Jesień jeszcze mamy. Wyszedłem ją pooglądać. Brudno białe i sino-szare chmury pokrywały niebo. Płynęły nisko, ciężkie od deszczu, lecz ich gęstość nie pozwalała się skraplać, kroplami deszczu. Mżyło jedynie, raz po raz jakiś płatek białego śniegu zatańczył w wilgotnej, zamglonej przestrzeni oka dnia, pomiędzy powiekami nieba a ziemi. …Mimo to wybrałem się na spacer. …Lubię takie dni, wiecie o tym. …Wybrałem się do lasu.. Wszędzie pusto i cicho. Ptaki już nie śpiewają. Czasem można było usłyszeć tylko trzepot ich skrzydeł, gdzieś pomiędzy konarami drzew, gdy spłoszone jękiem łamanych, obeschłych gałęzi pod stopami, zrywały się do lotu. …Nie odlatywały daleko. Wyglądało na to, że ciekawi je dokąd pójdę. Obserwowały mnie niewidoczne wśród zamglonej zieleni iglastych drzew. Ciekawe czy słyszały mój ciężki oddech?. Nie mogłem sie schować. …Każdy wydech demaskował mnie, białym obłoczkiem pary. Postanowiłem odpocząć pod olbrzymim konarem Sosny. …Stała w miejscu, gdzie nie drażniła oczu drwali!?. Usiadłem na mokrych liściach opierając się o pień plecami. …Macie takie uczucie, że opierając się plecami o Kogoś, czujecie jakby bicie jego serca i ciepło?. …Opierałem sie o plecy Kogoś, komu mogłem opowiedzieć cokolwiek i mieć pewność, że nie rozgada nikomu. …Bez patrzenia w oczy. Ale głupio mi było mówić w głos. …W końcu to Miejski Park i mógłby trafić się Ktokolwiek, odrobinę podobny do Mnie… No bo nikt inny nie wybiera się w taka pogodę na spacer po lesie. Może gdybym spotkał takiego człowieka. – Wywiązałaby się głośna rozmowa pomiędzy nami – Kto wie!?. Ale pośród totemów drzew, nie było widać żadnej postaci. …Myślą nie potrzeba wiele by się rozgadały.
Z zamglonej źrenicy dnia,
gdzieś pomiędzy powiekami
nieba i ziemi ,
skropliła się zadumy łza.
…Teraz spłynęła myślą.
I znów i znów.
Nostalgii mokre oblicze.
Tęsknotą za Latem płacze.
Za dniem, co przeźroczysty
jak kryształ,
promieni słońca pragnie.
Błękitu nieba.
Soczystej zieleni.
… I ptaków śpiewu.
***
…W tym momencie ciszę zmąciło szczekanie psa i kobiecy głos;
– Stella wracaj!.Stella, Stella!
Przez chwile błądził odgłos pomiędzy konarami, lecz nie odbił się od nich echem. Psisko przyleciało ku Mnie. To była suczka Golden retrievera . Miała białą sierść, mogła mieć z 50 cm wysokości !?. … Bo gdy się zatrzymała przede mną a ja siedziałem, nadal górowałem nad nią wzrostem. Wyciągnęła kudłatą szyję i łeb, obwąchując mnie. Było Po niej widać, że nie ma złych zamiarów. a tylko zaspakajała swoją ciekawość. Ale nie zamierzałem wyciągać do niej swojej ręki na wszelki wypadek.
– Stella wróć! – warknęła Owa Pani, gdy już ją zobaczyłem.
Zazwyczaj to Psy warczą na człowieka nie odwrotnie”- Pomyślałem i sie uśmiechnąłem na te myśl. …Pies posłusznie wrócił do swojej właścicielki. A Ta zapinając smycz za obrożę, zmieszana zaczęła ;
– Bardzo przepraszam Pana, nawet nie przyszło mi do głowy, że Kogoś tu spotkam, więc puściłam Sunie wolno. …Ale to łagodny pies. …Najmocniej przepraszam!.
Nadal się uśmiechałem, uśmiechem pierwszej myśli. Ona w pierwszym momencie odwróciła sie tyłem z zamiarem, że zniknie sprzed moich oczu. Lecz znów obracając sie w moją stronę , spytała.
– A właściwie to Panu nic nie jest?
Mój uśmiech pierwszej myśli, zmienił się w śmiech;
– A wyglądam jakby Mi się coś było!?
– No nie …Ale przyzna Pan, siedzi na mokrej ziemi oparty o mokry pień drzewa!?. …Nie uważa Pan, że to nie jest całkiem normalna pozycja w taki dzień jak dziś?
– No, no – odparłem potwierdzając jej punkt widzenia. – Może się to wydać dziwne – fakt. Ale może ja jestem dziwny i nie normalny?.
Kobieta popatrzyła na mnie z obawą i niepewnością. Pewnie zastanawiała się, czy aby na pewno jestem normalny. …Normalny normą umysłową!. Ba!. Nawet odsunęła sie kilka kroków w tył, gdy zacząłem sie podnosić, trzymała w gotowości swoja suczkę. Ja otrzepałem siedzenie z mokrych liści;
– Stosownie sie ubrałem. …Liczyłem się z tym, że gdzieś na chwile przysiądę.
– No ja się też z tym liczę i dla tego zabieram ten plecak – odparła, nabierając pewności, że moja norma umysłowa, mieści się w granicach zdrowego rozsądku.
Obróciła sie bokiem, eksponując swój niebieski plecak .
– Pan pewnie wyszedł bo lubi takie samotne spacery?.
– …W ogóle, lubię jakiekolwiek, nie koniecznie , że samotne – Skłamałem.
…Skoro tak brutalnie, przywróciła mnie do rzeczywistości, pomyślałem, że przynajmniej chwile porozmawiamy. …I nie tylko o rzeczywistości!. Lecz Ona, coraz mocnej trzymając za smycz wyrywającej sie suczki , odparła.
– No ja teraz nigdy nie wychodzę sama i nie zawsze z miłą chęcią. …Po prostu dotrzymuje towarzystwa Stelli. – uśmiechnęła się.- Pan wybaczy, ale ona nie może ustać.
Jeszcze raz w imieniu psa, przeprosiła i rozstaliśmy się, rozchodząc w przeciwnych kierunkach.
***
…Bo nostalgia lubi samotność.
Lubi w ciszy się kołysząc,
wzniecać w myślach błogi spokój.
Tęsknotami kusić lubi
i nie znosi dźwięku rozmów….