&…

Życie męczy (  Przewrotnie zwana „Prawdą  P.Coelho ” ) ….Meczy każdym dniem. Choć każdy z nich – Inny…To wszystkie One sie powtarzają… I właśnie ten rysunek, ciągle mi przypomina o tym, żeby nie dać się „wmurować”  w żaden z murów, które ograniczają moje „ja” (Freuda by się uśmiechnął)… Rysunek powstał lata temu… Nawet nie pamiętam, Kto jest posiadaczem oryginału. Często go „publikowałem”… Za każdym razem z innym „wierszem”… Żeby choć słowa się zmieniały, skoro obraz ten sam.. niezmiennie.

(K.Miłosz)

Ot tak…

Podobno całe nasze istnienie, to wielki krąg…Kręgi – Powstają cywilizacje a potem giną i znów się odradzają i giną i znów…i znów. Podobno wszystko już kiedyś było…Ale że nie takie samo, inni ludzie, inne miejsce, lecz sytuacje te same… Te same myśli, problemy, smutki – Życie wciąż takie samo… Podobno Wiecznością Człowieka, jest jego pamięć, powielana z pokolenia na pokolenie..( okrąg)Stale tak będziemy się „kręcić”?….Czy kiedyś w końcu, siłą rozpędu oderwiemy się, nie zataczając  kolejnego okręgu i ulecimy gdzieś w zapomnienie?…

Ufność.

Wczoraj koleżanka spytała mnie, czy  napisałem coś o „zaufaniu”?

… Uczucie, przeczucie , pokładanie w kimś nadziei, bezgraniczna wiara i pewność, że to co powierzam drugiej osobie, nie zostanie wykorzystane przeciwko Mnie, wbrew moim oczekiwaniom, odczuciom. Nie sprawi bólu, nie przysporzy cierpienia … Bedzie wizją współistnienia z drugim człowiekiem- Czym jest zaufanie?… Oddajemy się w Czyjeś ręce pewni,  że będą nas tylko czule obejmować?. Czy w ogóle jest możliwe „zaufanie” bez odrobiny „wiary”?. Wydaje Mi się, że niema czegoś takiego jak bezgraniczne zaufanie, bo to  zrównało by sie z  właśnie pojęciem „wiary”.. I stąd wszystkie problemy! …Ufać- Tak!… Bo to podstawa wszelkich działań miedzy ludźmi, lecz obdarowując kogoś zaufaniem, zostawmy sobie margines błędu, do którego ono ma sięgać…

 W przypadku tworzenia związku z druga osobą ( stałego związku) , zaufanie jest podstawą, lecz nie jest jedynym budulcem!… Złamanie zaufania , nie powinno naruszyć wspólnych fundamentów na którym opiera się związek… Ktoś , kto potrafi wybaczać… Ktoś świadomy tego, że człowiek nie jest doskonały i popełnia błędy, zostawia sobie właśnie Ów „margines” zaufania.

… Co innego zaufanie wynikające z aspektu życia…. Wtedy, gdy jesteśmy od kogoś zależni ( Podobno zawsze jesteśmy zależni od czegoś, kogoś).Powierzając Komuś nasz los – Kogo kompletnie  nie znamy, i nie poznamy … Też obdarzamy zaufaniem … Nie mamy bowiem innego wyjścia. Nieufność , rodzi większe problemy, niż zawiedzione zaufanie… Brak zaufania do ludzi, skutkuje samotnością. Więc ufajmy i róbmy wszystko, żeby Ktoś inny mógł zaufać i mi…

Nie tak dawno opisywałem moje spotkanie z pewna osobą… Była niewidoma. Takie osoby jak nikt inny musza polegać na zaufaniu… Ten tekst  nie tak dawno opublikowałem ( ..W innym miejscu „sieci”), ale  u f a m, że nikogo nie zawiodę pokazując go Tu…

***

… Tego dnia wsiadłem właśnie w ów tramwaj… Nie było wielu pasażerów ,” koronawirus” zniechęca do podróżowania tym środkiem lokomocji. Usiadłem zaraz obok wejścia, na drugim siedzeniu… Pokonywanie odległości pomiędzy czterema przystankami, upłynęło bardzo szybko… Za oknami tyle się działo, że obserwacja i analiza wszystkich „przypadków” , pochłonęła poczucie przemijającego czasu, ledwo zauważyłem , że to już przystanek na którym mam wysiąść. Zerwałem się energicznie na równe – obie nogi. Nie oglądając się nawet za siebie… I w tym samym momencie ; … – Przepraszam Pana bardzo! – Usłyszałem za plecami kobiecy głos i poczułem, jej rękę na plecach. Wsparła się o mnie bardzo mocno, tak, że musiałem zrobić pół kroku w przód, by sie nie przewrócić.
– Och! To ja przepraszam. – Odparłem, nie odwracając głowy. Bo byłem święcie przekonany, że to przez moje nagłe „zerwanie” się z miejsca. Ale w tym samym momencie, jej druga dłoń wylądowała na moim lewym ramieniu!?…
– Nie, nie!. – Wyprzedziła mój tok myślenia .
– Ja też tu wysiadam, tylko nie wiem jak daleko jesteśmy od drzwi… Dlatego pozwoli Pan, że pójdę za panem?. – … Owszem w tramwaju panował lekki półmrok, bo prawa strona torowiska była zarośnięta drzewami a po lewej ściany kamienic, ale bez przesady!?… Miałem sie odwrócić, by „ogarnąć” wzrokiem Ową Panią, ale Ona znów wyprzedziła moje zamiary.
– Niech się Pan nie odwraca, bo się jeszcze wywrócimy! – Zakomunikowała głosem, który miał w sobie odrobinę pewności . – Jestem niewidoma proszę Pana – Dodała.
Mi oczywiście od razy włączył sie tryb „Dobry Samarytanin”… – Teraz tramwaj sie zatrzymał…Uwaga trzy stopnie!…Wchodzę na pierwszy…Uwaga ostatni! – Zacząłem nadawać komunikaty, co ku mojemu zdziwieniu rozbawiło Ową Panią , na tyle, że jej śmiech był głośniejszy niż łoskot odjeżdżającego tramwaju.
– A Cóż tak Panią rozbawiło? – Zapytałem zdziwiony nieco.
– Sposób w jaki Pan mnie holował – Zaczęła się śmiać jeszcze głośniej!. Odwróciłem się… Za plecami stała młoda kobieta o bladej cerze twarzy, blond włosach i piwnych oczach , co oczywiście zburzyło mój stereotyp ” niewidomego” ( Osoby w ciemnych okularach z białą laską bądź psem przewodnikiem)… A Ona miała zwyczajną, ładną buzię z ładnymi oczętami… Może tylko źrenice były nieco większe?…
– A co, robiłem „nie tak”?. – Zacząłem dociekać.
– Poza ” gadaniem”, wszystko było dobrze ! – Parskała ze śmiechu. Zreflektowała się jednak, że mogę nie zrozumieć …
– Mi wystarczyło tylko , że dotykam pana nad biodrem i trzymam rękę na Pańskim ramieniu… Wtedy wykonuję te same ruchy a gdy Pan do mnie mówi, dekoncentruje pan moją uwagę…. Zwłaszcza Tym – „Uwaga!” – Tu znowu mimowolnie zaczęła chichotać.
– W takim razie przepraszam, za swoje nieumyślne i niezamierzone „gadanie”…Byłem przekonany, że tak jeszcze bardziej pomogę… A tu proszę – Utrudniłem!
– Nie!…Naprawdę bardzo mi Pan pomógł.. Dziękuję !…
Nie ma za co! – Odpowiedziałem lekko zabarwionym skromnością głosem i odwróciłem się na pięcie, z zamiarem udania się w kierunku mostu Dębnickiego, gdy Ona znów złapała mnie za ramię…
– Przepraszam, Czy my jesteśmy obok „Jubilata” – Zapytała.
– No tak.. Na Zwierzynieckiej. Po prawej jest Jubilat, po lewej Wisła – Odpowiedziałem i w tym samym momencie mnie olśniło ” …No Tak!, przecież my jesteśmy na „wysepce”.
– To w którą stronę idziemy? – Zreflektowałem się.
– Na Bulwary – Odpowiedziała rozbawionym głosem i ruszyliśmy a Ja, musiałem się bardzo starać, by nie odezwać się ani słowem!… Tu się liczył dotyk!

Gdy juz znaleźliśmy się, na chodniku od strony bulwarów, grzecznie oznajmiłem – Już dotarliśmy na chodnik Proszę Pani… – Uśmiechając się i wyciągając do mnie rękę rzuciła – Magda jestem.- Uścisnąłem jej dłoń… Była całkiem blada, z długimi palcami.
Ja mam na imię Tomasz… ( Już nie chciałem mówić, że właściwie Miłosz-Tomasz…Po co komplikować?). Gdybyś ( Od razy przeszedłem na „TY”) nie powiedziała, że nie widzisz w życiu bym się nie domyślił .
– A no Jestem… Tomaszu? – Chciała utwierdzić się w przekonaniu , że dobrze usłyszała moje imię.
– Tak, tak „Tomasz” Pani Magdo …
– Jaka znów ze mnie „Pani”, samo” Magda” wystarczy!… Ty z pewnością jesteś o wiele starszy ode-mnie? – Upewniała się.
– No swoje lata mam… Ale o ile jestem starszy, czy akurat o to „wiele” to już zależy ile lat masz Ty?. – Tu się szelmowsko uśmiechnąłem w przekonaniu, że przecież i tak nie zobaczy…
– Czuję, że pan się teraz uśmiecha Tomaszu… – Odpowiedziała, grzebiąc ręką w torebce przewieszonej przez ramię.
– Mam 36 lat… A Ty? – Dodała z ciekawością i wyciągając z torebki, biały przedmiot i jednym machnięciem rozłożyła białą laskę… – Teraz już widać, że jestem niewidoma?
Widać, widać – Wymamrotałem – A ja, coś tak koło sześćdziesiątki jestem… – Zacząłem nieśmiało.
… – Nie, nie!…Póki co jesteś obok 36-latki – Zanów zaczęła się uśmiechać.
– W którą stronę idziesz? – Usłyszałem w jej głosie nadzieję, że idę w tym samym kierunku co i Ona…
– Na most i drugą stronę Wisły – Odpowiedziałem też z nadzieją w głosie, ze idzie w tym samym kierunku… Bardzo miło się z Nią rozmawiało.
– Oj, ja Bulwarami też na most… Tyle, że Grunwaldzki… Po prostu , zachciało mi się pospacerować. – ( !?)Tak jak pomyślałem – Jej też nasza rozmowa sprawiała przyjemność…
– Wiesz co Magdo, jeżeli nie masz nic przeciwko temu, to chwilę z Tobą „pospaceruję”… Właściwie to nie mam dokąd się śpieszyć … – Gdyby widziała moją twarz w tym momencie, spostrzegłaby, że czerwienią mi się uszy… Zawsze gdy kłamię!
– Byłoby Mi bardzo miło Tomku – Jej głos znów nabrał promieni słońca… Schodkami zeszliśmy na bulwarową alejkę, skręcając w stronę Podzamcza.
– Pierwszy raz zawierasz znajomość z Kimś Takim jak ja? – Zagadnęła.
– Nie, no znam osobę…Znałem, bo znikła gdzieś w zawierusze życia… To był chłopiec – Dzieciak. – Ale nie prowadzałem Go, tak jak Ciebie… Od „zawsze” nie widzisz?
– W zasadzie, to przestałam widzieć podobno w wieku 2 lat… Ale nie pamiętam, dla mnie nie widzę „od zawsze”…
– Jakiś uraz?
– Nie… LCA.
– „LCA”?. To jakiś skrót?.
– Tak, po „naszemu” to Wrodzona ślepota Lebera… Choroba genetyczna.
– …Po mamusi, czy po tatusiu?
– Nie… Obydwoje dobrze widzą i moja siostra, też nie narzeka na wzrok… Babcia miała to samo. Odziedziczyłam pewnie po babci?
– … Skoro rodzice żyją i masz siostrę, to co tak samotnie na ten spacer się wybrałaś?.
– Och!. Rodzice mieszkają daleko… Tu w Krakowie mieszkam „kątem” u siostry… Dobra siostra, zawsze mogę na nią liczyć, ale wyjechała z moim szwagrem i siostrzeńcem na wakacje a Mi znudziło się siedzenie w czterech ścianach… – Jej głos znów zrobił się „szary” ( Nie, nie smutny a taki jakiś… Nostalgicznie- zadumany). Właśnie dochodziliśmy pod zamkowe mury, zauważyłem opustoszała ławkę.
– … Z pięć kroków przed nami , po twojej lewej stronie jest ławka… Usiądziemy?
– Dobrze – Odpowiedziała rozpinając swoją torebkę, zagłębiając w niej swoją prawą dłoń. Gdy dłoń się wynurzyła z czeliści torebki, trzymała poskładaną w prostokącik podkładkę do siedzenia
– Ty w tej torebce, to masz chyba wszystko… nawet Karimatę? – Zażartowałem.
– Gdybyś nie zauważył, mam ubrane białe spodnie – Uśmiechnęła się. Specjalnie ją zabrałam, żeby jak przyjdzie mi ochota gdzieś przysiąść.
-Skąd wiesz jaki mają kolor Twoje spodnie?… Znaczy się, wiesz jak wygląda „biel”?. – Wydało mi się to troszkę idiotyczne, że tak pytam…
– Biel to ; czystość, niewinność, nowy początek – Zaczęła … Ale zaraz przestała a po chwili wahania dopowiedział – …Wiem co to biel, ale nie mam pojęcia jak wygląda… Guzik jest wypukły , każda rzecz jest inna, wystarczy tylko zapamiętać różnicę… – Jej „kijek” uderzy w szczebel ławki a Ona pochylając się nad nią, rozłożyła swoje „siedzisko”… I usiadła centralnie pośrodku rozłożonej maty… Ja to bym z dwa razy sprawdził kierunek kupra przy sadzaniu, żeby trafić w punkt!…
– Naprawdę, gdyby nie ta laska w twojej ręce, nikt by nie uwierzył …
– Lata pracy Tomaszu! – Przerwała Mi, dotykając prawą dłonią w nadgarstek lewej.. – O już szesnasta!?- Skonstatowała lekko zdziwiona. Na przegubie miała coś, co wcześniej wziąłem na srebrzącą się bransoletę… A to był zegarek.
– Zawsze się zastanawiałem, czy przy dotykaniu tarczy, nie krzywią się wskazówki?… – Ona parsknęła śmiechem.
– Uwierz, nie krzywią się… Mam wyczucie…
– Zauważyłem to właśnie w tramwaju, gdy się o mnie oparłaś – Odpowiedziałem z przekąsem.
– Faktycznie… Chciałam upewnić się, kto przede mną stoi. Tylko mocno zbudowany mężczyzna, pod takim naciskiem ręki , nie zrobił by kroku do przodu… Co w wypadku, gdyby tramwaj gwałtownie zwolnił, miała bym się na Kim zatrzymać… A po Twojej reakcji, wywnioskowałam, że jesteś , dobrze zbudowanym „starszym Panem”… Czyli w miarę „bezpiecznym” obiektem! – Cały czas w jej głosie słychać było „figlarne chochliki”
– „Bezpieczny Obiekt”?.
– Tak… Ty oceniając na podstawie wyglądu, oceniasz prawdopodobieństwo zachowania Owej osoby. Ja muszę wybierać w ciemno! – Miała ciepły, miły głos i śmiech… Prawie „dziewczęcy ” , nim właśnie sie teraz śmiała…
– Z mojej perspektywy Świat jest bardziej skomplikowany, Tomaszu … W wielu przypadkach muszę zdawać się na Innych… Ale takich, Którzy nie zrobią Mi krzywdy… Więc szukam „bezpiecznych” ludzi… Obliczalnych w swoim zachowaniu…
– No dobrze… Ale skąd pewność, że jestem „obliczalny”?
– … Choćby z Twojej reakcji… Nie zbyłeś mnie byle powodem.. Nie ” uciekłeś”… Ale też ton twojego głosu, nie słychać w nim natarczywości, agresji… Ciekawość słuchać. A ja akurat dziś mam dzień, na zaspokajanie „ciekawości” Starszego Pana…

***

Ufnosć.

Oddaję się w twoje ręce,

pełny ufności, że nie zawiedziesz

pokładanej w tobie nadziei…

lecz wiedz!

– Mam świadomość,

że mogę być ciężarem

nie do udźwignięcia.

… Więc gdybyś czasem nie podołał,

niosąc i upuścił – Zrozumiem,

lecz oczekiwał będę od ciebie,

 że podając dłoń,

pomagając wstać,

znów razem dalej,

we dwoje, pójdziemy przez życie…

(K.Miłosz)

Zaklęcia.

Dziś nie będzie „zadumanie” … Dziś nie będzie romantycznie, lirycznie…

Nie da się uciec od rzeczywistości… Mimo wszystko w niej istniejemy i jakbyśmy Ją zaklinali, niewielki wpływ na nią mamy… Takich” zaklinaczy”, przy okazji wirusa coraz więcej…

 Pierwszym zaklęciem ( a bardziej przekleństwem) są maseczki, sam słyszałem jak jedna Pani , drugiej Pani  mówiła; – Przez to, że używamy maseczek, można się nabawić grzybicy płuc – Tak, tak!…Słyszałam…A wie Pani, że maseczki też mogą popsuć wzrok!? – No co też Pani powie!?. – , I po co Nam to każą zakładać?… I w imię lepszego dotlenienia mózgu ,w trosce o płuca i wzrok, zakładamy maseczki tylko na pokaz – niedbale, byle jak z nosami na „wierzchu” …Dziesiąty raz wyciągając z torebki, gdzie nosimy ja od miesiąca… Bo zawsze może się przydać!

Drugim sposobem zaklinania „covidowej'  rzeczywistości, są obrzędy odprawiane w nocnych barach i klubach… Podobno po zmroku wirus się mniej rozprzestrzenia… A już, przy głośnej muzyce, i po kilku piwach z daleka nas omija… Po alkoholu wypitym w dobrym towarzystwie, to zyskujemy nawet kilka dni, kompletnej antywirusowej ochrony ( Skutki uboczne to wiadomo..lekkie zawroty głowy i kac następnego dnia)… I jeszcze aspekt psychologiczny nie mniej ważny; Po odpowiedniej dawce „dezynfekującej” , rzeczywistość przestaje mieć znaczenie…

Trzecim rytuałem, odprawianym w „intencji”  wirusa, są rytualne podrygi w imię wolności… Jeden z drugim Szamanem, wybija na bębenku rytm, który niosąc sie szerokim echem, nawołuje do ignorowania wszelkich ograniczeń… „Wolność przeciwstawi się wszystkiemu!” – Rozbrzmiewa wśród tłumów ( … Odpowiedniejszym określeniem byłoby „tumanów”) . Podskakujący w rytm owych dźwięków, doprowadzają się to transu, gdzie wszystko zło wirusa, całkiem odlatuje od ciała (  wraz z zdrowym rozsądkiem).

Następnym zaklęciem  jest  „pomniejszanie”… Obrzęd „scenice fistion”, powoduje zmniejszenie wirusa do rozmiarów niezauważalnych objawowo… O wiele dokuczliwsze objawy ma katar!. Wyznawcy „pomniejszania” , to przeważnie odłam ” anty-szczepionkowców ” i zwolenników medycyny naturalnej…

Nie mniej przerażającym zaklęciem, jest zaklęcie ” Medialne” …To Ci parszywi dziennikarze, roznoszą w informacjach strach, panikę… Należy w tym przypadku, odwracając się przez lewe ramię, trzy razy splunąć za siebie, wypowiadając zaklęcie ” Media kłamią”…

Wiem!. Wiem ,że to I D I O T Y Z M Y… Rzeczywistość jaka by, nie była – Dotknie Nas.. Każdego z osobna.

***

Chwilka zwątpienia.

Dzień znów wstałaś lewą nogą,
Nie pomogło Jego rzucone na przekór „Dzień-dobry”.
Zalewając kawę wrzącą wodą pękła filiżanka

… Już Ci się nie chce walczyć!
Tak od rana naprzeciw wyzwaniom,
nadstawiając pierś stajesz… 
Ileż można?
Przecież nie jesteś z Tytanowej Stali twarda
a z kruchego szkła delikatna.

Znów pokręcisz się po mieszkaniu,
szukając kurzu do wytarcia.
Na obiad zupę z torebki Mu ugotujesz,
a dziecko zbesztasz: – Gdzie masz czapkę !?
… I dzień się będzie toczył jak pod górę.

Oglądniesz serial i wiadomości;

– Znów same złe!

– Wieczorem kołdrą, przykryjesz się pod szyję

w modlitwie prosząc o inny,

 lepszy – Jutro dzień…

(K.Miłosz)

Sen.

Nikt nigdy nie zastanawiał się skąd przyszedł, po prostu, któregoś dnia pojawił się i został . Niepozorny człeczyna – taki, co to jak spotkasz dziesięciu ludzi a On jest wśród nich, Ty zapamiętasz tylko tych dziewięciu…Cichy, pokorny…Naiwnego serca.
Zawsze napotkanym przechodnią mówił „Dzień-dobry”, choć stale chodził z spuszczoną głową i wzrokiem wpatrzoną pod nogi… Rozkojarzony, oderwany od realnego świata.

To był deszczowy poranek z zapłakanymi szybami.
Tego dnia jak co rano z wyszczerbioną filiżanką kawy siedział na wprost kuchennego okna z widokiem na ulicę… Rozpamiętywał sen w którym
chodził po wielkim, pustym domu… Od drzwi do drzwi, które popchnięte otwierały się skrzypiąc. Gdy dźwięk cichł a drzwi zastygały w bezruchu na oścież, jego oczą ukazywały sie opustoszałe pokoje. Mijał Je, jeden po drugim… Trzeszczącymi stopniami wszedł na piętro, opierając się przy tym o wyliniałą, pokrytą kurzem poręcz.. I znów puste pokoje i drzwi…Ich jęk kaleczył echem ciszę… W końcu za kolejnymi drzwiami, Jego oczą ukazało się obszerne wnętrze, wypełnione przytłumionym białym światłem, które przecinały jaskrawe promienie słońca… Na białych ścianach tańczyły cienie firanek. Pośrodku pokoju- Łoże z białym baldachimem.. Na brzegu łóżka siedziała kobieta. Była naga, młoda – Piękna. Śmiejąc sie radośnie usiłowała przydeptać stopą, jeden z słonecznych promieni… Gdy Go zauważyła, uśmiechnęła się jeszcze radośniej i robiąc ręką zapraszający gest powiedziała: „- Chodź, będziemy łapać słoneczne zajączki” …
… – Siedział tak pijąc kawę. Wpatrywał się w ulicę i myślał nad tym, cóż takiego mógł oznaczać ten sen?…
Nagle dzwonek!. Wyrwał go z letargu… Pomimo, że patrzył nie widział… Przed bramą ogrodu stała jakaś kobieta trzymająca za rękę małe dziecko obok niej.
Odstawił filiżankę, rozchlapując niedopitą kawę… Wstał zawiązując pasek wymiętego szlafroka; „- No nie wiem?… Co Ona sobie o mnie pomyśli jak tak stanę przed nią w pantoflach i szlafroku z parasolką w ręce”… Jednak, gdy już zamknął za sobą wejściowe drzwi przez myśl przemknęło Mu; ” – A zresztą.. Jakie to ma znaczenie?”… A gdy wdepnął dziurawym pantoflem w kałużę wody – pomyślał; ” Czego Ona może chcieć?”.
– Bardzo Pana przepraszam… – Zaczęła mówić głosem pełnym obawy- Czy możemy „przeczekać deszcz” u Pana na ganku?.
– Ależ proszę bardzo – Odpowiedział zdziwiony.
Kobieta uśmiechnęła się….Błysk radości. A on zauważył to, czego nie było widać przez okno… Wózek z tobołkami.
– To cały mój majątek – Odrzekła, jakby czytając jego myśli, po czym dodała -Tak, tak… Jestem „bezdomna”.
– Jakoś nikt Inny na tej ulicy nie chciał mnie wpuścić…. – Antoś podziękuj Panu – Szturchnęła dziecko za ramię…
Ale chłopiec tylko wtulił się w mamę.
On widząc jak kobieta przez chwilkę szarpie się z koślawym wózkiem i chłopcem, rzucił krótkie – Pomogę!.
Gdy już stali w ganku, potok wody spływający z obojga gości zalał posadzkę.
– Wejdźcie do środka.. Tu jest zimno a Wy jesteście przemoknięci – Powiedział i pchnął ręką drzwi… Które skrzypiąc otwarły sie na oścież….

( 17,04.2009)

Antoś kończy dziś 15 lat… Został wtedy w Tym domu, razem ze swoją mamą… Na dłużej nieco niż tylko na „przeczekanie” złej pogody, która właśnie dziś jest podobna do Tamtej…Wtedy, choć to inna pora roku i czas inny, ale jak wtedy- Zimny, wietrzny, deszczowy poranek… Brzydsze oblicze Jesieni, na zewnątrz „Ich' domu… Bo w środku czterech ścian, stale Wiosna!… Coś co wypuściło pąki 11 lat temu rozkwitając miłością, kwitnie do dziś… –  Mało to razy widziałem!?… On z niepozornego, zamkniętego w sobie „człowieczka”, przeistoczył się w pewnego swoich słuszności, silnego mężczyznę. Ona zagubiona w zgiełku życia w bezradności…Odnalazła drogę…Po której razem z nim idą przez życie. Choć przyszło im znosić wiele upokorzeń na początku… Język ludzi, jak język żmii, też potrafi sączyć jad; – …Że on, Przybłęda znikąd, wziął sobie inna „przybłędę” i to z dzieckiem… Że  żyją bez  wzajemnych ślubów przed Bogiem..Że Kto to widział tak!?… – Moja ulica, jest mało tolerancyjna… I nie lubi „obcych”, bo Taki obcy, to nie wiadomo „Kto”… I dlatego, najlepiej zrobić sobie z niego wroga, by odwrócić  uwagę od własnej agresji względem innych…

Siedzę przy Oknie, na zewnątrz mokro, zimno… W oddali po drugiej stronie ulicy widać ich dom… – On twierdzi, że to Ten sen…Tylko jeden sen…A tyle zmian!. Mnie co noc, coś się śni…Pamiętam większość sennych obrazów ..I cholera!.. Nie  mogę pojąć ich znaczenia na moją rzeczywistość!

(16.10.2020)

***

Ja Człowiek

Widzę człowieka , myśląc – Człowiek!?
… On tylko wie, co ma w sobie;
Czy jeszcze ma sumienie, czy już go brak?
Czy jeszcze potrafi nadal kochać i współczuć
emocje okazywać i uczuć twarz,
czy już życiowy z niego wrak?
Patrzę na człowieka , ze wszystkich stron;
Stając naprzeciw siebie,
patrząc staram się odgadnąć co ma w głowie?.
Gdy stoi obok, patrzę, czy kładąc swoją rękę
na moim ramieniu, uśmiechnie się – mówiąc:
– Chodź przyjacielu, pójdziemy przed siebie,
daleko gdzieś … Ot tak, bez celu!
… Patrzę z tyłu , gdy odchodzi,
bez słowa mijając ,zostawia mnie samego.
Patrząc na człowieka, szukam drugiego Mnie.
… Ze wszystkimi co Człowiekiem czyni.

***

Niechcenie

Sen dziś się nie pojawił, nawet żaden jego zwiastun.
… A tu Czas, jakby stawiał kroki w tył,
zamiast zwyczajnie do przodu iść
i szybciej mieszać w monotonni .
Lenistwo w ciało wlazło i drąży, drąży
cały sens życia.
I Bezradność jakaś – Patrzy spode łba chytrze

Po Złotej Jesieni , juz nawet Melancholii nie ma.
Odeszła sobie razem z „chceniem”.
Już zimne dni, ślimaczą się marznącym deszczem.
A przy wejściu, zimowa para butów czeka;
– Ruszysz się wreszcie!

Poszedł bym na spacer…
Rozdeptując lukrową polewę
zamarzniętego szronu na trawniku .
Przez ogród, do parku.
…I dalej!
Lecz „niechcenie” jest zbyt wielkie,
by Listopadową nocą, opuszczać ciepłe i błogie pielesze.

S.Ka.

Dziś chciałem Wam, przedstawić twórczość mojej koleżanki  „Rut”… Póki co, woli na razie nie wystawiać pod swoim imieniem i nazwiskiem, sygnując swoje wiersze na witrynie z wierszami dla „przypadkowych” poetów  pseudonimem „Kropla 47″… Piękna to poezja o kochaniu, miłości… I o wrażliwości.

Będzie tu z pewnością wielu „przypadkowych poetów”, obnażających swoją wrażliwość ( …choć nie znoszę tego porównania, to taki; „ekshibicjonizm twórczy” ). Ta strona mimo wszystko jest jeszcze w powijakach, dopiero się kształtuje jej charakter i wygląd graficzny, z czasem, większość prezentowanych Tu autorów, doczeka się swojego własnego kąta, lecz póki co – To teraz wiersze Rut…

***

miniaturki jesienne

1 .
Jesteś poezją, 

muzyką i snem

O poranku jesteś 

budzącym się dniem

Nadzieją  i uśmiechem 

w słoneczny dzień

…a  jeszcze wczoraj myślałam, 

że z mojej pamięci
odszedłeś na zawsze.

2 .

Idę samotna przez jesień

wiatr mi we włosy

złote kwiaty wplata.

Zamknęłam oczy…

Przytul mnie i ukołysz,

na trzy pa

 – W rytmie Jesiennego walca.

 W ramionach twoich,

zatańczę,

zawiruję

– Szelestem spadających liści.


3 .

Jesienią , 

któregoś dnia 

zgubiłam Ciebie. 

Zwyczajnie, 
jak się gubi szminkę 
czy klucze do domu.

Odeszłam tylko na chwilę, 

być może za szybko…

Spojrzałam, 
i już Cię nie było.

Pewnie zostałeś 

zapatrzony w słońce…

tam… gdzie

dla Ciebie zrywałam
ostatnie kwiaty lata.


4 .

Tęskniłam za tobą 

wczoraj po południu.

Wieczorem byłam

bardzo zajęta.

Zapomniałam ?

Nie widzieliśmy się  

od lat… miesięcy,
 czy tygodni… chyba?

Każdy miał…


sekundy

minuty

godziny

dnie

Wszystkie były puste , 
bo były bez ciebie.



moja tęsknota 

Dzień był szary jak zwykle.
Nagle w myślach zjawiłeś się Ty.

Gdzie byłeś ?  Tak tęskniłam !
 A ty , tylko uśmiechasz się ? 
Nie mówisz nic ?

Proszę , zabierz mnie Tam
gdzie rodzi się wiatr.
Gdzie wietrzyk chłodzi rozpaloną skroń .
Gdzie świt budzi poranne mgły.
Zabierz mnie Tam !

Gdzie otwarta przestrzeń zaprasza , 
daje wolność myślom i unosi w dal …
Zostawię wszystko ,
a Ty , zabierz mnie Tam !

Skrzydła mi urosną .
Popłynę na fali marzeń do gwiazd 
i odnajdę Ciebie !
Tylko zabierz mnie Tam…proszę…

Zabierz mnie Tam…

 /marzec 2016r./

Głuchość

…. O nie, nie, nie.. Jednak nie pomilczymy, przemilczymy… Zapomnimy. O ile człowiek może być głuchy na mowę, tekstu zawsze poskłada słowo, no chyba, że slepy!?

Gdzieś w „sieci” pisałem o milczeniu … Nie o takim, które przytrafia się w chwilach przemyśleń, bezradności, bezsilności…Czy obojętności na realia.. Bo takie milczenie, wcale nie znaczy, że nie mamy nic do powiedzenia – Już samo z siebie jest w y m o w n e!… Nie  znoszę ciszy, tam, gdzie nie jest jej miejsce, pora i czas!. Myśli które rodzą się w milczeniu, nie muszą być starannie poukładane, myśli zrodzone w ciszy, powinny … Milczenie w ciszy, rozpędza Nierealny Świat naszych wyobrażeń , który zaczyna mknąć szybciej niż realia – Nie zakłócone żadnymi bodźcami z  „Tu i teraz”, pozwalają na staranne posegregowanie wszystkiego w własnym umyśle. – Tak widzę to Ja

Wracając do „milczenia”… Nie lubię go wtedy ( Jak większość…) , Gdy coś powiem, lub napiszę z przekonaniem, że powinno „rozplątać język”    w uszach dudni głucha cisza… Niczego nie potwierdza, niczego nie neguje, niczego nie określa… – A Ja wciąż czekam na odpowiedź!.. Nawet jeśli nie zadałem pytania.

Wiem-  Pokręcone to wszystko!.. – Co ten Miłosz  za filozofię Tu wygłasza!? – Sokrates Psia Mać!… Od siedmiu boleści.- Zastanowi się Nie jeden z Was…  Ale wiecie!? – W ciszy i milczeniu się zastanawiajcie…I z milczeniem nie przesadzać.  Nie lubię głuchej ciszy, takiej która nic nie zmienia wewnątrz Mnie. Nie lubię milczenia wtedy, gdy wypada coś powiedzieć…

***

Jestem

Wiem…
Ja nie z Tych, co to w pierwszym szeregu bohaterów tłumu kroczą.
Ja na końcu burzę rytm marszu kroków;
– Lewa, lewa, lewa!
Zbyt lekko też stąpam, by odcisnąć ślad,
aby kiedyś, Ktoś mógł powiedzieć;
– Popatrz, On tędy szedł!
… Ja nie z Tych; złotoustych – jubilerów słów.
Wzorcem, autorytetem, idolem – Też nie!

… Ja po prostu JESTE
M

Więc wyciągnij rękę do mnie.
Podaj dłoń na powitanie.
Obejmij, uściśnij w objęciach.
Przytul, pogłaszcz.

… Daj mi poczuć moje istnienie.

***

Jestem milczeniem

Tym, co słowa za wczas wypowiedziane

chowa na potem.

Tym które dobre słowo zatrzymuje,

obracając je w dłoni – Cieszy widokiem.

…I tym, które złe słowa chowa,

aż do zapomnienia..

Jestem milczeniem,

które wkradając się w umysł,

napędza myśli, jak Pasterski pies – Stado.

, By nie rozbiegły się, nie przepadły.

Jestem Milczeniem i czuję się samotny

– Powiedz coś …Proszę!

( Miłosz)

Jesień „wolnych myśli”

Myśl I…
Nie pracuję zawodowo w sensie, że codziennie muszę wychodzić z domu o określonej porze, na umówioną godzinę, pracować przez odgórnie ustalony czas… ( Wszystko w tym zakresie, jest własnym wyborem i niezależnością). Więc korzystam z możliwości posiadania „wolnego” czasu. Korzysta na tym także moja najbliższa rodzina, bo ów „wolny czas”, poświęcam na jej rzecz…
Wiem, wiem… Pojęcie „wolnego czasu” jest równie abstrakcyjne jak „pełnia szczęścia”…
Ale po mimo abstrakcyjności tych znaczeń, tak je odczuwam – Jestem szczęśliwym człowiekiem, któremu do nikąd się nie śpieszy…, Bo w życiu na wszystko jest odpowiednia pora i czas. Czasem się coś spóźnia, lub za szybko przychodzi, co nie znaczy, że zaraz musi być jakąś anomalią… Taką, która burzy wszystkie nasze plany. Przewraca do góry nogami odwiecznie ustalone prawa…
Czy zawsze musimy wyprzedzać czas?… Z całą swą mądrością, racjonalnością i zaradnością (sprytem), możemy przecież poczekać na to, co będzie, czymkolwiek by nie było…
…” Wista wio!” – Łatwo powiedzieć…, Bo boimy się czekać biernie na przeznaczenie, wolimy wychodzić mu naprzeciw. Chcemy być zaradni, przewidywalni… Chcemy wiedzieć „za wczas”.
.. I teraz będzie troszkę poezji… Wielkiej poetki Wisławy Szymborskiej i „byle, jakiego” autora, – Czyli Mnie!

Wisława Szymborska

Życie na poczekaniu

Życie na poczekaniu.
Przedstawienie bez próby.
Ciało bez przymiarki.
Głowa bez namysłu.

Nie znam roli, którą gram.
Wiem tylko, że jest moja, niewymienna.

O czym jest sztuka,
zgadywać muszę wprost na scenie.

Kiepsko przygotowana do zaszczytu życia,
narzucone mi tempo akcji znoszę z trudem.
Improwizuję, choć brzydzę się improwizacją.
Potykam się co krok o nieznajomość rzeczy.
Mój sposób bycia zatrąca zaściankiem.
Moje instynkty to amatorszczyzna.
Trema, tłumacząc mnie, tym bardziej upokarza.
Okoliczności łagodzące odczuwam jako okrutne.

Nie do cofnięcia słowa i odruchy,
nie doliczone gwiazdy,
charakter jak płaszcz w biegu dopinany –
oto żałosne skutki tej nagłości.

Gdyby choć jedną środę przećwiczyć zawczasu,
albo choć jeden czwartek raz jeszcze powtórzyć!
A tu już piątek nadchodzi z nie znanym mi scenariuszem.
Czy to w porządku – pytam
(z chrypką w głosie,
bo nawet mi nie dano odchrząknąć za kulisami).
Złudna jest myśl, że to tylko pobieżny egzamin
składany w prowizorycznym pomieszczeniu. Nie.
Stoję wśród dekoracji i widzę, jak są solidne.
Uderza mnie precyzja wszelkich rekwizytów.
Aparatura obrotowa działa od długiej już chwili.
Pozapalane zostały najdalsze nawet mgławice.
Och, nie mam wątpliwości, że to premiera.
I cokolwiek uczynię,
zamieni się na zawsze w to, co uczyniłam.

****

( „byle, jaki” autor)

Pośpiech

Rzuca się kilka słów, ot tak w przelocie i znika się.
– A niech się nimi nażrą!.
Tłumacząc to, że życie zmusza do tego pędu.
– Milionerami nie jesteśmy – Mówią
–, Ale też, sam chleb to za mało!
… Nie można rozdawać wszystkim w około po równo,
bo nam samym nie starczy.
Bochenek Tym a kromkę Tamtym…
-, Kto nieudacznik, okruszki niech zgarnia do garści!
Raz przeczytane – raz zapomniane.
… Mówili – Przecież wszyscy słyszeli
… Usłyszeli? – Niech Ida, zatem w swoja stronę!
Bo nam się także śpieszy…, Do czego?
– Konkretnie nie wiadomo?…
Lecz teraz takie czasy.
Szybko i ostro.
Bez sentymentów.
Na oślep…

Myśl II…

… Obserwujemy, oceniamy, wydajemy osądy… Dobrze gdy te „osądy” są poparte wiedzą na dany temat ( chodzi mi o te, dotyczące innych ludzi)… Znaczy się, wiemy na tyle dużo, by nasza opinia była wiarygodna… Cóż można dowiedzieć się o „człowieku” z paru linijek tekstu?- niewiele…. Z jednej zapisanej kartki? – można wyciągnąć pochopne wnioski… Dopiero gdy przeczytamy całe opasłe tomisko, pisane przez kilkunastu autorów ( a dotyczące jednego człowieka)… Wtedy dopiero można przyjąć , że się te „osobę zna”.( nie widząc jej na oczy )
… Obserwujemy, nabywamy doświadczeń, poglądów… Dobrze jest mieć „swój własny pogląd”… Ale kurczowe trzymanie się „jego słuszności” jest niczym innym jak – zarozumialstwem… Poglądy nie są „rzeczą stałą”. Poddawanie wątpliwości swoich poglądów, powinno być czymś normalnym…
… Obserwujemy, uczymy się, nabywamy wartości, staramy się zrozumieć Innych… Dobrze, gdy nasze „wartości” pokrywają się (lub są pokrewne) z wartościami Innych, ogólnie przyjętymi za „żelazne wartości” .
… Obserwujemy… I mówimy o tym, co widzimy… Możemy jedynie przekazać to co widzimy naszymi oczami.. jakie są nasze myśli, uczucia… Ale to wcale nie znaczy , że nas ktoś zrozumie….

Sprzeczności

Sprzeczności własnych myśli,
sumienia dywagacje,
w każdym ruchu,
w każdym geście,
w słowie… wahanie:
– Czy ja, to ja?
Niepewnie stawiając kroki
idę do Ciebie.
Przyjmiesz mnie takim, jakim jestem?
Czy wskazując palcem drzwi, powiesz:
– Wróć. Nie chcę cię tu!
– Twoją Duszę skazuję na wygnanie,
niech błąka się między niebem,
a piekłem…

Nie jesteś ani dobry, ani zły.
Po prostu „Jesteś”, więc żyj.

Ostatnia wolna myśl…

…No i to by było na tyle „wolnych myśli” w smutny deszczowy dzień, puszczanych w czterech kątach pokoju… Jesień potrafi czasem być uciążliwa!…Ale tylko czasem, bo przecież ma też piękniejsze oblicze, nie tylko to, zapłakane deszczem, chłodne…Smutne. Jesień ma przecież wiele barw, kolorów od których nadmiaru, czasem oko załzawi – „Jakie to piękne!”. Jesień ma ciepło w sobie, pomimo Skandynawskiego Niżu – Grzeje Duszę od środka, choć nam czasem ręce zmarzną…

Jak cukrowa wata

Zawiesiłem czarny parasol samotności
na drewnianym wieszaku, obok kapelusza,
bo deszczu nie będzie długo.

Smutków policzyłem już wszystkie kropelki,
ani jednej nie zostało, wyparowały w słońcu.
Moja „radość” długo owijała się na patyczku
jak cukrowa wata.

Teraz szarpię jej obłoczki.
Lepkie od niej wargi i dłonie –
– klei się do nich szczęście.

-Masz gryza i Ty, uśmiechnij się!
To niebo w gębie!

Jak motyl

Ta historia wydarzyła się lata temu… Ów bohater, zmarł niedługo potem… Najprawdopodobniej jego Dusza, została na ziemi w ciele motyla…

Szary dzień , krople deszczu raz po raz, rozbryzgują się na oknie, tym  od wschodu… Ich szczątki zbierając w cienkie strużki, spływają po szybie w dziwnie powykrzywianych  wiatrem warkoczykach. Czasem jakiś liść, przez chwile przylgnie do szyby –  popatrzy co wewnątrz i odleci, zazdroszcząc  Mu ciepłego i suchego miejsca… Jak bardzo by się mylił!.

Po zachodniej stronie, okno nie było zapłakane… Lekko tylko przymglone źrenice szkła, na których osiadła mgiełka chłodu. I tak oba okna wpuszczały do wewnątrz tylko szarość… Szary Świat, bo jego całym światem było owe dwa okna… Wiedział kiedy zaczyna się dzień i kiedy kończy. Czasem w słoneczne dni, marzył, by przemierzać tę drogę ze Słońcem.. Napotkanym ludziom podając dłoń, mówiłby – Dzień dobry , a potem rozmawiał z nimi o” wszystkim i niczym”… Już dość ma samotności, już dość  natrętnych myśli, które razem z jego wzrokiem, wędrują od wschodu do zachodu, po białym suficie pokoju…

Gdy się pojawiłem w odgłosie skrzypiących drzwi,  nie powiedział „Dzień dobry”, popatrzył tylko z trudem podnosząc głowę znad leżącego ciała i spytał ; – Jakie to uczucie, chodzić boso po trawie?… Jakie to wrażenie, gdy zmęczony wspinaczka pod górę, nagle stajesz nad przepaścią?… Albo jak to jest, biegać po łące za motylem ? – Nie zdążyłem zrobić nawet trzech kroków, za każdym z nich, szukając odpowiedzi a On podekscytowany mówił dalej; – Kiedyś przez otwarte okno wleciał do pokoju Wędrowny motyl… – Wprost w moje dłonie!… Miał żółte z czarnymi pręgami skrzydła, takie delikatne były… – Chciałbym mieć choć takie skrzydła – Wyszeptał a w kąciku jednego oka pojawiła się łza żalu; – …W bezszelestnym locie oglądałbym świat… Cóż mi po obu nogach, kiedy nie mogę na nich stać?!

Miłosz.

Wspomnień łezka…

Babcia nigdy się nie przyznawała ile ma lat . Jaką Ja pamiętam ? Zawsze w chustce , choć farbowała siwe włosy ……..Nie była typową „babuszką” .Dziś myślę , że w jakiś sposób , wyprzedzała swoje czasy …Wnuczka zwaliła się  Jej na  głowę , nagle , bez ostrzeżenia , miała trzy lata , myślę , że nie przepadała za małymi dziećmi .Zawsze mnie  traktowała jak dorosłą , wymagała , nie przytulała , ale dużo rozmawiała .Nie nauczyła żadnych obowiązków , dawała tyle wolności ile mogłam unieść .Mieszkaliśmy w dużym mieście . w drodze do szkoły, mijałam kościół , kaplicę , sporo skrzyżowań , ale to były inne czasy .Nikt się nie przejmował dziećmi .Zdarzał mi się wsiąść w tramwaj objechać całe miasto, wrócić późno , zero bury …Nie darła się…czasami Lunia obiad (tak do mnie mówiła ),zgłodnieje to przyjdzie Czasami , w ferworze prania , ręcznego , lub gotowaniu rosołu , na kuchni węglowej , opowiadała , opowiadała …. O młodości , o miłości , o trudach macierzyństwa .Chłonęłam  …uwielbiałam .

Urodziła sie w malej wsi ,w 1912 roku miała dwie siostry i brata .Rozalia , Janka , Stefka i Józek. Cała rodzina żyła spokojnie i w miarę szczęśliwie …Aż tu nagle , jedna z córek jest brzemienna , panna , wieś w szoku . Urodziła syna , narzeczony wyemigrował do Argentyny , pisał , kochał , zapraszał , ale nie miał pieniędzy , żeby sprowadzić ich do siebie .Tu rodzina stanęła przed dylematem , za sprzedaż krów mogli Ją wysłać za morze , albo kupić synowi (uzdolnionemu ) skrzypce .Została , ze swoim wstydem na wsi ..Znaleźli jej męża , bogatego (miał swój sklep), starszego … poddała się ..urodziła w 1939 bliźniaki , syna i córkę. Tam gdzieś już była wojna , tu jeszcze nie dotarła , chociaż … mąż poszedł na wojnę , została sama z dziećmi, sąsiedzi nagle zaczęli patrzeć na nich jak na wrogów .Uciekała w nocy , spakowała na wóz co się dało , dzieci , maszynę do szycia , kilka zdjęć .Zdołała uciec . Dalszej drogi Babci nie znam , wiem , że znalazła się w  Wielkopolsce , potem przyjechała do Wrocławia , bo tam osiedliły jej siostry . Dziadek wrócił z wojny , jakiś czas mieszkali razem , drąc koty . i tam wylądowałam mając trzy lata , nic nie rozumiejąc ,z Babcią ,Dziadkiem i Ciocią .To były najpiękniejsze chwile mojego dzieciństwa , Dziadek za zasługi wojenne dostał działkę  , 43 ary , tam się wychowałam .

Opowiem dalszy ciąg rodzinnej sagi …..Janka wyszła za mąż, miała czworo dzieci , Stefka , którą uwielbiałam , zwariowała , nie dla mnie ,a Józek …Józek nie wrócił z wojny , Babcia jego zdjęcie traktowała jak relikwię , po latach mój Tato , jeden z bliźniaków, odnalazł go w Kanadzie z rodziną , taki los, wyładował w obozie dla oficerów w Niemczech ,  potem emigrował i bał się szukać kontaktu , zmarł niedługo po odnalezieniu. Ciocia Stefka , najcudowniejsza osoba w rodzinie , chora psychicznie , ale uwielbiałam ją .Tylko mnie wpuszczała do swojej samotni , gdzie budowała ze sreberek i złotek cudne pałace ….

Nikt z tu opisanych osób nie dożyli tej chwili , zostałam sama. Brakuje mi Babci , mam Jej maszynę, którą uratowała , kilka zdjęć i ….cudowne wspomnienia .

Bukowa.

***

Między palcami.

Nie pozwól rozpędzić się dniom, by umknęły obojętnie.

Przeleciały dni.
Zawiały wiatrem prosto w twarz
pyłem z ulicy „Życie”.
Drobinkami teraźniejszości kłując oczy.
…Ogniki bólu tańczą jak szalone.

Zaszumiały w uszach głosami ludzi,
których już zapomniałem.
Odeszli, zostały tylko po nich w oczach łzy
… Wciąż spoglądam na puste miejsca.

Chciałem minione dni złapać
w żagle wspomnień,
by poniosły mnie po Morzu Wyobraźni,
do Wyspy Ewokacji.
Lecz uczuć sztorm połamał maszt
… I w kółko kręci się wskazówka na kompasie.

Przeleciał dni galopem tabunu koni
i Step znów zarósł trawą czasu.
… – Nie odnajdę już ich.

Celebruj każdą chwilę, nawet tę niechcianą. Niech się wryją w życie, niech krwawią.

Miłosz