Jesienne dywagacje II

… Obserwujemy, oceniamy, wydajemy osądy… Dobrze gdy te „osądy” są poparte wiedzą na dany temat ( chodzi mi o te, dotyczące innych ludzi)… Znaczy się, wiemy na tyle dużo, by nasza opinia była wiarygodna… Cóż można dowiedzieć się o „człowieku” z paru linijek tekstu?- niewiele…. Z jednej zapisanej kartki? – można wyciągnąć pochopne wnioski… Dopiero gdy przeczytamy całe opasłe tomisko, pisane przez kilkunastu autorów ( a dotyczące jednego człowieka)… Wtedy dopiero można przyjąć , że się te „osobę zna”.( nie widząc jej na oczy )
… Obserwujemy, nabywamy doświadczeń, poglądów… Dobrze jest mieć „swój własny pogląd”… Ale kurczowe trzymanie się „jego słuszności” jest niczym innym jak – zarozumialstwem… Poglądy nie są „rzeczą stałą”. Poddawanie wątpliwości swoich poglądów, powinno być czymś normalnym…
… Obserwujemy, uczymy się, nabywamy wartości, staramy się zrozumieć Innych… Dobrze, gdy nasze „wartości” pokrywają się (lub są pokrewne) z wartościami Innych, ogólnie przyjętymi za „żelazne wartości” .
… Obserwujemy… I mówimy o tym, co widzimy… Możemy jedynie przekazać to co widzimy naszymi oczami.. jakie są nasze myśli, uczucia… Ale to wcale nie znaczy , że nas ktoś zrozumie….

Sprzeczności

Sprzeczności własnych myśli,
sumienia dywagacje,
w każdym ruchu,
w każdym geście,
w słowie… wahanie:
– Czy ja, to ja?
Niepewnie stawiając kroki
idę do Ciebie.
Przyjmiesz mnie takim, jakim jestem?
Czy wskazując palcem drzwi, powiesz:
– Wróć. Nie chcę cię tu!
– Twoją Duszę skazuję na wygnanie,
niech błąka się między niebem,
a piekłem…

Nie jesteś ani dobry, ani zły.
Po prostu „Jesteś”, więc żyj.

***

07,04,2009

– Stary Fotel zawył boleśnie sprężynami, pod Moim ciężarem; – Mógłbyś w końcu wziąć się za odchudzanie!.
Był przesiąknięty zapachem stęchlizny, wilgotny… Wstałem a On zamamrotał;
– Zdecyduj się!?
Łapiąc za dębowe oparcia przeciągnąłem go z rogu balkonu, gdzie stał całą Zimę, na środek do słońca.
– Człowieku! – Zaskrzypiał każdą swoją cząsteczką. – Nie szarp mnie! Moje nogi w przeciwieństwie do twoich nóg – są z drewna…
Gdy już stał na środku balkonu zemną, wygodnie w nim usadowionym z fajką w ustach i kieliszkiem wina, On znów zaskrzypiał: – Tylko nie wypal mi dziury w tapicerce!… I nie gaś jej winem.
Ten fotel stoi na balkonie już kilka ładnych lat. Jest jedną z pamiątek po mojej babci. Wiekowy mebel, który przytaszczyła z sobą na Ziemie Odzyskane, gdzieś spod Mariampola.
Z wyblakłym i wytartym obiciem, łuszczącym lakierem, nie pasował do żadnego wnętrza a wyrzucić żal, więc wylądował najpierw w moim gabinecie, potem wprost z niego na balkon… O ile droga w „tamtą” stronę była możliwa, powrotna droga już nie, więc został tam na stałe.
Malutki balkon od południowej strony domu z zachodzącym na niego dachem.
Pod nim taras, frontowa część ogrodu, widok na drogę i dom sąsiada – Cały Jego świat.
Późną Jesienią i Zimą trochę zapomniany przeze mnie… Z Wiosną, to mój najlepszy kompan.
Tkwimy na tym „naszym” balkonie, obserwujemy, słuchamy, gadamy – Bo trudno nazwać „rozmową” jego skrzypienie sprężyn przy każdym moim najmniejszym ruchu…

***

15,11,2020

Jesień, mglistych poranków i chłodnych wieczorów…  W wędrówce  bez celu, zatrzymałem się  przed oknem wychodzącym na balkon… Czasem miewam tak, że snuje się po domu jak duch z przeszłości, szukając różnych „chwil” które bezpowrotnie przeminęły …  Jak Ów fotel… Po starym fotelu zostało tylko wspomnienie, nie był zrobiony „na wieczność”… Korniki rozsmakowały się w dębowym drzewie… Skruszało przez tyle lat. .. Zmiękło. Nie oparło się ” zębowi czasu” i apetytowi Kornika… Z poręczy powstał stojak do wieszaka( jedyne części, którym dało się nadać jakąś postać)… Reszta znikła ( … To najlepsze wytłumaczenie, dla niechcianych już rzeczy)… Jego wygody, nie zastąpił , żaden inny fotel… I ten „bujany” równie stary, a tym bardziej te „nowe”… Obite skórą  z nowoczesnym „desing – iem” ( Te w ogóle są całkiem nieme…). Tęskno mi było za nim… Jak i za wszystkim innym – miłym sercu i duszy… Co na trwałe zapisało się w wspomnieniach.

… Zwykła rozmowa, taka „o niczym”, żarty, poważne dyskusje… kłótnie.
Wszystko wynika z tego, że człowiek nie jest stworzony do milczenia. Chce się dzielić tym co widzi, czuje…. Chce rozmawiać o tym o czym marzy, za czym tęskni…. Chce przedstawiać swoje poglądy, opinie…. Opowiedzieć o tym , co go trapi i to, co sprawia mu radość. Chce poczuć się „wysłuchanym”, zauważonym… Chce pokazać, że widzi, słyszy, czuje… żyje.
Przeglądałem cały mój watek od początku… Kilka bzdur, trochę marudzenia, parę frazesów, mądrości parę i troszkę powagi – zwykła rozmowa.( Czasem z sensem lecz bez znaczenia. Czasem ma znaczenie, choć trudno do patrzeć się w niej sensu).
… Przeglądałem i w trakcie przypomniał mi się chłopak… Leżał na łóżku jak „kłoda”. Sparaliżowany, jego ciało było bezwładne… Pisałem o Nim tu w wątku ” Jak Motyl”…Uwielbiał gdy siadało się na kraju łóżka i mówiło… mówiło do Niego. Nie miało, to większego znaczenia „o czym”, byle było „prawdziwą” rozmową. …. Źrenice jego oczu reagowały na te „opowiadania” gwałtownie. Jak gdyby chciał odpowiedzieć; – Słucham… Żyję!.

Niemoc


W bezwładnym ciele
wciąż jeden gest na twarzy…
Gdyby nie łzy w kącikach oczu,

nie wiedziałbym nic o tym,
jak niemoc potrafi boleć.
Był jak Marionetka,
która leży w Muzeum Lalek.
Już nie ożywi jej niczyja dłoń.
Pokryta kurzem i pajęczyną
niespełnionych marzeń.
Żyje, ale czeka na śmierć.
Dlaczego nie mam daru uzdrawiania..
Chwytając za jego zimne dłonie, powiedziałbym:
– Wstań i idź!
Nie jestem Bogiem.

Trzymając jego zimne dłonie,
obcieram z Jego policzków łzy.


Jak bardzo niemoc boli!

Jeden komentarz do “Jesienne dywagacje II”

Możliwość komentowania została wyłączona.