ty?. – Tu się szelmowsko uśmiechnąłem w przekonaniu, że przecież i tak nie zobaczy…
– Czuję, że pan się teraz uśmiecha Tomaszu… – Odpowiedziała, grzebiąc ręką w torebce przewieszonej przez ramię.
– Mam 36 lat… A Ty? – Dodała z ciekawością i wyciągając z torebki, biały przedmiot i jednym machnięciem rozłożyła białą laskę… – Teraz już widać, że jestem niewidoma?
Widać, widać – Wymamrotałem – A ja, coś tak koło sześćdziesiątki jestem… – Zacząłem nieśmiało.
… – Nie, nie!…Póki co jesteś obok 36-latki – Zanów zaczęła się uśmiechać.
– W którą stronę idziesz? – Usłyszałem w jej głosie nadzieję, że idę w tym samym kierunku co i Ona…
– Na most i drugą stronę Wisły – Odpowiedziałem też z nadzieją w głosie, ze idzie w tym samym kierunku… Bardzo miło się z Nią rozmawiało.
– Oj, ja Bulwarami też na most… Tyle, że Grunwaldzki… Po prostu , zachciało mi się pospacerować. – ( !?)Tak jak pomyślałem – Jej też nasza rozmowa sprawiała przyjemność…
– Wiesz co Magdo, jeżeli nie masz nic przeciwko temu, to chwilę z Tobą „pospaceruję”… Właściwie to nie mam dokąd się śpieszyć … – Gdyby widziała moją twarz w tym momencie, spostrzegłaby, że czerwienią mi się uszy… Zawsze gdy kłamię!
– Byłoby Mi bardzo miło Tomku – Jej głos znów nabrał promieni słońca… Schodkami zeszliśmy na bulwarową alejkę, skręcając w stronę Podzamcza.
– Pierwszy raz zawierasz znajomość z Kimś Takim jak ja? – Zagadnęła.
– Nie, no znam osobę…Znałem, bo znikła gdzieś w zawierusze życia… To był chłopiec – Dzieciak. – Ale nie prowadzałem Go, tak jak Ciebie… Od „zawsze” nie widzisz?
– W zasadzie, to przestałam widzieć podobno w wieku 2 lat… Ale nie pamiętam, dla mnie nie widzę „od zawsze”…
– Jakiś uraz?
– Nie… LCA.
– „LCA”?. To jakiś skrót?.
– Tak, po „naszemu” to Wrodzona ślepota Lebera… Choroba genetyczna.
– …Po mamusi, czy po tatusiu?
– Nie… Obydwoje dobrze widzą i moja siostra, też nie narzeka na wzrok… Babcia miała to samo. Odziedziczyłam pewnie po babci?
– … Skoro rodzice żyją i masz siostrę, to co tak samotnie na ten spacer się wybrałaś?.
– Och!. Rodzice mieszkają daleko… Tu w Krakowie mieszkam „kątem” u siostry… Dobra siostra, zawsze mogę na nią liczyć, ale wyjechała z moim szwagrem i siostrzeńcem na wakacje a Mi znudziło się siedzenie w czterech ścianach… – Jej głos znów zrobił się „szary” ( Nie, nie smutny a taki jakiś… Nostalgicznie- zadumany). Właśnie dochodziliśmy pod zamkowe mury, zauważyłem opustoszała ławkę.
– … Z pięć kroków przed nami , po twojej lewej stronie jest ławka… Usiądziemy?
– Dobrze – Odpowiedziała rozpinając swoją torebkę, zagłębiając w niej swoją prawą dłoń. Gdy dłoń się wynurzyła z czeliści torebki, trzymała poskładaną w prostokącik podkładkę do siedzenia
– Ty w tej torebce, to masz chyba wszystko… nawet Karimatę? – Zażartowałem.
– Gdybyś nie zauważył, mam ubrane białe spodnie – Uśmiechnęła się. Specjalnie ją zabrałam, żeby jak przyjdzie mi ochota gdzieś przysiąść.
-Skąd wiesz jaki mają kolor Twoje spodnie?… Znaczy się, wiesz jak wygląda „biel”?. – Wydało mi się to troszkę idiotyczne, że tak pytam…
– Biel to ; czystość, niewinność, nowy początek – Zaczęła … Ale zaraz przestała a po chwili wahania dopowiedział – …Wiem co to biel, ale nie mam pojęcia jak wygląda… Guzik jest wypukły , każda rzecz jest inna, wystarczy tylko zapamiętać różnicę… – Jej „kijek” uderzy w szczebel ławki a Ona pochylając się nad nią, rozłożyła swoje „siedzisko”… I usiadła centralnie pośrodku rozłożonej maty… Ja to bym z dwa razy sprawdził kierunek kupra przy sadzaniu, żeby trafić w punkt!…
– Naprawdę, gdyby nie ta laska w twojej ręce, nikt by nie uwierzył …
– Lata pracy Tomaszu! – Przerwała Mi, dotykając prawą dłonią w nadgarstek lewej.. – O już szesnasta!?- Skonstatowała lekko zdziwiona. Na przegubie miała coś, co wcześniej wziąłem na srebrzącą się bransoletę… A to był zegarek.
– Zawsze się zastanawiałem, czy przy dotykaniu tarczy, nie krzywią się wskazówki?… – Ona parsknęła śmiechem.
– Uwierz, nie krzywią się… Mam wyczucie…
– Zauważyłem to właśnie w tramwaju, gdy się o mnie oparłaś – Odpowiedziałem z przekąsem.
– Faktycznie… Chciałam upewnić się, kto przede mną stoi. Tylko mocno zbudowany mężczyzna, pod takim naciskiem ręki , nie zrobił by kroku do przodu… Co w wypadku, gdyby tramwaj gwałtownie zwolnił, miała bym się na Kim zatrzymać… A po Twojej reakcji, wywnioskowałam, że jesteś , dobrze zbudowanym „starszym Panem”… Czyli w miarę „bezpiecznym” obiektem! – Cały czas w jej głosie słychać było „figlarne chochliki”
– „Bezpieczny Obiekt”?.
– Tak… Ty oceniając na podstawie wyglądu, oceniasz prawdopodobieństwo zachowania Owej osoby. Ja muszę wybierać w ciemno! – Miała ciepły, miły głos i śmiech… Prawie „dziewczęcy ” , nim właśnie sie teraz śmiała…
– Z mojej perspektywy Świat jest bardziej skomplikowany, Tomaszu … W wielu przypadkach muszę zdawać się na Innych… Ale takich, Którzy nie zrobią Mi krzywdy… Więc szukam „bezpiecznych” ludzi… Obliczalnych w swoim zachowaniu…
– No dobrze… Ale skąd pewność, że jestem „obliczalny”?
– … Choćby z Twojej reakcji… Nie zbyłeś mnie byle powodem.. Nie ” uciekłeś”… Ale też ton twojego głosu, nie słychać w nim natarczywości, agresji… Ciekawość słuchać. A ja akurat dziś mam dzień, na zaspokajanie „ciekawości” Starszego Pana…
***
Ufnosć.
Oddaję się w twoje ręce,
pełny ufności, że nie zawiedziesz
pokładanej w tobie nadziei…
lecz wiedz!
– Mam świadomość,
że mogę być ciężarem
nie do udźwignięcia.
… Więc gdybyś czasem nie podołał,
niosąc i upuścił – Zrozumiem,
lecz oczekiwał będę od ciebie,
że podając dłoń,
pomagając wstać,
znów razem dalej,
we dwoje, pójdziemy przez życie…
(K.Miłosz)