
( Inne…) Miejsce

Ci którzy idąc po Twoich śladach, nie nadążają za Tobą, twierdzą żeś zbłądził.
Stwierdzenie, że Człowiek , Człowiekowi – Człowiekiem już dawano straciło na ważności… Za czasów Greckich, utarło się inne „Homo homini lupus (est)” ; Powielane wielokrotnie, przez Edwarda Stachura, Zofię Nałkowską, Witkacego …. I innych, nie mniej znakomitych pisarzy, czy wplatane w obrazy (np. George’s Rouaulta) . To stwierdzenie najczęściej podało w odwołaniu do okrucieństw wojny Światowej… A, że te były dawno temu – Dziś zapomniane. Przywykliśmy patrzeć na siebie wilkiem… Ba!. Nawet rzucamy się do gardeł, nie tylko „patrzymy”… Podobno w odwiecznej walce Dobra i Zła – Dobro jest w odwrocie… To szczere, proste, codzienne… Za nic w zamian, bez korzyści, nie na pokaz… Definicja „dobra”, uległa zmianie… Coraz częściej, dobry jest Ten, kto czyni podług naszych myśli i przekonań !…Kto nie robi, tego co nam miłe, nie zasługuje na to określenie… Wymieszane dobro ze złem … Zaczynamy być laikami w odróżnianiu, tego ,co jeszcze dobre, od tego co już złe… Zawsze znajdujemy jakieś wytłumaczenie, zamiennik… Mniej „kujące” określenie Zła… Coraz większy dostęp do informacji, wiedzy , sprawia, że nie ma już jednoznacznych określeń i stwierdzeń… Że możemy zawsze dodać do wszystkiego swoje „ale” ( Białe jest białe a czarne – czarne…Ale, przecież jest około 150 odcieni bieli!)… I już pojawia się polemika, a za nią idą w ruch pieści… Człowiek już wcale nie brzmi dumnie!… Ot, jest nas za dużo na świecie!… Powtórzę; ( chyba E. Stachura) ” Ludzi coraz więcej a człowieka w nich, coraz mniej”
…Ale czy ja Tu „gdzieś” o tym już nie pisałem?….
***
Na cokole, czy pod nim
gapiąc się na ów monument.
Na afiszu, czy obok
w nieaktualnym ogłoszeniu.
W samym środku tłumu,
czy w zapomnianej samotni.
… Wszędzie tam Człowiek.
I głosem swoim, chce mówić.
Niekoniecznie głośno.
Niekoniecznie mądrze.
… Byle by tylko znalazł zrozumienie.
Logika wyszła i nie wróci więcej.
Sens jakiś rozmazany.
Temat, co już wyczerpał się dawno temu.
Bełkot po trzykroć wymieszany.
… Lecz dalej masz nadzieję.
(K.Miłosz)
Pierwsze spotkanie…
Zobaczyłem , że jakiś człowiek
stoi na szczycie wzgórza.
Ręce szeroko rozwarte,
jak skrzydła gotowe do lotu
i nagle krzyk!
Z samego dna serca.
– Jeszcze nie jestem gotów!
A potem ukląkł, kuląc się bezradnie.
W niebo wzbiły się spłoszone ptaki,
goniąc okrzyku echo.
… – Odszedłem,
a On tak został leżąc,
jak małe dziecko w łonie matki.
A potem spotkałem go…
To był pierwszy deszcz po upalnych dniach.
Z odchyloną głową do tyłu,
przez jakiś czas w otwarte usta,
krople deszczu łapał,
brodząc po gotujących się kałużach.
Gdy go mijałem, cicho wyszeptał:
– Ten deszcz jest tylko dla mnie, więc korzystaj…
I przeznaczenie nie dało długo
na niego czekać…
W ciemnościach nocy,
w jesiennej mgle,
gdy wracałem późno do domu,
spotkałem tego człowieka.
Pojawił się nagle.
Stając przede mną, spytał:
– Też błądzisz?
I zawinąwszy długim,
aż do ziemi płaszczem,
zniknął na zawsze….
Mówili o nim – Świr
Mówili – On błądzi.
… – A Wy? Na pewno znacie drogę?
Właściwie to nie wiem – Czyta Ktoś co piszę? … Ma to jakieś znaczenie?., Czy „spływa” obojętnością?. Czy to nie jest tak, że „znajomi” wchodzą z grzeczności, żeby Miłoszkowi nie było przykro, że się „wywnętrza” a Nikt nie rzuci okiem… – Mniejsza !. Zastanawia brak komentarzy.. Jakieś słowo, dwa?. Można na ten przykład rzucić złośliwe ” Bredzisz” albo wyrazy uwielbienia „Łał”… Ale – fakt, komentarze nie są przymusem. Więc nieświadomy Waszych reakcji, będę dalej publikował „swoje”, nieświadom …
Nie wiem, czy wspominałem Tu?… O snach. Zawsze je mam, co noc… Niektóre powracają ( …Nie wiem dlaczego?). Są wśród nich „miłe, ciepłe”, inne przyprawiają o zimny pot..Na samo wspomnienie… Jeden z takich snów, Tu Wam dziś „przedstawię”…
***
Ze snu o wieczności zbudził mnie świt
I promień słońca już liże moją twarz,
Mlaskając gwarem rozbudzonego miasta,
… Za chwile połknie mnie na śniadanie.
– Nie nażartą ma mordę dzień,
Miliony ludzi zjada o świcie,
A gdy wieczorem zmęczony,
Siadam wygodnie w fotelu,
To zza firanek okna,
Blaskiem księżyca i gwiazd,
Łakomym wzrokiem noc patrzy na mnie…
-Dzień i noc i godziny,
Wiecznie głodne gęby czasu
… Nie jedno ludzkie życie zżarły.
(K.Miłosz)
(Ciąg dalszy wczorajszego wątku)… Często stajemy w obliczu czyjejś śmierci… Przecież człowiek nie jest nieśmiertelny. Moja Babcia, z pośród wielu „powiedzonek” , często powtarzała to jedno ” Żyj tak, jakbyś jutro miał umrzeć”… Długo nie mogłem zrozumieć, czego To się tyczy?… Dopiero po latach zrozumiałem, że pochłonięci życiem, zapominamy, że nie trwa ono wiecznie… Że nie powinno się ważnych spraw odkładać na potem, na kiedyś Tam!?… Że wszystko co robimy, róbmy tak, że gdy ustaniemy w połowie owej czynności, zostawmy po sobie czysty i klarowny obraz Owej czynności ( sprawy), by ktoś bez wgłębiania się w jej zamierzenia, mógł dokończyć za nas… A co do ludzi – Żyjmy tak, że gdy nas nagle zabraknie dla Nich, to puste miejsce, które po nas zostanie, nie było dla nich bólem a dobrym wspomnieniem o Nas… Widmo Śmierć uczy pokory, wobec Ludzi… Nie da się zastąpić Jednego człowieka – Drugim… Ale nie można w nieskończoność, blokować pamięci żalem… Długotrwały żal w sercu, przeradza się w apatię , która prowadzi do anhedonii… Staram się żyć właśnie tak, by każdy mój następny dzień, był pierwszym dniem – Ciągu dni!… Nie następnym, kolejnym!…Nie następną datą w kalendarzu, miesiącem, rokiem – Terminem, w którym coś zaplanowałem, rozkładając w czasie… Bo jak mawiała Babcia ” Człowiek planuje a Bóg krzyżuje”… Moje plany co do następnego dnia, ograniczają się przeważnie do błogiego westchnienia, kładąc się wieczorem do łóżka; „Co będzie Jutro?… Czas pokaże” … Wiem, nie da się w dłuższej perspektywie czasu , nie uwzględniać planów na przyszłość, ale niech te plany zawierają Tę niechcianą ewentualność… Że zasypiając wieczorem, to może być ostatni błogi sen… Bez Jutra – Jutro!.
(K.Miłosz)
Rysunek opublikowałem dawno temu z zupełnie innym wierszem… Ten wiersz był o rodzącym się na nowo życiu – Wiośnie , grafikę podarowałem znajomej z „sieci”… Umarła… Była nieuleczalnie chora – Nowotwór… Nie wielu osobą „podarowałem” swoje rysunki… Choć wielu pewnie obiecałem?… Dobrze, że akurat w stosunku do Magdy ( Bo tak miała na imię Owa koleżanka) , dotrzymałem obietnicy… Pamiętam Wszystkich tych, co odeszli… Nie jestem człowiekiem, który zawsze ” dotrzymuje” słowa – Niestety. Tym samym skazując siebie na „omijanie”… Raz zawiedzeni, nie wyciągają drugi raz dłoni, nie dają drugiej szansy… Ale to inny temat, dziś „Zaduszki”… Mam kogo wspominać… Pisałem, Śmierć często mnie dotykała… Lecz to był mój wybór, że wychodziłem jej naprzeciw… Hospicjum, szpitale… I wszystkie inne „dziwne” miejsca w których byli ludzie cierpiący…I czekali na chwilę rozmowy, próby zrozumienia… Wysłuchania. W tym akurat nikogo nie zawiodłem… Starałem się pilnie i uważnie słuchać, usiłowałem Ich zrozumieć…Usiłowałem pocieszać… W całym tym „pocieszaniu” pamiętałem o tym, że nie wyciągałem na „wierzch” nadzieję – Wiecie, gdy pochylacie się nad Człowiekiem, jesteście świadomi, że zostało mu już niewiele życia, nie mówicie – „Jeszcze wszystko będzie dobrze!”… Bo wtedy nieodparta chęć życia – Tego człowieka, czepia się tej złudnej nadziei… W rzeczywistości więcej tylko boli! – Gdy zawiedzie!…
Z powodu „obostrzeń” …I rozsądku, nie zapuszczam się między ludzi…. Cmentarz, Kościół – Ominąłem… Właściwie nie jestem „gorliwie” wierzącym Człowiekiem, Chrześcijaninem… Nie bardzo tez potrafię się „porządnie” modlić ( książkowo…Znaczy „modlitewnikowo”) … Poza Pacierzem i Wyznaniem Wiary, nie wiele modlitw znam na pamięć… To i modle się za Wszystkich własnymi słowami… Wiem , że słyszą i , że ta moja modlitwa Im pomaga… Tak, tak – Im!… Mnie pewno pomogą modlitwy „Innych” za Mnie , tych bliskich i tych „dalekich”… I kto wie?…Może Tych spotkanych przypadkiem w „globalnej sieci”?… Modlitwa to taki rodzaj próby zrozumienia drugiego człowieka… I co z tego, że nie obecnego już w naszym życiu..I co z tego, że mówimy z Nim, mówiąc do siebie?… On słyszy nie tylko każde nasze słowo…Ale każdą myśl kierowaną do Niego…
Czasem zaplątują się w słowa,
kończąc rozmowę milczeniem.
Czasem jak bańka mydlana,
unoszą się ku radości mojej,
by kroplą wody spaść na ziemię.
Nieraz wędrują z cichym szumem wiatru,
by zginąć w konarach drzew.
Rozbijają się o gwar miasta,
znikają w porannej mgle…
Czasem, gdy z zadartą głową do góry,
stoję wgapiony w bezchmurną noc,
ulatują gdzieś,
ku gwieździstej przestrzeni…
Jesteś cieniem moich myśli,
w każdym słowie, w każdym geście.
Nawet w pochmurny dzień…
Zwłaszcza wtedy przy mnie jesteś.
Co chmur samotności tabuny,
obsiadły Słońce i Ducha;
– W półmroku niepogody,
Twojej niematerialnej postaci,
jakże realny nadają wygląd…
Ja mówię, Ty słuchasz.
– Niema rozmowa trwa i trwa…
Cieniem się kładziesz na moich myślach,
Tak bardzo mi brakuje Ciebie!
***
Nie mówisz nic,
usta z zaciśniętymi wargami,
wstrzymujesz ból,
który rozrywa Cię od środka
jak granat.
W myślach, modlitwy składasz słowa:
– O dobry Boże, Panie mój,
niech się już wszystko skończy…
Lecz dusza nie chce
byś opuścił ją
i szepcze…. szepcze
– Zostanę więc , jeszcze chwilę z Tobą,
w szeptu wsłuchując się brzmienie…
Nie wiem czy usłyszę każde słowo?
Nie wiem czy zrozumiem?…
Ale wiedz – Trwam przy Tobie.
Niedawno się zarzekałem, że nie wezmę „odwyku ” od „czatu”….Musze zweryfikować swój pogląd. Dziś mnie olśniło… Że większości jest dobrze i miło z „byle kim”, byle potrafiłby zagadać samotność, odciągnąć od trosk..Nie ważne czym!?- Może być hak na długim kiju….Byle oderwał choć na chwilę…No może na klika chwil, by zapomnieć!… A potem Jeden z Drugim, szukają swoich wspomnień… Rozum jakby zatracił się w swym przeznaczeniu… Do nielogicznych zachowań i zdarzeń, logicznego szuka wytłumaczenie… Broni słów, choć słowa te nie wiele znaczą, są od tak, tylko rzucane na wiatr; – Macie i łapcie!… I łapią. Nawet nie patrzą co ściskają w zaciśniętych dłoniach; – Ważne, że toczy się jakaś „rozmowa”..Konkretnie o czym, już nie ważne… A potem oczy pieką i boli głowa; – Tyle się głupstw naczytałam!?… Odpocząć weszłam, od życia realnego się oderwać… (za pomocą haka) – I się oderwała, realnie tracąc kontakt z „normalnym” … Bo nienormalne jest zabawniejsze i śmieszy bardziej… „Logika” – A cóż to takiego?… Jakiś mądrala się odezwie ; – „Teoria czynności poznawczych, przede wszystkim nauko twórczych,”… – Bez przesady Starych ludzi już niczego nie nauczy!…I jak w ogóle uwagę zwracać śmie!?; – Jest dobrze jak jest!…I co z tego, że w przepaść wszystko pomyka… – Tyle radości jest!…Niech gra muzyka!… Ale jakby się kto pytał, to wszyscy wyznają zdrowy rozsądek, pełną kulturę, tolerancję i szacunek ( I tu mrugnięcie powiek!)… Tak jak to Ongiś było z piwem „bezalkoholowym”. Tak teraz rozum i zdrowy rozsądek, są tylko chwilą…..Mrugnięciem powiek.
Kilka dni przerwy od Wszystkich i wszystkiego by się przydało… Ale ciężko, jak tyle siedzi w głowie!?…Komu to oddać?.. No przecież dołka nie wykopie i zagrzebie potem… Ani rodzinie własnej… Dość mają swoich umartwień.
***
Nie zwykłem błyszczeć, choć pewnie mój widok razi oczy wielu ludzi. Nie zwykłem krzyczeć, choć pewnie to, że szepcę, mają mi za złe…
Myśli…
Głęboki biorąc oddech,
chcesz je wykrzyczeć im prosto w twarz.
Niech wiedzą , że jeszcze jesteś coś wart…
I wrzeszczysz na całe gardło,
aż ciało zastyga z otwartymi ustami.
W kącikach oczu zaschły łzy
a serce głuche,
jakby przestało bić .
… Lecz milczenie wypełnia krtań
i zamiast słów, kropla zimnego potu z czoła….
Rozpaczliwego wrzasku Twojej Duszy
nikt nie usłyszał,
Choć ona woła i woła….
Nie zwykłem szukać doskonałości, choć z pewnością tkwi w jakiejś cząstce Mnie. Nie zwykłem okazywać słabości, choć niepewnie stawiam każdy krok.
Dziś będzie smutno… Choć powinniśmy się cieszyć ( ..O czym wspomniałem wczoraj)… Lecz jakoś nigdy nie dam się przekonać do „halloween”…To się nie mieści w naszej tradycji i według Mnie ( ..Podkreślam to moje zdanie), jest kpiną z samego faktu śmierci…Coś co w pierwotnej wersji było obchodami , przyjścia Zimy, przeistoczyło się w równie zimny obrzęd czczenia duchów… Odganiając złe moce… Teraz tyle zła wokół, że żadne rytuały i maskarady Ich nie przegonią… Ja natomiast mam w pamięci Tych, których już nie ma pośród żywych… Wątpię, by chcieli bym czcił ich pamięć w taki właśnie sposób!?. Jeżeli czegoś się boimy, coś nas przerasta…To czynimy z Tego coś mało znaczącego – pomniejszając ważność owego faktu… A wystarczy przyjąć śmierć za coś oczywistego, pochylić się nad nią…Oswoić nie szydzić!
***
W bezwładnym ciele
wciąż jeden gest na twarzy…
Gdyby nie łzy w kącikach oczu,
nie wiedziałbym nic o tym,
jak niemoc potrafi boleć.
Był jak Marionetka,
która leży w Muzeum Lalek.
Już nie ożywi jej niczyja dłoń.
Pokryta kurzem i pajęczyną
niespełnionych marzeń.
Żyje, ale czeka na śmierć.
Dlaczego nie mam daru uzdrawiania..
Chwytając za jego zimne dłonie, powiedziałbym:
– Wstań i idź!
Nie jestem Bogiem.
Trzymając jego zimne dłonie,
obcieram z Jego policzków łzy.
Jak bardzo niemoc boli…
Cierpiał…
Jego dni skraplały się łzami,
a on przykładając obie dłonie do twarzy
wcierał je w skórę, pytając mnie:
– Ile łez ma smutek?
… Gdy ucałowałem go na dobranoc,
słony smak miał pocałunek.
… A potem, rankiem,
na jego buzi,
zaschnięte kryształki łez,
w promieniach słońca
iskrzyły się.
Chciałem je delikatnie zetrzeć,
moją ciepłą dłonią,
powiedzieć:
– Wstawaj! To będzie wesoły dzień…
Dziś twoja mama przyjedzie,
do domu weźmie Cię…
Poczułem chłód… Nie żył już!
W Hospicjum …
– Który to raz
czyjeś dziecko zasnęło
na wieczny czas ?
… Licząc kropelki smutku,
nie zapomnijcie o nim.
Ja ciągle mam na dłoniach
kryształki soli…
(K.Miłosz)
***
Zarośnięta ścieżka gąszczem zdarzeń
Zbyt wąska była i kręta
Dawno nikt stóp swoich na niej nie postawił
A po drugiej stronie może wciąż ktoś czeka?.
Zarośnięta ścieżka gąszczem czasu,
trudno znaleźć ją na mapie nostalgii.
A po drugiej stronie ktoś tęskni,
gotów wyjść Tobie na spotkanie.
(K.Miłosz)
Dziś Premier ogłosił, że z powodu „pandemii” Cmentarze i Nekropolie, będą zamknięte, by uniknąć większej liczby zakażeń… Często bywam na Cmentarzu. Odwiedzam groby bliskich Mi osób. Rozmawiam z Nimi. Wspominam… Zastanawiając się nad tym, „Kim” przez nich jestem?.Jakim człowiekiem… Jaki wpływ mieli na moje życie, że jest takie jakie „jest”… I jakie mogłoby być, gdyby nadal Oni żyli?… Ile straciłem, przez to,, że odeszli? – Czy może coś zyskałem?…
Gdyby cmentarne aleje emitowały „blask” wspomnień i myśli o pochowanych tam zmarłych, pewnie stale tonęły by w świetle… Jaśniejszym niż blask zniczy. Zabrzmi to dziwnie, ale „oswoiłem” się ze śmiercią, dotykała mnie pośrednio… Przez własne cierpienie ( Mniejsza jaki to rodzaj cierpienia), przez cierpienie tych , Których dane mi było poznać i zatrzymać ich w swoim sercu, lecz nie w realnym świecie… Nie umiem płakać na pogrzebach. Ot śmierć jest dla mnie czymś naturalnym… Następną częścią „istnienia człowieka”, niewidoczną zmysłem wzroku, ale namacalną wszystkimi innymi zmysłami…
To, że w tych dniach nie można będzie wejść na Cmentarze, przyjąłem obojętnie… Nawiedzam zmarłych – Myślą o Nich!… Tłumy burzą ład myśli. Wybiorę się wtedy, gdy „spokój” ogarnie alejki.
(K.Miłosz)